22 stycznia 2015

Eluvi

Imię: Eluvi
Płeć: Samiec
Rasa: Likaon
Hierarchia: Alchemik/ uczeń na alchemika
Wygląd: Eluvi wygląda jak typowy Likaon, odrobinkę mniejszy niż inne, mierząc ledwie pięćdziesiąt centymetrów w kłębie. Z powodu wystawienia na duże ilości toksyn jego oczy biją jasną zielenią. Często nosi kapelusz z szerokim rondem Posiada formę humanoidalną, przemienia się wtedy w kopię swojego dawnego pana. Ubiera się wtedy zwykle w przypalone ubrania, w których karzeł zginął, czarną, nieskomplikowaną szatę i kapelusz lub kaptur.
Charakter: Jak na nieumarłego Eluvi jest całkiem żywy, co nie mówi w sumie zbyt dużo. Wyjątkowo spokojny, choć czasem cyniczny likaon stroni od walki, preferując znacznie bronienie się szeroką gamą mikstur i eliksirów, z którymi nie rozstaje się o krok. W relacjach socjalnych bywa oziębły, nie znając do końca norm, nie rozpoznając dobrze uczuć. Stara się dopasowywać do innych na poziomie emocjonalnym. Sam ze sobą jest jak cyniczna gąbka, mieszając wszystkie spotkane bodźce by kreować swoją personę z chwili na chwilę. Uwielbia palić fajkę.
Historia: Niewiele pamięta się jeszcze o dawnej alchemii, sztuce leżącej na cienkiej linii między magią a zielarstwem. Ta właśnie alchemia, pachnąca intensywną, neonową niemalże zielenią dała życie Eluvi, gdy pewnej chłodnawej nocy nieuważny adept sztuki sięgając po kaganek by oświetlić niezbyt wikwintną, ale z pewnością ciekawszą niż zadaną mu księgę przewrócił niepozorną fiolkę na preparowane truchło wypłoszowatego wilka. Przerażony uczeń, niepewien najlepszego kursu akcji w takim przypadku zdecydował zrobić to, co każdy pracujący przy truciznach, łatwopalnych miksturach i innych przedmiotach, których ledwie szturchnięcie mogłoby doprowadzić do eksplozji - wyrzucił tacę przez okno. Eluvi zaczął budzić się w locie, nie świadom jeszcze nadchodzącej ziemi, czy raczej prędkości z jaką on nadchodził.
Obudził go dopiero poranny deszcz, rozchlapujący kałużę fioletowawego płynu prosto na jego nos. Fuknął niezbyt zadowolony i podniósł łeb, by zobaczyć przed sobą siedzącego ze skrzyżowanymi nogami karła, który niemalże natychmiastowo ogłuszył go tą samą tacą, na której mniej niż dobę temu wyleciał z wieży.
Następne tygodnie Eluvi spędził u boku tego właśnie karła, który okazał się być nauczycielem nieuważnego alchemika ze szczytu baszty, jednym z profesorów uczelni i wyjątkowym fanem gotowania. Niestety, jak nietrudno się domyślić, praca przy delikatnych, wybuchowych miksturach bywa niebezpieczna i pewnego zimowego poranka uniwersytet alchemiczny stanął w płomieniach, gubiąc zarówno karła, ucznia, wieżę oraz tacę, jak i wielką bibliotekę, w której Eluvi spędzał większość czasu, gdy akurat nie pałętał się za profesorem.
Bez domu, nauczyciela, ale z torbą moździerzy, destylarek, statywów, trójnogów i kolb, Eluvi wyruszył znaleźć nowy dom

21 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie II



         Szedł czarnym korytarzem. Złapał za kolejną klamkę i szarpnął.
- Kurwa! – krzyknął szarpiąc się z kolejną. Oparł czoło o drzwi i zaczął uspakajać oddech. – W co Ty pogrywasz? – wyszeptał sam do siebie. Zamknął na chwilę oczy i cofnął się na środek korytarza. Spojrzał w prawo – pełno drzwi, w lewo – to samo. Zacisnął zęby i pięści. Nie wie ile tak chodził, ale powoli tracił zmysły. Zaczął chodzić od ściany do ściany, nawet nie łapał już wszystkich klamek. Trochę jakby się zataczał. Naglę usłyszał echo swoich kroków. Zatrzymał się. Ustały. Ruszył, znowu je usłyszał. Przyspieszył nieco, a echo wraz z nim. Zaczął łapać wszystkie klamki, one nadal nie puszczały. Klepnął jedna futrynę, potem drugą, w następną przywalił.
- Membu! – wrzasnął i potargał swoje włosy. Zaśmiał się, zaczął się śmiać i schował twarz w dłoniach. Przykucnął nadal z tym dziwnym śmiechem wydobywającym się z gardła. Krzyknął i odsłonił oczy zakryte wcześniej dłońmi. Śmiech ustał. Baru spojrzał na jedne z drzwi. Spod nich wydobywało się światło. Wstał i lekko przekręcając głowę ruszył do nich, powoli. Zbliżył się i przejechał po framudze dłonią. Chwycił delikatnie klamkę i równie delikatnie ją przekręcił. Drzwi zaczęły się otwierać…

