29 czerwca 2013

"Who will tell the story of your life?" Cz.5


    - Kim jestem? – cichy głos Akallabeth przebił się przez szum wodospadu.
    Leżała na polanie, wpatrując się w ogromny księżyc, który oświetlał ich swoich bladosrebrnym blaskiem. Na niebie gdzieniegdzie można było dojrzeć pojedyncze gwiazdy, jednak oprócz nich i łagodnego półkola nic nie rozświetlało wyjątkowej czerni nocy. Cisza raz po raz przerywana była przez świerszcze lub zwierzęta, które tylko nocą wychodziły ze swych kryjówek. W niewielkim jeziorku odbijał się obraz nieboskłonu, a woda falowała z wolna, poruszana przez łagodny wietrzyk.
    - Anioły, demony, przeklęci, czarnoksiężnicy, opętani. Różnie nas nazywano – odpowiedział jej niski głos należący do czarnowłosego, który zasiadł obok niej, jak zwykle zajmując się czyszczeniem swego miecza. Czarna klinga lśniła złowrogo w srebrzystym świetle, emanując dziwną poświatą.
    Białowłosa podniosła się, opierając na łokciach i spoglądając na mężczyznę. Twarz miał skupioną, a jednocześnie o wiele bardziej zrelaksowaną niż gdy przebywali na terenie obozu, mimo to cała jego postawa wskazywała na ciągłą czujność, jakby w każdym momencie spodziewał się nadejścia niebezpieczeństwa.
    - Jesteśmy tacy sami? – zapytała, mając nikłą nadzieję, że może towarzysz podniesie na nią wzrok, jednak ten pozostał skupiony na mieczu.
    - Nie – zaprzeczył, ale nie pokusił się o więcej wyjaśnień.
    Dziewczyna, nieco już zirytowana zdawkowanymi odpowiedziami, usiadła prosto, wbijając spojrzenie w sylwetkę Kasydiona.
    - Ponieważ… - zaczęła, specjalnie przeciągając końcówkę słowa.
    Czarnowłosy podniósł na nią wzrok dwukolorowych tęczówek, a widząc jej nieustępliwą minę, westchnął cicho. Schował miecz do pochwy leżącej obok niego i odłożył go na bok, ale tak by był w zasięgu ręki. Nie chciał odpowiadać na pytania, obawiał się, że posiadana przez niego wiedza może tylko zaszkodzić białowłosej, jednak nie mógł dłużej odmawiać rozmowy. Akallabeth nauczyła się stawiać na swoim.
    - Jeszcze parę dni temu miałem wątpliwości, jednak kiedy przyswoiłaś nowy żywioł bez problemu, potwierdziły się moje obawy – zaczął, a jego głos stał się o wiele poważniejszy niż zwykle, przyprawiając o niepokojąco szybkie bicie serca dziewczyny. – Różnimy się, chociaż tak naprawdę jesteśmy identyczni. Różnica polega na tym, że ja jestem starą duszą, a ty nowonarodzoną – zakończył, kładąc dłonie na skrzyżowanych nogach i spoglądając na białowłosą w celu sprawdzenia jej reakcji.
    Zmarszczyła brwi, przetwarzając w głowie ledwie zasłyszane informacje. Nie miała pojęcia co znaczyły terminy użyte przez Kasydiona, jednak to zupełnie inne słowo przykuło jej uwagę.
    - Jakie obawy się potwierdziły? – Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie dwukolorowych tęczówek, nad wyraz poważnych i spokojnych, a jednak skrywających o wiele bardziej skomplikowane emocje.
    - Twoja aura wydawała mi się znajoma, ale miałem nadzieję, że jednak nie jesteś taka jak ja – powiedział, unosząc kącik warg w smutnym uśmiechu. – To nie jest życie, jakiego bym ci życzył – dodał, a białowłosa niemal wstrzymała oddech.
    - Tylko… - zaczęła, chcąc zatuszować własne pogmatwane uczucia i zażenowanie z tego wynikające, próbując myślami wrócić do jego poprzednich słów. – Dlaczego nazwałeś siebie starą duszą, a mnie nową? – zapytała, wykorzystując fakt, że Kasydion zaczął w końcu odpowiadać dłuższymi zdaniami.
    - Nowonarodzoną – poprawił ją, a białowłosa uśmiechnęła się lekko. – Starą, czyli nie żyję po raz pierwszy, to już któreś z kolei moje ciało. Twoja dusza za to dopiero się narodziła, to twoje pierwsze życie – wyjaśnił.
    Słysząc jego słowa, niemal uniosła brwi w zdziwieniu. Mężczyzna miał moc reinkarnacji, odradzał się niczym feniks, za każdym razem jako ktoś inny a jednocześnie taki sam. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, a jeśli dobrze zrozumiała, ona była taka sama. Poczuła dziwny ucisk w klatce piersiowej na samą myśl o tym.
    - Skąd wiedziałeś, że jestem nowonarodzoną? – W jej fiołkowym spojrzeniu zabłysnęły iskierki zainteresowania, ale również niespotykanej ekscytacji, jakby dowiedziała czegoś niezwykłego i zakazanego równocześnie.
    Kasydion w duchu poczuł dziwną satysfakcję na myśl, że dziewczyna ucieszyła się i z tak wielkim zapałem zadawała kolejne pytania. Jednak to świadomość, że wreszcie znalazł kogoś takiego jak on sam, była najprzyjemniejsza. W dodatku, białowłosa zdawała się mieć w sobie coś jeszcze, czego nie posiadali inni, kiedyś mu znani, również im podobni.
    - Twoje włosy – zaczął, pochylając się nieco w jej stronę i chwytając w palce biały kosmyk. – Są białe, jak u wszystkich w pierwszym życiu. Posiadają też znak pierwszego opanowanego żywiołu – dodał, przesuwając opuszkami wzdłuż pasma i muskając także czerwone. Uniósł wzrok znad jej włosów na fiołkowe tęczówki, znając sobie sprawę z tego, że są bliżej siebie niż jeszcze chwilę temu. Za blisko. – Woda. Przyjęłaś kolejne połączenie bez szwanku i to w niezwykle szybkim tempie. Tylko w pierwszym życiu jest to możliwe – zakończył, puszczając kosmyk i odchylając się na większą odległość. Odwrócił wzrok, sam czując nieznane napięcie w klatce piersiowej.
    Akallabeth wypuściła powietrze, które nieświadomie wstrzymała w płucach. Ciągle czuła ciepły oddech na swoim policzku, a rumieńce paliły jej delikatną skórę. W roztargnieniu odgarnęła za ucho kosmyki, którymi jeszcze przed chwilą bawił się czarnowłosy.
    - Który raz już żyjesz? – zapytała, nerwowo skubiąc rąbek swojej tuniki, nagle jakoś bojąc się spojrzeć w dwukolorowe tęczówki.
    - Trzeci albo czwarty – odpowiedział, kątem oka obserwując spięta dziewczynę.
    - Czy za każdym razem… - Wzięła głębszy wdech, instynktownie bojąc się zadać nurtujące ją pytanie. – Jesteś kimś zupełnie innym? – wyrzuciła na jednym wydechu i przymknęła powieki, czekając na odpowiedź.
    Przez chwilę między dwójką magów panowało niewygodne milczenie. Brunet uśmiechnął się lekko pod nosem, sam nie wiedząc czemu, cieszył się, że owe pytanie padło z ust białowłosej, która w dodatku zdawała się nim bardzo przejmować. Czyżby myślała o następnych życiach? Może kierowało nią coś więcej niż tylko ciekawość? Nie miał pojęcia, ale ciepło zdążyło rozprzestrzenić się po jego klatce piersiowej.
    - Nie – powiedział, a Akallabeth momentalnie podniosła głowę, przez co ich spojrzenia skrzyżowały się po raz kolejny. Tym razem jednak znajoma iskra zdążyła przeskoczyć między nimi. – Dusza się nie zmienia, wygląd praktycznie też. – Białowłosa przygryzła wargę, słuchając go uważnie i nie zdając sobie sprawy z tego, jak podobne były ich myśli. – Jedynie kolor włosów, oczu może ulec zmianie, ze względu na żywioł z jakim się odrodzimy – dodał, znów wędrując wzrokiem na białe kosmyki dziewczyny. – Może mi nie uwierzysz, ale też kiedyś miałem białe włosy. – Uniosła brwi, jakoś nie potrafiąc sobie wyobrazić bruneta w owym kolorze. Kiedy znów spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się lekko. Podniósł palec, przesuwając nim po bliźnie ciągnącej się od policzka do łuku brwiowego. – Tego też nie miałem. Nabytek tego życia, ciężar Cienia – wyjaśnił, odpowiadając na niezadane pytanie.
    Zamilkł, a ona znów przygryzła wargę, zastanawiając się nad wszystkim, czego zdołała się dowiedzieć. Czyli możliwym było, że jeśli się odrodzi, będzie wyglądała inaczej niż teraz. Nie wiedziała czy powinna się z tego cieszyć. Lubiła swoje włosy, nawet to czerwone pasmo. Nie chciałaby za to innego koloru tęczówek. Jeszcze nigdy nie spotkała drugiej osoby o takich oczach jak ona i cieszyła się z tego niezmiernie, chociaż nie miała pojęcia, dlaczego właściwie nie są barwy reprezentującej jej żywioł.
    W zamyśleniu chwyciła źdźbło trawy, bezwiednie obracając je w dłoni. Kolejne pytania zagościły w umyśle, ale nie miała odwagi, by zadać połowy z nich. Krążyły po jej głowie i kuły nieprzyjemnie, domagając się wypowiedzenia na głos.
    - Jest nas więcej? – odezwała się w końcu po dłuższej chwili, przerywając przyjemną ciszę, która zapanowała między nimi po ostatnich słowach bruneta. Mimo iż nie znali się zbyt dobrze, teraz spędzali wiele godzin w nocy po prostu milcząc, wspólnie czerpiąc przyjemność z rześkiego powietrza i blasku księżyca.
    Brunet, usłyszawszy pytanie, jakby nagle się spiął, a po chwili rozluźnił, jednak jego spojrzenie stało się bezbarwne. Myślami odpłynął gdzieś daleko i wrócił dopiero po dłuższej chwili, westchnąwszy cicho.
    - Nie, byłem ostatni – powiedział, umyślnie stosując czas przeszły. W końcu, właśnie znalazł osobę, która uświadomiła mu pomyłkę i jakoś wcale mu to nie przeszkadzało.
    - Dlaczego? – zapytała z wyraźnym niedowierzaniem wymalowanym we fiołkowych tęczówkach. Jego słowa właśnie całkowicie zaprzeczyły poprzednim. – Przecież, skoro się odradzamy, powinno nas być o wiele więcej – dodała, będąc przekonaną, że zdolność reinkarnacji czyni z nich osoby, które nie mogą umrzeć całkowicie.
    Kasydion prychnął cicho, jakby ze złością. Spojrzenie dwukolorowych tęczówek stało się ostre i obce, ale na szczęście skierowane było na przeciwległą ścianę lasu a nie białowłosą, której i tak włoski na karku stanęły dęba, gdy zobaczyła bruneta w takim stanie.
    - Istnieją magowie, którzy uważali nas za zło i za wszelką cenę próbowali wszystkich wybić – odparł z goryczą w zachrypniętym głosie, który przesłał nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. – Prawie im się udało, prawie – zaakcentował, a białowłosa odniosła wrażenie, że w tych słowach zawarta była jakaś groźba.
    Wzięła głębszy oddech, zanim zebrała dość odwagi, by kontynuować rozmowę. Nie chciała przepuścić okazji, kiedy mogła się dowiedzieć tylu przydatnych rzeczy, a brunet był teraz bardziej skłonny do udzielania odpowiedzi niż zwykle się mu to zdarzało.
    - Nikt nie wie, kim jesteś – bardziej stwierdziła aniżeli zapytała. Uśmiech, który zawitał na wargach mężczyzny, niemal zmroził krew w jej żyłach. Po raz pierwszy zrozumiała, dlaczego wszyscy tak bardzo się go obawiali, ponieważ w tej chwili sama poczuła się dziwnie nieswojo w towarzystwie czarnowłosego.
    - Nikt – potwierdził, przyznając jej rację z niezdrową satysfakcją. – Cień na tyle przesiąkł już moją aurę, że nikt nie rozpozna, kim jestem naprawdę – dodał z zadowoleniem, jednak kiedy spojrzał na Akallabeth i dojrzał iskierkę strachu w jej fiołkowym spojrzeniu, uśmiech goszczący na jego wargach momentalnie zbladł. Niemal się zapomniał, znowu. Prawie pozwolił, by mrok zawładnął nad umysłem, ale w porę się opanował. Spuścił wzrok, przymykając na chwilę powieki i, wziąwszy głęboki wdech oraz wydech, ponownie podniósł spojrzenie na białowłosą. – Niestety, ty nie masz takiej ochrony – powiedział, ale tak cicho, że niemal wyszeptał.
    Akallabeth poczuła jak jej serce ponownie przyspiesza, ale już nie ze strachu, a ogarnięte jakimś dziwnym ciepłem, które przepłynęło po całym ciele. Pochyliła się do czarnowłosego, opierając się na jednej ręce i podnosząc drugą dłoń, by przesunąć nią po policzku Kasydiona. Skrzyżowała swoje spojrzenie z jego dwukolorowymi tęczówkami, w których zauważyła niewielką dozę zdziwienia zmieszaną z zadowoleniem. Uśmiechnęła się lekko, teraz już wiedząc, że nie ma czego się obawiać.
    - Mam ciebie – również szepnęła, unosząc kąciki warg w rozbawieniu. Brunet zaśmiał się cicho, a atmosfera wokół nich rozluźniła się. Kiedy podniósł wzrok, również w jego oczach zabłysnęły wesołe iskierki. – Po za tym… - Przesunęła dłoń z jego policzka w bok, przeczesując czarne kosmyki palcami. – Dam sobie radę, nie jestem takim znowu niewiniątkiem – dodała, mrugając do mężczyzny porozumiewawczo.
    Kasydion, wykorzystując jej chwilową nieuwagę, chwycił białowłosą w pasie i pociągnął do siebie tak, że wylądowała na jego kolanach. Zaskoczona, nawet nie zdołała się przed tym uratować, przez co na jej bladych policzkach zakwitł różowy rumieniec.
    - W to akurat nie wątpię – usłyszała jeszcze przy uchu jego zachrypnięty głos, a na ciele poczuła przyjemne dreszcze, zanim otaczających ich świat znów przestał mieć większe znaczenie. 


