27 grudnia 2017

Can anybody stop me?



Fragonia

Jestem strasznym nadwrażliwcem. Bycie nadwrażliwcem to chodzenie po cienkiej linie: jest euforia, czyli nagła radość z drobiazgów albo depresja, czyli załamanie i upadek. Niektóre rzeczy widzę trzy razy mocniej niż inni. Tak jak zauważam różne piękne sprawy, tak widzę syf, którego ludzie nie zauważają. Wrażliwość, która daje mi masę możliwości, musi ze mnie wyjść. Jak zaczynam ją w sobie kumulować, to jest źle.

Bywa zmienna. Niczym pogoda. Raz - pogodna, spokojna, uśmiechnięta. Innym razem przerażona, zdezorientowana. Chodzi z głową w chmurach i myśli o niebieskich migdałkach. Jej wyobraźnia nie ma końca. Czasem na tyle potrafi się wciągnąć, iż wydaje jej się, że walczy z jakimś wrogim smokiem, lub całuje się z drzewem, myśląc, że to najprzystojniejszy basior na świecie. Zwykle jednak fantazjuje, kiedy jest sama. Ma problemy z zawieraniem nowych znajomości przez swoją nieśmiałość. Ale jest pomocna. I pomocy nie odmawia. Ma zaledwie rok na swoim koncie. Piękne, białe i zadbane futerko pokrywa jej mizerne ciało. Zakrywa liczne blizny po wielu walkach. Wyróżnia ją tatuaż w kształcie okręgu, otaczający jej lewe oko. Drobna postura, raczej nie wyróżnia się z tłumu innych wilków. Ma niedowład prawej łapy. W HOTN jest od kilku dni. Raczej nie pokazuje się nikomu. Obserwuje. Siedzi i czyha w ukryciu. Co się stało z jej rodzicami? Zostali zaatakowani przez stado zdziczałych, obcych wilków. Osierocili kilkumiesięczną Frago, która długo błąkała się sama, póki nie trafiła tutaj. Co dalej? Jeszcze nie wie, czy zostanie czy wyruszy w drogę i spróbuje szczęścia gdzieś dalej.
Od autorki →Osoba świeża na tym blogu. Z PBC nigdy nie miałam do czynienia.
→ Wizerunek: Azzai || GUWEIZ
 →Dla tych mało ogarniętych: zdjęcie zmienia się po najechaniu na nie myszką. 

→Za pomoc w karcie postaci dziękuję właścicielkom Hiacynt oraz Aldieb!
→ Tekst: Astronomical
→ Howrse: Fragonia|| e-mail: girlsdarkwolf@gmail.com ||Discord: Tyks (Fragonia#7586)

19 grudnia 2017

Leśny duch o złotych ślepiach.


Take me away from time and season
Far, far away we'll sing with reason
Prepare our throne of stars above me
As the world once known will leave me


Zachodni Wiatr
Wiatr, który przynosi wiosenne deszcze.
Aldieb
Syndrom matki alphy
Cichy duch, który widnieje na wielu kartach historii stada. Założyła odnowę HOTN, była opiekunką stada, Zasłużoną, Bethą, aż w końcu Alphą. Zawsze pomocna i miła, jednak również szczera i chwilami bezpośrednia.

Żywot
Obudziła się w styczniu 2008 roku. Zmarła wiosną 2015 roku. Została przywrócona do życia 17 grudnia 2017 roku.

Losy Aldieb w Stadzie Nocy
Zimą 2008 roku dołączyła do stada, wtedy jeszcze znanego pod nazwą Stada Śmierci i składającego się wyłącznie z koni. Niedługo potem odeszła, czując się źle w skórze roślinożercy.
Wiosną 2008 roku po kilku miesiącach powróciła, już w ciele białej wilczycy, stado istniało jeszcze pod nazwą Stada Śmierci Od tego momentu żyła w HOTN. Wraz z siódemką innych osób została powołana do grupy Wybrańców, których zadaniem była ochrona stada. Niestety, zawiedli. Wandessa zniknęła, a 20 listopada 2008 roku nastąpił koniec HOTN.
Niedługo później dołączyła do Herd Of The Fire, kontynuacji założonej przez Glolę. Gdy i ta próba ratowania stada zawiodła, razem z Venus i Revią 4 lutego 2009 roku założyła Herd Of the Dreams i póżniej wraz z Lady Killer oraz Gold Fire zaopiekowała się stadem.
21 czerwca - 6 września 2009 roku – brała udział w misji na ratunek Wandessie, która zakończyła się pomyślnie, a Stado Nocy zostało przywrócone.
7 września 2009 roku władzę ponownie objęła Wandessa. Aldieb została pierwszą Zasłużoną w odnowionym HOTN.
14 maja 2010 roku blog został usunięty, a następnie odnowiony przez Aspeney. Wtedy, za namową irbisicy oraz większej części stada Aldieb zostaje Alphą.
1 lipca 2011 roku urodziła dwoje szczeniąt: Fene oraz Tira.
14 maja 2012 roku Aldieb rezygnuje z władzy, przekazując ją w łapy Tiinkerbell.
6 sierpnia 2012 roku bez podania powodu i bez pożegnania, odeszła ze stada, opuszczając swój dom i rodzinę.
17 czerwca 2013 roku powróciła do Stada Nocy, znów wstępując w jego szeregi.
Wiosną 2015 roku zmarła w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach; jej ciało nie zostało odnalezione.
26 października 2015 roku pośmiertnie nadano jej tytuł Zasłużonej z przydomkiem Wieczny Ślad.
17 grudnia 2017 roku została przywrócona do życia przez jeleniego druida, Harolda II. W wyniku tajemniczych wydarzeń została brzemienna.
10 lutego 2018 roku narodził się jej syn Valkkai, będący personifikacją Życia.

Rodzina
Stado Nocy jest jej domem, a członkowie rodziną.
Podczas swego życia była matką dla czwórki przybranych dzieci, a także dwojga rodzonych - Fene i Tira. Dwoje ostatnich zostało poczętych przez proces zapylenia, choć inna teoria mówi, że już w fazie płodowej przedostały się wprost do jej macicy przez wrota Narnii. Tożsamość ich ojca jest nieznana, jednakże padały pewne podejrzenia w stronę znajomych drzew i traw.






Od autorki
Podobizna wykonana przez Keprion
Fragment piosenki Globus - Take Me Away
KP robiona przez utalentowaną Von ♡
Poprzednia

18 grudnia 2017

Syn Ołtarza Spalonych Serc






Seth Della San De'Kairn

Półsmok, Złodziej Dusz
7 wieków, Góry Mgliste




A FRUCTIBUS EORUM
COGNOSCETIS EOS,
     po owocach poznacie:

Ktokolwiek zna Seth'a, może śmiało powiedzieć, że jest on najbardziej obcą mu osobą, z jaką ma kontakt. Potrafi być okrutny i czuły, mściwy i łagodny, niebywale altruistyczny, ale i nad wyraz egocentryczny. Nikt nigdy się nie dowie, nikt nigdy nie przekona, jakim Seth jest naprawdę, bo zawsze może stać się kimś zupełnie innym. Jego osobowość buduje siedem tysięcy żyć, które w sobie nosi, kiedy mówi, jego głos jest głosem siedmiu tysięcy innych głosów, kiedy myśli, jego idea jest ideą siedmiu tysięcy.

ANIMAM DEBEO,
    
winny Duszę:


Jest Złodziejem Dusz. Legendarnym i mitycznym osobnikiem, któremu przypisuje się cechy boskości. Złodziej to istota, która, aby żyć, potrzebuje zabijać - pożerać życie innych. Dusza trafia do Limbusu w umyśle Pożeracza, a ten zyskuje wszelkie siły, moce i potęgi osoby, do której należały za życia. Zamknięte w Seth'cie jest siedem tysięcy istnień, z czego każde posiadało siłę, która teraz służy Półsmokowi. Bycie Złodziejem to wielkie przekleństwo - Dusze w Limbusie żyją nadal, przepełnione gniewem, cierpieniem i strachem, które z wolna zabija Pożeracza. Tedy ten musi przybyć do własnego Limbusu i niszczyć najbardziej natrętne z nich. Zniszczona Dusza zostaje uśpiona na zawsze, pozostawiając po sobie pustkę, którą musi zapełnić następne życie. To tworzy głód niezaspokojony, który stale nęka Złodzieja. 

ATTENIDITE A FALSIS PROPHETIS,
     strzeż się fałszywych proroków:

Śmierć, która wynika z głodu, zaczęła go uwierać, począł żałować, że musi zabijać. Zasiadł więc wśród mroków Jaskiń Głębokich w Górach Mglistych, z których pochodził, aby przez dziewięćdziesiąt trzy dni medytować, będąc w Limbusie swojego umysłu. Dla niego czas jednak płynął nienaturalnie. Przez lat siedemnaście rozmawiał z każdym istnieniem, jakie w sobie nosił, aż uzyskał pełne przebaczenie za każdą śmierć, jakiej był winny. Na mocy paktu, jaki nimi zawarł, ze wszelkich złych wspomnień i strachu, jaki żywiły w nim Dusze, ulepił nowe ciało. Jako, że ukoił Dusze, nie musiał już przybywać do nich, by je niszczyć, więc nie musiał już zapełniać pustki, jaką pozostawiały. Był wolny, osiągając spokój, jakiego nikt nie może osiągnąć. Teraz, choć mówi w nim głosów siedem tysięcy i siedem tysięcy sił działa na posłudze jednej osoby, wszystkie są jednomyślne.