      Na początku ujrzał światło, bardzo silne światło poraziło jego oczy. Dopiero po chwili dało się widzieć jakiekolwiek kontury. Pokój do którego trafił był cały biały. Podłoga zlewała się ze ścianami. Rozejrzał się mając wrażenie zwolnionego czasu. Pełno sztalug. Stało tu pełno sztalug. Wszystkie miały na sobie płótna, jednak stały tak, że nie dało się zobaczyć co na nich widnieje. Chłopak wszedł powoli do środka, jego wzrok nadal przyzwyczajał się do tych jasności. Dopiero teraz przypomniał sobie o oddychaniu, które wstrzymał przy chwytaniu za klamkę. Rozglądał się cały czas. Ruszył do najbliższej sztalugi dopiero, kiedy całkowicie odzyskał wzrok. Zafascynowany tą zmianą, tą jasnością spojrzał na obraz widniejący na płótnie. Odskoczył lądując prawie, że na kolejnej sztaludze. Na nią również spojrzał odruchowo i znowu się wystraszył. Chciał odwrócić wzrok od tych szpetnych i przepełnionych agresją obrazów, jednak teraz gdziekolwiek spojrzał one go otaczały. Jedynie droga przed nim gdzieś prowadziła. Bez zastanowienia ruszył tam, co chwilę zerkając na płótna. Dobrze wiedział kto jest autorem tych „arcydzieł”. Skrzywił się i przestał całkowicie na nie zerkać. Do czasu. Coś naglę przykuło jego uwagę. Kolor… Na obrazie pojawił się kolor, do tego nie kolor krwi. Baru zatrzymał się i spojrzał na płótno. Całość była jakaś taka smutna, dwie sylwetki, chyba męska i kobieca. Niewyraźne, przedstawione z za długimi nogami i bez twarzy. Mężczyzna trzymał coś w dłoniach, jakieś zawiniątko. Właśnie ono było jedynym kolorem w całym tym obrazie. Chłopak przysunął twarz bliżej, aby dojrzeć cóż to takiego. Nagle usłyszał jak coś przecina powietrze i nad jego głową, prosto w sztalugę trafił nóż. Czarnowłosy odwrócił się gwałtownie i spotkał wzrokiem znajomą twarz. Sztaluga wywaliła się, a obraz spadł na podłogę.
- Co Ty tu robisz? – warknął Białowłosy i ruszył agresywnie w stronę swojego gościa. Baru przytkało. Widok Membu i samo pytanie. Jak to co on tu robi do cholery? Pasożyt wbrew pozorom nie szedł na chłopaka. Pchnął go jedynie gdzieś na bok i postawił sztalugę. Szybko podniósł obraz i ułożył tak jak stał. Przejechał jeszcze palcem po kolorowym zawiniątku i spiorunował Baru wzrokiem.
- To jakaś sztuczka? – wysyczał przez zaciśnięte zęby i wyjmując nóż z sztalugi przyłożył go do gardła chłopaka. Baru zmarszczył brwi i odepchnął jego dłoń.
- Mógłbym zapytać o to samo! – bez zastanowienia wyciągnął nóż tak długo szukany, tan dobrze znany. Membu spojrzał na broń i uśmiechnął się pod nosem. Zrobił kilka kroków w tył i zaśmiał się głośno, tym swoim psychicznym śmiechem. Spojrzał jeszcze na chłopaka i ruszył tam, skąd przybył. W tym zlewającym się pokoju trudno było stwierdzić nawet gdzie są jakiekolwiek kierunki. Zatrzymał się przy sztaludze i pokręcił głową. Zaczął coś malować.
- W moim własnym świcie mi odbija – znowu się zaśmiał, a Baru całkowicie zgłupiał. Przyglądając się uważnie Białowłosemu ruszył w jego stronę. Nóż nadal miał wyciągnięty. Pasożyt jednak przestał zwracać na niego uwagę. Baru zaczął go okrążać, powoli i w dość dużej odległości, ale jednak. Nagle coś przykuło jego uwagę. Zatrzymał się i znowu rozejrzał. Tutaj obrazy były rozwieszone na ścianach. Tutaj ściany były w obrazów. Czarnowłosy otworzył lekko usta i spojrzał po nich wszystkich. Najwięcej przedstawiało chłopca, chłopca w różnych etapach wieku. Inne przypominały wilka, głównie szczenię. Te obrazy miały jakiś kolor, chociaż odrobinkę. Te obrazy jako jedyne nie zawierały ran, okaleczeń, krwi. Chłopak znowu zmarszczył brwi i znowu ruszył okrężną drogą w stronę Membu. Tym razem jego umysł atakowało pełno myśli. Kiedy doszedł już do strony pleców Białowłosego i zaczął się zbliżać, coś spowodowało, że spojrzał na malowany przez chłopaka obraz. Zastygł.
- Matko… - jego oczy rozszerzyły się, a on spoglądał to na świeży obraz, to na te powieszone. Membu również zastygł. Po chwili jednak wrócił do malowania.
- Tu nigdy lęk nie ściga mnie, Ty nie jesteś stąd dlatego od tych stron, proszę Cię z daleka trzymaj się… - wyszeptał nagle Pasożyt. – Widzę Twój świat przez oczy twe, nie przynoś go do mnie, nie zbliżaj tu się. Wiem dobrze co ból i znam setki kłamstw…
- Więc odejść mi daj póki czas – dokończył Baru i ich spojrzenia znowu się skrzyżowały. – To Tristan – wskazał brodą na malowany obraz i na całą resztę wyróżniających się dzieł. Membu zagryzł zęby, a zza jego rękawa zaczął wydobywać się czerwony bat.
- CO Ty tu robisz!?! – krzyknął Białowłosy i bez chwili zwątpienia ruszył na Baru. Bat zatrzymał się na nożu. Zaczęli walczyć.
- Nie udawaj! Jeszcze niedawno odesłałeś mojego przyjaciela! – krzyknął Baru.
- Ty skurwysynie… - chwycił Baru za gardło i przybił do ściany. Ten kaszlnął i drasnął go nożem. Membu automatycznie puścił uścisk i odskoczył kawałek. – Skąd go masz?! – spiorunował chłopaka wzrokiem.
- Od kiedy to jesteś taki ciekawski? – zapytał Baru z kpiącym uśmiechem. Membu na te słowa zaraz się opanował i wyprostował.
- To tylko wyobraźnia… - odparł.
- Nie mój drogi, zrobię tak jak prosiłeś… Dam Ci odejść, odejść póki czas – teraz to Baru skoczył do Membu. Zaczął się pojedynek co chwilę przerywany tym chorym śmiechem. Ostatecznie czerwony bat złapał nogę Baru i po wystawieniu drobnych kolców, cisnął gdzieś, w pustą biel.
- Spójrz na siebie! Jesteś żałosny! Myślisz, że ten nożyk wystarczy?! – Pasożyt znowu się zaśmiał. – Opuściłeś rodzinę, opuściłeś przyjaciół… Opuściłeś syna! – warknął do Baru. – Po co? Tak bardzo chcesz zginąć? – zaśmiał się.
- No popatrz… - wysapał Czarnowłosy. – Czyli jednak Ci się udało… - obolały podniósł się na łokciu. Membu zmrużył oczy i spojrzał na niego. – No co? Zabijałem niewinnych ludzi, tak ja Ty, ojciec mnie nienawidzi, tak jak Ciebie – Baru zaczął wstawać powoli. – Zostawiłem rodzinę, tak jak Ty… - wstał i spojrzał na Membu spod byka. – Opuściłem syna, jak Ty! – krzyknął i już zaraz znowu wisiał w powietrzu trzymany przez Pasożyta.
- Nigdy Go nie opuściłem! To przez Ciebie mnie przy nim nie było! – wrzasnął patrząc mu w oczy. Baru jednak szybko zamknął je, tak, aby Membu nie miał na niego wpływu.
- Wiesz co nas różni – ledwo wydyszał Baru. – Ja mam przyjaciół… - chwycił dłonie Pasożyta wypuszczając przy tym nóż. Membu zacisnął zęby i znowu cisnął nim gdzieś w pustkę. Baru znowu zakaszlał, zostawił nieco karmazynu na idealnie białej podłodze i spojrzał na idącego tu Pasożyta.
- Wiem co planowałeś, chciałeś, abym stał się taki jak Ty, chciałeś usprawiedliwienia, chciałeś dowodu, że taki potwór jak Ty może być w każdym! – wydarł się i ruszył na Membu, mimo pustych dłoni. Zaraz znowu leżał przygniatany kolanem napastnika.
- Brawo, zgadłeś, a teraz Cię zabiję i będę wracać do sił… - wyszeptał Białowłosy do ucha chłopaka i uśmiechnął się pod nosem. Sięgnął po nóż, który wypadł Baru i wymierzył w niego. Już miał zadać ostatni cios, ale Czarnowłosy zablokował cios i szybkim ruchem pozbawił go noża, który wzleciał gdzieś w powietrze, i wyrwał się z uścisku. Membu zaśmiał się.
- Dorwę Cię – prawie, że zaśpiewał. Baru kaszląc ruszył gdzieś przed siebie. Obejrzał się za Pasożytem i… wpadł nagle na jakieś biurko. Wylądował na podłodze, a na niego spadło jakieś płótno. Uwalony farbą wstał i szybko odstawił obraz, tak, że opierał się o biurko. Znowu zastygł. W tym momencie na widoku pojawił się Membu i zatrzymał się gwałtownie widząc co ogląda chłopak.
- Mój Boże… - wyszeptał Czarnowłosy i spojrzał na Membu prawie, że zaszklonymi oczami.
- Zamknij się – powiedział Białowłosy przez zaciśnięte zęby. Baru pokręcił głową.
- To nie tak, to wcale nie tak jak myślałem… - powiedział już głośniej i zrobił krok w stronę Membu.
- Powiedziałem, że masz być cicho! – wrzasnął Pasożyt, jednak ani drgnął.
- Ty chciałeś bym Cię zrozumiał… - wszystko nagle stało się jasne. Wszystkie te złe sny, szeptanie w głowie. Chwalenie złych uczynków, zachęcanie i zmuszanie do nich. Baru chwycił się za głowę. Membu miał na celu odtworzyć to wszystko co On przeżywał. Pewnie nawet sam nie zdawał sobie z tego sprawy. – Nie chodziło o mnie, chodziło o kogokolwiek… - Baru zadrżał i spojrzał w oczy Pasożyta.
- Na pewno czułeś kiedyś wielki strach, że oto mija Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas. Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept, tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen, słowa zlewają się w fałszywy ton, gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd… - Membu zacytował i zacisnął zęby. Patrzył na Baru, przyglądał mu się. Zacisnął nawet dłoń na czerwonym bacie i ruszył w jego stronę.
- Przepraszam – Baru wypalił nagle i znowu spojrzał Mu prosto w oczy. Membu zatrzymał się centralnie przed jego twarzą. Jego oczy powiększyły się i zrobił dwa kroki w tył.
- Że co? – pierwszy raz, od wielu lat, na twarzy tego chłopaka pojawił się szok. Baru przełknął ślinę.
- Czułeś wielki strach, minął Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekałeś, ale nie doczekałeś się, została w Tobie sama gorycz… - Baru mówił, a Membu cofał się coraz bardziej w tył. – Żyjąc w nienawiści, w zgrzycie znieczuliłeś się na drobne, miłe gesty. Nie mogłeś spać, wszystko co dobre było dla Ciebie kłamstwem, bo bałeś się wrażliwości, boisz się jej, boisz, bo była biletem w jedną stronę dla Twojej matki – Baru szedł cały ten czas, powoli, w stronę Białowłosego. Na słowo „matki” Mambu podniósł głowę i przywalił Czarnowłosemu bardzo mocno. On zatoczył się i złapał za nos. Podciągnął nim.
- Okłamali mnie z nadzieją że, uwierzyłem i przestanę chcieć, muszę leczyć się na ból i strach.
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak? – Membu znowu się zaśmiał i spojrzał pogardliwie na Baru. On wyprostował się i odsłonił zakrwawioną twarz. Z nosa ściekał strumyczek karmazynu. Chłopak otarł usta rozmazując krew jeszcze bardziej.
- Chodź… - wyciągnął dłoń do Białowłosego. – Pokaże Ci jak… - wyszeptał i podciągnął nosem. 
          Membu zaczął szukać po omacku ściany, szukał czegoś za sobą. Trafił, trafił i z niedowierzaniem patrząc na Baru zjechał po niej. Jego uśmieszek zniknął, w oczach pojawiło się zagubienie.
- Nie Twój ojciec, nie matka, nie Tin i nie Tristan… Ja – dodał Czarnowłosy i znowu, powoli, ruszył w stronę chłopaka.

