Amnezja
W styczniu 2008 roku roku obudziła się na krawędzi wulkanu, nie pamiętając nic, poza swoim imieniem. W ciele srebżystej lwicy wyruszyła na poszukiwanie nowego domu oraz wskazówek do swej przeszłości i zaginionych wspomnień oraz być może - utraconej rodziny.
Początki
Lwia Jedność
Na swej drodze spotkała pewne niewielkie stado lwów, które wołało się "Lwia Jedność", zmęczona samotniczą wędrówką, odkryłą tam przyjazne serca, a z czasem cudownych przyjaciół. Postanowiła tam zamieszkać. Przywódczynią LJ była Afra. Do pozostałych członków należeli Kiara, Rubi oraz jej syn Roy, Soraya, Sarabi, Senter, Mariah oraz Czak. Wraz z nimi przeżyła tam cudowne chwile i przygody. Przygarnęła mała czarną panterkę, imieniem Bree, która później znalazła swojego wybranka i wraz z nim wyruszyła w świat. Ostatecznie zrobiła to również Aldieb, gdyż lwy z wolna zaczynały się rozpierzchać, dołączając do większych, poteżniejszych stad.
Masywna, jak na samicę, lwica o bystrym spojrzeniu i jasnej, płowej sierści – Afra, przywódczyni stada. Jej sylwetka rozmyła się, by po chwili na nowo uformować się w kształt kolejnej osoby, tym razem Rubi, o niebieskiej sierści i zwariowanych iskierkach w oczach. Zrywa przedziwny owoc z drzewa rosnącego w innym wymiarze, do którego wspólnie znalazłyśmy przejście. Udaje, że się nim zatruła, przyprowadzając mnie o zawroty głowy. I gdyby obraz utrzymał się trochę dłużej, ujrzałabym zapewne jak tarza się po ziemi, naśmiewając się ze mnie do rozpuku.Śmiechy. Głośne rozmowy. Impreza. Płowy lew zjeżdżający po wodospadzie, na kawałku drewna, niczym na desce surfingowej.Dwa lwiątka bawiące się ze sobą. Białe i czarne. Roy i Bree. W następnej scenie już jako nastolatki,posyłające sobie zakochane spojrzenia.Biegniemy całą grupą. Wszyscy poszliśmy, aby pomóc Mariah, lwicy, która została porwana.Afra informuje o zamknięciu Stada.
Stado Kotowatych
Al po próbach i porażkach ostatecznie trafiła do Stada Kot, które stało się jej drugim domem. Były to lata szalone i pełne nieoczekiwanych przygód, imprez i śmiesznych wyzwań oraz konkursów. Zaadoptowała dwójkę psikuśnych lwiątek oraz małą trygrysiczkę. Każdy dzień był niespodzianką. Zaprzyjaźniła się z pozostałymi lwicami i kocicami: Lovsi, Katriną, Fanny, Loveday, Sarafina, Fatum oraz samcami Tanabim, Sevciem, Esoxem, Astonem i innymi. Jednak nie każdemu stadu dane było trwać wiecznie. Przywódczyni Latorośl zadecydowała o zamknięciu, a Aldieb po raz kolejny utraciła dom i rodzinę.
Pozostałe watahy i stada
Nie było jej łatwo pogodzić się z tą stratą. Na zawsze porzuciła skórę kotowatego. Błąkała się po świecie, zmieniając zarówno miejsca, jak i ciała. Przez pewien czas Aldieb należała do pewnego stada dzikich psów, które zwało się Shy Dogs. Zaprzyjaźniła się tam między innymi z suczką Shauni. Chwile były tam beztroskie, dopóki Aldieb przez swoją nieuwagę, wpadła w pułapkę i została porwana przez klan dziwnych stworzeń, które chciały złożyć je w ofierze. Wtedy po raz pierwszy odkryła, że w jej żyłach drzemie siła, o którą by siebie nie posądzała, że potrafi gryźć i zabijać, choćby by walczyć o własne życie.
Szkaradne potwory
Znudzona samica postanowiłą przejść się na spacer po okolicy. W zamyśleniu pozwoliła, by łapy powiodły ją na nieznane ścieżki. Po jakimś czasie zorientowała sie, że dotarła na szczyt niewielkiego wzgórza. Uniosła pysk i rozejrzała się po horyzoncie, ze zdziwieniem stwierdzajać, że opuściała granice stada. Przekrzywiła łeb w zdziwieniu, choć szła bez namysłu, nie minęło aż tak wiele czasu, by wyjść poza terytorium watahy, więc jak się tu znalazła? Po chwili namysłu postanowiła ruszyć dalej, by zbadać nieznane tereny. Wokół panowała cisza, mącona jedynie moimi miękkimi krokami w szeleszczącej trawie. Cisza, która z każdym krokiem gęstniała, z wolna budząc moje zaniepokojenie. Żadnych odgłosów ptaków, czy innych zwierząt, żadnego podmuchu wiatru. W powietrzu zbierało się napięcie, a przestrzeń wokół jakby pociemniała. Nagle do mych uszu dobiegł jakiś szelest. Wzdrygnęłam się i odwróciłam się gwałtownie, jednak nie dostrzegłam nic poza roślinością. Minęła chwila, kilka uderzeń serca, sekundy, które ciągnęły się jak wieczność. Wtem spomiędzy cienie rzucanych przez krzewy i drzewa zaczęły wychodzić dziwne stworzenia. Wpierw pomyślałam, że to byli ludzie, bo miały pionową sylwetkę. Jednak nie, daleko im było do dwunożnych z miast. Ich skóra była gruba, pomarszczona, szarawa, ociekająca płynem niczym u płaza. Szkaradne oblicza zwróciły się w moją stronę, byłam otoczona. Nim zacieśniły krąg do końca, skoczyłam pomiędzy ich nogi i czmychnęłam najprędzej jak umiałam. Potwory ruszyły do pościgu. Biegłam ile miałąm sił w łapach, w tle słysząc odgłosy pogoni. Serce dudniło mi w piersi, przerażona odwróciłam się, by dostrzec, że poczwary były tuż za moim ogonem. Był to jednak błąd i w nieuwadze wpadłam całym rozpędem na drzewo. Zatoczyłam się, oszołomiona uderzeniem, a łapy ugięły się pode mną. Poczułam jak świat ciemnieje, nade mną pochyliłsię jeden z potworów. Poczułam gorące krople śliny na spływające po moim futrze, obraz zamazał mi się przed oczyma. W następnej chwili unosiłam się w powietrzu. A potem nastała ciemność.