AVIDIS, AVIDIS NATURA PARUM EST,
     dla chciwych mało całego świata:

Był owocem zdrady, uczucia, które związało kobietę i smoka z Mglistych Gór. Shayla Della, z przymusu małżonka Białego Króla, została haniebnie ochrzczona mianem "Szarej", jako że mąż jej zakazywał nadawania jej honorowego tytułu.  Biały Król był okrutny i srogi, niedbały o własne królestwo. Przybraną sobie żonę zaniedbywał jednak najmocniej. Nim Shaylę zmuszono do małżeństwa, kochała pewnego błękitnego smoka. Nie nosił on imienia, jak żaden ze smoków, a miano - "Sonat Argumentum", podobno każdy spór łagodniał, gdy ten tylko swój wzrok na kłótni zawiesił. Shayla Della nazwała go jednak "Seth". Zły los chciał, by owoc ich miłości był już w łonie Szarej Królowej, nim ta została żoną Białego. Niedługo potem widoczne było, że kobieta  jest brzemienna, a Król wiedział, że nie jego dziecko nosi w swoim łonie. Zapłonął ołtarz, a na nim Shayla Della. Wszystkie spojrzenia unikały jej krzyku, gdy ta wśród ognia rodziła swego syna. Spoglądano z trwogą na pierworodnego, ponieważ ogień bał się tknąć jego ciało. Miał umrzeć wraz z matką, lecz z rąk śmierci się wywinął. Ktoś wśród tłumu porwał dziecię i zbiegł.

Koniec świata. Początek życia.

Wystąpili:
Aldieb, Anaid, Arjuna, Dreadnott(kruk), Fene, Glola, Harold II, Kamień, Luna, Seth, Syriusz, Życie

W skrócie:
Opętało kruki. Zbliża się koniec świata. Aldieb ożywił jeleń z dzwonkami tylko po to, żeby zaszła w ciążę z kamieniem.

By zachować dla potomnych.



[17 grudnia 2017]
[19:32] Glola: Jej nadejście poprzedził tuzin ciężkich oddechów. Ryży, rozdziawiony ciężkim dyszeniem pysk wychynął zza krzewów, wtem opamiętał się, niemal dokładnie wtedy, gdy ciemne ślepia zabłysły na moment. Postąpiła jeszcze kilka kroków, by zasiąść z wypiętą piersią, wyraźnie dumna ze swojego wyczynu. Udało się, dotarła. Powiodła jeszcze raz spojrzeniem po niemal nieprzeniknionych ciemnościach, 
 wytężając wzrok, niezdecydowana, czy to moment na szeroki uśmiech zwycięstwa. - Cześć. - Tak, to był moment na ten uśmiech, także wyszczerzyła kły, w nadziei na to, że księżyc będzie tak miły, by opuścić bezpieczne objęcia chmur i rozjaśni jej sprawę, czy przywitała się głównie z drzewami, czy może był tam ktoś jeszcze.
[19:34] Seth: [elo mordo co tam kto tam]
[19:34] Seth: [XD]
[19:40] Seth: - Ta ziemia cię zna. - Wziął głęboki wdech i uniósł łeb ku kłębom, co okryły księżyc, osłaniając polanę nieprzeniknionym dla oka, ciemnym płaszczem. - I zna też mnie. Nie skora jednak nas przedstawić, ta ziemia, co zna. - dodał, mrużąc błyskotliwe ślepia i opuszczając spojrzenie z chmur. - Oczekiwałaś kogo?

6 grudnia 2017

"Prochem i cieniem jesteśmy" | 1

Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
         Śmierć większa, a Noc mniejsza,
                 Noc była piękna jak sen, a Śmierć,
                          Śmierć była jeszcze piękniejsza...




- Zaraz rozwalę ci tę piękną buźkę! - Szorstki, męski baryton wzniósł się ponad plątaninę głosów różnej maści. Gęsty, cygarowy dym wisiał pod cedrowym sufitem jak mleczno-zielonkawa mgła. Powietrze przesycała odpychająca mieszanina potu, tanich perfum, tytoniu i alkoholu. Mężczyzna zaciągnął się tą przyprawiającą o zawroty głowy mieszanką, siląc się na leniwy uśmiech. Wewnątrz panował przyjemny półmrok, rozproszony groteskowym światłem neonów i ultrafioletu. Choć okna pozaklejano obskurnym, niegdyś - jak przypuszczał - karminowym materiałem, wiedział, że na zewnątrz od dawna panują egipskie ciemności. Tego typu zakrapiane speluny mały to do siebie, że łatwo było stracić w nich rachubę czasu.
I głowę.
Blondyn powiódł przelotnym spojrzeniem po lokalu. Awantura przyciągnęła kilku gapiów, przywiedzionych wizją potencjalnego zarobku, opcjonalnie kolejnego piwa. Już bukowali pierwsze zakłady, przekrzykując się wzajemnie jak straganowe przekupki. Kątem oka dostrzegł paru bywalców kolebiących się na chwiejnych nogach, tudzież zataczających się już zupełnie przy stołach, wisząc z nosem nad pustymi szklankami niczym sępy. Po drugiej stronie stał odseparowany od zbiorowiska długą ladą barman. Lustrował niemo wszystko, co działo się wokół. Widocznie należało to do jego rutyny. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, szybko wrócił do polerowania pokalu burawą szmatką, której definitywnie przydałoby się porządne pranie. Liam w końcu skupił uwagę z powrotem na przeciwniku. Średniego wzrostu mężczyźnie, o korpulentnej sylwetce skrytej pod zwałem tłuszczu. Miał na sobie szary, przepocony tu i ówdzie bezrękawnik, jakby afiszował wielkie, pokryte witrażem kolorowych tatuaży ręce.
- Spróbuj. - Odparł wyzywająco, z zawadiackim wyrazem twarzy. Zachęcony rozgrzewającą i chłodną, cierpką i gorzkawą zarazem whisky szacował swoje szanse bardzo optymistycznie. Był wyższy, lecz znacznie smuklejszy. Przez moment przed oczami zamajaczyła mu wizja tych kobylastych łapsk przekładających mu żebra jednym, zamaszystym pchnięciem. Zniesmaczony splunął w bok. Widział, jak pod wpływem tego gestu bulwiasta twarz rywala tężeje i zmienia kolor na ciemnopąsowy, a krzaczaste brwi niemal spotykają się nad łukiem szerokiego nosa. "Pożałujesz, żeś się urodził, gówniarzu" wycedził przez zaciśnięte zęby. Zaszarżował w jego kierunku niczym burza. Był, jak też blondyn się spodziewał, dość powolny - fizycznie i psychicznie. Facet uniósł pięść przymierzając się do ciosu, jednak Liam zgrabnie go uniknął, uskakując. Kopnął napastnika w goleń. Ten runął na podłogę z impetem lawiny, nim zdążył choćby poskromić pęd, z jakim na niego ruszył. Krzyki podekscytowanych ludzi uniosły się nagle jak krakanie spłoszonego stada wron. Wykorzystując chwilę, w której oponent zbierał się z cynobrowych desek, chłopak przeczesał spojrzeniem bywalców lokalu. Uśmiechnął się pod nosem. Była tam. Obserwowała go z zaciekawieniem siedząc przy jednym ze stołów. Miała na sobie kobaltową sukienkę z głębokim wcięciem w dekolcie i drugim na plecach, sięgającym niemal pośladków. Długie, czarne włosy opadały jej na ramię. Bawiła się słomką, z której sączyła - sądząc po szklance - martini. Wyłapawszy jego spojrzenie, uśmiechnęła się kokieteryjnie. Odsunęła szklankę i pochyliła się nad stołem, w jego kierunku, prezentując swoje krągłości. Posłała mu całusa. Patrzył na nią lekko skonfundowany. Pochłaniał ją łapczywie wzrokiem, czując, jak krew z głowy zaczyna odpływać mu coraz niżej...

Poczuł silny ucisk na gardle, odcinający mu niespodziewanie dopływ powietrza. Przeklął się w duchu za ten moment rozproszenia. Zacisnął palce na ręce, która go podduszała, jednak bez skutku. Uścisk był twardy niczym stal. Liam spróbował rozeznać się gorączkowo w sytuacji. Było źle. Bardzo źle. Szarpnął się gwałtownie, kiedy gardło aż zapiekło go z bólu pod wpływem uciskających krtań mięśni. - I co, wymiękasz? - W gardłowym śmiechu mężczyzny było coś, co przyprawiło go o mdłości. Paskudny typ. Niewiele myśląc, wygiął dziwacznie ciało, po czym zamaszystym ruchem wbił łokieć mniej więcej na wysokości splotu tamtego. Taką przynajmniej miał nadzieję. Uśmiechnął się triumfalnie, słysząc przy uchu świst gwałtownie wypuszczanego powietrza. Uścisk poluzował się na tyle, by blondyn mógł się z niego wyswobodzić. Odsunął się raptownie, unikając niezdarnego sierpowego wciąż łykającego haustami powietrze oblecha. Roztarł dłonią emanującą pulsującym bólem szyję. Tym razem był skupiony. I wściekły. Posłał mężczyźnie prowokujące spojrzenie, "Tylko na tyle cię stać?". Ten nie potrzebował wiele czasu, żeby wznowić atak. Tym razem chciał wybić go z równowagi, nacierając barkiem. Liam zareagował trochę zbyt późno. Niemal otarł się o niego, wymijając go. Kątem oka dostrzegł, jak jego oponent wpada na stół, powalając go razem z krzesłami. Na jego ramionach pojawiły się pierwsze cienie siniaków. Ryknął z wściekłości i podrywając się na równe nogi jednym susem znalazł się przy młokosie. Ten jednak był szybszy. Chwycił go za wolną dłoń, którą odchylił, by zachować równowagę podczas wykonywania kompletnie nieskalibrowanego ciosu. Pociągnął ją za plecy oprycha, wyginając jego rękę w nienaturalny sposób. Kopnął go jeszcze w wewnętrzną stronę kolana tak, by upadł na klęczki, jednocześnie przyciskając dłoń do przestrzeni między jego łopatkami. Mężczyzna zawył z bólu. "Dość!" Chrapał, kiedy ten wyginał jego kończynę do granic wytrzymałości. Nagle powietrze przeszył donośny chrzęst. Blondyn puścił przeciwnika, który zaczął zwijać się z bólu na podłodze. Zdyszany, przeszył go tryumfalnym spojrzeniem. Kiedy odchodził, słyszał szelest odliczanych banknotów okrzyki zarówno pełne podziwu, jak i zażenowania przegranym zakładem. Cóż, mogło być gorzej. Nogi zabrały go w kierunku wyjścia, choć wcale z nimi o tym nie dyskutował. Był zmęczony. Po drodze chwycił pierwszą lepszą szklankę i wypił do dna jej zawartość. Kątem oka odszukał w tłumie Czarnowłosą. Kobieta rozmawiała ożywienie z jakimś kolesiem w flanelowej, rozpiętej częściowo koszuli. Poczuł, jak wzbiera w nim zazdrość, jednak nie mógł znaleźć w sobie siły, by zawrócić. Wiedział, że jeśli nie wyjdzie sam, wkrótce zrobią to ludzie mężczyzny, z którym tej nocy zadarł. Taki po prostu był. Zawsze dziwnym trafem znajdował się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.