CDN.

[Nie, jeszcze nie wracam, ale nie mogłam się powstrzymać ^^]

17 stycznia 2015

Koniec Listy Obecności + koniec sondy.

Nie podpisali się:

14 stycznia 2015

Głos z ciemności.

Imię: Kitsune
Drugie Imię: Kageerou
Przezwiska: Kits, Kitsu, Kitsa, Kisiel, Kitsuś, Wypłosz, Lisek. Byle nie Kit. Nienawidzi tego.
Jest również znana pod kilkoma przydomkami: Alpha Baineann, Cienisty Kruk, Głos z Ciemności, Leśny Cień, Kwiat Skorpiona i Lazurowy Płomień.
Hierarcha: Zielarz. 
Ród: De'Ayamari
Rasa: Reav'zhot
Wiek: 9 lat (Na ludzkie 19 lat).
Płeć: Samica.
Ciekawostki:
- Potrafi biec 80 km./h a nawet 90 km./h
- Ma 1.76 m wysokości, a jej ciało ma długości około 1.80 m.
- Posiada kły jadowe, dwie pary.
- Używa czarnej magii i zwyczajnej także.
- Posiada postać ludzką i antropomorficzną (anthro).
- Miewa załamania nerwowe.
- Jest sadystką.
- Widzi gorzej na prawe oko.
- Posiada 20% krwi demona, dzięki DNA swej praprababki.
Umiejętności:
 * Przy pomocy swoich kłów jadowych potrafi wstrzyknąć paraliżujący jad ofierze. Jad ma jedynie funkcję osłabienia przeciwnika.
* Potrafi tworzyć kule ognia. Jej łapy ''płoną'' lazurowym płomieniem, jednakże płomień nie rani jej w żaden sposób. Zieje również lazurowym ogniem.
* Zna kilkanaście przydatnych zaklęć w zakresie czarnej magii. Nadal zgłębia jej tajniki.
Rodzina: Shushana Laineiia (Matka), Karyus Lerrner (Ojciec), Karasu Karin (Starsza siostra) - Podobno urodziła się 2 lata wcześniej od KitsPóźniej ślad i słuch po niej zaginął. Qa'vi Mjoll (Przybrana matka), Asharad (Przybrany brat), Destroy (Przybrana siostra), Amaranth Trent, Aesthin Shikan, Kushina (Synowie i jedna córka). Nicolai (Przybrany syn). Jej rodziną są także członkowie HOTN.
Specjalizacja: Tworzenie eliksirów, mikstur oraz silnych trucizn, walka wręcz, łowiectwo i
skrytobójstwo.
Pochodzenie: Verden - Jest zupełnie inny od tego
świata. Jest obfity w malownicze krajobrazy i żyje tam pełno zwierząt, które występują
wyłącznie na tejże wyspie. Oczywiście są tam ludzie (A raczej elfy). A jeśli
chodzi o miejsce to: Las Cieni - Terytorium De'Ayamari.
Charakter: Ma dosyć trudny, trochę zadziorny charakter, więc otacza się w małym gronie osób, które sobie bardzo ceni. Innych trzyma na dystans. Kitsune bywa często wredna, pyskata, wulgarna, niezależna, szczera, ironiczna, sarkastyczna, zgryźliwa, szorstka, agresywna i arogancka wobec osób, które jej się nie podobają lub, gdy ma zły humor (Czyli dość często). Krótko mówiąc: Podła, znerwicowana menda i hipokrytka. Niekiedy jej głos pobrzmiewa sam w sobie ironią. Ludzie niekiedy odbierają ją jako niemiłą, lub tą-co-popieli-wzrokiem. Jednakże (O dziwo!) sprawia wrażenia zimnej suki. Po prostu jej 'szorstka powłoczka' jest mechanizmem obronnym. W rzeczywistości jest dobra, szczera, przyjacielska i miła, lecz trzeba dać jej szansę i trochę czasu na otwarcie się. W towarzystwie przyjaciół bywa zwariowana. Jednak nie należy do ufnych. Doświadczenie życiowe ją wiele nauczyło, więc niełatwo u niej zapracować na zaufanie.
Lubi: Koty, wilki, kruki, święty spokój, spacery po lesie, polowanie, pełnie księżyca, tworzenie mikstur, okultyzm, naturę, zbieractwo, walki, szkicowanie.
Nie lubi: Tchórzy, zarozumiałości, ignorancji, bezczelności, tchórzy, kłamstw, nieszczerości, hałasu, upałów.
Historia: Urodziła się w Lesie Cieni, gdzie osiedlił się waleczny klan - De'Ayamari. Matka i ojciec rządzili na tych terenach żelazną ręką. Po ich śmierci Kitsune miała nim rządzić. Uczyli ją walki wręcz, łowiectwa a także skrytobójstwa. Jednak sielanka została przerwana, gdy jej rodzice zostali zabici przez zdrajców. Członkowie klanu byli zmuszeni do wojny ze swoimi byłymi sojusznikami, a ona do ucieczki. Jednak na drugi dzień jeden z nich ją odnalazł i chciał pozbawić ją życia, ponieważ zapragnął podporządkować sobie cały ród De'Ayamari. Doszło do impasu. Stanęła z nim do pojedynku na śmierć i życie. Walczyli zacięcie, jednak to młoda samica wygrała to starcie. Oponent zginął śmiercią tragiczną, dzięki jej zdolności, która ujawnia się u każdego Reav'zhota w wieku dojrzewania, czyli jad. Od tego czasu zaczęła prowadzić
samotny tryb życia. Po dwóch miesiącach opuściła Verden, gdyż zapanowała tam wojna domowa
między dwiema rasami Elfów. 