Budziłam się ze snu, wracała mi przytomność. Leżałam na czymś twardym i zimnym. Próbowałam się podnieść, jednak coś ograniczało moje ruchy, opadłam z powrotem na kamienną powierzchnię. Moje łapy spętane były łańcuchami. Podniosłam pysk i rozejrzałam się dokoła, na tyle na ile pozwalały mi więzy. Byłam w jaskini, pachniało tutaj padliną i stęchlizną. W półmroku dostrzegłam jakieś kształty, a mych uszu dobiegły kroki. Te same poczwary, które wcześniej mnie goniły, chwyciły mnie za łapy i podniosły do góry. Dwójka mnie niosła, a pozostałe szły za nimi gęsiego, wąskim korytarzem. Próbowałam się wyrwać, jednak oprawcy trzymali mnie w żelaznym uścisku. W końcu dotarliśmy do przestronnej komnaty. Przestrzeń oświetlona były przytwierdzonymi do kamiennych ścian pochodniami. Na środku znajdowała się prostokątna bryła, wyciosana z wielkiego głazu. Jaj boki ociekały od ciemnej mazi, po zapachu domyśliłam się, że była to krew. Koło stołu ofiarnego stał największy i najwyższy ze stworów, odziany był w wilczą skórę, a na jego głowie widniało coś w rodzaju korony, utkanej z kości i kamieni. Znów zaczęłam się szarpać. Musiałam uciec, ale jak? Poczułam jak co raz bardziej ogarnia mnie przerażenie. Wijąc się próbowałam drapać i gryźć trzymającego mnie stwora, jednak ledwo mogłam go dosięgnąć. Potwory zbliżyły się do stołu, ten który mnie trzymał, położył mnie na kamiennym blacie i przywiązał do niego kolejnymi łańcuchami. Kreatury wyjęły jakieś instrumenty, w jaskini rozbmrziało bicie bębnów. Pozostałe stworzył krąg wokół mnie i zaczęły dziki, prymitywny taniec, do bębnów dołączyły głosy, śpiewające w nieznanym mi języku. Już nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje przerażenie zaczynało zmieniać się we wściekłość. Zaczęła kipieć we mnie energia, w moim jestestwie zbudziłsię gniew. Nigdy wcześniej nie czułam cegoś takiego. Zawarczałam cicho, a potem jeszcze raz, głośniej. Szaman, stwór w kościstej koronie, nachylił się nade mną z nożem w ręku. Uniósł ramię i zamachnął się. Moje ślepia rozbrysły, w anpięci uczekałąm na odpowiedni moment. Kiedy opuszczał z impetem nóż, szarpnęłam się tak, by ostrze trafiło w więzy. Metal uderzył o metal. Szarppnęłam się ponownie, zbierając wszystkie siły. Usłyszałam brzęk puszczających łańcuchów. W końcu byłam wolna. Prawie. Teraz musiałąm tylko uciec grupie krwiożerczych potworów, które właśnie próbowały złożyć mnie w ofierze. Sierść zjeżyła mi się na karku. Skoczyłam na pierwszego, szybko, póki jeszcze były zaskoczone. Wbiłam kły w gardło i szarpnęłam. Krew trysnęła, opryskując mój pysk i podłogę dokoła. Odbiłam się od martwego ciała i z impetem podcięłam kolejnemu nogi. Potwory rzuciły się w moim kierunku by mnie złapać. Szaman znów zamachnął się na mnie nożem, jednak zrobiłam unik i wskoczyłam mu na plecy, wgryzając się od tyłu w kark. Traciłam poczucie z rzeczywistością. W tej krótkiej chwili było tylko jedno - gryźć, drapać, mordować.
W jaskini, wśród mrygających od płomieni pochodni cieni, błyskały złote ślepia. Warknięcia samicy przenikały się z jękami i okrzykami potworów. Minęły minuty, choć równocześnie mogły to być godziny, samica nie wiedziała, kompetnie tracąc rachubę czasu. Nagle stanęła na środku komnaty, dysząc ciężko. Wokół niej leżały martwe ciała potworów. Jej futro posklejane było od gęstej krwi poczwar. Sama krwawiła z nielicznych ran. Jej łapy, całe ciało drżały, z wysiłku. Samica myślała już tylko o ucieczce. Rzuciła ostatnie spojrzenie na pobojowisko, serce miała ściśnięte, w szoku, nie mogąc uwierzyć co się właśnie stało. Czy to ONA to wszystko zrobiła? Opuszczała ją energia, wyczerpana zebrała resztki sił, by wydostać się z jaskini. W końcu poszuła świeży podmuch powietrza. Odetchnęła z ulgą i pobiegła w tym kierunku, po chwili wydostając się na powierzchnię. Uderzyły ją jasne promienie słońca. Ptaki śpiewały wesoło swe trele, panował spokój. Jakby nic, co właśnie przeżyła, nie miało w ogóle miejsca. Westchnęła z ulgą, że udało się jej ujść cało. Nad tym czego dokonała, skąd wzięła się w niej ta szaleńcza siła, postanowiła zastanowić się później. Teraz skierowała się na tereny stada, do jeziorka, by obmyć się w krwi i tragicznych wspomnień.