[Trochę krótkie, nudnawe i nic się nie dzieje, ale chciałam co nieco wyjaśnić, no i to przedostatni część tej serii, więc chciałam, by była spokojna. W sumie jestem z niej całkiem zadowolona, teraz będę mogła się wziąć za zadanie. Gratuluję tym, którzy przebrnęli. ]

28 czerwca 2013

Urodzinowy Zlot HOTN w Warszawie!

! Urodzinowy Zlot HOTN w Warszawie !


Data: 13 lipca 2013 r., sobota
Godzina: 12:00 (jeśli Wam nie pasuje, powiedzcie)
Zlot organizowany jest z okazji urodzin Naszej wspaniałej Alutki C: 
Jak już wspomniano nieraz…:

„Na zlot może przyjść każdy kto należy do HOTN,
każdy kto należał do HOTN
oraz
każdy kto chce należeć do HOTN.
Po za tym możecie przyprowadzić ze sobą swoich znajomych. c:”

Na zlot przyjdą:
- Aldieb
- Naphill Naomi + sztuka płci męskiej oraz żeńskiej
- ?

Na zlocie przewidujemy:
- Brew temu, co było dotychczas - nie będzie żarcia z Mc'a ani KFC!  Ale kasa jest potrzebna, więc bierzcie ze sobą o:
- postarajcie się wyglądać, jak Wasza postać z rpg - charakteryzacja, jakieś uszka, ogonki, ubrania w barwach sierści itp., co tylko Wam wyobraźnia podsunie,
- obowiązkowo zabierzcie ze sobą jakieś środki przeciw komarom/kleszczom! Będziemy szli do lasu: długie spodnie, bluzy (w lesie jest dość chłodno) i w miarę możliwości obcisłe ubrania, coby Pan Kleszcz miał trudniejszy dostęp do Waszych smacznych ciałek. Wygodne buty, które wytrzymają hasanie po lesie.
-dużo śmiechu, zabawy i wygłupów
-spontaniczne akcje,
- weźcie ze sobą jakieś żarcie, bo nie zostaniemy w Złotych Tarasach
-weźcie też białe koszulki/kartki/teczki na podpisy ;D

- za to mózg (o ile ktoś takowy posiada i obawia się o jego stan) proponuję zostawić w domu.

Będzie także słynny zlot c: Mam ndz
Jest już nieco sfatygowany… ale jeszcze żyje. Chyba.


Jeśli o czymś zapomniałam, Aldieb mnie upomni - proszę śledzić komentarze.