W jego twarz uderzyła fala przyjemnego, nocnego chłodu. Za drzwiami oczekiwała go tylko ciemność bezgwiezdnej nocy. Wąska ulica do której przylegał lokal była nietypowo pusta. Musiało być naprawdę późno. Zatrzymał się za rogiem, wydobywając z kieszeni paczkę papierosów. Rozejrzał się jeszcze pobieżnie po okolicy, po czym wsunął filtr między wargi, pstrykając w palce. Ponad jego kciukiem zamigotał wątły, soczyście pomarańczowy płomień. Podsunął go do końcówki papierosa, zaciągając się głęboko. Wypuścił powietrze z dymem, czując, jak jego ciało powoli się odpręża. Chłopak stał tam, dopóki nie skończył palić. Końcówkę upuścił na kocie łby i przygasił butem. Jego uwagę przykuło kuśtykające nieopodal, kulawe psisko. Niosło coś w pysku, nie był pewien, co dokładnie. Pies przeszedł obok niego, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Nagle do uszu Liama dotarł dźwięk obcasów stukających rytmicznie na bruku. Nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, kto to. - Agnes. - Wymruczał sam do siebie, a na jego twarzy zamajaczył uśmiech. - Zmarzniesz. - Dodał, wpatrzony w czerń przed sobą. Pozwolił jej zajść się od tyłu i opleść rękami. "Tęskniłam." Szepnęła. Liam chwycił delikatnie jej dłonie, uwalniając się z jej czułego uścisku. Obrócił się i chwycił dziewczynę w talii, przyciągając do siebie. Pocałował ją, po czym objął ramionami. Oparła głowę o wgłębienie jego obojczyka. - Nie żartuję, już jesteś zimna jak sopel lodu.
- Więc mnie rozgrzej. - Odparła pewnie. Wyczuł w jej słowach niezbyt starannie zaszyfrowaną sugestię. Poczuł, że ona również się uśmiecha.
- Tu? Teraz? - Zaśmiał się pod nosem. Bawiła go jej.. frywolność. Odsunęła się nieco, by na niego spojrzeć. W jej ciemnych oczach lśniły iskierki rozbawienia.
- Wymiękasz? - Uniosła wyzywająco wąską brew. - A może mam być bardziej przekonująca?
- Zawsze możemy iść do ciebie.. - Wymamrotał półszeptem, składając pocałunek na jej skroni.

- Pewnie. Myślę, że będziemy się świetnie bawić. - Oboje obrócili się w stronę, z której dobiegał obcy głos. Liam odruchowo przycisnął dziewczynę bliżej siebie. Zmierzył ciemną sylwetkę wzrokiem, mrużąc oczy. Nie dostrzegł jednak zbyt wiele. Zmarszczył brwi.
- Czego chcesz?
- Rewanżu.
- Co, kurw...
Nie dokończył, czując, jak ktoś zachodzi go od tyłu i szarpie za ręce. Do jego uszu dotarł krzyk szarpiącej się bezsilnie Agnes. Krew zawrzała mu pod skórą. Wkrótce obraz zniknął pod szorstkim, nieprzyjemnym materiałem. Przełknął nerwowo ślinę, czując, jak nagle zasycha mu w gardle.
- Ją potraktuję jako coś w rodzaju.. trofeum. - Kolejne krzyki. Szarpnął się, lecz coś krępowało jego ruchy. - Ale najpierw skończę z tobą. Zabrać go!

3 grudnia 2017

Black wolf

   I was in the winter of my life. 
And the men I met along the road were my only summer. 
At night I fell sleep with visions of myself dancing 
and laughing and crying with them. 
Three years down the line of being on an endless world tour 
and my memories of them were the only things that sustained me 
and my only real happy times.

Scarisse 


  Lecz częściej zwą mnie Scar.



Pochodzenia nieznanego, czarna niczym smoła wilczyca o skromnej budowie ciała, w chodzie przypominająca złodziejaszka. Niby lis w przywdzianej wilczej skórze. Szósty rok jej narodzin minie w dniu pełnego rozkwitu wiosny 1 maja. Z zamiłowania zielarz, z profesji szaman.




Młódką nazwać jej nie można, bo i jak, 6-letniego wilka? Mimo wszystko wilczyca wyglądem w żadnym stopniu nie przypomina dorosłego osobnika. Chuderlawa, malutka o patykowatych łapach, pociągłym pysku i sterczących uszach. Więcej w swej osobie posiada z lisa niż wilka, toteż od zawsze nazywano ją lisem w wilczej skórze. Chód złodziejaszka, cichy i spokojny posiada w sobie coś z elegancji i powabności wilczycy wysokiego rodu, choć takową nigdy nie była. Smolista, gęsta sierść odziewa drobną posturę. Charakterystycznym w całokształcie Scarisse są oczy. Wielkie, bursztynowe ślepia o tajemniczym, chłodnym blasku. 






Powściągliwa, spokojna i opanowana. Nie zdradza swoich emocji, które łatwo mogą ją zwieść co wywołałoby nie lada katastrofę. Przez lata kreowała stoicki spokój i panowanie nad sobą. Typ melancholika z pewnymi cechami sangwinika. Pełna życia, trochę mało towarzyska i ostrożna przy pierwszym poznaniu. Dokańcza to co zaczęła i dąży do obranego przez siebie celu. W pewnym stopniu dominująca i władcza. Lubi mieć wszystko poukładane. Bywa złośliwa, arogancka i cyniczna. Czasami zachowuje się jak dziecko, lecz to zależy od tego jaki trafi jej się dzień. W przypadku tych gorszych bardziej stroni od ludzi i bliższego kontaktu, a jeśli taki jest nader konieczny bywa po prostu nieprzyjemna. 








Dziewczyna jest typowo rosyjskiej urody, która przyciąga wzrok. Nie odnosi się z nią jednak i zdaje  się na naturalność. Długie, brązowe włosy zwykle wiążę w luźny warkocz lub pozostawia rozpuszczone. Jest drobnej budowy baletnicy z jeziora łabędziego i również niewysokiego wzrostu. 






Every night I used to pray that I’d find my people and finally
I did on the open road. We had nothing to lose, 
nothing to gain, 
nothing we desired anymore except to make our lives into a work of art.
Live fast. 
Die young. 
Be wild. 
And have fun.

__________


Cześć i czołem.
Kontakt przez maila (psycho.american09@gmail.com ) lub gg 38472563
Chętnie przyjmę jakieś wątki w swe ramiona. c;

28 listopada 2017

Impreza Mikołajkowo-Andrzejkowa!

Hej hej wszystkim! Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze żyje. c:

Trochę późno się z tym ogarnęłam, ale mam pomysł, żeby zrobić spotkanie Andrzejkowe, może od razu w połączeniu z Mikołajkami, heheh. Moglibyśmy porobić jakies wróżby, a potem powymieniać się upominkami, co Wy na to?

Na termin imprezy proponuję 3 grudnia, w niedzielę. (Termin wybrany po uzgodnieniu z Tristkiem.~) Może tak koło 19:00?

Zapraszamy. :D

Vendzia

30 czerwca 2017

Miłość rozbija okowy samotności.

   - Czego pragniesz?
   - Hiacynt..
                                                                   ~***~
    Jego własna wędrówka zaczęła się dawno temu.
    W chwili gdy opuścił ciepłe ramiona Matki.
    W chwili gdy jego serce wypełniała czysta nienawiść do Ojca.
    W chwili gdy zrozumiał, że jego wyobrażenie o szczęśliwej rodzinie zostanie tylko i wyłącznie w jego głowie.
    W chwili gdy jego dziecięcy umysł przepełniał ból i samotność.
    W chwili gdy kochał tylko jedną osobę na świecie. 

                                                                   ~***~

    Wędrówka szczenięcia zaczęła się w bolesny sposób. Szybko przyswoił sobie informacje, że wszystko co ma kły, pazury lub dziób może zadać ból. I to właśnie go trzeba omijać. Nauczył się też tego, że wartkie strumienie i rzeczki mogą go z łatwością zmyć. I w taki właśnie sposób przemoczony, zmęczony i głodny trafił.. Nie wiadomo gdzie. Dookoła był tylko jeden las i morze traw.
    Poobdzierany, stary wilk który go znalazł zaopiekował się nim. Nauczył go kilku przydatnych rzeczy i odszedł bez słowa po kilku tygodniach.
    Istota która była dla niego dobra, łaskawa oraz miła, odeszła, zostawiając go na pastwę świata.
    Kolejna istota, kolejna rysa na sercu, poszerzająca pęknięcie. 