Losy w Stadzie Śmierci
Aldieb powoli zaczęła odnajdywać się w nowym stadzie, szczególnie dzięki Indianince, która jako pierwsza wyciągnęła do niej pomocną łapę i przedstawiła reszcie stada. Szybko poznała nowe osoby i zawarła przjaźnie z Glolą, Birdlay, Venus, Nayshą, Kaspianem oraz innymi. początku obawiała się przywódczyni, kruczoczarnej klaczy Wandessy, o przydomku Pani Śmierci, jednk z czasem zaczęła ją szanować i podziwiać. Co raz bardziej angażowała się w sprawy stada, pomyślnie przeszła test na Strażnika Ognia, którego przyrzekła strzec kosztem własnego życia.
Wybrańcy, obrońcy stada
Pokój i dobre chwile nie trwały jednak wiecznie. Wkrótce na stado spadło śiertelne niebezpieczeństwo. Do nieświadomych zagrożenia zwierząt przybyła wróżka, śnieżnobiała klacz o imieniu Avlonea. Obdarowała ósemkę wybrańców darami - magicznymi mocami, które miały im wspomóc ocelenie ich stada. Aldieb otrzymała moce pani powietrza. Do pozostałych wybranych należeli Glola z mocami ognia, Aquais wody, Neyla z mocą ziemi, Lady otrzymała dar uzdrawiania, Rubin zdolności telekinezy oraz Błysk, który otrzymał możliwość czytania w myślach. Ich wyzwania były trudne i niebezpieczne. Musieli zmierzyć się z wieloma przeciwnikami oraz decepcjami. Niestety wybrańcy zawiedli. Wandessa została porwana przez smoki i uwięziona, a stado chyliło się ku upadkowi.
Ogień i Marzenia
Po porażce zwierzęta rozpierzchły się na różne strony, myśląc, że ich przywódczyni przepadła na zawsze. Nieliczni jednak pozostali, a w ich sercach nieśmiało zaistniały iskierki nadziei. Tym samym, Glola, młodsza siostra Wandessy, postanowiła założyć Herd Of the Fire, by zgromadzić zbłąkanych członków stada. W szeregi wkradło się jednak zwątpienie, a ogień w sercach nie zapłonął. Próba zebrania rozbitej rodziny pozostała nieudana. Iskierki wciąż jednak gdzieś się plątały. Wkrótce Aldieb, wraz z dwoma innymi samicami Revią i Venus postanowiły przenieść się w inne imejsce i spróbować ponownie. Nowe stado nazały Herd Of The Dreams, Stado Marzeń, na cześć nieodpartej nadziei, że kiedyś ich ukochane Stado Nocy powróci. Postanowiły stworzyć pomnik Wandessy, by jej pamięć nigdy nie przepadła i jako Opiekunki stada, wspólnymi siłami odbudowywały to, co zostało utracone.
Misja na ratunek Wandessie
Stado rosło o starych i nowych przybyszy, aż pewnego razu przed oblicza zwierząt przybyła przedziwna postać - klacz o lazurowej sierści i potężnych skrzydłach, o niemalże niemożliwym do wypowiedzenia imieniu Persewetenikchoritositomorolawijanora. Podała się za jedną z sióstr Natessy i zapowiedziała, że ich przywódczyni jest uwięziona i ma sposób na jej uwolnienie. By ją uratować, musieli wybrać się na wędrówkę do innego świata. Klacz, którą potem zwali dla uproszczenia Magiką, powowała nowe grono Wybrańców i zleciła im misję. Wraz z Aldieb na wyprawę wyruszyła Szera, LadyKiller, Gold Fire, Eleuzis, Shesay oraz Naysha, która była ich liderem. Magika okazała się jednak zdrajczynią, próbując wykorzystać ich do własnych celów. Zwierzęta stoczyły trudne bitwy z centaurami, a potem gryfami. W Krainie Duchów Natessa starła się z Magiką i udało jej się ją pokonać, jednak sama również tracąc życie. Wybrańcom ostatecznie udało się dotrzeć do więzienia dla nadprzyrodzonych stworzeń, w którym skuta była Wandessa. Dzięki wspólnym wysiłkom wybrańców oraz poświęceniu małej, walecznej lisicy Gold Fire, udało im się ją uwolnić i Wandessa powróciła do stada.
Powrót Stada Nocy
Nastał nowy okres dla Stada Nocy. Pod przywództwem Wandessy, zwierzęta powróciły na dawne tereny. Czekały ich nowe przygody. W ich szeregi wkraczały nowe siły i następne pokolenia. Zwierzęta spędzały dni na wędrówkach i wyprawach, spotykając się wieczorami na polanie. Pojawił się zwyczaj cotygodniowych ognisk, na których bawiło się całe stado, organizując różnego rodzaju gry i zabawy. Aldieb została pierwszą Zasłużoną w nowym stadzie, tym samym otrzymując od Pani Śmierci demona, który miał jej służyć i ją ochraniać. Demonem tym była Sanetille, przedziwny stwór o kanciastych kończynach i śnieżnobiałej sierści, z której wyzierał czarne jak studnie ślepia. Wkrótce po przybyciu Sanetille spłatała figla, który miał dosyć poważne konsekwencje. Oszukując Aldieb, przeteleportowała prehistoryczną wioskę ludzi na tereny HOTN, co skończyło się walką między nimi a członkami stada. Po tym wydarzeniu, demonica została wypędzona z granic stada. Z czasem wśród Dzieci Nocy zaczęły rodzić się konflikty. Aldieb usilnie starała się naprawić
Ludzie
Kosmici
Objęcie przywództwa nad stadem
Czas mijał, a Wandessa coraz rzadziej pojawiała się osobiście między członkami stada, przekazując wiele obowiązków swej siostrze oraz zasłużonym, aż w końcu całkowicie usunęła się w cień, pozwalając, by jej miejsce zajęła Glola. Stado wciąż rosło, osiągając liczbę niemal 100 członków. Jednakże pewnego wiosennego dnia ognistoruda lisica zniknęła, pozostawiając zwierzęta w osłupieniu i rozterce. Część nazwała ją zdrajczynią, część martwiła się o jej losy. Jednak gdy nie powróciła, postanowiono wybrać nową przywódczynię, a Aspeney jako jedna z zasłużonych nominowała Aldieb na to stanowisko. Samica po namowach przyjaciół, choć z obawami w sercu, zgodziła się podjąć tego wyzwania.