Gdy znalazła się na tym świecie poznała Qa'vi Mjoll, szamankę oraz zielarkę. Przygarnęła młodą wilczycę i przez około dwa lata traktowała ją jak własną córkę, której nigdy nie miała. Mjoll nauczyła ją wszystkiego co wie o zielarstwie, tworzeniu mikstur, trucizn, a także czarnej magii. Rok później poznała pierwszą miłość. Błękitnookiego basiora o sierści z lodu. Miał na imię Houkou - był młody i łagodny, pochodził z Północy. Związali się i żyli razem, wędrując po rozmaitych krainach. Jednak znudził im się koczowniczy tryb życia, więc postanowili się rozdzielić w poszukiwaniu spokojnej przystani. Obiecali sobie, że się wkrótce spotkają i założą rodzinę. Dołączyła do Watahy Dzikich Wilków, której Alphą była Uneven - wówczas jej przyjaciółka. Była wtedy młoda i głupia, co spowodowało, że narobiła sobie wrogów. Jedni nią gardzili, a niektórzy atakowali z agresją. Z czasem się uspokoiło, a po miesiącu Houkou odnalazł ją, dołączył do stada, w którym założyli prawdziwą rodzinę. Mieli trójkę dzieci. 

Wataha niestety po jakimś czasie upadła, a Kitsune założyła wraz ze swoim małżonkiem Watahę Wilków Cienia, gdzie żyli w spokoju. Rządziła wraz ze swoimi przyjaciółmi z poprzedniego stada - Uneven oraz Akashim. 2 lata później Houkou zginął w walce w obronie watahy przed intruzami. Owdowiała Kitsune chciała wyruszyć wraz z towarzyszami w wyprawę, mającej na celu pomszczenia nieżyjącego basiora, lecz daremnie. Po 8 miesiącach istnienia Wataha Wilków Cienia upadła. Wyniszczyły ją kłótnie, niepewność i strach. Straciła swój dom i przyjaciół, którzy stracili do niej zaufanie. W szczególności Uneven, które przez pewien okres czasu nie znosiły się. Jednak samice pogodziły się w pewien sposób, ale kontaktów nie utrzymują po dziś dzień. W Imperium Cienia poznała nowych przyjaciół, zdobyła zaufanie przywódczyni (Którą zresztą bardzo lubiła i szanowała) i awansowała na stanowisko Bethy., będąc u władzy z czterema przyjaciółkami, Safire, Drakojaną, Shade i Aną. Jednak i ta wataha upadła. Kits bywała na wielu stadach, ale na żadnym nie zagrzewała długo miejsca. Zmęczona i wykończona ciągłymi wędrówkami natrafiła na Stado Nocy, które obserwowała jeszcze przed dołączeniem. Zaryzykowała - dołączyła. Nie pożałowała. Spędziła w HOTN najlepsze lata swojego życia. Poznała wiele wspaniałych osób, dzięki którym czuła się jak w domu. Najwięcej zawdzięcza Aldieb, Anaid, Kogę Savirę, Aspeney i Destroy. Limonkowo-grzywa vernidka. Postrzelona wariatka z ADHD. Kochała ją jak własną siostrę, świetnie się rozumiały.

Reav'zhotka postanowiła po 2-3 latach odejść ze stada, bez słowa, bez jakiegokolwiek pożegnania. Prawdopodobnie zamieszkała jako człowiek w ludzkich siedzibach, popadając w coraz głębszą depresję, która towarzyszyła jej kilka miesięcy przed odejściem ze Stada Nocy. Lecz po czasie zaczęła żyć normalnie. Ułożyła sobie życie na nowo.

Po 3 latach zdecydowała jednak się powrócić na tereny Stada Nocy, szczęśliwsza niż kiedykolwiek. 