                                                                   ~***~
    Wędrówki wilka prowadziły go przez wiele różnych krajobrazów. Widział góry, widział gigantyczne jeziora, widział lasy, morza traw. Skupiska dziwnych, szarych i statycznych skał z których wydobywał się nieznośny smród oraz huk, omijał z daleka. Próbował raz tylko wejść na ich teren jednak szybko przepędziły go dziwne zwierzęta ryczące na niego z każdej strony oraz krzyczące dwunożne istoty. Ludzie.
    Wiele razy był ranny. Czy to w wyniku polowania, czy nieszczęśliwego wypadku. Wiele razy doznał głodu, osłabienia, zimna czy nieznośnych gorączek.
    Głusza go wychowała. Jej dzikość. Jej zew wbiły samotnemu wilkowi wyraźne zasady obowiązujące w świecie zwierząt.
    To Samice stoją wyżej, a żaden wilk nigdy nie może skrzywdzić wilczycy.
    I tego się trzymał uparcie. 

                                                                   ~***~
    Nie sądził, że przybycie na tereny tego stada i pozostanie w nich na dłużej może tak bardzo na niego wpłynąć.
    Obecność Ojca drażniła go niemiłosiernie, powodując, że nie potrafił sam utrzymać swoich emocji w ryzach. Doskonale o tym wiedział. Stał się drażliwy, czasami szyderczy..
    Tęsknił za Matką. Znalazł Ją, nawet widzieli się przez jakiś czas. A potem znów zniknęła zostawiając go z wiadomością, że chce połączyć swoje życie z Membu. Miał ochotę wtedy rozszarpać na strzępy Ojca. A potem to co akurat stanie na drodze. Dlatego też, jego ofiarą padł zająć który skończył rozniesiony po całej polance - miejscu gdzie go dopadł.
    Nie spodziewał się jednak tego, co go spotkało później.
    A raczej tego kogo spotkał.

                                                                   ~***~
    Obudziły go ciche stąpnięcia łap gdzieś niedaleko. Nigdy nie spał twardym snem. A teraz jeszcze usłyszał cicho szeptane swoje imię, głosem który towarzyszył mu w pierwszych miesiącach życia.
Poderwał łeb, podnosząc się natychmiast. Rozejrzał się, węsząc w powietrzu z postawionymi uszami i szeroko otwartymi oczami. Nie widział wiele. Było ciemno, a jego wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze do nocy która go teraz zaskoczyła. Nie spał przecież długo.
    Zastrzygł uszami, słysząc kroki gdzieś za sobą. Obrócił się, błyskawicznie rzucając w tamtą stronę.        Szaleńczy bieg zamienił się jednak w trucht, a ten po kolejnych chwilach w chód. Gdy biegł, nie słyszał tego co chciał usłyszeć.
    Tęsknił za Matką.
    Zobaczył ją. Pysk młodego, styranego życiem oraz swoją własną psychiką wilka, rozjaśnił się w uśmiechu, gdy przyspieszył, chcąc dopaść postać wilka będącego jeleniem.
    Matki.
    Jednak to nie była Ona. Wyraźna postać rozmyła się w kłąb dymu lub mgły gdy był od niej o dwa kroki dalej. Wściekły skoczył w chmurę, próbując zawrzeć na niej szczęki. Nie udało mu się. Usłyszał za to gdzieś z boku cichy krzyk, głosem który również był mu znany.
    Zdezorientowany rozejrzał się po polanie do której dotarł. Nie widział nic oprócz drzew oraz krzaków. Krzyk dobiegał z lewej strony. Skoczył w tamtym kierunku, próbując dogonić złudzenie. Zamajaczyła mu postać białej wilczycy która zsunęła się ze skarpy.
    Nie było jednak ani skarpy, ani Hiacynt.
    Była za to znów chmura nie wiedzieć czego. Oraz kolejne próby zaatakowania jej. Zawarczał wściekle, obracając się w kółko, nie wiedząc co zrobić. Dookoła niego błyskały postacie rodziców oraz Białej, a z każdej strony dobiegały go szepty zmieszane z krzykami. Rzucił się w gęstą chmurę mgły, uciekając od zwid.
Poderwał się, ciężko oddychając. Rozejrzał się nerwowo, kładąc po sobie uszy. Sierść na jego karku zjeżyła się gdy przypomniał sobie powód dla którego się obudził. Sen. Sen który był niczym realistyczne wydarzenia.
    Jego wzrok dopiero po chwili wyłapał kłębiącą się chmurę jasnego dymu. Dostrzegł kształtujący się łeb, pysk, oczy oraz kawałek szyi. Nie wiedział czy to miało być długie futro, grzywa czy coś innego.. Nie mógł nawet jednoznacznie określić czy to co widzi przed sobą to wilk czy może jednak lew.
    - Czego pragniesz? - Głos przypominający dudnienie staczających się po skałach kamieni zabrzmiał na tyle głośno, że cofnął się odruchowo, wpatrując w Istotę. Dym, mgła czy też cokolwiek to było nie przestawało kłębić się nawet na chwilę, wciąż zmieniając postać.
    Czego pragnął? Odpowiedź była na tyle prosta, że nie chciała mu przejść przez gardło. Zmieniły się jego pragnienia, zmieniły się jego wartości. 
       Bruzda na skamieniałym przez ból i samotność sercu znalazła pewne ukojenie dzięki jednemu stworzeniu.
    - Hiacynt. - Wycharczał gardłowo, wbijając wzrok lśniących, dwukolorowych ślepi w dokładnie takie same ślepia Zjawy naprzeciw siebie. Uniósł kąciki warg w uśmiechu. Uśmiechu kogoś kto widzi Rzeczy których nie powinien widzieć nikt normalny.
    Taki sam uśmiech zobaczył u Zjawy. 

_________________

Yup, kogel mogel. Miało być to w ogóle w innej formie. Niezdana matura i chęć pogrania ale niemożność pogrania z powodu braku osób zmusiły mnie i nakłoniły właśnie do takiej formy.. Sama nie wiem jakiej. Wspominek, trzecioosobowej, z boku? Cokolwiek, wszystkiego pomieszane po trochu.

11 maja 2017

Gdzie jesteś biedronko?

Forever isn't for everyone
Is forever for you
It sounds like settling down or giving up
But it don't sound much like you girl


     Puszyste białe obłoki zasnuwały kobaltową połać nieba, sunąc wśród przestworzy, gnane figlarnymi podmuchami wiatru. Ciepłe promienie słoneczne wyzierały zza pierzastych baranów, zsyłając na świat życiodajny blask, budząc przyrodę z długiej zimowej stagnacji. Czując pierwotny zew wiosny, z norek, dziupli i kryjówek leśnych wymykały się zwierzęta wszelkich maści i wielkości. Ptaki rozpoczynały swe dźwięczne trele, a wiewiórki ganiały się po drzewach, przeskakując z gałęzi na gałąź, z których już zaczynały wyrastać młode pączki, zapowiadające pachnące kwiatami majowe dni.
     Oddech wiekowej puszczy zionął wilgocią i chłodem, zatęchłym powietrzem, które znało czasy mitów i legend. Chłonąc dźwięki, promienie, chronił i koił, dając zmysłom ulgę, pozwalając na samotne wyprawy. Wśród cieni i listowia na chudych kończynach, przemierzała nieznane ścieżki mała istotka. Sierść choć biała, cała była umorusana błotem; uszy duże, nietoperze, odcinające się czernią, skakały w takt jej żywych kroków, kiedy błądząc wśród nieznanego, lawirowała między drzewami. Nos przy ziemi, czujnie chłonąc zewsząd wonie, prowadził właścicielkę serpentynami - za krzakiem, ku pieczarze, to znów prosto w ptaków chmarę.
     Vela wybiegła z lasu, goniona odgłosem trzepoczących skrzydeł. Niemal straciła równowagę na zdradziecko śliskim kamieniu. Utrzymała się jednak na nogach i niczym zając przebiegła przez łąkę, wyskakując wysoko w powietrze, by widzieć coś nad wysokimi trawami. Jej uszy latały przy tym jak ptasie skrzydła, a jasne tęczówki skryły się pod rozszerzonymi źrenicami, które wypatrywały dalszej ścieżki. Nagle niebem wstrząsnął grzmot. Samka struchlała i skuliła się przy ziemi, a z Lasu, który właśnie opuściła zerwało się duże stado ptaków. Ciemna chmura przefrunęła nad jej głową, wydając z siebie mroczne krakanie, zwiastując nadciągającą burzę. Zaraz potem na odległym horyzoncie dostrzegła jasną smugę błyskawicy.
     Nie czekając dłużej pobiegła dalej przez łąkę, wydostała się z trawiastego muru i ruszyła w losowo obranym kierunku. Musiała znaleźć kryjówkę, nim dopadnie ją deszcz. Nie miała jednak pojęcia gdzie zmierza - postanowiła zdać się na los. Powietrze zdawało się zamarłe, cisza zaległa w dolinie, ostatnie sylwetki ptaki frunęły nisko na niebie, szukając sobie schronienia. Tymczasem chuderlawe ciało samicy wspinało się na wysokie wzgórze. Zastanawiała się czy może natrafi na jakąś jaskinię, jednak zawiodła się, docierając na szczyt. Nic tu nie było. Jedynie kilka drzew i krzewów. Podeszła bliżej skarpy, gdzie ziemia nagle się zapadała, tworząc stromy klif. Ze zdziwieniem rozejrzała się wokół. Nie spodziewała się, że mogła w tak krótkim czasie wspiąć się tak wysoko. Rozciągający się przed nią widok zapierał dech w piersi. Po raz pierwszy widziała tereny Stada Nocy z tej perspektywy. Miała pod sobą polanę oraz przylegające do niej jezioro. Za nimi szerokie połacie Lasu Śmierci, w którym serpentami wiła się połyskująca w świetle rzeka. Jeszcze dalej we mgle majaczyły szczyty gór.
     Biała samka opadła ciężko na ziemię, wbijając kurz w powietrze. Trawa miękko się pod nią ugięła, tworząc przyjemne leże. Trafiła tu niedawno, zdążyło się jednak wiele wydarzyć. Poznała Kudłacza, piękną Dalię, Skrzydlatą, tajemniczą samicę, która nazwała ją Skaczącą oraz wielu wielu innych. Przybywając tu, nie spodziewała się tylu przygód. Zastanawiała się jednak co dalej? Czy powinna tu zostać? Czy ruszać dalej? Miała odnaleźć szczęście, przyjaciół. Ale czy było to właściwe miejsce? Nie wiedziała.
     Westchnęła cicho i podniosła się z ziemi. W tym momencie uderzył w nią silny podmuch wiatru, przynosząc ze sobą orzeźwiającą woń burzy oraz chłodne powietrze. Światem znów wstrząsnął grzmot, goniony światłem błyskawicy. Niebo już dawno zasnuła stalowoszara połać chmur. Biała poczuła na pysku i grzbiecie drobne uderzenia kropel deszczu. Najpierw kilka pojedynczych, delikatnych, zaraz jednak dołączyły do nich inne, a ich liczba zwiększała się z każdą chwilą. Skoczyła z miejsca i szybko pobiegła w dół wzgórza. Chude łapy szybko przemierzały las, aż w końcu natrafiła na jaskinie. Szczęściem było, że udało jej się do nich trafić, bowiem wciąż nie spamiętała wszystkich ścieżek. Wskoczyła do pierwszego otworu i zaszyła się pod jedną z półek skalnych, zwijając się w mały kłębek. Przymknęła ślepia, wsłuchując się w monotonny szum deszczu. Wkrótce jej oddech się wyrównał, a samka odpłynęła w płytki, spokojny sen.
_________________________________
Tytuł dla zmyłki. <3 Takie o niczym, bo zaczęłam pisać w kwietniu z pomysłem, a teraz wróciłam do tego już bez pomysłu.