Porwanie Aldieb
Nieopodal granic HOTN powstało ludzkie osiedle, a na terenach stada co raz częściej zaczęli pojawiać się zbłąkani dwunożni. Pewnego dnia Aldieb postanowiła wybrać się na zwiady. W lesie odkryła tajemniczą chatkę, a w niej przedziwne urządzenia. Szukając dalej, znalazła klapę prowadzącą do podziemnego tunelu, gdzie skrywały się przeróżne pomieszczenia, a w nich niebezpieczeństwo czychające na członków stada. Nim jednak Aldieb mogła powrócić, by ich ostrzec, została schwytana. Wkrótce jej przyjaciele zaczęli się niepokoić i zwołaną ekipę ratowniczą. Musieli stanąć do walki z szalonymi naukowcami. Wykorzystywali oni magiczne istoty, do zyskania dla siebie mocy. Przeprowadzali eksperymenty, zarówno na nich jak i na ludziach. Tworzyli sztuczne istoty, golemy, modyfikowali włąsne ciała masyznerią, stając się cyborgami. Zwierzęta z HOTN nie dały jednak za wygraną, pokonali cyborgów i uwolnili Aldieb oraz pozostałych więźniów. Niestety dla niektórych pomoc pzyszła za późno.
Przygody stada
Tajemnica chatki
Przygoda świąteczna
Potomstwo
Aldieb powróciła do stada, choć wykończona i dręczona koszmarami, z wolna odzyskiwała siły. Była wdzięczna członkom stada - swojej rodzinie, za ich pomoc i poświęcenie. Zupełnie niespodziewanie Aldieb odkryła, że jest brzemienna. Nikt nie wie jak do tego doszło. Czy był to cud poprzez zapylenie, czy też może małe istotki przywędrowały z wejcia do Narnii w jej macicy? A może też były to skutki eksperymentów, które przeprowadzali na niej ludzie. Niezależnie od przyczyny, wkrótce samica urodziła, a na świat przyszło dwoje rodzeństwa, Fene i Tir. Samiczka wyrosła na zupełne podobieństwo swojej matki. Gdy podrosła, zaczęła parać się szamanizmem i runami. Zyskała tajemnicze moce, które nadały jej przydomek Pani Ciszy. Całe dzieciństwo spędziła przy boku matki, by potem zacząć samotne wędrówki, w poszukiwaniu wiedzy i poznania świata, zawsze jednak wracała do ojczystych terenów. Jej brat był jej zupełnym przeciwieństwem, buńczuczny i skory do walk, szybko opuścił tereny stada, do których nigdy więcej nie powrócił. Aldieb do tej pory nie wie co się z nim stało i czy w ogóle nadal żyje.
Nowi przeciwnicy
Kolejne problemy z ludźmi
IPCY
Podobni do nas lecz bardziej okrótni
Wrogie stada i watahy
Tiamath
Morderstwo Netetity
Konflikt z Renoiem > śmierć Viery
Rezygnacja z władzy
Samica szła lekko, bez pośpiechu stawiając łapy, choć kroki jej były zdecydowane, bez żadnego zawahania. Jej płynne ruchy, sprawiały wrażenie jakby sunęła, nie dotykając poduszkami podłoża, unosząc się delikatnie nad ziemią. Zmierzała w kierunku wzgórza, na którym zebrała się już spora grupka stworzeń.Pamiętając dawne czasy, ich ilość wydała jej się niezwykle skromna, szczególnie, że z członków stada wielu się nie zjawiło. Gdzieś w głębi duszy poczuła odległe ukłucie bólu, gdy dostrzegła także tych, którzy przyszli w swych ludzkich postaciach. Z jednej strony rozumiała – był okres, kiedy i ona nie umiała wytrzymać w swojej skórze – jednakże, z drugiej czuła w tym coś nieprawidłowego, wręcz nienaturalnego.Szybko jednak ta myśl umknęła z jej głowy. Pozwoliła by nikły uśmiech wypłynął na jej smukły pysk, gdy wspinała się po wzniesieniu, niemal niknąc w wysokich trawach. Wszelkie wątpliwości, które wcześniej czuła zniknęły bez śladu i choć wcale o nich nie zapomniała, czuła ogarniający ją spokój.Przystanęła, spoglądając w jasne oczy Tin. Skinęła jej głową na powitanie, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Nagle wszystko ucichło. W tej krótkiej chwili zdało się czuć rosnące napięcie, wibrujące z natężeniem w powietrzu. W końcu ciemnobrązowa przerwała je, odzywając się cichym, acz wyraźnym głosem, tak że wszyscy mogli ją usłyszeć.– Oddaję Ci w ręce odpowiedzialność. Za stado, za żywe, czujące istoty. Problemy, radości i smutki, których, od tej pory, Ty będziesz opiekunką. Życzę Ci powodzenia, z całego serca. – Umilkła na chwilę, świdrując waderę czujnym spojrzeniem, w którym czaiło się wiele sprzecznych emocji, po czym dodała już mniej oficjalnym tonem, tak cicho, że jedynie stojący najbliżej mogli ją usłyszeć. – Proszę, opiekuj się Nimi.