Wygląd: Wilczyca jest posiadaczką gładkiego, delikatnego, przyjemnego w dotyku, średniej długości, ciemnoszarego futra oraz grubego, długiego ogona łudząco podobnego do irbisiego, który jest zakończony białą końcówką. Prawą stronę pyska prawie zawsze zasłania jej długa za pysk, niesforna grzywka. Wielkością może nie dorównuje niedźwiedziowi, jednak można ją zaliczyć do sporych. Reav'zhotka ma bowiem około 1.76 m. Posiada cztery charakterystyczne białe pręgi na grzbiecie, szary rozwidlony jęzor i nietypowe oczy (Tęczówki koloru srebrzystego, pionowe źrenice i czarne białko oczne). Jej atutami są ostre jak brzytwa szpony, zagięte jak u kota. Na końcu pyska ma błonę. Kły jadowe mają 4,5 cm i posiada ich dwie pary. Żuchwa i szczęka są połączone elastycznym więzadłem, co pozwala jej na otwieranie szeroko pyska. Długie, lekko umięśnione łapy są przystosowane do długiego chodu po nierównych terenach, niekiedy po górach oraz do walki wręcz. Łapy ma specyficzne - są masywne i posiadają pięć palców. Smukła i specyficzna sylwetka wadery pozwala zwinne poruszanie się w terenie. Jest bardzo wytrzymała fizycznie. Przypomina trochę sylwetkę gepardzią ; Biodra ma nieco wyżej osadzone niż łopatki. Lekko odstają jej żebra. Na szyi ma nastroszoną grzywę z gęstym, miękkim włosiem. Zawsze zdobią ją trzy jastrzębie pióra, wplątane we włosie oraz dwa zielone dreadloki. Nos wadery jest trochę upodobniony do szczurzego. Uszy ma dość długie, zakończone niewielkimi pędzelkami. Samica posiada liczne blizny, w tym na prawym oku, pysku, udzie, przednich łapach, na obu łopatkach, udzie. Na szyi widnieje srebrny pentagram lub naszyjnik z kryształem lapis lazuli.
Wygląd ludzki: Młoda, szczupła i wysoka wojowniczka (około 1,76 m) o bladej, wręcz mlecznej cerze. Waży 60 kilo. Twarz ma oszpeconą bliznami; na skroni prawego oka, wzdłuż policzków i nosa. Lecz blizny występują nie tylko na twarzy. Znajdują się jeszcze na lewym udzie (Ciągnie się przez prawie całe udo), biodrach, przedramionach, i na obu ramionach tylko jedna - są to pamiątki po licznych bójkach. Jest posiadaczką dużych zielonych oczu, lekko podkrążonych, często zmęczonych. Zawsze podkreśla je ciemnymi, lekko skierowanymi ku górze kreskami na powiekach - dzięki temu uzyskuje efekt 'kocich oczu'. Jej atutem są kształtne, pełne, malinowe usta, jednak często są lekko popękane lub rozcięte. Brwi ciemne, lecz ładnie zarysowane. Długie, kruczoczarne włosy, sięgające do łopatek, które przeważnie lubi związywać w kok lub koński ogon, z którego sterczą dwa jastrzębie pióra. Jednak najczęściej jej włosy są rozpuszczone, żyjące własnym życiem (czyt. rozwiane, potargane, pokręcone). Nos ma z deka orli. Uwielbia nosić pierścienie. Ma ich mnóstwo, z różnymi kamieniami, lecz najczęściej na jej palcu widnieje pierścień z czarnym kamieniem (Prezent od jej partnera). Nosi dwa rzemyki na szyi, na jednym z nich widnieje srebrny pentagram, zaś na drugim 'kieł' z hebanowego drewna. Czasami lubi zastąpić je innymi naszyjnikami, np. kryształem lapis lazuli, srebrnym półksiężycem, łapaczem snów, czaszką byka, młotem Thora, przeplatanką z żyłki (tzw. naszyjnik tatuaż), niekiedy nawet dusikiem z czarnej wstążki, na którym widnieje półksiężyc. Na lewym ramieniu ma wytatuowanego wilka. Na nadgarstkach nosi kilka bransoletek. Na lewym: Czarny rzemyk ze srebrnym śpiącym kotem, na prawym zaś przeplatankę z żyłki oraz łapacz snów z niebieskim kamyczkiem w środku i srebrnymi piórkami. Uszy są ozdobione kolczykami. W lewym znajduje się srebrna sztanga (Tzw. industrial), mały kolczyk na zacisk, podkówka oraz drewniana spiralka. W prawym tak samo, tylko bez sztangi. Prawie zawsze ubiera się na czarno. Często a na sobie wąskie, ale wygodne czarne spodnie ; przywiązana do ich nogawki jest skórzana pochwa na sztylet, skórzane nagolenniki i karwasze, czarną koszulkę z rękawami do łokci, lekką, acz wytrzymałą zbroję z czarnego, bliżej nieokreślonego pancerza (coś w ten deseń) oraz czarny kaptur. Do tego pas na ekwipunek, łuk i kołczan. Na plecach nosi czasem plecak, a niekiedy wielki srebrny miecz z głową wilka na głowicy. Na co dzień jednak woli wygodniejszy ubiór, np. wąskie, czarne spodnie, koszulki na długi rękaw (Niekiedy na krótki, w zależności od temperatury).
Posiadane przedmioty: Sakiewka z zebranymi ziołami, trucizny, mikstury, eliksiry o różnych właściwościach, sztylet z hebanową rękojeścią, wielki miecz, niesamowicie lekki łuk myśliwski z płaczącej wierzby, kołczan z bydlęcej skóry wypełniony dobrej jakości elfickimi strzałami, szkicowniki, ołówki lub węgiel oraz różne bibeloty; wliczając w to pierścienie, naszyjniki, kamienie szlachetne, fragmenty szkieletów, różne pióra, smocze łuski i tym podobne.
Partner: Posiada takowego, lecz tylko wtajemniczeni wiedzą kim on jest. Jest szczęśliwa u jego boku od siedmiu miesięcy.
Orientacja: Hetero.
Urodziny: 24 listopada

9 stycznia 2015

Kilka spraw organizacyjnych; Nowa hierarchia, tereny stada, event + Lista Obecności.

1. Event dzisiaj nie wypalił. Został przełożony, jednak nowa data nie została jeszcze ustalona.
2. Pojawiła się nowa hierarchia. Zmieniły się niektóre nazwy stanowisk, doszło także kilka nowych.
Jestem w trakcie przygotowywania opisów do wszystkich rang, jednak nie wiem ile mi to jeszcze zajmie.
3. Przygotowałam opis terenów Stada Nocy. W tym celu przewertowałam stare opowiadania i pliki, zebrałam wszystkie opisy i mapy, które do tej pory zostały stworzone. Starałam się uwzględnić wszystkie miejsca, które kiedykolwiek zostały wspomniane. Mam nadzieję, że niczego nie zabrakło.
4. Raksha, jeżeli bym mogła znów prosić o Twoją pomoc - potrzebne jest zadania na Strażnika dla Fujo.

5. Lisa Obecności. Czas do 17 stycznia (sobota).

Klęska wiary, fale strachu.

Dziki ryk niósł się po niewinnym śniegu, karcąc go za istnienie. Uderzał o drzewa, ganiąc je za brak rozpaczy. Dotykał nieba, próbując je zawalić. Otulał szukające jedzenia lisy, napawając je strachem.
Dziki ryk wydobywał się z jej gardła, raniąc każdą komórkę, wdzierając się do uszu, plącząc włosy, rozsadzając czaszkę. Przemieniając w zwierzę.

I niby wszystko jest
Tak jak powinno być
Za chwilę zbudzi mnie
Szary świt
Tylko dlaczego ja
Z takim nieludzkim strachem
Nie potrafię

Pogoda była okropna, tak samo zresztą jak nastrój Tin. Musiała ona przybrać ludzką postać, by przeczytać dostarczony jej liścik, przez co marzła niesamowicie, niechroniona puszystym futrem. Dziewczyna skuliła się przy skale by osłonić się przed wiatrem. Potarła dłonie o siebie, by móc ruszać palcami i wyjęła z kieszeni zmiętą karteczkę. Rozłożyła ją i czytała. Bum, rozległo się głośne dudnienie w jej głowie. Wodziła wzrokiem po słowach, udając przed samą sobą, że nie wie o czym do niej napisano, rzuciła papier w śnieg, zadeptała ją butem najdokładniej jak mogła i wpatrywała się w miejsce, w którym ów papier zniknął dzikim, groźnym spojrzeniem. Chcąc, czy nie, widziała. Znała odpowiedzi na pytania stawiane sobie dla pozoru bezpieczeństwa. I rozpadła się na kawałki.