15 kwietnia 2017

WESOŁEGO ALLELUJA

Gdy nadejdzie Wielkanocny poranek 
Niech spełnią się życzenia tęczowych pisanek... 
Mazurków kajmakowych, bazi srebrzystych, 
Bogatego zająca i kurczaczków puszystych.
Świątecznego nastroju, biesiady obfitej, 
Lukrowego baranka, a w dyngusa - głowy wodą zmytej! 



Życzy: Arjuna

5 kwietnia 2017

"Łatwe jest zejście do piekła..."

...lecz gorzej już z niego wyjść.
   Kropelki potu spływały po jej czole. Ogniste włosy lepiły się do niego, nasiąkając słoną wodą. Powieki nerwowo drgały, jakby gałki oczne poruszały się szybciej niż to było możliwe. Usta rozchyliły się, lecz minęła chwila, zanim jakikolwiek dźwięk się z nich wydobył.
- Liam! - Krzyknęła przenikliwie, zrywając się z łóżka, zbudzona przez własny koszmar. Rozejrzała się dookoła, przeczesując szarym spojrzeniem otaczającą ją czerń nocy. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła gorzko szlochać, a ramiona trzęsły się w niekontrolowanych spazmach.
   Płakała długo i rzewnie, nie mogąc się uspokoić. Znów to samo. Wciąż, na nowo, jak zapętlony film w jej głowie odgrywała się ta sama scena.
   Przed jej oczami rozgrywało się wspomnienie, najgorsze jakie miała. (...)
   Baru stoczył się w dół. Doskoczyła do niego próbując pomóc mu się wydostać. Była opadnięta z sił i nie potrafiła poprosić wiatru o pomoc. Basior był za ciężki, a ona wykończona.
- Idź do Liama, pomóż jemu! - Nakazał, a Dalia z ciężkim sercem posłuchała. On był bezpieczny, natomiast jej jedyny syn walczył o życie. Odwróciła się i pognała między drzewami. Łapy paliły ją niemiłosiernie, lecz biegła dalej. Wypadła z pomiędzy drzew, rozglądając się pieczołowicie dookoła. Usłyszała skomlenie, a jej lazurowe tęczówki wyłapały ciemną sylwetkę syna.
- Liam! - Chciała do niego podbiec, lecz zauważyła drugą postać. Nie rozpoznała go w pierwszej chwili, lecz zaraz jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Ruszyła na "zdziczałego" wilka, rozkładając śnieżne skrzydła i wyskakując w górę, by po chwili wylądować na jego grzbiecie. Wbiła kły w jego kark. Nie chciała go atakować, nie chciała z nim walczyć, lecz musiała bronić syna. Szarpnęła łbem, czując jak gorzka krew wpływa do jej pyska, pozostawiając na języku metaliczny posmak. Czarny basior próbował zrzucić ją z siebie, lecz trzymała się mocno. Lazurową tęczówką wyłapała leżące pod głazem ciało syna.
   Nagle poczuła jak leci, a po chwili ból przeszył całe jej ciało. Spróbowała się podnieść, lecz była bez sił. Powieki miała jak z ołowiu, a ciało trzęsło się w konwulsjach. Nim oczy zakryła jej ciemność, widziała jak ciało syna jest dewastowane. W głowie tliła się tylko jedna myśl:
~"Mój jedyny syn, Liam ", lecz było już za późno i ona o tym wiedziała. Jej dziecko było martwe.

3 kwietnia 2017

Notka organizacyjna #1 - podsumowanie

 Pozwólcie, że poruszę kilka kwestii związanych z LO jak i innymi sprawami do ogarnięcia ^^

1. Z naszych szeregów zniknęły dwie postaci - Syriusz oraz Etta, oczywiście nie zostali oni wydaleni z bloga i w każdej chwili mogą wrócić, jednak w gwoli ścisłości chcę coś wyjaśnić. Lista obecności miała na celu wyłapanie osób, które są, ale ich nie ma. W prawdzie stado zmniejszyło się nieco, ale zawsze uważałam, że liczy się jakość nie ilość. Przy kolejnych LO wrócimy do starego systemu, czyli za brak wpisu grozi minus, dopiero po uzbieraniu trzech minusów - znikasz z linków członków stada.

Dodatkowo informuję, że LO postaram się organizować raz w miesiącu.

Teraz pytanie do WAS. Czy podpisywanie LO traktować jako osobny punkt w zasługach (tj. liczba uzyskanych plusów nie wpływa na liczbę minusów za niepodpisanie) czy nadal liczyć to razem (co jest kłopotliwe, bo np. ja, musiałabym nie podpisać się 56 razy, aby zniknąć z linków czy zostać ostrzeżona, że sobie lecę w kulki)

Zostawiam to WAM do ocenienia.

2. W demokratycznym głosowaniu piątek został uznany za najbardziej dogodny termin na ognisko. Oczywiście wszyscy są mile wiedzeni każdego dnia w tygodniu, jednak ten termin ustalam jako oficjalne ognisko Stada Nocy.

3. Ze względu na dodanie mapy naszych terenów, powstały małe niejasności co do ich opisu. Prawdę mówiąc dopasowałam po prostu tekst stworzony przez Aldieb do występujących na mapie obszarów, co było z mojej strony nie w porządku. Bardzo za to przepraszam. Jednocześnie poszukuję chętnych do stworzenia opisu na podstawie mapy wstawionej w zakładce "Tereny". Oczywiście możemy zgadać się w kilka osób i podzielić pracą, ale możliwa jest również praca samodzielna. 

Chętnych do pomocy proszę o zgłoszenie się w komentarzu.

4. Chciałabym poznać WASZE opinie co do flash czatu. Mi osobiście kilka osób zgłaszało, że nie mają zamiaru/możliwości z niego korzystać, z różnych powodów. Sama zauważyłam, że dostęp do niego jest mocno ograniczony i zastanawiam się nad sensem posiadania tam pokoju.

Co WY o tym sądzicie?

5. Jeżeli chodzi o zadania do hierarchii, to tak, jak mówiłam już kilku osobom obecnym na czacie - zgłoszeń jest tak wiele, że ciężko mi to na spokojnie ogarnąć. Dlatego proszę o wpisanie się w przeznaczonej ku temu zakładce ("Zadania do hierarchii"). Na dniach postaram się każdemu przydzielić zadanie. Jest też możliwość przyjęcia jednego z gotowych już zadań, wypisanych w tej samej zakładce ("Zadania do hierarchii" -> "Zadania do wykonania"). Jeżeli kogoś zainteresuje któreś z gotowych już zadań to proszę o zostawienie stosownego komentarza pod odnośnikiem "Zadania do wykonania".

6. Ostatnia kwestia do poruszenia. Chodzi o Radę Stada. Na jakiej zasadzie ma ona działać? Chodzi mi o przynależność do Rady. Czy osoba, która dostała się do niej raz, ma zajmować w niej miejsce na stałe (no chyba, że zrobi coś karygodnego i zostanie wydalona ze stada), czy zniknięcie ze stada (tak jak miało to miejsce przy niedawnym "upadku") ma być "karane" utratą tego stanowiska?

Proszę WAS o wypowiedzenie się w tym temacie!