Śmierć Aspeney
6 czerwca 2012 roku zmarła bliska przyjaciółka Aldieb, a zarazem jej zastępczyni i Zasłużona, poświęcając swoje życie, by uratować Stado Nocy przed zagładą. Aspeney, iribisica o waniliowych oczach, była jednym z filarów utrzymujących Stado przy życiu, była jednym z Wybrańców, podczas misji ratowania Wandessy, a później pomogła przy odbudowie HOTN, gdy ich przywódczyni odeszła. To ona mianowała Aldieb na kolejną przywódczynię.
Blinding
Ochrypłe krakanie rozdarło powietrze, a z pobliskiej gałęzi z głośnym łomotem czarnych skrzydeł poderwała się wrona. Omen śmierci i rozpaczy zatoczył pełne koło nad moją głową, spoglądając na świat błyszczącymi, paciorkowatymi oczkami, w których czaiła się niewypowiedziana tajemnica. Powiodłam spojrzeniem za posłannikiem duchów, czując jak przez moje wątłe ciało przechodzi dreszcz. Z jaką wieścią przybył do naszego świata?
Czarne kosmyki włosów zawirowały na wietrze, który wzmagał się z każdą mijającą chwilą. Czułam jak jego niematerialne opuszki palców przesuwają się delikatnie po moim futrze, wirują wokół, by za chwilę pomknąć dalej, w przestworza.
Złote ślepia pociemniały, gdy umysł dopadły mroczne myśli, wspomnienia przewijające się przed oczami. Martwe ciała i metaliczna woń śmierci, jakby wszystko działo się znów od początku.
Prychnęłam, wlepiając ponure spojrzenie w nieboskłon, śledząc spojrzeniem gwałtownie formujące się cumulonimbusy. Czułam mrowienie na całym ciele. Wraz z nadciągającą burzą nadchodziło coś mrocznego. Jakby czarne macki ciemności postanowiły wyjrzeć ze swych kryjówek, by sponiewierać ten świat akurat dzisiejszego dnia. Zbliżało się.
Zanurzona w odmętach myśli nie zauważyłam od razu przysadzistej postaci, która wyłoniła się spośród gnącego się na wichrze lasu. Jednak gdy w końcu ją dostrzegłam, poczułam jak po moim grzbiecie przebiegły dreszcze. Serce zabiło mocniej i w tym samym momencie gdzieś w oddali rozbrzmiał grzmot.
Z mojej gardzieli wydobył się cichy pomruk, niby echo cichnącego już gromu. Wstałam, podchodząc do irbisicy o czekoladowych rozetach. Przywitała mnie swoim firmowym, szelmowskim uśmiechem.
Odpowiedziałam tym samym, zaglądając w jasne, waniliowe ślepia, nie mogłam jednak odgadnąć co się w nich kryje. Nim jednak zdołałam wydobyć z siebie głos, spostrzegłam, że oczy samicy gwałtownie się rozszerzają, wpatrując się w coś za moimi plecami. Wtedy to poczułam, mroczną energia, kotłująca się nie dalej jak metr ode mnie.
Odskoczyłam jak oparzona, wlepiając ślepia w dziwne zjawisko. Iskrząca się kula niezidentyfikowanej energii zawisła w powietrzu, a wokół niej obracało się kilka opalizujących pierścieni. Patrząc na jej jaskrawą biel, podobną do burzowych błyskawic, miało się wrażenie, że przestrzeń wokół niej zakrzywia się, powoli ciemniejąc, jakby wchłaniała całe otaczające ją życie.
Przeniosłam wzrok na kocicę, zauważając w jej oczach błysk zrozumienia. Na jej pysku widniało zafascynowanie, pomieszane z pewną dozą strachu i obawy. W przeciwieństwie do mnie, zdawała się dokładnie wiedzieć co się dzieje. Powiodłam za nią spojrzeniem kiedy powoli zbliżała się do skrzącej się kuli. Odwróciła się na chwilę w moją stronę, spoglądając na mnie łagodnymi, waniliowymi ślepiami, w których jednocześnie zastygło zdecydowanie.
– Do zobaczenia po drugiej stronie, Al. – szepnęła i nim zdążyłam zareagować, skoczyła w jarzącą się kulę.
Krzyknęłyśmy w tym samym momencie. Dłoń Luny zacisnęła się na pustym już powietrzu. Widziałam, jak z trudem powstrzymywała się, by nie ruszyć za samicą, co i mnie przeszło przez myśl. Nie ruszyła się jednak, wpatrzona w wirujące kształty. Nagle gwałtownie się wzdrygnęła, najwyraźniej wytrącona z równowagi. Powiodłam za jej zatrwożonym spojrzeniem, czując jak uginają się pode mną łapy.
Wypaczone kształty gięły się i wiły, migając nam przed oczami. Wycie, zniekształconych tworów raniło nasze uszy, sprawiając, że cała się skuliłam. Co rusz migał mi przed oczami zdeformowany obraz Aspeney, walczącej z czarnymi cieniami.
Szamanka zaczęła szybko wyrzucać z siebie słowa w nieznanym mi języku, wspomagając się przy tym licznymi gestami. Widziałam pot, perlący się na jej skroniach, kiedy próbowała wspomóc przyjaciółkę. Na jej twarzy widniała determinacja, jednak miałam wrażenie, że jej wysiłki były znikome przy ogromie siły jaką dysponowała kula.
Nagle błękitne oczy rozszerzyły się gwałtownie, a twarz wykrzywiła się przerażeniem. Krzyknęła coś, co brzmiało jak „Padnij!”, ale nim zdążyłam jakkolwiek zareagować nastąpił wybuch. Najpierw zalała mnie jasna fala światła. Potem poczułam jak jakaś potworna siła odrzuca mnie na kilkanaście metrów, posyłając na pień drzewa.
