9 marca 2013

Dom Nauki Wrażeń


          W jaskini było ciemno. Ale nie była to taka zwykła ciemność. To jedna z tych, której nie odróżnia się od pustki. Niezależnie od tego, czy zamkniesz oczy, czy też pozostaną one otwarte i tak nie czujesz różnicy i nawet się już nie boisz, bo sam nie wiesz czego bać się powinieneś. Wiesz, że przed tobą znajduje się jakaś przestrzeń, czas, może granica, ale jednocześnie jej nie ma. Nie istnieje, gdy jej nie widzisz, bo nie chcesz, by istniała. Za bardzo się lękasz, że może stać tam, gdzie wcale, ale to wcale nie powinna.
          W jaskini było zimno. Ale nie był to taki zwykły chłód. To jeden z tych, który przeszywa aż do szpiku kości, który czuje się wszędzie niezależnie od tego, jak bardzo się skulisz, otulisz puszystym ogonem, czy jak szybko będziesz pocierał łapy o siebie. Taki, który zamienia krew w lodowaty kamień, a rozmrozić go później ciężko. To taki chłód, którego nie można w sobie zwalczyć.
            A co najważniejsze, w jaskini nie było nadziei.
          Ale gdyby podejść trochę dalej, kilka kroków w głąb bezkresnej pustki dałoby się zauważyć mały płomyk światła palącej się świeczki, a tuż przy nim zielonooką samicę, która dawno już poddała się dwóm jaskiniowym czynnikom. Wciąż walczyła z trzecim. Wpatrywała się w ogień, jakby siłą woli chcąc go utrzymać przy życiu, jakby w tamtej chwili był on jedyną rzeczą trzymającą ją na tym świecie. Poświęcała mu całą swoją energię, bo gdyby nie on straciłaby rozum. Kiedy zły wiatr zawiewał w ich stronę, ona stawała w obronie swojego przyjaciela ochraniając go własnym ciałem przed zdmuchnięciem, za to on oddzielał ją od obłędu. Trwali w symbiozie. Fleur kochała swój płomyk, a on kochał ją. I tak było cały czas.
          Jednego z tych dni postanowiłem jednak zadziałać, gdyż uznałem, że i samicy i płomykowi było razem za dobrze. Podkradłem się do nich, gdy Mai zasnęła i jednym dmuchnięciem zgasiłem całą jej nadzieję. Wszystko, co trzymało ją w tym miejscu i dzięki czemu była w stanie funkcjonować. Obudziła się tylko na chwilę i spojrzała na mnie swoimi pistacjowymi ślepiami. W tej sekundzie zrozumiałem, że serce rozerwało się jej na pół. Bezgłośnie wołała: „Dlaczego?”. Nigdy jej nie odpowiedziałem.
          Może ktoś spyta mnie ponownie? Również nie odpowiem. Mogę tylko powiedzieć, jak mi na imię, choć to nie tajemnica. 
            Możecie mi mówić Życie. 

Strasznie długo już nie pisałam.    

2 komentarze:

  1. [Jest piękne. Być może można byłoby uprościć kilka słów, by zrobić opowiadanie lżejszym, ale zarówno sens metaforyczny, jak i sam opis - pierwsza klasa. Mai, Ty jesteś właśnie tym, kto napisze ciąg dalszy Standego Opowiadania moja droga.]

    OdpowiedzUsuń