_________________________________________________________________
Dziękuję za uwagę

Wasz kochany papcio
Baru Saya

31 marca 2017

You're evil as the demons that haunt you

Sad night, the weeper of starwind sky
Take me where the shimmering lights are fading out
Through the shadows of hate and through the fires of grace
I followed the voice in the night, beautiful as black sky,
But nothing I found

My thoughts are captured by the magical chants
Of the spirits, but I cannot see them with these dead eyes
Lost I am in these dismal streams
Lost I am forever in my life

✦✦✦

Zszargana, rozerwana, splątane nici istnienia. Kotłujące się Cienie, chaos i niewiedza. Wypluła ją Głębia, otchłań piekielna, czy może raczej Nie-Świat, poza czasem, poza życiem, tam gdzie niczyja stopa się pałęta, a dusza nie ostanie. Nie miała imienia więc własne przybrała, siedem nazw na każdą myśl potwora - Zjawa, Ogień, Wiatr, Trucizna, Cień, Śmierć i nadzieją Dusza. Nie miała ciała, więc własne stworzyła, utkała z mroku i powietrza to, co z przed życia znała. Poprzednie wcielenie jak zza mgły pamiętała, jak historia, legenda, dawno temu przekazana. Na egzystencję skazana, bez uczuć, bez serca, a jednak nie sama - z towarzyszką zesłana; ze zdrajcą, mordercą.

✦✦✦

- Przepowiedziano to - że stado na tych terenach będzie trwać wieki, póki Ogień co jasno płonie nie wygaśnie. I stało się. Nawet gdy wszyscy zwątpili, starczyła jedna iskra w duszy, by ocalić to co pozostało. - Mówiłam, plotąc słowa z prawd, które na zawsze we mnie osiadły, przesiąkły jak woda glebę przenika, stojąc na skarpie, na wzgórzu, skąd rozpościerały się widoki na rozległe połacie lasów i łąk, na góry i rzeki, na to co kiedyś zwałam Domem.
- I rzecze to ta, która jako pierwsza zwątpiła. - Uszu dobiegł ochrypły głos, pierwej on, nim koścista sylwetka zmory z nicości się wyłoniła. Zbliżała się na wychudłych kończynach, czarnymi sztyletami pazurów mierzwiąc trawę i glebę. Nie dane mi było ukryć się przed jej osobą, związane byłyśmy po koniec czasu, obarczone nienawiści kajdanami. Ujrzałam jak paszczę wygina, szydercze echo śmiechu. - "Powstanie z martwych, na Stada czele w nieśmiertelności królować będzie na zawsze!" - Zaintonowała, z pogardą wypluwając słowa pieśni, która innej tyczyła się postaci, a teraz z ust Demona - obraza w moją stronę wymierzona.
- Bluźnisz. Zamilknij już. - Warknęłam zimno, ostrzegawczo błyskając żółcią kłów, łypiąc ognistymi ślepiami. - Po co się zjawiasz, jeśli Cię nie przyzwano? 
- Wracasz i czaisz się jak intruz, jak obcy. I po tym wszystkim co Cię spotkało! - Nie zważała, nie słuchała, kontynuowała nie bacząc na znaki, protesty. - I lądujesz tu, jak kundel na smyczy, wracając, jak inni, jakby Was wszystkich łańcuchem przykuto! - Smagała bezlitośnie nienawiści słowami. Co ta suka wyprawiała, myślałam. Czego chce, co tym razem zdruzgotać próbuje. Co innego natomiast wypowiedziałam.
- Nic Ci do tego gdzie zmierzam, gdzie chodzę. - Wstałam, jeżąc się cała, smoliste smugi oplatały ciało, drgały, gotowe do pracy, mordu, ataku.
- Ale tak... Tęsknisz za tym, prawda? - Wycharczała, wydając przy tym śmiech obrzydliwej poczwary. - Jak Cię traktowali. Byłaś szanowana, respektowana, każdy liczył się z Twoim zdaniem. Ale teraz? Nie jesteś już tam potrzebna. Za kogo oni Cię tam uważają? Za zdrajczynię, która opuściła stado, rodzinę. Jesteś tam nikim. - Śliski głos Demona wwiercał się siłą w moje uszy, raniąc dotkliwie zszargane cienie uczuć jakie jeszcze we mnie tkwiły, ukryte głęboko w mym jestestwie. - Porzuciłaś córkę, przyjaciół. Poddałaś się, jak zwykły śmieć! Och tak, w tym jesteś doskonała, w uciekaniu przed problemami, uciekaniu przed życiem. - Tyrada nie ustawała, wylewając kolejne jadowite słowa, podjudzając mój ból i gniew. Nie dałam Jej już dłużej cieszyć się chwilą. Z moich trzewi wydobył się ryk, potoczył się przez głuszę z mocą huraganu. Nie byłam już tym słabym stworzeniem, wątłą wilczycą, która dawała sobą pomiatać. Potężna łapa spadła na ciało Demonicy, z łatwością powalając jej kościstą sylwetkę, przygwożdżając do ziemi z siłą tonowych gór. Obniżyłam paszczę łypiąc płomiennymi ślepiami prosto w czarne odmęty demonicznego spojrzenia. Nie wiele różniłam się teraz od niej, sama będąc istnieniem utkanym z Wiatru i Cieni.
- Nic nie wiesz. - Syknęłam, filtrując zmrużonymi oczyma Samicę, nie zważając na rozwarty w karykaturalnym uśmiechu pysk, pełen czarnych, ociekających lepką śliną kłów. - Myślisz, że o to dbam? - Zaśmiałam się zimno, wyginając paszczękę w pogardliwym grymasie. - Mów dalej, Potworo, na nic Ci się to zda. Jesteś niczym więcej niż kulą u nogi, milcz więc jak Ci przykazano.
Wygięła się, wymknęła, w jednej sekundzie zniknęła spod mych łap, tylko smuga się ostała, gdy piekielna zmora w Międzyświat uciekła. Nie byłam dłużna, skoczyłam za nią, czerń za bielą, goniąc niby za śmiercią. Nie było nikogo kto by nadążył za nami oczami, poza świat realny, w inne wymiary, gdy błądząc między znanym i nieznanym gryzły nasze szczęki, pazury rozszarpywały. Nie pierwsza, nie ostatnia była to rozgrywka. Nienawiść i oddanie w naszym związku się przeplatały, wpierw zabić, potem pomóc i tak przemiennie, nigdy nie dając wytchnienia. Tak nasze życie przebiegało, a może raczej klątwa, kara, anatema?

✦✦✦

Nie czekałam, nie patrzyłam jak zwierzyną zapełni się polana. Wiedziałam, że ogień płonie wysoko, nowi goście się pojawiają, wiedziałam że Puszcza ożywa, wraz z wiosną w kolejny etap wkraczając. Daleko mi jednak do nich. Czym byłam? Koszmarą, zjawą, zaledwie duchem, wspomnieniem. Po dawnym życiu nic nie zostało, nic więcej niż cichy zew nostalgii. Kroczyłam bezwiednie, jak niegdyś Szara - projekcja astralna,  bez ciała, przemierzała puste tereny z zamkniętymi ślepiami, przez kanion szeroki dzielący niczyje i Nasze, a teraz Wasze. Sunąc leniwie, cienistymi smugami oplatana, zniżałam się dalej, między pionowe ściany. Ku skalnej wyrwie, tunelu tajemnym, zapomnianym i nieodwiedzanym wyjściu podziemnym. Niezauważona, jakby mnie nie było. Nic się nie zmieniło. Nie wiedzą - nie ma. Wniosek? Brak istnienia.
✦✦✦
__________________________________________________________________
Zamieszczam; jestem, czuwam, choć mnie nie ma.
Rozważam. Myślę. Wrócić? Nie?
Głupie pytanie.
Cokolwiek dobrego z tego wyniknie? Pewnie nie.
Chwila słabości. Nostalgia, wspomnienia.

29 marca 2017

Trudne sprawy Vol. 3 - czyli o zakupach słów kilka~

Dawno, dawno temu...
Za górami, za lasami...
Na szczycie Szklanej Wieży z drewna..
Mieszkała Nie-Śpiąca Królewna z orszakiem siedmiu czwórasów...
Królewna ta była jednak napiętnowana klątwą...
Wobec której najwięksi mędrcy chwytali się za głowy...
A nawet najsilniejsza magia nie była w stanie jej naruszyć...
Znana była wówczas jako entuzjasmus maximus -
Jako, że historia lubi się powtarzać, znajduje ona swoje odzwierciedlenie również dzisiaj.


- LIAAAAAM!!! - Wysoki pisk przeszył powietrze niczym grot strzały, dudniąc w uszach najbliższych przechodniów jeszcze na długo po tym, kiedy umilkł. Rudowłosa kobieta przeskakiwała energicznie z nogi na nogę, poklaskując niczym małe dziecko na widok... sukienki. Kobieta wskazała entuzjastycznie kreację, przyciskając twarz do okna wystawowego. - Patrz, patrz, patrz, patrz..! - Zawołała, nie odrywając się od szyby. Młody, stojący nieopodal chłopak spróbował zamaskować swoją konsternację pod naciągniętym nisko kapturem. A nuż, nikt nie powiąże faktów i nie pomyśli, że przyszli razem. - Zachowujesz się, jak małpa w fabryce bananów. - Wywrócił ostentacyjnie oczami, pytając się w duchu Boga jak udało się jej przekonać go do tej pasjonującej wyprawy, w której mieli się wcielić w łowców promocji. Dalia zignorowała kąśliwą uwagę syna i nie zważając na niego natarła bezlitośnie na frontowe drzwi sklepu. Chłopak westchnął, widząc tylko kosmyki ognistych włosów znikające tuż za futryną. Nie widząc odwrotu, ruszył za nią, powłócząc nogami. Znalazłszy się w środku, zlustrował wnętrze zrezygnowanym spojrzeniem, w końcu lokując je na drobnej postaci, nurkującej w kalejdoskopie kolorowych materiałów. Jak ryba w wodzie, pomyślał ironicznie. Zastanowił się przy tym głęboko, wręcz zatrzymując się wpół kroku, gdzie w takich chwilach znikał Baru? Tak, to było wyśmienite pytanie. Z kontemplacji wyrwał go kolejny pisk. - O Boże, Liamciu! Popatrz jakie śliczne ubranka! - Dalia w międzyczasie zdążyła zrewidować sporą część asortymentu, zatrzymując się w dziale dla dzieci. Liam posłusznie powlókł się w jej stronie, rzucając wokół szybkie spojrzenia - asekuracyjnie, by mieć pewność, że nikt znajomy nie zastanie go w tak kompromitującej sytuacji. Kiedy zwrócił wzrok z powrotem ku rodzicielce zorientował się, że widok przysłania mu dziecięcych rozmiarów kubraczek. - Szkoda, że nie ma z nami Hiacynt... - Zawodziła sobie a muzom.
- Chyba ciężarówki. - Rzucił z przekąsem, afiszując ciążące mu od dłuższego czasu na przedramionach toboły, których jedynie przybywało. Dalia złapała się pod boki, patrząc na niego oskarżycielsko. - Bądź mężczyzną, a nie babą! 
- Właśnie! Nie mogę być silnym, niezależnym mężczyzną i tragarzem jednocześnie - Żachnął się teatralnie, choć uśmiechnął się cierpko. Zacięła usta w wyrazie niemego poirytowania i przyszpilając syna wzrokiem do przeciwległej ściany zarządziła apodyktycznym tonem: - Marsz do kasy gówniarzu.
- Zmuś mnie.
- Jeszcze chwila a wygrasz bilet w jedną stronę do krainy wiecznej zabawy z młodszą siostrzyczką. - Odparła z uśmiechem pełnym diabelskiej pasji, wręcz karmiąc się jego bezsilnością. - A tak w ogóle, to powinieneś mi mówić mamo! 


Ps. - Tak, to jest Liam jeszcze przed przemianą. 
Ps.2 - To kto następny na zakupy z Dalią? xD 

27 marca 2017

Atma


Widział kto większe dziwadło?
Chyba na mózg jej padło!
Chciała się bawić z innymi dziećmi,
lecz się jej boją, krzyczą "Lećmy!". 

Nigdy nie wiedziała, dlaczego budzi we wszystkich taki strach. Przecież była jak inni, prawda? Zwyczajna, niczym się nie wyróżniała. 

Ongiś, dawno temu, krążyła legenda o duchu, który z pozoru zwyczajny atakował wszystko i wszystkich. Nikt nie potrafił nad nim zapanować, ani go uwiązać. Nie imała się go woda święcona, ani codzienne modlitwy. Był jak kara Boska, za wszystkie grzechy. Nie znał litości, a błagania o nią zdawały się obijać od niego, niczym grochem o ścianę. Straszono nim wszystkie dzieci, oprócz jednego. 
Atma zaznała w życiu wiele nienawiści ze strony rodziny, lecz nie było jej winą to kim się stała. Znała swe zdolności, jednak panowanie nad nimi było niemożliwe. Kiedy przychodziła pełnia, stawała się białą zjawą wilka, szczerzącego kły na każdego, kto miał odwagę spojrzeć jej w oczy. Nie zjadała ludzi. O nie! To byłoby zbyt łatwe. Wysysała z nich energię życiową i mało kto miał tyle szczęścia by to przeżyć. Wciągu jednej nocy potrafiła zabić 6 osób, a na drugi dzień niczego nie pamiętać. 
Nikt nie mógł jednak winić za to jej, ponieważ ten los zgotowała jej własna matka. Będą w ciąży bawiła się czarną magią. Coś poszło nie tak podczas rzucania klątwy i zamiast na laleczkę voodoo, zaklęcie wniknęło w dopiero się rozwijające ciało Atmy. Nie wiadomo do dziś, dlaczego klątwa, która miała tylko zmieniać potencjalnego nosiciela w wilkołaka, w rzeczywistości miała takie skutki uboczne.
Była już nastoletnią dziewczyną, gdy matka wciągnęła ją w swoje szemrane interesy. Atma studiowała zaklęcia i uczyła się, jak je rzucać. Wertując karty starych ksiąg, natrafiła na swego rodzaju rytuał, pomagający stworzyć amulet do przywoływania swojej postaci eterycznej. Ukradła księgę z biblioteczki matki i przygotowywała cały miesiąc składniki do stworzenia magicznego przedmiotu. W nocy, gdy na niebie miał pojawić się uwalniający klątwę księżyc, w ostatnich promieniach słońca wypowiedziała zaklęcie, zmieniając jednak jego słowa tak, by zamiast jej eterycznej postaci, uwięzić w naszyjniku demona, którym miała się stać. Czekała kilka godzin, aż wzejdzie księżyc, a gdy to się stało, pojęła, że zamiast samemu zmienić się w bestie, ta bestia stała przed nią. Nie atakowała, nie szczerzyła nawet kłów. Obserwowała dziewczynę bacznymi, błękitnymi ślepiami, a gdy nastał nowy dzień, rozmyła się, tak jak robią to wszystkie zjawy. 
Atma uciekła z domu, zabierając ze sobą wszystkie księgi. 

Kim ty jesteś? Dziewczyną czy wilkiem? 
Nie zgubiłaś swej drogi czasem?
Może spadłaś z nieba z wielkim hukiem?
Lub rzuciłaś o ziemię kompasem?

Opowiedziana wyżej historia jest tylko maleńkim fragmentem zawiłej całości. Jest tego znacznie więcej, lecz Atma nie lubi o tym mówić. Zmiana w demona nie jest jej jedyną zdolnością. Panuje jeszcze nad ogniem, lecz nie byle jakim.
Ma on barwę błękitu, prawie tak samo intensywnego jak jej oczy. Z pozoru wydaje się zimny i faktycznie, nie można liczyć na ciepło z jego strony. Jednak, jeśli się go dotknie, można poczuć dotkliwy ból, jak przy poparzeniu zwykłym ogniem. Władzy nad tym dziwnym tworem magicznym nauczył ją demon, zamknięty za dnia w amulecie. 
Wyglądem nie różni się od pospolitego, szarego wilka lub zwyczajnej, ludzkiej dziewczyny. 
Szare futro z błękitnymi oczami, osadzonymi symetrycznie po obu stronach nosa. Dumna postawa, silne łapy i puszysta kita, zamiatająca ziemię. 
Czarne włosy, blada cera i oczy, wodzące ciekawsko po otaczającym ją świecie, Około 168 cm wzrostu i pełna niespożytkowanej energii. 

25 marca 2017

Goniąc dwa króliki, nie złapiesz żadnego.

What's been happening in your world?
What have you been up to?
I heard that you fell in love
Or near enough
I gotta tell you the truth

Bam!
- Mam cię! - Krzyknęła podekscytowana. Jęzor wywalony, ślepia ożywione, ogon wysoko w górze. - O, cholera, jednak nie. - Zapatrzyła się na własne łapy i pustą ziemię pod nimi. Usłyszała trzepot skrzydeł. Poderwała łeb, by zdążyć jeszcze zobaczyć długi ogon odlatującej sroki.
- Nosz kurka wodna. - Warknęła, przewracając się na grzbiet z głuchym łupnięciem. Wielkie uszy leżały po dwóch stronach czaszki, upodobniając ją do nietoperza. Kłapnęła szczękami na przelatującego koło jej nosa motyla. Aż dziw, że jakiś się pojawił tak wczesną porą. Spojrzała w niebo.
Jedna chmura. Druga chmura. Trzecia chmura... Czwarta chmura.... O! Ta wygląda jak lody. Zjadłabym lody... Pistacjowe z posypką i czekoladową polewą.... Mhrrr...
- A! Co to było?! - Zerwała się gwałtownie na równe nogi, robiąc przy tym efektowny piruet. Jakimś cudem udało jej się przy tym nie zabić.
Podbiegła do najbliższego kamienia, wskoczyła na niego i wyprężyła grzbiet, podnosząc wysoko głowę.. Jasne ślepka przeczesywały teren, Była pewna, że coś zobaczyła. Coś małego, co się ruszało. I można było gonić. A Vela była głodna. I w dodatku potwornie znudzona.
Aaargh! Zawyła bezgłośnie w myślach. Nic nie było widać. Zeskoczyła z kamulca i przytknęła nos do ziemi. Zaczęła węszyć. Krążyła dookoła, wdychając zapach ściółki. Napotykała na przeróżne wonie, jednak w gruncie rzeczy, nie wiedziała nawet czego szuka. Jak igła w stogu siana.
Posadziła cielsko na glebie. Ogon z frustracją szurał po ziemi. Myślała. Tak, zdarzało jej się to czasem, chociaż rzadko kiedy prowadziło do czegoś dobrego. W tej chwili, na szczęście nie udało jej się wpaść na nic ryzykownego.
Wróciła do poprzedniego miejsca i z premedytacją znów zaległa na grzbiecie. Chmury nadal wyglądały smakowicie. Tym razem jedna z nich wyglądała jak biały puszysty królik, który wystawał zza korony drzew, zupełnie jakby wyskakiwał właśnie z krzaków jeżyny.
- Aa! - Znów się poderwała. - To był królik! - Oznajmiła w przestrzeń z satysfakcją i w tym momencie znów dostrzegła kątem oka jakiś ruch. Rzuciła się w tamtym kierunku, przeskakując przez zarośla i prawie zaliczając glebę przez zdradziecki korzeń, który ją zaatakował. Z trudem pozbierała chude kończyny i pełnym biegiem ruszyła w pogoń za... Chwila, chwila, gdzie jest ten parszywiec? Zahamowała raptownie, ryjąc pazurami w ściółce. Znów go zgubiła. Rozglądała się gwałtownie, nie wiedząc co robić. Nie zamierzała się jeszcze poddawać, to pewne. Poszła dalej, zagłębiając się w nieznany las.