Nastąpił głuchy trzask, po którym osunęłam się na ziemię. Zawyłam bezsilnie, gdzieś na granicy świadomości dziwiąc się, że nie straciłam jeszcze świadomości. Podźwignęłam się na łapy, z trudem łapiąc płytkie oddechy, które powodowały połamane w kilku miejscach żebra. Zachwiałam się, zaślepiona przez łzy. Pociemniało mi przed oczami. Świat stanął do góry nogami, wirował, ale mnie już było wszystko jedno.
Gdzieś w oddali rozbrzmiał szaleńczy śmiech. A może to ja się śmiałam? Nieważne. Wszystko to było szalone, obłąkane. Obłąkany, parszywy świat.
Nie, nie świat. Deszcz.
Obłąkany deszcz krwi. Czy nie brzmiało to śmiesznie? Ciężkie krople krwi płynące ze ślepych oczu chmur. Czemu one płaczą? Niech płaczą. Wszyscy płaczmy, bowiem utoniemy w morzu krwi. Obłąkany śmiech, rozbrzmiewający pośród deszczu. Skąd tu się wziął deszcz?
Z nieba. Niebieski firmament zalewa się łzami, podczas gdy my płyniemy ku odmętom myśli. Czemu? Czemu płaczę…?
Nie, już nie płaczę, a wiruję w tańcu. Wiruję razem z szalonym światem, jakbym znalazła się w niszczycielskim pędzie cyklonu. Długie, ciemne włosy powiewają za mną niczym wstęgi krwi, a wokół płonie ogień, rzucając na świat czerwoną łunę. Gdzieś w dole trzasnęła błyskawica, a niczemu winne drzewo zdawało się unosić w górę, coraz wyżej, aż… Padło na ziemię by zgnić i gnić w nieskończoność w odmętach cierpienia.
Nie było pytań. Nie było pożegnań. Może i lepiej. Teraz mogłam już tylko biec.
Brunetka otarła wierzchem dłoni krew, płynącą z rozciętej wargi. Z trudem podniosła się na równe nogi, jej ruchy były sztywne, pozbawione wcześniejszej gracji. Powoli, ostrożnie stawiając kroki szła, przez spustoszoną dolinę. W pewnym momencie zamarła i czując jak nagle opuszczają ją siły, opadła na kolana.
Nachyliła się nad martwym ciałem irbisicy, delikatnie pogładziła ją po zmatowiałym futrze. Nie próbowała nawet powstrzymywać łez, które wzbierały w jej jasnych, błękitnych oczach.
– As… As? As! – Wydarła się i pochyliła nad nią. – Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? – Wydusiła, przytulając czołem do jej martwego ciała. – Uratowałaś Nas, ale za jaką cenę…
Nim słowa zdążyły przebrzmieć w czającej się dokoła pustce, ciało samicy zaczęło się rozpadać w drobny pył. Drobiny uniosły się na wietrze, unoszona przez niematerialne duchy powietrza, ku wzburzonemu firmamentowi, ginąc wśród pierzastych, burzowych chmur. Już po chwili po Ghotevence pozostały jedynie wspomnienia…
Opuszczenie stada i dołączenie do Czarnego Królestwa
Trafiła do Czarnego Królestwa, gdzie odnalazła dawno zaginioną towarzyszkę, Glolę. Z początku jej chwile w Black Kingdom był ciche i spokojne, jednak wkrótce powróciły do niej koszmary, aż ostatecznie trafiła przed oblicze hordy demonów. Podczas gdy panowała jako przywódczyni Stada Nocy, nagradzała zasłużonych członków kontraktami z demonami, tak jak niegdyś robiła to Wandessa. Aldieb nie była jednak Panią Śmierci - była jedynie fałszywą zastępczynią, a kiedy demony odkryły, że zostały oszukane postanowiły się zemścić. Aldieb utargowała z nimi trochę czasu, by móc dowieść im, że jest godna stanowiska.
Pierścień Czarnego Feniksa
Demony
Aldieb zyskała moce Cienia, a wraz z przybyciem kolejnego demona Threiyana, z którym związała się za pomocą Amuletu Feith - jej moce powetrza stały się jeszcze potężniejsze. Do tego czasu nauczyła się także przeróżnych zaklęć i rytuałów, wędrując po świecie ze swoimi demonicznymi towarzyszami. Rozwinęła swoje magiczne dary i nauczyłą się swobodnie korzystać z przemian. Zdobywała coraz więcej wiedzy i doświadczenia, docierając w swych poszukiwaniach nawet do świata ludzi. Na swej drodze niejednokrotnie musiałą stawać do walki z różnymi przeciwnikami, a polujące na nią demony, co raz częściej i co raz szybciej łapały jej trop. Ostatecznie Aldieb zebrała sił i wybrała się z dwoma demonami u boków do Królestwa Demonów, by tam zmierzyć się ze swoimi oprawcami, by zakończyć daną umowę, bo dowieść im swą godność. Jednakże jej czyny poszły na próżno, bo choć dała sobie trochę czasu, demony nigdy nie planowały dotrzymać słowa. Przedłużały jedynie uciechę, bawiąc się w uciesze swą zdobyczą. Z pomocą swych towarzyszy Aldieb umknęła do świata żywych, ścigana jednak była nadal i choć stawiała opór i walczyłą do końca, ataki były co raz częstsze. Demony i zjawy nawiedziały ją w snach, jak i na jawie, goniły ją wszędzie gdzie się udała.