Trudno to zrozumieć
Lecz nic nie daje siły by żyć
Jakaś misterna część
W konstrukcji zdarzeń
Pękła
 
Zaczęła krzyczeć. Nie, to nie był krzyk. To był ryk dzikiego zwierzęcia, które nie ma już niczego do stracenia. Okrutny, przeszywający dźwięk. Wydzierała się na wszystko dookoła. Nie czuła się słaba, wręcz przeciwnie, rzuciła się do biegu, po drodze zmieniając postać na wilczą i po chwili dopadła błądzącego po śniegu jelenia. Chwyciła w zęby jego szyję i zagryzła bezlitośnie, jeszcze przez chwilę pastwiąc się nad jego ciałem, jak nigdy wcześniej. Ryczała, gryzła i szarpała pazurami nieruchomą masę, odrzucając wszystkie myśli. Dopiero gdy opadła z sił ponownie przemieniła się w człowieka i, leżąc na ciele jelenia, wdychając jego ciepły zapach i brudząc dłonie, włosy i twarz ciepłą krwią krzyczała na cały głos, choć gardło miała zupełnie zdarte. - Nigdy Ci tego nie wybaczę! Nigdy, rozumiesz, Baru? Jeśli coś mu się stanie... - Na zmianę wypowiadała te słowa zanosząc się niekontrolowanym szlochem, choć płakać wcale nie chciała. Miała ochotę gryźć, szarpać, walczyć. Tak bardzo chciała zrozumieć Baru, ale nie mogła. Po prostu nie mogła uwierzyć w to, że ktoś może tak bardzo ją skrzywdzić z premedytacją, a przy tym narażać własne życie. Podniosła się, na chwiejnych nogach podeszła do najbliższego drzewa i zaczęła uderzać w nie zaciśniętymi pięściami z całej siły. Po chwili krew zabitego jelenia zmieszała się z jej własną, skóra na dłoniach popękała, kości kruszyły się jak szkło.

Chciałem zreperować świat
A oto widzę, że sam
Jestem jednym z tych cholernych drani i świń

I zobaczyła postać. Białowłosego, jej Wilka, którego tak skrzywdziła, i za którego mogłaby w tamtej chwili umrzeć. Odchodził, nie widziała jego twarzy, znikał pomiędzy drzewami. Ramiona Tin opadły wzdłuż jej tułowia jak kłody, krew z dłoni kapała na śnieg, zmieniając jego kolor na truskawkowy, a dziewczyna biegła w stronę zjawy potykając się, przewracając, co chwila tracąc równowagę. Błagała, krzyczała, próbowała się tłumaczyć. Boże, przecież jedyne czego chciała, to rozmowy. Chociażby ostatniej. Nic z tego. Jej noga zaczepiła się o korzeń, twarz wylądowała w śniegu, wyczerpane ciało znieruchomiało.

Dopiero teraz wiem jak nisko upada
Kto nie wypełnił swego czasu w pokorze
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba będzie wstawać i żyć

Otworzyła oczy, gdy było już ciemno. Czuła przyjemne kołysanie, co więcej, wcale nie było jej zimno, choć przez kilka godzin leżała w śniegu. Miała wrażenie, że ktoś usypia ją do snu jak dziecko, nikogo jednak nie widziała.

Szeroka droga
Nie była moja
Jasna siła
Utracona

To las, las ją tulił. Las kołysał, uspokajał skołatane nerwy, opiekował się tymi, którzy zbłądzili. Dobrze, Tin. Ciepłe szepty muskały jej ucho. To jego kolej by wybaczyć.




Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak
Kto pokaże mi jak?



[To nie miało być ładne ani fascynujące. Tylko mi smutno. I tak wyszło.]

7 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie


"Moi drodzy, nie chcę owijać w bawełnę. Na początku chciałbym przeprosić, przeprosić za to, że nie miałem odwagi powiedzieć Wam tego w oczy..."

<_Baru_> Basior był dziś bardzo niespokojny, chodził po polanie od jednego drzewa do drugiego, dziś pełnia. Rozejrzał się i usiadł wydychając głośno powietrze. Miał nadzieję, że Seiye się jednak pojawi.
<Seiye> Siedział w swojej grocie rozmyślając nad przebiegiem wszystkiego, nie wiedział czego ma się spodziewać ale mimo to był gotowy na wszystko. Kiedy już wyszedł z groty od razu wzbił się w powietrze kierując się na polanę gdzie zwinnie omijając gałęzie wylądował na granicy polany - witaj Baru i mam nadzieję że jesteś gotowy
<_Baru_> Spojrzał od razu w jego stronę i wstał. Kiwnął łbem. - Też mam taką nadzieję. Możemy... możemy nie tutaj? Nie chciałbym świadków - dodał i zagryzł kły.
<Seiye> skinął łbem na znak że rozumie - wiec chodźmy... - najlepszym miejscem wydała sie grota Seiye do której właśnie zaczął zmierzać, tam bynajmniej miał nadzieję że nikt im nie przeszkodzi
<Aldieb> - Salve. - Przywitała, się wychodząc zza wysokich pni drzew. Jej szare oczy powędrowały od Baru do skrzydlatego wilka. Kącik ust uniósł się w subtelnym uśmiechu, a dziewczyna podeszła bliżej, wychodząc z mroków lasu.

"...Przeprosić  za to, że możecie uznać to za puste słowa, przecież są tylko napisane. Za to, że bałem się waszej reakcji, że brałem pod uwagę kogokolwiek sprzeciwy. Właśnie z tych powodów możecie jedynie przeczytać to, co chcę Wam przekazać. Wyruszyłem na ostatnie spotkanie z Membu. Czemu ostatnie? Bo tylko jeden z nas może wrócić.

Chcę podziękować, tym obecnym i już nieobecnym. Podziękować za cierpliwość i wyrozumiałość. Podziękować za ciepło, za pomoc. Za głośny śmiech, za wibratory, za wygłupy, za narkotyki, za przygody, za sylwestra, nawet tego nie udanego, za Wigilię, za prezent marchewkę, za, za, za… Wszystkiego nie da się wymienić. Za to, że mam swój prawdziwy dom. Dzięki Wam wiem kim jestem i wiem dla kogo żyję. Żyję, no właśnie. Nie wiem, czy kiedy to czytacie jeszcze żyję. Mimo wszystko, dziękuję i przepraszam Was wszystkich i każdego z osobna. Dziękuję, że jesteście i przepraszam, że czasem mnie nie było."

<_Baru_> - Witaj Al, wybacz, ale musimy Cię opuścić... - powiedział z uśmiechem. - Zaraz będziemy - dodał i kiwnął jej łbem. Ruszył za wilkiem i po drodze przybrał postać jakszy. Na miejscu wyciągnął z skórzanej sakwy, powieszonej przy boku kilka kopert. Pokazał je Seiye. - Po wszystkim dasz to innym? Podpisane... - spojrzał na niego proszaco, nie chciał słyszeć teraz żadnych komentarzy.
<Seiye> spojrzał w kierunku dziewczyny przepraszająco - wybacz Aldieb... - normalnie by poleciał lecz niestety tym razem nie mógł, docierając do rzeki ruszył w górę docierając w końcu do wodospadu gdzie poprostu wskoczył na skałę a następnie przeszedł przez ścianę wody. W grocie było dość ciepło  i przytulnie za sprawą tego że cała była porośnięta mchem a we wnęce jednej ze ścian paliło się ognisko. Tam zaś spojrzał na Baru i na koperty które trzymał - przekażę... choć one nie będzie to konieczne wiesz?