27 czerwca 2013

Drzewa mają oczy. cz.II

Dzień 2:
Prawdę mówiąc nie było mi do śmiechu. Wczorajszy dzień zakończył się porażką, stwierdziłem jednak, że będę twardy, nie poddam się. Nie pozwolę Mu wejść sobie na głowę. Pierwszy raz w życiu poczułem taką determinację, miałem wrażenie, że się przełączyłem, na tą chwilę stawałem się kimś innym. Łapy zaprowadziły mnie na miejsce, znowu usiadłem i spojrzałem na drzewa. Zupełnie jakbym chciał poznać każdą ich rysę, dokładną budowę, wszystkie szczegóły. Nabrałem powietrza i przymknąłem ślepia.
Idź, płyń, oddaj się, poczuj to...
Nie...
Złącz się, znajdź, odnajdź ...
Nie.
Chodź do mnie...
Nie!
Otworzyłem oczy, te głosy, można było się pogubić. Zacisnąłem zęby.
- Dam radę. - wyszeptałem.
Głośniej...
- Co? - rozejrzałem się dookoła.
Głośniej...
Usłyszałem to kilkakrotnie, zaraz potem delikatny, kobiecy śmiech, taki kojący każde nerwy. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Dam radę! - krzyknąłem, a w duszy aż coś drgnęło. Niezwykle dziwne, ale przyjemne uczucie. Poczułem się jak ogromny dzban wypełniony pozytywną energią. Kącik mojego pyska uniósł się lekko, a ja ponownie opuściłem powieki. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi wyobrazić sobie te drzewa, odrysować każdy ich szczegół. Widziałem to. Zupełnie jakbym chwycił w dłoń kawałek węgla i szkicował na kartce. Drzewa, otoczenie, wszystko jednak od razu się poruszało. Wyglądało jak prawdziwe, lecz bez kolorów.
Baru...
Delikatny przyjazny głos powrócił, poczułem przyjemny powiew wiatru, a w wyobraźni pojawiła się dziewczyna, kobieta. Biegła tak lekko, otulona sukienką, tańczyła. Nagle roześmiana zatrzymała się i pokiwała mi. Na pysku pojawił się uśmiech. Odpływałem.
Daj się porwać Baru...
Dawałem. Dziewczyna pomagała mi w szkicowaniu krajobrazu. Wypełniała go kolorami.

W końcu udało mi się odtworzyć i siebie. Nieznajoma pogładziła mnie po czarnym łbie i zniknęła nadal się śmiejąc. Spojrzałem tylko za nią i pożegnałem uśmiechem, wszystko było takie dziwne. Siedziałem identycznie tak, jak w prawdziwym świcie. Stwierdziłem, że w taki sposób drzewa chcą pokazać mi do czego zaszło, a Ona była jakimś duszkiem żyjącym w symbiozie z Zielonymi.
Zatrzymaj to...
Ledwo, ale usłyszałem. Coś mi nie pasowało, poczułem w gardle jakąś kluchę.
Idź, biegnij, znajdź to...
Ten głos mnie uspokoił, chociaż dziwne uczucie raczej narastało niż malało. Podniosłem się i ruszyłem przed siebie.
Stój...
Nie patrz, idź...
Szedłem, powoli, zacząłem kaszleć, nie w wyobraźni, w realnym świecie.
"Dam radę!" pomyślałem i trzymałem się dalej.
Baru stój...
Głos był już coraz słabszy, ale minimalnie go słyszałem.
Chodź do mnie...
"Idę!"
Nie!
Jakby ktoś próbował się przebić.
Milcz... Chodź do mnie...
Delikatny głos zdecydowanie wygrywał, nagle w oddali zobaczyłem siebie, zupełnie tak jak z wspomnień ostatniego dnia, nic nie spodziewający się, wyluzowany, jednak niewyraźny. Cieszyłem się jak głupi, zaraz się dowiem, już zaraz.
Chodź...
"Biegnę, pędzę, lecę!"
Baru... Nie...
Słyszę jakiś szmer w wyobraźni, odwracam łeb i widzę sylwetkę Jego. Już wtedy szedł w moją stronę.
Chodź do mnie... Mój kontainer
Wyszeptał delikatny głos, a mnie zatkało, zatrzymałem się. "Mój kontainer?" Przecież...
Baru nie słuchaj Go, to On! Otwórz oczy! Otwieraj!
Głos który starał się przez ten cały czas przebić teraz był bardzo wyraźny.
Nie! 
Delikatny głos zniknął, a pojawił się Jego. Przestraszyłem się i szybko otworzyłem oczy...

Na samym wstępie chlusnąłem z pyska krwią, byłem jak naćpany, obraz się rozmazywał, dopiero po chwili zorientowałem się, że leże. Nic nie czułem, nabierałem głośno powietrza starając się uregulować oddech. 
- Co do? - wysapałem kiedy doszedłem do siebie, rozejrzałem się dookoła. Nagle jedno drzewo stanęło w płomieniach. Usłyszałem jego krzyk, cholernie głośny krzyk, nie wiem co wtedy poczułem, ale było to straszne, nie mogłem się ruszyć. Widziałem jak umiera i nie mogłem się ruszyć.
Przepraszam Baru, musiałam.
Usłyszałem nagle. To pomogło mi się wyrwać z szoku i ruszyłem do jeziora, nie wiem w co wlałem wody, ale przybiegłem jak najszybciej i oblałem pień Płonącego. Ogień zamiast zgasnąć buchnął jeszcze bardziej parząc lekko moją rękę, odskoczyłem i dopiero teraz zorientowałem się, że jestem w postaci humanoidalnej. Nie wiedziałem co zrobić, cofałem się małymi kroczkami i patrzyłem jak płonie.
- To ja przepraszam... - wyszeptałem i usiadłem na ziemi zasłaniając twarz dłońmi. "Co się stało?"

Zamiast odpowiedzi dostałem kolejne pytania...

Nie wiem czy długo tam siedziałem, ale podniosłem wzrok dopiero gdy krzyk ucichł, zobaczyłem spalony pień. Coś okropnego wypełniło moje serce, a po poliku spłynęła łza. Jedna, jedyna, samotna, wytarłem ją szybko. Nie pamiętałem żebym kiedykolwiek płakał. Spojrzałem proszącym wzrokiem na inne drzewa.
- Co się stało? - wyszeptałem. Milczały. - Co się stało do cholery!? - Wykrzyczałem i cisnąłem w ziemie pojemnikiem, w którym były jeszcze resztki wody. Poturlał się i zakręcając koło zatrzymał. Ulokowałem w nim spojrzenie, ponownie przetarłem oczy, przemieniłem się i wściekły ruszyłem w głąb lasu...

Zamiast odpowiedzi dostałem kolejne pytania.
Zamiast odpowiedzi poznałem co to smutek, żal, poczucie winy...

CDN. 

[ No to teraz macie co czytać heh. ]

23 czerwca 2013

Jedyny Słuszny Pan #5

     Wylądowała na Polanie, składając swe śnieżne skrzydła. Już w górze czuła ludzką woń, która wraz z każdym jej krokiem w stronę jaskini, nasilała się. Ślepia jej zapłonęły, aby po chwili zgasnąć.
- Dobry Wieczór. - Przywitała się, lustrując lazurem zebranych przy ognisku. Na koniec jej wzrok padł na małą, dziewczynkę, która przerażona, wpatrywała się w postać wadery. Bez żadnych pytań, podeszła do małej i usiadła, okrywając ją skrzydłem.
      Gdy uniosła wzrok, widziała, że wszyscy się jej przyglądają. Wiedziała co im chodzi po głowie.
- Nie można żyć zemstą. - Wyszeptała. - A zresztą, ja moją dokonałam i nie skrzywdziłabym dziecka. Nie ważne jakiej by nie było rasy. - Spuściła oczy na Małą i  uśmiechem stwierdziła, że zasnęła. Gdy tak wpatrywała się w postać śpiącej dziewczynki, dotarło do niej, że w Jaskini panuje dziwna cisza. Spojrzała na Error. Lisica odchrząknęła i przesunęła wzrokiem po zebranych.
- Wydaje mi się, że powinniśmy ustalić co dalej. - Jej głos rozbrzmiewał, odbijając się echem od ścian. Oczy wszystkich wędrowały między dwoma punktami : białą waderą, a rudą lisicą. - Dalio ? - Usłyszawszy swe imię, wyprostowała się czekając na ciąg dalszy. lecz go nie było.
- Tak ? - Odpowiedziała, przeklinając się za niepewność w głosie.
- Jak zauważyłaś, wszyscy tu zebrani, oprócz Ciebie, nie żywimy do tego dziecka szczególnej sympatii. - Skinęła łbem. - Mała nie powinna być bez opieki. Czy podejmiesz się tego zadania i zajmiesz się nią ? - Znów ta nieznośna cisza. Wadera przymknęła ślepia, zastanawiając, czy da radę zaopiekować się ludzkim szczenięciem. W końcu, po dość długim namyśle, naznaczonym milczeniem, westchnęła z rezygnacją.
- Żaden problem. - Odparła. Miała dziwne przeczucie, że nie powinna tego robić, lecz zdusiła je w sobie.
       Ruda przeniosła wzrok na pozostałych. Przyszła kolej, aby porozdawać zadania.
- Pozostaje jeszcze kwestia odnalezienia i zdobycia kilku przedmiotów. - Wodziła oczyma od jednej postaci do drugiej. Biała nie była pomijana. Co z tego, że opiekowała się dzieckiem ? Pomóc mogła. Lisica nie musiała się bać, że ta pomyśli iż to niesprawiedliwe. Wadera jak najbardziej chciała pomóc.
      Oczy wszystkich zwróciły się ku Error.
- Zadania rozdzielę według listy. Każdy będzie musiał odnaleźć jeden przedmiot. - Lisica powiodła spojrzeniem po zebranych. - Raksho... - Pantera wystąpiła na przód. - Ty odnajdziesz Poroże Kirina. - Pantera skinęła łbem i wstąpiła do szeregu. - Dalio... - Biała uniosła łeb, by wysłuchać i dobrze zrozumieć słowa Rudej. - Ty będziesz musiała przynieść Fragment Skorupy Nie Wyklutego Żmijoptaka. - Wadera skinęła nieznacznie łbem. Nagle jednak uniosła go z powrotem.
- Error, tylko ja nie znam za dobrze tych terenów, ani tym bardziej innych, więc powiedz mi proszę, gdzie mam szukać tego Żmijoptaka ? - Zapytała. Poruszyła lekko skrzydłem, tak, że przez ułamek sekundy można było zobaczyć śpiącą dziewczynkę.
      Lisica na powrót odwróciła się do Białej.
- To stworzenie żyje w górach. To połączenie ptaka i węża. - Odpowiedziała. Wskoczyła na swoją półkę i ułożyła się wygodnie. - Ja odnajdę Łuski Węża Morskiego.  - Powiadomiła. Zastanawiała się chwilę, czy o czymś nie zapomniała. - Miejmy nadzieję, że ktoś jeszcze przyjdzie i weźmie udział w wyprawie. - Westchnęła i zwinęła się w kulkę.
      Biała przyglądała się śpiącej dziewczynce. Gdzieś ją już widziała, ale gdzie? Poruszyła się niespokojnie. Uchyliła delikatnie powiek, lecz gdy Dalia uśmiechnęła się doń, ta znów zapadła w głęboki sen. Biała mogła się założyć, że Mała nie zaznała prawdziwego, spokojnego snu od bardzo dawna. Przerażona i zziębnięta na pewno nie była w stanie zmrużyć oka. To straszne, gdy takie małe szczenię, nie ważne czy ludzie, czy inne, jest samo. Bez rodziców, czy zwykłej życzliwej duszy przy sobie. Mała musiała przeżyć straszne chwile.
      Wadera zerknęła na Lisice.
- Właściwie to jak ona tu się znalazła ? - Wypaliła. A co jej tam ? Skoro ma się nią opiekować, musi coś o niej wiedzieć. Lisica uniosła łeb i w skrócie opowiedziała jak to z Kotką ją znalazły i przyniosły tutaj. Właściwie psowata przyniosła. Przy tej małej wzmiance, Biała nie wytrzymała i się zaśmiała.
      Gdy Ruda skończyła, Dalia nie męczyła już jej pytaniami. Ułożyła się na ziemi, nadal okrywając dziecko skrzydłem i przymknęła ślepia, pogrążając się w błogim stanie snu na jawie.
*   *   *
[ Krótkie wiem. Skończyłam pisać o 00 : 21 więc się nie czepiać. Jeżeli komuś się nie podobają wypowiedzi to możecie mnie śmiało opieprzać. Zadania rozdzielałam po kolei. Osoby które będą pisały następne części powinny zwrócić na to uwagę. Coś takiego pisze po raz pierwszy. Raksho i Error. U was nie podałam, gdzie macie szukać. Wybór należy do was. Hm.. Nie umieszczałam w tej części Seth'a, czy Black Hollow, bo oni już do stada nie należą. Jakby co mogę wszystko poprawić. Ja nikogo nie proponuję po mnie, bo wiem, że będzie ciężko. ]

21 czerwca 2013

Drzewa mają oczy. Cz. I

Kiedy wróciłem z rodzinnych stron, długo rozmyślałem o moim Pasożycie. Trudno o nim zapomnieć, skoro cały czas zabrudza mi myśli swoimi chorymi przygodami. Tak, chorymi, przeraża mnie fakt, że mam w sobie kogoś pozbawionego tak wielu uczuć, kogoś pozbawionego sensu istnienia. Racja, jestem pozytywnie nastawiony do życia, ale powoli dopada mnie jakaś furia. Każde dobre słowo, dobry gest, pozytywne emocje, to jedna wielka walka. Toczy się we mnie wojna i coraz częściej mam ochotę krzyczeć...

Dzień pierwszy.
Jakiś czas temu byłem na spacerze z Raksh, może to trochę dziwne, ale dopiero przy rozmowie z nią olśniło mnie, że mogę wykorzystać swoje umiejętności do poznania zdarzeń po mojej utracie przytomności. (Opowiadanie pt. "Ostatni Dzień") Tak dla jasności, pogadać z drzewami, świadkami tamtej sceny. Ruszyłem więc jednego dnia na miejsce swojej "przemiany".
Kiedy dotarłem do celu, przeszły mnie zimne dreszcze, zatrzymałem się i spojrzałem na miejsce, w którym jeszcze kilka miesięcy temu leżałem owinięty dziwacznym batem, ranny i nieprzytomny. Uświadomiłem sobie, że właśnie tu jest mój nowy początek, właśnie tu leży Hilarem. Szum drzew, lekki powiew wiatru, trawa popalona promieniami słonecznymi, nic, jakby nic tu się nie stało. Pewnie nie jeden by przysiadł i rozmyślał nad tym "dlaczego?". Ja jednak nie zadaje sobie tego pytania, najwyraźniej tak miało być i tyle. Otrząsnąłem się z chwilowego zamyślenia i spojrzałem na ścianę Zielonych, kołysali się delikatnie, jakby w wspólnym tańcu. Usiadłem wygodnie i posłałem im uśmiech.
- Witam! - wypaliłem z entuzjazmem, po czym lekko się skrzywiłem - Skup się ciole... - mruknąłem do siebie pod nosem i zamknąłem ślepia. Chciałem, na prawdę chciałem, ale tyle zapachów, odgłosów. Nagle wybuchnąłem śmiechem. Dlaczego? Przypomniało mi się kilka zabawnych scen z życia. "Jak tu z takim pracować?" zapytałem siebie w głębi ducha. Nie znalazłem niestety odpowiedzi. Wstałem, kręciłem się, znowu siadałem, kolejna próba i jeszcze jedna. Nie... Po 4 razie po prostu wymiękłem. Walnąłem się plackiem na trawę i zmęczony myśleniem o koncentracji zacząłem przysypiać.
- Nie myśl, czuj, wczuj się... - usłyszałem przyjazny głos, mówił do mnie, odpływałem.
- Zamknij się! - nagły krzyk wyrwał mnie z błogiego stanu spokoju ducha. Rzecz jasna krzyk w mojej głowie. Pasożyt, jak zawsze. - Giń, wspominaj, zabijaj, cierp... - kontynuował, przyjazny głos umilkł, a ja dostawałem białej goraczki.
- Oj zamknij się już! - krzyknąłem niby sam do siebie, jednak kierowałem to do Niego. Umilkł. Westchnąłem i zrezygnowany pokręciłem łbem, zdałem sobie sprawę, że czeka mnie kolejna walka.

CDN.

[ Część pierwszą uznajcie za wprowadzenie, następne będą zdecydowanie dłuższe. ]

17 czerwca 2013

Aldieb - leśny duch o złotych ślepiach.


                    
Kneel, in silence, alone
My spirit bares me
Pray for guidance, towards home
In darkest hours

Kneel (dream within dream we travel)
In Silence (empires of faith unravel)
Alone (sealed with our virtues' treasures)
Kingdom's falling...

Down (who's hand commands this thunder)
In silence (cry as we're torn asunder)
Alone (unto what gods do I call?)
Protect us in our...

Fall away, my soul wandered
Born by grace
I flew on high, sheltered from this thunder
Calling heaven...