Jedyny Słuszny Pan
W tym czasie w Stadzie Nocy ponownie zmieniło się przywództwo, alphą została wybrana Error Buen. Niebo nad stadem przeciął ogromny kruk. Niedługo potem zwierzęta znalazły zagubioną ośmioletnią ludzką dziewczynkę, która wciąż na zmianę powtarzała o przeklętym szamanie i rzezi kruków. Złowróżbny omen wprowadził niepokój w szeregach stada, jednak zwierzęta nie wiedziały, co za sobą ciągnie oraz o ruchach, które miały miejsce daleko, daleko poza ich terenami.
Powrót do Stada Nocy
Aldieb czuła, że jej czas się zbliża. Udała się więc do swego domu. Do Stada Nocy. Do rodziny i przyjaciół, do lasu, który koił jej zmysły, do ziemi, która dawała jej ukojenie i życie. By móc spędzić z nimi ostatnie chwile, by móc się napawać choć przez chwilę beztroską, by móc się pożegnać.
Utrata wzroku
Stalowoszare niebo górowało swym masywem, rozpościerając się nad terenami Stada Nocy.Soczyście zielona, świeżo wyrośnięta trawa kontrastowała z jego ciemną barwą.Samica siedziała nieruchomo, niczym niewzruszona.❖Jej prawe oko powielała absolutna czerń. Lewe, wcześniej poprzecinane krwistymi żyłkami, kiedy popękały drobne naczynka, teraz spowite bielmem.Sama zastanawiała się jak udało jej się zdusić w sobie ryk bólu.Po bijących złotem tęczówkach nie zostało absolutnie nic.Przyzwyczajenie się do chodzenia zajęło jej kilkanaście godzin.
Śmierć
Przeskoki materii zdarzeń.Obraz nędzy i rozpaczy.Skoczyła. W przestrzeni przestrzeń korytarzy.Wycie wichury. Nie, to demony.Padła. Tak ciężko. Tak ciężko było podnieść jej pysk, czy nawet powiek kurtyny. Ciężar tonowych gór.Zadrżała. Spojrzała. Lecz nie jej było to odbicie. Kimże jesteś?"Jesteś martwa." Cichy szept rozbrzmiał w jej głowie. Łagodny, pieszczotliwy głos.Czemu do nich nie dołączysz? Powinnaś z nimi być. Jesteś martwa. Waniliowe ślepia, fiołkowe oczy, bandaże szarej. Migotliwe sceny rozbłysły niczym miraże połyskliwych skrzydeł motyli.Serce. Ogień. Żywioł wpłynął lawiną do żył ciemnobrązowej samicy, sięgnął ślepych oczu, spłonął. Nagle znów widziała. "Zniknijcie." Wyszeptała. Rzuciła się wprost w kotłujące, wijące się ciała demonów. W jedną stronę posłała potężną falę wzburzonego powietrza. Z jej ciała buchnął ogień, posyłając kolejne monstra na ziemię. Rozpostarła pierzaste skrzydła, wzbiła się ponad ziemię, z trudem wyrywając kończyny z mocarnego uchwytu jednego z demonów. Wzniosła ścianę ognia. Zawyła. Pazury w jej skórze piekły boleśnie. W mgnieniu oka jej wątłe ciało zniknęło w tumanie kłapiących paszcz i szczęk, piekielnych cielsk. Zniknęło. Rozszarpane.Umierała. Jej duch odchodził. Wokół rozszarpanego przez demony ciała flora zdawała się ożywać. Z początku z wolna, niemal nieśmiało. Malutkie pąki wyrastały z gleby, przedzierając się przez trawy i mech. Kolejne rośliny ożywały, wijąc się wśród pokrywających ziemię korzeni. Wspinały się po ciele brązowej samicy, po tym co z niej zostało. Kolejne pnącza i świeże gałązki, otaczały ją dokoła, coraz śmielej, coraz żywiej. Pąki rozwarły się, ukazując wielobarwne, aksamitne w dotyku płatki. Las, który był dla Niej domem, przyjął Dziecię Nocy w swe objęcia, aż w końcu brązowe futro zniknęło wśród pnączy i kwiatów.
Dusza
Spectre
Zszargana, rozerwana, splątane nici istnienia. Kotłujące się Cienie, chaos i niewiedza. Wypluła ją Głębia, otchłań piekielna, czy może raczej Nie-Świat, poza czasem, poza życiem, tam gdzie niczyja stopa się pałęta, a dusza nie ostanie. Nie miała imienia więc własne przybrała, siedem nazw na każdą myśl potwora - Zjawa, Ogień, Wiatr, Trucizna, Cień, Śmierć i nadzieją Dusza. Nie miała ciała, więc własne stworzyła, utkała z mroku i powietrza to, co z przed życia znała. Poprzednie wcielenie jak zza mgły pamiętała, jak historia, legenda, dawno temu przekazana. Na egzystencję skazana, bez uczuć, bez serca, a jednak nie sama - z towarzyszką zesłana; ze zdrajcą, mordercą.
Powrót ze zmarłych
Harold zarzucił łbem, wprawiając w ruch dzwonki, by ich dźwięk zwabił zbliżające się stworzenie.- Witaj w domu, Aldieb. -Jeleń był zadowolony. Aldieb, choć wciąż zdezorientowana, była w pełni sprawna. Jej ciało naznaczały blizny, przykryte brązową sierścią, pachnącą wilgotną ziemią.- To nie magia, co za darmo se dary daje. Zagubiona jest jej dusza w jej własnym ciele. Nie ona teraz żyje, a Jelenia wola nią steruje. Nie ufam, póki Jeleń przy niej, nie ufam, póki nie sama. - rzekł Seth, wątpiąc w cud przed oczami.- Las dał jej drugie życie, ja tylko o to poprosiłem - odrzekł Harold, skłoniwszy się pokornie.