"Dalio, Dalii, Biała… Tobie najwięcej zawdzięczam i Ciebie najbardziej przepraszam. Wiem, wiem i nawet nie mam zamiaru się tłumaczyć. Jesteś zła i będziesz. Mam jednak nadzieję, że wiesz dlaczego to robię. Chce Ci podziękować za to, że zawsze byłaś, że zawsze jesteś. Za to, że rozumiałaś mnie bez słów i za to, że nie zaczęłaś na mnie inaczej patrzeć pomimo tego co zrobiłem, co robiłem tym wszystkim ludziom. Dziękuję za Twój uśmiech, Twoje oczy. Dziękuję, że mogłem zwariować na Twoim punkcie. Dziękuję za zaczepki, drobne złośliwości i zadziorne uśmiechy. Jednak przede wszystkim dziękuję za naszego syna. Bardzo Ciebie przypomina, dziękuję i przepraszam. Przepraszam jeżeli przeze mnie zostaniesz z nim sama. Przepraszam, jeżeli przestanie mieć ojca. Przepraszam, jeżeli zostanę tylko wspomnieniem. Proszę… nie zapominaj o mnie, nawet jeżeli już nie wrócę. Proszę, nie zapominaj, że Cię kocham."


<_Baru_> Poklepał Seiye po łbie i nie skomentował. Po prostu usiadł. - Ładnie mieszkasz - uśmiechnął się do niego. - Możemy zaczynać? Mam coś zrobić?
<Seiye> westchnął tylko po czym usiadł dokładnie na wprost niego - od razu mówię że nie będzie to na początku dla ciebie przyjemne, będziesz czół łaskotanie w głowie, a może nawet ból... ale mimo tego pod żadnym pozorem nie wolno ci przestać patrzeć w moje oczy rozumiesz? - w czasie kiedy to mówił uniósł łapę do góry a kiedy jego oczy zabłyszczały pojawiło się przy nich martwe ludzkie ciało - jeżeli uda się go pozbyć z twojego ciała będzie musiał się gdzieś podziać, to ważne by mógł przeżyć...
 
"Liam, synu. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzielnych wilkach? Teraz musisz być naprawdę dzielny! Najdzielniey ze wszystkich! Ucz się kontrolować zdolności, nie zapominaj o zadaniu, które dostałeś. Jeżeli uda Ci się stworzyć ogień i oddychać w jednym rytmie to będzie wielki postęp. Tata musi na trochę zniknąć, mam ważne sprawy do załatwienia. Pamiętasz? Dorośli mają czasem ważne sprawy i znikają. Pilnuj mamy, psoć się jej dużo i rozśmieszaj ją. Nie zapominaj o zabawie. Dziękuję Ci, że jesteś synku. Kocham Cię."

<_Baru_> Pokiwał głową, zaraz jednak zmarszczył czoło. - Seiye? Co Ty robisz? Miałeś mnie przenieść do mojej podświadomości, a nie się go pozbywać...
<Seiye> wiem Baru, to na wszelki wypadek wszystko się może zdarzyć pamiętaj o tym... i ja tam niestety będę z tobą ktoś musi cię z tam tąd zabrać - zamknął oczy skupiając się i przypominając wszystko - gotowy?
<_Baru_> - Nie, robimy tak jak ustaliliśmy wcześniej - przejechał palcami po przywieszonej przy boku pochwie od noża. - Mówiłem Ci przecież, On Cię nie wpuści tak daleko jak ja muszę iść, a ja mam swój sposób na wydostanie się. Gotowy - powiedział i spojrzał w oczy wilka.
<Seiye> nie zapominaj ze ja także mam swoje sposoby... patrz teraz dokładnie w moje oczy i pamiętaj nie wolno ci nawet mrugnąć! - kiedy już otworzył oczy miał przerażająco rozszerzone źrenice, dokładnie skupił się na oczach Baru a następnie zaś przerywając ciszę zaczął wypowiadać dziwaczne słowa niezrozumiałe dla Baru. Zdanie było bardzo długie mniej więcej w połowie Baru zapewne już odczuwał łaskotanie a następnie ból a ich oczy stopniowo stawały się czarne, kiedy już dotarł do ostatniego wyrazu obaj mieli
<Seiye> całkowicie czarne oczy i przenieśli się w podświadomosci Baru. Ich ciała zostały na miejscu żyły ale tak jakby były nieobecne duchow.

"Syriusz, Ser, Pleśniaku! Hah Ty kawalerze! Mam nadzieję, że kiedy zniknę to znajdzie się kto inny do grzania Ci mentalnie legowiska. Jednak kiedy wrócę, a ktoś taki będzie… Oj, wtedy się strzeż! Pamiętaj o Klusku, pilnuj go i skop dupę każdemu, kto nazwie go robotem. Dziękuję za dowartościowywanie, za wyznania, za nadzieję. Przepraszam, że nam nie wyszło, no cóż. A tak poważnie, Serku dziękuję za podnoszenie na duchu, za Twój wesoły pysk, twarz też. Trzymaj to Stado razem, tak jak do tej pory i nie odpuszczaj! Oczywiście nie zapominaj o swoim kochanku, a jak wrócę to pamiętaj o odpowiednim „poczęstunku” i powitaniu."


<_Baru_> Spojrzał w oczy i zacisnął lekko zeby kiedy poczół ból. Nic jednak nie odwróciło jego wzroku od oczu wilka i juz po jakimś czasie znaleźli się w czarnym pomieszczeniu. Baru rozejrzał się, było pusto, zero wspomnień. Spojrzał na siebie. - Seiye? Moje ciało, muszę tu mieć ciało inaczej mi się nie uda... - spojrzał na wilka, który stał obok.
<Seiye> było to dla niego męczące to co właśnie zrobił ale mimo to jakoś się trzymał - tym się nie martw Baru jeszcze chwila i będziesz miał ciało z krwi i te prawdziwe musiało zostać inaczej się nie dało - wyglądali tak jak w momencie gdy się przenosili lecz będąc w podświadomości Baru byli w tej chwili niczym duchy, byli przejrzyści... do czasu gdy zaczęli nabierać kolorów, a po kilku minutach byli już sobą mieli ciała tak jak przedtem - niestety nie wszystko działa tak szybko jakbyśmy chcieli, pamiętaj Baru też
<Seiye> o tym że mamy niewiele czasu... masz zaledwie 2 godziny potem opadnę z sił i oboje stąd znikniemy
<_Baru_> Ciało, które dostał było jego, jego prawdziwe. To z jaskini zniknęło, jeżeli nie zrobił tego Seiye, to zrobił to Pasożyt. Baru spojrzał na Seiye. - Tutaj nie istnieją Twoje prawa, tutaj on decyduje, uwierz, byłem w swojej podświadomości i znam Go lepiej niż Ty. - W tym miejscu negatywna enegia Membu odziaływała dużo mocniej na Baru, dlatego mógł wydawać się nie przyjmeny. Chłopak rozejrzał się. - Teraz wiem dlaczego tyle milczał, przygotował to miejsce... Normalnie pełnoby tu było wspomnień... - powiedział
<_Baru_> i ruszył przed siebie. Zerknał na Seiye. - Ty możesz już znikać, teraz mam swoje ciało i tu nie ma znaczenia kto mnie sprowadził.

"Asmdeusz i Ves, Ves i Asmo… Wy spadliście z jednego księżyca. Oboje wkręcaliście mi różne różności na temat ludzkich przedmiotów, oboje powodowaliście szeroki uśmiech na moim pysku. I Tobie Ves, i Tobie Asmo dziękuję za to. Jedyne za co mogę przeprosić, to, że nie na wszystko się nabierałem heh. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, przywitacie mnie tabunem dziwnych „cosiów” i nawciskacie najróżniejszych kitów na temat ich działania czy pochodzenia. Dziękuję Wam, że jesteście."