 ~***~
Aldieb - Cichy duch, który widnieje na wielu kartach historii stada. Założyła odnowę HOTN, była opiekunką stada, Zasłużoną, Bethą, aż w końcu Alphą. Zawsze pomocna i miła, jednak również szczera i chwilami bezpośrednia.
~***~ 

Take me away from time and season
Far, far away we'll sing with reason
Prepare our throne of stars above me
As the world once known will leave me

~***~


PODSTAWOWE INFORMACJE
Aldieb - Zachodni Wiatr; wiatr, który przynosi wiosenne deszcze.
Dla przyjaciół: Al, All, Alu, Ally, Alek, Alka, Ala, Aldi, Alie, Alieb, Alutka, Lutka, Aldiebina, Aldiebinka.
Znana również pod przezwiskami: Zjawa[Zjava], Alleluja, Jeb, Alien. 
Przydomek: Pani Powietrza, Wieczny Ślad (nadany pośmiertnie)
Wiek: Obudziła się w styczniu 2008 roku, zmarła wiosną 2015 roku., została przywrócona do życia 17 grudnia 2017 roku.
Płeć żeńska; samica, kobieta.
Gatunek: bliżej nieokreślony, prawdopodobnie mieszanka lisa z wilkiem.

CHARAKTER
Jest dosyć spokojna i cicha. Skrytość jest Jej główną cechą. Do obcych odnosi się z dystansem i nie od razu pozwala się poznać. Dlatego z pozoru może wydawać się dość chłodna. Gdy ktoś chce to zrobić zbyt szybko, wycofuje się, pozwalając mu krążyć w labiryncie niepewności poprzez nieoczekiwane zmiany w swoim zachowaniu. Ciężko powiedzieć czy za chwilę się uśmiechnie czy zamknie oczy, odwróci się i zniknie. Jednak, gdy się chociaż trochę otworzy bardzo szybko można się do Niej przywiązać. Jest istotą szczerą, często bezpośrednią i mimo, że czasami woli zacisnąć zęby i milczeć, to gdy już się odezwie, robi to z sensem. Potrafi używać ostrych słów w odpowiedni sposób - nie raniąc, a dając coś do zrozumienia. Czasami bywa szczera aż do bólu - woli to niż kłamstwo, przez co ma tylu sprzymierzeńców, co i wrogów. Stara się dotrzymać danego słowa, nawet gdy robi to dość dużym kosztem. Gdy już jakaś osoba zagości w jej sercu, nigdy jej nie zapomni. Potrafi okazać się naprawdę pomocna i miła, a wiele osób, które ją znają, mogłoby rzec, że jest godna zaufania. Czasami odzywa się w niej melancholijna natura, zazwyczaj sprawia wtedy wrażenie zamyślonej, wręcz nieobecnej, błądzącej duchem z dala od jej ciała.
Potrafi zarówno być poważna, jak i dosyć... zwariowana. W życiu szuka czegoś, jednak chyba sama nie jest pewna co to naprawdę jest. Chodzi własnymi ścieżkami i potrafi walczyć o swoje. Gdy się przywiązuje, robi to dosyć mocno, przez co łatwo Ją zranić. Trudno rzecz, czy jest to wadą, czy zaletą, ale jest istotą niezwykle dumną, choć można tego nie dostrzec od razu, gdyż jej zachowanie rzadko kiedy o tym świadczy. Mimo, że można by ją nazwać silną, jeśli wie się, gdzie uderzyć, bardzo łatwo jest ją zranić. Często woli się wycofać, niż uparcie trzymać się przy swoim zdaniu.
I tu pozwolę sobie przytoczyć słowa pewnego pana. Jak bardzo są prawdziwe, nie wiem, ale z całą pewnością szczere:
Masz cięty język, kiedy trzeba i w momentach, kiedy obyłoby się bez niego. Mimo wszystko okazywałaś się miła, kiedy trzeba, ale byłaś też mściwa, bo długo rozpamiętywałaś krzywdy. Byłaś też generalnie cicha, ale ożywałaś przy swojej grupce, jak sądzę, przyjaciół. Jesteś uparta, ale dobrze się argumentujesz. I potrafisz nieźle pojechać.”
A także słowa przyjaznej duszy:
"Aldieb jest cicha, z początku może wydawać się nawet nieśmiała. Zdecydowana, stanowcza. Często zamyślona, czasem można rzec, że jest owiana taką... jak to nazwać... "tajemniczą mgiełką"? Ale bardzo pomocna. Gdzieś w sobie, głęboko, kryje dozę szaleństwa, którą raz na jakiś czas ujawnia, tak zupełnie niespodziewanie."
Kocha głęboką, czarną noc, gwiazdy, srebrzyste światło księżyca... Deszcz. Jego uspakajający szum.
Zapach lasu.
Nie lubi głośnych, gwałtownych dźwięków, na które jest niezwykle wyczulona.


HISTORIA
Obudziła się na brzegu krateru wulkanu. Nie pamięta co działo się wcześniej. W sercu nosiła pamięć swojego imienia, - jedyne co jej pozostało po nieodgadnionej przeszłości. Bez domu, bez rodziny i przyjaciół, bez niczego - wyruszyła w podróż, na poszukiwania straconych wspomnień. Od tamtej pory minęło naprawdę dużo czasu, wiele razy zmieniała się zarówno z charakteru, jak i z wyglądu, poznała wiele osób i dużo przeżyła. Jej pierwszym stadem i domem było LJ[Lwia-Jedność], kiedy zostało zamknięte rodzinę udało się jej znaleźć w SK[stado-kot]. Spędziła tam wiele wspaniałych chwil i nigdy nie zapomni tego okresu. Jednak jak większość ze stad i to w końcu zostało zamknięte. Nie było jej łatwo pożegnać się z domem. Na zawsze porzuciła skórę kotowatego. Już jako biały wilk błąkała się nie wiedząc co ze sobą począć, zagubiła się we własnych myślach i uczuciach. Był to dla niej dość mroczny okres, kiedy pozwoliła całkowicie zatracić się w pierwotnych instynktach, a górę brały nad nią dzikie emocje. W końcu trafiła na Stado Nocy, do którego wcześniej przelotnie należała. HOTN, a właściwie wtedy jeszcze Stado Śmierci pomogło jej podnieść się na nogi i znów wywołać na jej pysku uśmiech.

Losy Aldieb w Stadzie Nocy - w skrócie:
Zima 2008 roku – dołączyła do stada, wtedy jeszcze znanego pod nazwą Stada śmierci i składającego się wyłącznie z koni. Niedługo potem odeszła, czując się źle w skórze roślinożercy.
Wiosna 2008 roku – powróciła do stada już w ciele białej wilczycy, stado istniało jeszcze pod nazwą Stada Śmierci
Od tego momentu żyła w HOTN. Wraz z siódemką innych osób została powołana do grupy Wybrańców, których zadaniem była ochrona stada. Niestety zawiedli, Wandessa zniknęła, 20 listopada 2008 roku nastąpił koniec HOTN.
Dołączyła do Herd Of the Fire, kontynuacji założonej przez Glolę. Gdy i ta próba ratowania stada zawiodła, razem z Venus i Revią 4 lutego 2009 roku założyła Herd Of the Dreams i zaopiekowała się stadem.
21 czerwiec - 6 wrzesień 2009 roku – brała udział w misji na ratunek Wandessie, która zakończyła się pomyślnie.
7 wrzesień 2009 roku – władzę w stadzie znów objęła Wandessa, Aldieb została pierwszą Zasłużoną w odnowionym stadzie
14 maja 2010 roku - Blog został usunięty, a następnie odnowiony HOTN przez Aspeney. Wtedy, za namową irbisicy oraz większej części stada Aldieb zostaje Alphą.
1 lipca 2011 roku - urodziła dwoje szczeniąt: Fene oraz Tira.
14 maja 2012 roku - Aldieb zrezygnowała z władzy, przekazując ją w ręce Tiinkerbell.
6 sierpnia 2012 roku – bez podania powodu i bez pożegnania, odeszła ze stada, opuszczając swój dom i rodzinę.
17 czerwca 2013 roku - powróciła do Stada Nocy, znów wstępując w jego szeregi.
Wiosna 2015 roku - zmarła w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach; ciało nie zostało odnalezione.
26 października 2015 roku - Pośmiertnie nadano jej tytuł Zasłużonej z przydomkiem Wieczny Ślad.
17 grudnia 2017 roku - Została przywrócona do życia przez jeleniego Druida, Harolda II.


WYGLĄD ZEWNĘTRZNY
Ciało, w którym obecnie się znajduje ma kształty psowatego. Trudno określić jakiego gatunku, prawdopodobnie jest to jakaś mieszanka wilka i lisa. Nieduża, sylwetka drobna i smukła. 60 cm w kłębie. Futro, zazwyczaj gładkie i błyszczące, dosyć krótkie, dłuższe i znacznie gęstsze na szyi i ogonie, w kolorze ciemnobrązowym. Jednymi z jej charakterystycznych cech są długie uszy, często lekko położone, skierowane w tył. Często można zobaczyć w nich różnego rodzaju kolczyki - od zwykłych wkrętów, po nausznice i zakończone piórami czy też drobnym łapaczem snów kolczyki. Kolejną cechą są długie ciemne, hebanowe włosy, przysłaniające samicy błyszczące oczy. Zdarza jej się zaplatać je w warkoczyki, wplatać w nie liczne koraliki, pióra, wstążki oraz wiele innych ozdób. Na lewej łapie ma widoczną bliznę - pamiątkę po złamaniu, kiedy to centaur wbił włócznię w jej ciało. Na drugiej, przedniej kończynie można dostrzec lekko połyskujący, półprzezroczysty symbol - znak jej mocy powietrza, który pojawił się pod sam koniec misji na ratunek Wandessie. Następną charakterystyczną rzeczą jest jej ogon, niesamowicie długi i puszysty. W niego również samica czasami wplata koraliki i pióra. Często zdarza jej się zwinąć w kłębek i przykryć kitą gęstego, ciepłego futra.
Pośród tych wszystkich cech, uwagę skupiają oczy samicy. Ślepia o barwie płynnego złota. Połyskujące, o intensywnym, przeszywającym spojrzeniu. Niekiedy można z nich bez problemu czytać, jednak w większości są zamknięte dla obcych umysłów. Gdy samicą targają silne emocje, zdaje się jakby wydobywała się z nich złota poświata. Z drugiej zaś strony, gdy ogarnia ją pewnego rodzaju zimna furia, gdy zamyka się w sobie, tłumiąc uczucia głęboko we wnętrzu, stają się zimne, nieprzystępne, jakby całe kryjące się w nich złoto zamarzło.


Postać ludzka
Aldieb posiada przemianę w człowieka. Młoda dziewczyna, na pierwszy rzut oka dwudziestoletnia. Metr siedemdziesiąt. Mimo wzrostu wciąż wydaje się być dość drobna, o szczupłej sylwetce. Niezbyt umięśniona, ale raczej wysportowana. Długie, lekko falowane, ciemne, hebanowe włosy, co rusz opadające jej na twarz. Duże szare oczy, zależnie od światła, przybierające odcień błękitu bądź zieleni. Jasna cera, kształtne usta, ładnie zarysowane brwi. Blizna na lewym ramieniu, po złamaniu. Na plecach słabo widoczne, cienkie blizny, pozostawione przez ostre, niczym sztylety, pazury pumy.
Podobizna: [link]  [link] [link] [link] [link] 



UMIEJĘTNOŚCI 

Pani Powietrza - przydomek, który jako jedna z Wybrańców, otrzymała wraz z mocą, polegającą na władaniu żywiołem powietrza. Potrafi sterować wiatrem, manipulować ciśnieniem, ma zdolności lewitacji i telekinezy. W pewnym stopniu potrafi wpływać na pogodę. Potrafi wywoływać silne wiatry, a nawet, jeżeli się bardzo postara huragany, tornada. Rozumie język wiatru, szepty sylfów i zefirów.
Ma wiele możliwości, lecz korzysta ze swego daru niezwykle rzadko, tylko w razie pilnej potrzeby, gdy nie pozostaje jej już żadne inne wyjście. Dlatego też jej moce nie są rozwinięte na bardzo wysokim poziomie, choć z pewnością można powiedzieć, że umiejętności które już posiada i tak są już nieprzeciętne.
Czasami, gdy władają nią niezwykle silne emocje, jej moc zdaje się wymykać spod kontroli, a w jej otoczeniu wzmaga się gwałtowny wiatr, nawet gdy jeszcze chwilę temu było całkowicie spokojnie.
Dodatkowo, jej moc jest wspomagana przez obecność demona Threiyana oraz powiązany z nim Amulet Feith, który zazwyczaj nosi na szyi. 

Cień - moc, którą otrzymała po wykonaniu misji "Pierścień Czarnego Feniksa". Otrzymała zdolność dosłownego rozpływania się w ciemnościach, poruszania się niezauważona pośród cieni oraz manipulowania cieniami. Nadal uczy się możliwości, jakie może rozwijać, otrzymawszy tę moc.
Niestety, by zyskać tą siłę, musiała coś poświęcić - stała się bezpłodna, już nigdy nie będzie mogła mieć potomstwa.


Natura - Ma wyjątkową więź z Naturą, w szczególności z drzewami. Nie wiąże się to z żadną mocą, ale czasami można odnieść wrażenie, że potrafi w pewnym sensie porozumiewać się z roślinami, czytać w cichym szmerze liści. Nie są to słowa, raczej myśli, odczucia, obrazy.

Zielarstwo, szamanizm - Aldieb rozwijała się także w zakresie zielarstwa i szamanizmu. Nadal ma wiele rzeczy, których musi się nauczyć

Magia - Trudno powiedzieć, żeby samica potrafiła posługiwać się magią. Zna jednak kilka użytecznych zaklęć, którymi potrafi się dość dobrze posługiwać. Zapewne, gdyby chciała, mogłaby się wiele nauczyć, jednak nigdy nie widziała potrzeby rozwijania się w tym kierunku.

Zmiana skóry - Gdy Aldieb pierwszy raz otworzyła oczy, na brzegu krateru wygasłego wulkanu, znajdowała się w ciele srebrnowłosej lwicy. Później wielokrotnie zmieniała ciało, by przybrać formę pantery, konia, kota domowego, białego wilka, aż w końcu obecnej postaci, w której jak na razie pozostała najdłużej.
Trudno powiedzieć, skąd to wiedziała, jednak w jej głowie pozostała znajomość pewnego zaklęcia, czy może raczej rytuału, pozwalającego na zmianę wcielenia. Wymaga to jednak gotowego ciała, skorupy, pojemnika, w które jej dusza mogłaby wejść.
Jako, że samica, nie chciała nikogo zabijać, by go wykorzystać, znalezienie odpowiedniego materiału, było niezwykle trudne. Wyobraźcie sobie - znaleźć zdrowe, w miarę młode ciało, które było na skraju śmierci, nie spowodowanej chorobą, czy wypadkiem. Zdawałoby się, że niemożliwe. Jednak Aldieb radziła sobie jak mogła, czasami już po wniknięciu w nową formę, musiała naprawiać niektóre szkody.
Zdawała też sobie sprawę z tego, że wykorzystywanie w ten sposób czyjegoś ciała jest, krótko mówiąc nie w porządku, jednakże czuła, że tak właśnie powinno to wyglądać, że tak wyglądała jej natura.

Przemiana w człowieka - tak jak i w poprzednim przypadku, zdolność tę posiadła poprzez zaklęcie. Sam proces przemiany jednak nie należał do zbyt przyjemnych czynności. Bolesny, trwający zdecydowanie zbyt dużo czasu. Ból łamanych i składających się na nowo kości tkanek, pulsujący we wszystkich komórkach nerwowych. Zmieniło się to za sprawą Syriusza(O ile dobrze pamiętam, mogłam coś pokręcić. A nawet na pewno, pamiętam tylko, że to był znajomy Luny.), którego zdolności pozwoliły na przeprowadzanie przemiany szybko i bezboleśnie, wręcz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od tej pory Aldieb nie musiała się martwić specjalnymi przygotowywaniami - mogła zmienić formę w każdej chwili, zależnie od swojej woli.

Okno Duszy - tkanki jej lewego oka obumarły, wskutek trucizny, pochodzącej z wydzieliny demona, z którym Aldieb walczyła. Jednakże Sanetille udało się wyrwać ślepię z Zaświatów. Niestety przyniosło to ze sobą nieoczekiwane konsekwencje - poprzez to oko Aldieb widzi Świat Umarłych. Niematerialne istoty, fantomy, zagubione dusze, które nie potrafią odnaleźć spokoju. 

Skrzydła - potężne, rozłożyste skrzydła o ciemnobrązowej barwie, z czarnymi końcówkami. Pojawiają się bez udziału jej woli, w najmniej oczekiwanych momentach. Aldieb sama nie wie skąd one się wzięły.