***
Po kilkunastu minutach wędrówki nagle coś przykuło jej uwagę. Zwolniła, stawiając uszy na sztorc. Podniosła lewą łapkę, węsząc w powietrzu. Odwróciła się powoli i oblizała pysk. Nadal węsząc, ruszyła za tropem, lawirując pomiędzy drzewami.
- O. - Zatrzymała się gwałtownie, kiedy jej nos odbił się od czegoś sprężystego. Odsunęła się nieznacznie i przysiadła na ogonie, spoglądając na zjawisko zaintrygowana. Przechyliła łeb na bok, najwyraźniej przeprowadzając jakieś intensywne procesy myślowe. Grzyb rzeczywiście wyglądał nietypowo. Wyrastał tuż przy podstawie drzewa, a fakturą i wielkością przypominał coś w rodzaju mózgu. Bardzo powoli Vena zaczęła obniżać pysk, wciąż intensywnie wpatrując się w dziwoląga. Zmarszczyła nos, nadal nie będąc w stanie się obeznać z nietypowym zapachem. Wysunęła przez kły różowy język, na początku z lekkim wahaniem. Musiała jeszcze minąć chwilka, no, może z dziesięć sekund, nim Vel w końcu się w sobie zebrała i liznęła grzyba.
- Bleeeh. - Parsknęła z obrzydzeniem i zaczęła mlaskać ozorem, próbując pozbyć gorzkiego posmaku. Poczuła pod łapkami drżenie ziemi. Obróciła się, a świat wokół zawirował. W oddali widziała szarżującą sylwetkę smoczego potwora. Oh niee... A co jeśli to paskudztwo było trujące? Umrę! Nie chcę umierać. Jestem za młoda by umierać. Czy to już naprawdę koniec? Ratu- Potok myśli przerwał nagły napływ olśnienia. Oh. Przestała kręcić się w kółko i z wciąż wystającym z pyszczka językiem spojrzała wielkimi jak spodki oczyma w stronę nieustająco powiększającej się plamy. W jej kierunku żwawym kłusem zmierzał rosłych rozmiarów odyniec. Małe czarne paciorki oczu łypały wściekle na wszystkie strony. Ciało pokrywała gęsta ciemna szczecina, a z ryja wystawały potężne, ostro zakończone szable. Dostrzegając sylwetkę psowatej przyspieszył niespodziewanie, najwyraźniej czymś rozwścieczony. Vela nie czekała dłużej. Zerwała się z miejsca i uskoczyła w bok. Przebiegła zwinnie pod kłodą i dalej, niczym dorodna sarna, przemykając pomiędzy krzewinami. Nadal słyszała głuchy tętent racic i głośny trzask gałęzi, przez które dzik przedzierał się niczym taran. Nie miała czasu by się oglądać. Biegła ile sił w chudych łapkach, serce biło jej jak szalone, a oddech znacząco się pogłębił. Gdy myślała, że już dłużej nie da rady, nagle wypadła z zarośli na otwartą przestrzeń, tracąc grunt pod nogami. Przez ułamek sekundy życie stanęło jej przed oczami, nim z całym rozpędem wpadła prosto w rzeczne odmęty. Czuła jak lodowata woda wdziera jej się przemocą do płuc. Zacisnęła powieki i zaczęła wiosłować kończynami, pracować całym ciałem, byle tylko wypłynąć na powierzchnie. Biały pysk wynurzył się z czarnej toni i samka zaczerpnęła gwałtownie powietrza, jednocześnie krztusząc się pozostałością cieczy w płucach. Całe szczęście rzeka nie miała rwącego nurtu, więc kiedy udało jej się uspokoić oddech, zdołała już spokojnie dopłynąć do przeciwległego brzegu. Wygramoliła się na suchy ląd i gwałtownie się otrzepała, posyłając dokoła girlandy jasnych kropel. Oblizała nerwowo pysk, spoglądając za siebie. Po napastniku nie było już żadnego śladu. Zażegnawszy niebezpieczeństwo postanowiła ruszyć dalej.

***
Słońce już zachodziło, rzucając na świat długie głębokie cienie. Łapy samicy człapały jedna za drugą w monotonnym rytmie. Zaczynało zmierzchać. Vena nuciła pod nosem słowa piosenki, które niegdyś utkwiły jej w głowie. All your lonely sons and daughters, stepping to the raging waters. Let them swallow you forever, silencing your beating heart... Nim się zorientowała zrobiło się kompletnie ciemno. Nie, żeby się tym jakoś specjalnie przejęła. Choć z początku noce poza miastem ją przerażały, w czasie wędrówki szybko do nich przywykła. Ziewnęła z cichym mlaskiem. Oczy jej się kleiły, robiła się senna. Dawno już zapomniała jaki był cel jej małej wyprawy.
Nagle poczuła jak grunt umyka jej spod łap. Natychmiast się rozbudziła, otwierając szeroko ślepia.
- O nienienienie - W panice próbowała jeszcze przebierać kończynami, jednak na próżno. Zleciała łeb na szyję. Biała kupka sierści przeleciała przez krzaki, lądując po środku niewielkiej polanki. Zmęczona i poobijana nie dała już dłużej rady, ujrzała jeszcze gwiazdy wirujące nad jej głową, nim straciła przytomność.

***
Niewielka, zacieniona polanka okalana była wieńcem z bujnych koron drzew. Pomiędzy konarami przemykały świetliste promienie życia. Małe stworzonka bytujące wśród plątaniny gałęzi i bluszczu. Jasnożółty ptaszek, zerwał się z miejsca i trzepocząc szaleńczo skrzydełkami przefrunął na sąsiedni pień. W sercu zielonego okręgu, na miękkim dywanie z mchu, leżała mała, potłuczona istotka. Wyglądała jak konający rozbitek, wyrzucony na brzeg przystani ocalenia. Sierść brudna i posklejana błotem. Na łapach i pysku widoczne liczne zadrapania i otarcia. Poszarpana chusta na szyi przesunęła się, odsłaniając wiszący pod nią srebrny łańcuszek. Zakończony był metalową blaszką, na której niewprawną ręką wyryte było czyjeś imię. Czarny nos drgnął, kiedy milimetry od niego zamachał skrzydełkami motyl. Odfrunął zaraz, by w swym wirującym tańcu, przemierzać znany sobie świat od jednego kwietnego kielicha ku następnemu. Samka uchyliła niemrawo ślepię. Jej jasno spiżowa tęczówka zetknęła się oko w oko z czyimś mlecznobiałym, marszczącym się co chwila, noskiem. Podniosła łeb, spoglądając sennie na otoczenie. Zarówno po niej, jak i wszędzie wokoło, wesoło kicały śnieżyste króliki. Ich mięciutkie, aksamitne futerka łaskotały ją w poduszki łap, kiedy przemieszczały się w podskokach by skubać soczyście zieloną trawę. Vendela spoglądała na to wszystko nieprzytomnym wzrokiem. Powiodła ślipiami ku siedzącego na jej łopatce osobnika.
- Panie króliku - jej głos był nieco bełkotliwy, jakby wciąż mówiła przez sen - jest panów za dużo. Nie mamy na stanie wystarczającej ilości Alicji. Muszą panowie ustawić się w kolejce. Zamawiam: Alicja z Krainy Czarów - raz.... - Ostatnie urywane słowa wymamrotała już ledwosłyszalnie. Jej głowa opadła na porośniętą bujną zielenią glebę i znów odpłynęła w niebyt.

***
Vena została rozbudzona przez cichy szelest. Trzepnęła łbem by pozbyć się sennych macek i rozejrzała się w poszukiwaniu hałasu.
- Ha! Tu jesteś skurczybyku! - Zawołała i skoczyła żwawo za szarakiem, który jak tylko usłyszał głośny odgłos, natychmiast czmychnął ku leśnym zaroślom. Samka bez namysłu pognała za nim, znikając w odmętach głuszy.

_______________________________________________________
Jeden dzień z życia pierdoły. Takie nic nie wnoszące opowiadanko na rozgrzewkę.~
Wspomniana polana odnosi się do Polany Kwiatów, opisanej w zakładce "Tereny".
Cytaty pochodzą z: Arctic Monkeys - Snap Out of it oraz The American Spirit - Sons & Daughters

24 marca 2017

Coming home

Imię: Acebir
Wiek: Ponad osiem lat 
Urodzony w stadzie, HOTN jest dla niego prawdziwym domem, wychowywał się tutaj otoczony przez cudowne osoby, miał dużo ciotek i wujków, którzy potem stali się jego przyjaciółmi. Syn Stanleja i Tequili, matkę bardzo kochał, ojca właściwie nie poznał, odszedł ze stada za nim Acebir był w stanie z nim porozmawiać o życiu. Stanlej prawdopodobnie nie był jego prawdziwym ojcem, Tequila miała powiązania z wilkołakami. Jej ukochanym był Kalahi, syn Ibry. Ibra nawiedzała Acebira, jej stado i ona sama są bezwzględni w swoich działaniach. Ibrze urodziła się córka, Holiday. Holiday ugodziła Acebira kolcem przekazując mu chorobę powodującą nieustanną chęć picia świeżej krwi. Ciotka-Lalaita winiła matkę Acebira za wszystko co złe przytrafiło się w jej życiu. Pomimo niektórych epizodów z życia, był szczęśliwy. W stadzie odnalazł wszystko. Ukochaną, którą kochał ponad życie, adoptowanego syna. Popsuł to wszystko w jednej chwili i nie czuł potrzeby zostawania w stadzie dalej, nie potrafił zachować dawnej radości, nie odnalazł też ukojenia wśród przyjaciół. Jednak noc cały czas go przywoływała. Nie mógł mijać stada bez zatrzymania się chociaż na polanie. Bez przejrzenia co dzieje się w jego prawdziwym domu. Częste wizyty na polanie, zamieniły się w codzienność, zaczął spotykać Asha, dawnego przyjaciela matki, obydwoje potrzebowali tego stada. Niesamowitą radość sprawiła mu wiadomość,że stado powraca do życia. Krótko i na temat.