<Seiye> czuł się się tam nieswojo, rozglądał się tak jakby wypatrywał zagrożenia ale mimo to coś jednak wyczuwał coś co go bardzo przytłaczało coś co nie mogło się uwolnić - wspomnienia gdzieś tu są... czuje je... a zniknąć nie mogę, jeżeli ja to zrobię znikniesz i ty - nie było to prawdą... powiedział tak ponieważ miał też swoje plany
<_Baru_> - Pewnie, że są ... za drzwiami - pomieszczenie w którym się znajdowali to długi czarny korytarz. Pełno było w nim drzwi. Baru chwycił jedną z klamek i pociągnął. - Zamknięte... - nie zdziwiło go to ani trochę. Pasożyt się przygotował. Chłopak spojrzał na Seiye. - Miałeś przekazać kopert, idź - powiedział, narazie spokojnie. - Dobrze wiem, że nie zniknę. Nie wypuści mnie.
<Seiye> westchnął słysząc jego słowa - wybacz ale nie mogę... a kopertami się nie martw, trafią do swoich adresatów - wiedział co mówi ponieważ grota w której zostały koperty była zaczarowana i jeśli coś do kogoś było zaadresowane, to w niewyjaśniony sposób w ciągu kilku godzin trafiało w odpowiednie ręce. Seiye rozglądał się wszędzie rozmyślając nad tym co on sam planował już dawno, nie zamierzał o tym mówić Baru gdyż ten by się nie zgodził, w pewnej chwili poprostu się zatrzymał i już nie szedł dalej

"Raksha, Raku, siostro Ty moja… Mendo… Hah. Tęsknię za Tobą pisząc to wszystko. Wiem, masz swoje sprawy, każdy ma. Nie umiem się na Ciebie gniewać i właśnie za to chce podziękować. Nie zrobiłaś nic nadzwyczajnego, nic wielkiego. Po prostu byłaś, słuchałaś, rozmawiałaś, ostrzegałaś. Dziękuję, za to, że traktujesz mnie jak brata. Za to, że mimo tej mrocznej otoczki z łatwością przychodzi Ci pomaganie. Za to jaka jesteś. Przepraszam, że mało kiedy mogłem Ci pomóc. Przepraszam za roztrzepanie i moje głupie pomysły. Proszę, pamiętaj o Stadzie, pamiętaj o Dzieciach Nocy. Proszę pomóż Al. Jeżeli nie wrócę pomóż Dalii i Liamowi, jeżeli nie wrócę, pomóż znaleźć zastępcę na moje miejsce. Tylko nie smuć się za długo, jesteś przecież silna. Kocham Cię siostrzyczko."

<_Baru_> Nic nie powiedział, bowiem na korytarzu rozległy się kroki. Spojrzał gwałtownie w ich stronę. - Kłamca, kłamca... - coś nagle wyszeptało do ucha Seiye i zaśmiało się złośliwie. Już zaraz przed jego pyskiem stał białowłosy chłopak. Jedno jego oko było żółte, drugie błękitne. Uśmiechnął się szeroko do wilka i spojrzał prosto w oczy. - Jesteś Seiye taak? - zapytał głosem niczym nie z tego świata.
<Seiye> Seiye zaś słysząc a po chwili widząc Membu zamknął oczy i cicho się zaśmiał - tak jestem Seiye a ty zapewne jesteś Membu i właściwie miałem nadzieję że zobaczę kogoś bardziej przerażającego... - otworzył oczy i tym samym w typowy dla niego sposób się uśmiechnął. Od samego początku będąc tam wiedział czego może się spodziewać tym samym ciężko będzie go zaskoczy.
 
"Aldieb, Alu, Al. Chyba więcej tych licznych pseudo nie używałem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja wspólnie planować różne atrakcje. Nawet jeżeli nie, to chciałbym podziękować. Zawsze dbałaś o rozwój Stada Nocy, dziękuję, że i mi pozwoliłaś stać się częścią jego głowy. Dziękuję za wyrozumiałość w sprawach libacji alkoholowych, których, no cóż, często bywałem organizatorem, oczywiście i za to przepraszam.  Dziękuję za docenianie, ale pamiętaj, że incydentu z rasizmem nie zapomnę. Ten plus za mało będzie Cię prześladował! Dziękuję Ci za wszystko i przepraszam, jeżeli kiedykolwiek nawaliłem."

<_Baru_> Osobnik przyjrzał się dokładnie usmieszkowi wilka i znowu spojrzał w jego oczy. Zacmokał i pogroził mu palcem. - Mama Cię nie uczyła, że nie ocenia się książki po okładce? - uśmiechnął się cynicznie. - Daj mu spokój - odezwał się Baru i zmarszył czoło. Nie uzyskał jednak reakcji.
<Seiye> słowa Membu wywołały w nim tylko kolejny śmiech - matka mnie niestety porzuciła więc daruj sobie lepiej słowa o których sam zapewne nie masz pojęcia - przymrużył tylko oczy które zabłyszczały, nie bał się patrzeć mu w oczy nie był on niczym przerażającym.
 ...
W tym momecie Baru już wiedział. Seiye wpadł w zasadzkę. Jego wilcze ciało osunęło się na ziemię, a białowłosy chłopak nadal uśmiechał się cynicznie.
- Śpij, słodko śpij... - zaśpiewał mu i zaśmiał się znowu. Użył swoich zdolności. Seiye właśnie wrócił duchem do jaskini, do swojego ciała. Membu przez spojrzenie mu w oczy przenósł Go do równoległego świata, a wilk nie był już z nimi. Jedynie myślał, że nadal jest i dalej toczył swój bój. Ocknie się w swojej jaskini, myśląc, że wraca razem z Baru z udanej "misji". Baru jednak nie będzie, ani duchem, ani ciałem. Na ziemi zostanie jedynie koperta zaadresowana do Seiye.

"Seiye, Sei. Dziękuję. Dziękuję za to co zrobiłeś i przepraszam. Przepraszam za zachowanie w podświadomości. Pod wpływem Pasożyta  bywam bardzo wredny. Dlatego musiałem iść sam. Nie byłbyś tam bezpieczny. Przepraszam, jeżeli będziesz się obwiniać. To nie Twoja wina, nie powiedziałem Ci wszystkiego. Membu ma pewną zdolność. Służą mu do tego oczy, kiedy w nie spojrzysz… no cóż. Przepadasz. Pasożyt tworzy wtedy aluzję w Twojej głowie, bardzo realną. W rzeczywistości Twoje ciało leży nieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, a Ty nawet nie wiesz, że siedzisz w swoim umyśle. Kiedy to czytasz jesteś już wolny od tej techniki. Przepraszam, ale wiedziałem, że nie będziesz mnie chciał zostawić samego. Proszę, zajmij się szkoleniem Liam’a, tak jak robiłeś to dotychczas. Dziękuję za wszystko."

Czarnowłosy chłopak spojrzał na znikającego Pasożyta swoimi fiołkowymi oczyma. Spojrzał na długi, czarny korytarz i westchnął.
- Witaj moja podświadomości... - teatralnie rozłożył ręce. Zaraz je opuścił i ruszył czarnym tunelem...

"Tin… Przepraszam, musiałem."

CDN. 

[Taka moja drama. Baru nie ma, mnie nie ma. Mam pełno roboty i spraw do nadrobienia. Jeżeli pojawię się na Evencie to pod postacią innego stworzontka.]