TOWARZYSZE I POSIADANE PRZEDMIOTY

Sanetille - Demon przyznany Aldieb za zostanie Zasłużoną w Stadzie Śmierci.
Sanetille jest demonem o wilczych kształtach, osiągającym wysokość 1,40m w kłębie. Jest wychudzona, pod skórą widać zarysy żeber. Jej sierść jest jednolicie biała. Wielkie, czarniejsze niż najczarniejsza noc ślepia wpatrujące się intensywnie w ofiarę. Przyglądając się im dłużej można w nich dojrzeć jakby płomyki ognia, piekielną czeluść niemającą końca. Sanetille ma zwyczaj pojawiania się we mgle. Zawsze widać tylko niewyraźny biały zarys jej sylwetki, jak u ducha. Jest półprzezroczysta, jej kontury przez cały czas drgają, falują. Dzieje się tak, ponieważ jest zawieszona pomiędzy światami. Będąc w takiej postaci może poruszać się jeszcze szybciej niż zwykle, wręcz można by powiedzieć, że się teleportować z miejsca na miejsce. To właśnie przez tą prędkość, gdy się zatrzymuje część mgły zza światów, przedostaje się do świata ludzi.
Kolejną charakterystyczną cechą jest jej głos. Przez jej gardło wydobywają się jedynie świszczące, szeleszczące i chropowate dźwięki.
Jej pierwotną formą jest demon o kształtach ludzkich, jednak na złość swojej rodzicielce, zazwyczaj przebywała w zwierzęcej przemianie. Po tak długim czasie, został jej ten zwyczaj. Jej proste, jednolicie białe włosy, sięgają jej aż do pleców. Jej zęby upodobniły się do wampirzych, o znacznie wydłużonych i zaostrzonych kłach. Natomiast oczy pozostały takie same. Czarne, niekończące się otchłanie.
*W każdej chwili potrafi błyskawicznie przenieść się pomiędzy światami, a także przenosić się tylko połowicznie, co sprawia, że jest nie do końca materialna i nie można jej zranić.
*Potrafi poruszać się z zawrotną prędkością, natomiast przebywając 'pomiędzy', jej prędkość zwiększa się wielokrotnie, doprowadzając wręcz do 'teleportowania się'.
*Jej oczy można określić jako przejście, okno, czy może tunele, prowadzące do samego środka świata demonów, wprost do jego władcy. Osoby o pewnych zdolnościach i odpowiednim wyszkoleniu, mogą to zobaczyć, zaglądając w nie, a nawet porozumiewać się z osobami po drugiej stronie. Możliwe jest nawet przeniesienie się za pomocą jej oczu, jednak to wymaga ogromnej siły i wiedzy.
*Inną jej umiejętnością jest wpływanie na czas. Oczywiście wyłącznie w bardzo drobnym zakresie. Potrafi przenieść siebie oraz inne osoby w czasie. Używa do tego różnych małych przedmiotów, na których się "zakotwicza", skupiając na nich całą swoją uwagę.
Podobizna: [link] [link] [link] [link] 

Threiyan - jest to spory gryf o umiejętności władania powietrzem oraz w małym stopniu wodą. Jego zdolności pozwalają Aldieb, na jeszcze lepsze korzystanie z jej umiejętności, które samą swą obecnością Threiyan wzmacnia. Demon ten jest w stanie przemieszczać się bezszelestnie. Ujawnia się tylko w obliczu niebezpieczeństwa.  Z natury jest dość przyjazny, lecz nieufny w stosunku do innych. Rzadko kiedy się otwiera, nawet przed brązową samicą. Cechuje się spokojnym i cichym usposobieniem. Jednak w jego żółtych ślepiach można dostrzec, kryjące się w nim spryt i przebiegłość.
Podobizna: [link] [link]

Euzebiusz – krępe, ale niezwykle rozłożyste drzewo, o bujnej, bogatej koronie, pod którym Aldieb zwykła odpoczywać. Przypuszczalnie pochodzi z Afryki. Samicy nigdy nie udało się określić jego gatunku.
Wszystko zaczęło się kiedy Al należała jeszcze do Samotnych Lwów. Jako jedna z nielicznych nie spała w jaskini, za swój dom uznając drzewo. Sypiała na jego gałęzi – dużej, szerokiej, niemal równoległej do ziemi, bądź też pomiędzy wystającymi ponad ziemię korzeniami. Nie musiała się martwić słońcem, gdyż rozłożysta, bujna korona idealnie chroniła ją przed prażącymi promieniami światła. Drobne, nieliczne przedmioty, jakie posiadała trzymała w dziupli, znajdującej się przy rozgałęzieniu.
Któregoś dnia, kiedy całą grupą przesiadywali na polanie, lew imieniem Tanabi ochrzcił drzewo niecodziennym imieniem Euzebiusz. I tak już zostało.
Gdy stado upadło, a Aldieb wyruszyła w dalszą podróż Euzebiusz podążył jej śladem i od tej pory towarzyszy jej aż do teraz. Samica nigdy nie widziała jak się porusza, jednakże zawsze gdy osiedlała się gdzieś na dłużej, natychmiast się pojawiał.
"Uniósł głowę, a jego antracytowe oczy zdawały się przeszywać moją duszę na wskroś. Nie pasowały do tej młodzieńczej twarzy. Zdawały się należeć do starca, który widział już  więcej niż wiele, a doświadczył jeszcze więcej. Zdawały się być obce, ale jednocześnie czułam, że nie pasowałyby do żadnej innej twarzy. 
Jego ruchy były niespieszne. Wstał powoli, ręką podpierając się na pniu za jego plecami. Po czym zrobił krok w tył, a potem kolejny i tak jak kamień przeszywa toń jeziora, by opaść na dno, on zatonął w magicznym drzewie na nowo stając się z nim jednym."
Niecałe dwa lata temu Aldieb odkryła, że drzewo zamieszkuje Duch. To jego obecność czuła przez te wszystkie lata, jego opowieści wysłuchiwała, zatapiając się w delikatnym szmerze liści. Był jej cichym przyjacielem, towarzyszem, opiekunem...
Więcej: [link]
Podobizna: [link] [link] [link]

Wisior walki – otrzymany w nagrodę za zostanie Zasłużoną. Osoba go nosząca jest niezwyciężona podczas pojedynków. (W praktyce właściwie nigdy niewykorzystywany.)

Amulet Feith - Wzmacnia on moc Threiyana i pozwala go przyzywać. Otrzymany w zamian za zasługi w Black Kingdom.


Pan Kamycek oraz Gumowy Kurczak – pamiątki z odległej przeszłości, z czasów gdy należała jeszcze do Stada-Kot.

Różne drobne przedmioty, uzbierane przez lata. Wstążki, koraliki, pióra, medaliony… zaklęcia i magiczne mikstury, nawet książki, ubrania, sztylety i innego typu przeróżne przedmioty, których obszernej listy nie zna nawet sama Aldieb.

Szmaragdowy kamień - Odsiewnia myśli. Kiedy spojrzysz na niego i zechcesz przestać o czymś myśleć, zabierze tą myśl, a na nim pojawi się niewielki obłoczek, który wędrować będzie po wnętrzu kamienia. Zawsze możesz wrócić do danej myśli, wystarczy tylko chcieć. (Prezent, który otrzymała na stadnej Wigilii w 2014 roku.)


POWIĄZANIA

Bree, Awaria, Shikoku, Florence – przybrane dzieci, którymi opiekowała się przez jakiś czas. Bree przygarnęła jeszcze w LJ. Młoda czarna pantera szybko urosła mimo utraty prawdziwych rodziców szybko zaaklimatyzowała się w stadzie i zaprzyjaźniła się z lwem Roy’em, synem przyjaciółki Aldieb – Rubi.
Pozostałą trójkę, dwa młode lwiątka i nieco starszą tygrysicę, przygarnęła już w Stadzie-Kot. Kocięta pełne energii, z tysiącami pomysłów na sekundę, gdzie tylko się pojawiły można się było spodziewać jakiegoś głupiego dowcipu, co przysporzyło ich opiekunce wiele kłopotów. Gdy osiągnęły wiek dojrzałości opuściły stado, szukając własnej drogi.
Podobizna: [link] [link]

Fene & Tir – dzieci rodzone, poczęte przez proces zapylenia, bądź też już w fazie płodowej przedostały się wprost do jej macicy przez wrota Narnii, ojciec nieznany, choć padały pewne podejrzenia w stronę znajomych drzew i traw. Inną opcją może być podanie pigułki gwałtu bądź innego narkotyku, gdyż aktu seksualnego, pytana nie pamięta. (Istnieje wiele teorii na ten temat, wszystkie równie niewiarygodne.)

Z racji iż Aldieb za dziećmi nie przepada, a wręcz się ich boi, matką była nie najlepszą, co zaowocowało w psychice jej podopiecznych. Przy czym towarzystwo nienormalnych ciotek (patrz: Destroy, Koga, Luna, Anaid i kogo tam jeszcze posiało) wcale na rozwój młodocianych umysłów nie pomagało. (Choć niektórzy mogliby się z tym faktem spierać.)

Tir, z początku nieporadna i rozkoszna klucha wyrósł na osobnika aspołecznego, stroniącego od towarzystwa i więzi rodzinnych. Zaopatrzony w ponurą i nieprzystępną naturę, wkrótce po osiągnięciu dojrzałości opuścił stado i już więcej się nie pojawił, przyprawiając rodzicielkę o głębokie wyrzuty sumienia.

Co innego można powiedzieć o jego siostrze, Fene, która zdecydowanie wdała się w matkę, tak wyglądem, jak i zachowaniem – przy czym tego drugiego ucząc się głównie przez naśladownictwo, choć nie można powiedzieć, że brakło jej ku temu wrodzonych predyspozycji.
Z wyglądu bardzo przypomina swoją matkę – ciemnobrązowe futro, długi ogon i uszy. Jest od niej trochę mniejsza, ma nieznacznie krótsze łapy. Gdy na jej sierść pada słońce, można dostrzec nieznacznie zielonkawe refleksy. Jej ślepia są koloru fioletowego, o pionowej źrenicy. Na wysokości kości policzkowych ma wymalowane czarne znaki runiczne.
Fene otrzymała przydomek Pani Ciszy – pewnego dnia, został jej on nadany przez Tiinkerbell. Nikt nie wie dlaczego, Tin po prostu wiedziała, że tak właśnie jest, że młoda samica ma jakiś związek z Ciszą.
Po za tym odziedziczyła związek z naturą (trudno rzec, po którym z rodziców…), jednak jej zdolności nie są jeszcze dobrze rozwinięte, czy poznane.
Podobizna: [link]

Tiffany – przybrana młodsza siostra, choć nieoficjalnie, jednak tak właśnie Aldieb traktuje skrzydlatą wilczycę. Działająca na nerwy, irytująca, ale cokolwiek by nie zrobiła i tak kochana.

Szera – towarzyszka już od wielu lat. Trudno z czystym sumieniem powiedzieć, że przyjaciółka, ponieważ to słowo jest nieadekwatne do więzi łączącej ją z szarą samicą. Powierniczka myśli.

Można by tu wymienić jeszcze wiele, wiele osób. Wszystkich wspaniałych ludzi, którzy przewinęli się w jej życiu, a których wspomnienie trzyma w sercu. Niestety opisywanie ich wszystkich zajęłoby zdecydowanie zbyt dużo czasu.



INNE INFORMACJE

Z Pamiętnika: "Misje "Wybrańcy, obrońcy stada"; Jeszcze w dawnym HOTN została dobrana grupa ośmiu osób z mocami, która miała bronić stada. Niestety nie udało im się dokończyć misji, więc smoki porwały Wandessę. Jednak po kilku tygodniach wybrańcy znów zostali powołani, niektóre osoby się zmieniły. Prowadziła ich Magika, która okazała się zdrajczynią. Jednak dzięki wytrwałości stada, udało się uratować przywódczynię."

WybrańcyAldieb była jedną z wybranej ósemki, otrzymała moc władania powietrzem. Długo nie mogła uwierzyć, w to co się działo, jednak gdy tylko poukładała sobie wszystko w głowie, natychmiast zajęła się powierzonym zadaniem. Wybrańców, czekało wiele niebezpieczeństw i przeciwników, z którymi zmagali się długo i dzielnie. Niestety, koniec końców, skończyło się to ich klęską - zawiedli. Ich przywódczyni została wzięta w niewolę, a stado upadło.

Misja na ratunek Wandessie - odbyła się za czasów Herd Of The Dreams. W tamtym okresie słyszało się plotki, według których Wandessa była przetrzymywana w niewoli i można było znaleźć sposób by ją uratować. Niedługo potem zjawiła się Magika, a w stadzie wybrano grupę, która miała podołać niebezpiecznej misji. Tak jak i poprzednim razem wybrano ósemkę, a jedną z przydzielonych osób była właśnie Aldieb.
Zadanie zakończyło się pomyślnie, Wandessa została uratowana, a Stado Nocy powróciło. Niestety jedna osoba już nigdy nie powróciła, Gold Fire tę wyprawę przypłaciła własnym życiem.

Zadanie - "Pierścień Czarnego Feniksa" - "Twoim zadaniem jest odnalezienie Mrocznego Sanktuarium, w pobliżu którego przebywa ten ptak. Z pomocą przyjdzie Ci właściwości rangi ‘cień’. Dzięki niej możesz skutecznie tropić. Gdy odnajdziesz feniksa, musisz zdobyć jego pióro, jedyne, które ma na sobie znak Pierścienia Śmierci. Na drodze spotkasz wiele przeciwników, a ponieważ udajesz się do Mrocznego Sanktuarium, będą to Twoje najgorsze koszmary."

Misja, która polegała na udaniu się do Mrocznego Sanktuarium, by tam zmierzyć się ze swoimi najgorszymi koszmarami i odzyskać pióro Czarnego Feniksa, o niesamowitych, magicznych właściwościach. Aldieb długo krążyła po ciemnych korytarzach, błądząc pośród własnych lęków i obaw, wędrując na pograniczu snu i jawy, rzeczywistości i nierealności. 
Udało jej się przetrwać i przejść przez ten piekielny labirynt, jednak w momencie kiedy już zbliżała się do wyjścia, los postawił na jej drodze Strażnika Sanktuarium. Ognistego demona, o potężnej, smoliście czarnej sylwetce i płonących ślepiach. Pozostawiona bez wyboru, musiała się z nim zmierzyć. Podczas walki, jego żrąca, trująca krew dostała się do jej oka, a wkrótce potem z wycieńczenia i wskutek odniesionych ran, straciła przytomność Po walce z monstrum umierała.
"Zatoczyłam się na uginających się pode mną łapach i upadłam, prawie lądując pyskiem w strumieniu. Podciągnęłam się jeszcze parę centymetrów, czując nagła potrzebę zanurzenia łba w lodowatej cieczy. Byleby ugasić ten ból, rozchodzący się mroźnymi mackami od płonącego oka. Nachylając się nad wodą, zobaczyłam coś co kazało mi się zatrzymać. Złote ślepię utonęło w smolistej czerni, jakbym przejęła cechy własnego demona. Oszalałam. Oszalałam i pochłonie mnie mrok. Mrok, mrok… ciemna czerń wszędzie wokół. Światła zgasną jak na życzenie."
Wtedy do akcji wkroczyła Sanetille - siostra Risplendente, która w Sanktuarium odbywała swą karę. Przegoniła czarną, by potem przenieść umierającą samicę na powierzchnię. Udało jej się częściowo ją uleczyć, natomiast martwe już ślepię wyrwać ze świata śmierci. Niestety skończyło się to tak, że przez jej lewe oko widzi Świat Umarłych, zagubione dusze, które nie mogą odnaleźć spokoju.
Mimo, że Demonica wykonała niesamowitą pracę, przywracając Aldieb życie, zainfekowana krew wciąż krąży po jej żyłach, zatruwając ciało, umysł i myśli. Zabija niezwykle powoli, bez pośpiechu, prawie niezauważalnie... a jednocześnie skutecznie. Jest dręczona, przez koszmary i upiorne wizje. Często miewa irracjonalne lęki. Przy czym widzenie duchów w niczym jej nie pomaga.
Można by zadać pytanie, czemu samica zdecydowała się na tak niebezpieczną wyprawę. Czy opłacało się ryzykować własnym życiem, tylko po to by zyskać jakąś moc?
Niestety sprawa nie jest taka prosta, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Wszystko sprowadza się do przejęcia przez Aldieb władzy nad stadem. Została przywódczynią, przyznawała zasługującym na to członkom stada tytuł Zasłużonego, z którym, między innymi, wiązało się otrzymanie własnego demona. Jednak samica nie miała takiej władzy nad nimi, jak poprzednia Alpha. Nie była Wandessą - Panią Śmierci. A ta, nie przekazała jej oficjalnie władzy. Wkrótce demony zorientowały się, że zostały oszukane, szukając sprawiedliwości, zażądały życia złotookiej. Aldieb, mając na karku czyhające na nią stworzenia piekieł, łapała się ostatniej deski ratunku. Zdobywając się na odwagę, czy może raczej desperację, postanowiła zawrzeć układ z prześladowcami. Miała otrzymać cenny czas, który miał jej pozwolić na udowodnienie demonom iż zasługuje na miano przywódczyni stada, zasługuje na to, by sprawować nad nimi kontrolę. Trudno orzec dlaczego się zgodziły, być może chciały móc dłużej patrzeć na jej cierpienie, mieć więcej sposobności do jej poniżania.
Samicy udało się wykonać misję, zyskała nowe moce, a w między czasie przy jej boku pojawił się Threiyan. Wtedy w towarzystwie dwóch demonów oraz bliskiego jej Wiatru, zstąpiła do Królestwa Demonów.


~***~ 

Take me away upon a plateau

Far, far away from fears and shadow
Strengthen my heart in times of sorrow
Light the way to bright tomorrows

~***~ 


*Fragmenty tekstów pochodzą z piosenki: Globus - Take Me Away
**Reszta tekstu pisanego kursywą pochodzi z moich starych opowiadań, dotyczących tej postaci, bądź z Pamiętnika.