Tajemnica początku istnienia
Na ziemi wokół drzewa zaczęły pulsować nikłym światłem żyły cienkie niczym pajęczyna, każda łącząca się z kolejnym drzewem tworząc sieć połączeń między sobą. Las zaczął pachnieć słodkim zapachem skoszonej trawy, przypominając smak arbuza letnim popołudniem, zapach życia - Aldieb - zawołało życie przepełniając jej głowe wizjami Kruków, rozrywania zwłok. Kolejny błysk. Kruków nie ma, białe pomieszczenie zdaje się świecić jaśniej niż tysiąc słońc jednak jej nie oślepia, ze światła wyłania się postać bez twarzy - Witaj córko.[...]Znalazłszy kamień Aldieb poczuła ciepło bijące z jego wnętrza, w głowie odezwał się ciepłym kobiecym głosem.- Od chwili pojawienia się kosmosu, ciemne duchy w Pustce usiłują przekręcić rzeczywistość w królestwo wiecznych męk. Istoty te były znane jako puści i gromadzili swoją moc. Z czasem te nikczemne istoty które istnieją tylko po to, aby przekształcić światy, które atakują, w miejsca rozpaczy i śmierci odnalazły waszą polane, pełną magii i życia... Nie mogę przetrwać w obecnej formie, muszę zatem umrzeć a na moim miejscu wyrośnie nowe życie.Wybrałam Ciebie, jako nowego nosiciela tajemnicy początku wszechświata -Aldieb poczuła gorąco wewnątrz swojego ciała, coś się w niej zmieniało, oczy rozpaliły się światłem a ciało zapłonęło żywym ogniem jej duch uniósł się ponad drzewa...Po horyzont niczym żyły w ciele matki ziemi zaczęła tętnić energia życiowa w jednostajnym rytmie.Śmierć? Śmierci już nie było, wszystko co do tej pory umarło pompowane siłą ziemi wracało do życia.Kruki oczyszczone z mrocznej magii usiadły w kręgu na polanie, w kruczym gwarze słychać było dźwięki wdzięczności.- Aldieb - powiedział głos w głowie - będziesz miała młode -Wilczyca osunęła się ze zmęczenia, po czym zamknęła powieki oddając się snu.
Aldieb nie tylko powróciła do życia, uratowała Stado przed kruczą klątwą, ale także została matką bytu, który wykraczał, poza wszelkie zrozumiałe normy. Gwałtownie wyrwana ze świata zmarłych, przez długi czas była otumaniona, zagubiona we własnych poszarpanych, potarganych wspomnieniach. Czując się jak intruz we własnym ciele, podczas gdy w jej łonie rosło obce istnienie. Nocą i dniem towarzysyzło jej odrealnienie, a wizje i koszmary nawiedzały ją za równo w śnie jak i na jawie.
Czuła, wiedziała, od początku przeczuwała, że choć wróciła - nie cała była, brakło odłamków, fragmentów, jej mocy, zdolności i sił zdobytych; krwią i łzami opłaconych. Nie słyszała już przeto głosów i szeptów nienawistnych, nie czuła już obecności istot piekielnych, demonów a zarazem towarzyszy wśród przygód i zmagań. Pozostała sama w szaleństwie świata, stęskniona, zlękniona, obawami przepełniona, nie mając nic więcej niż urywane miraże zesłanych jej wizji.
Okres ciąży
Wake me up
WOLF MOTHER, WHERE YOU BEEN?
YOU LOOK SO WORN, SO THIN
YOU'RE A TAKER, DEVIL'S MAKER
LET ME HEAR YOU SING
Narodziny Valkkaia
Przepowiednia
"Dusza na dwoje rozdzielona. Jedna i druga, zgubione w odmętach światów. Zgubione. Ale teraz obydwie odnalezione. Widziałam. Tak jak niegdyś ciebie widziałam, tuż przed tym jak Cię odnalazłam. Tak jak i tą co Posłanniczką Śmierci w czasach odległych wołali.Zbrodnia. Kara. Strata wielka, gdy jedna z myśli okradziona, druga z mocy; obydwie niepełne, zniekształcone, zepsute, parszywe. Świat ich oglądać nie powinien, paskudy, obydwie, Ty i ona i ta trzecia, zamieszana w to wszystko.A gdy zrodzi się i na świat przyjdzie, ze smolistych otchłani wydostanie się na światło dzienne, ten, który odradza się na nowo, nic już nie będzie takie samo."- Cyane
Po narodzinach Valkkaia
Nieposkładane myśli tłukły jej się po głowie. Myśli, wspomnienia, fragmenty wizji. Wszystko w chaosie. Rozbiegane, niepoukładane. Choć otaczała ją cisza lasu, miała wrażenie, że ogłuchnie. Gdzie była jej cisza, gdzie spokój - czemu, ach, czemu... co ona tu robiła? Tu, na tym świecie? Jej nierówne kroki rozbrzmiały na piaszczystym brzegu jeziora. Podeszła bliżej do lodowej tafli. W jej odbiciu ujrzała płomienne ślepia. Odskoczyła gwałtownie, ryjąc pazurami w podłożu. Zaskoczona, przestraszona. Choć nie powinna była być - nie pierwszy raz zaś widziała to spojrzenie. Nawiedzało ją od tylu dni. Wydobył się z jej gardła warkot nagły. Podeszła bliżej, znów spojrzała, jednak tym razem tylko własne odbicie dostrzegła. Lata szaleństwa, a jednak wciąż nie przyzwyczajona.
Na potrzeby ciągłości fabuły wydarzenia wyżej zostały opisane w innej kolejności, niż miały miejsce w rzeczywsitości. Gdyby jednak kierować się chronologią z realnego świata, nie miałyby one wtedy sensu. Wiele wątków ciągnęło się równocześnie, przeplatało się ze sobą lub nawet sobie przeczyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz