6 grudnia 2017

"Prochem i cieniem jesteśmy" | 1

Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
         Śmierć większa, a Noc mniejsza,
                 Noc była piękna jak sen, a Śmierć,
                          Śmierć była jeszcze piękniejsza...




- Zaraz rozwalę ci tę piękną buźkę! - Szorstki, męski baryton wzniósł się ponad plątaninę głosów różnej maści. Gęsty, cygarowy dym wisiał pod cedrowym sufitem jak mleczno-zielonkawa mgła. Powietrze przesycała odpychająca mieszanina potu, tanich perfum, tytoniu i alkoholu. Mężczyzna zaciągnął się tą przyprawiającą o zawroty głowy mieszanką, siląc się na leniwy uśmiech. Wewnątrz panował przyjemny półmrok, rozproszony groteskowym światłem neonów i ultrafioletu. Choć okna pozaklejano obskurnym, niegdyś - jak przypuszczał - karminowym materiałem, wiedział, że na zewnątrz od dawna panują egipskie ciemności. Tego typu zakrapiane speluny mały to do siebie, że łatwo było stracić w nich rachubę czasu.
I głowę.
Blondyn powiódł przelotnym spojrzeniem po lokalu. Awantura przyciągnęła kilku gapiów, przywiedzionych wizją potencjalnego zarobku, opcjonalnie kolejnego piwa. Już bukowali pierwsze zakłady, przekrzykując się wzajemnie jak straganowe przekupki. Kątem oka dostrzegł paru bywalców kolebiących się na chwiejnych nogach, tudzież zataczających się już zupełnie przy stołach, wisząc z nosem nad pustymi szklankami niczym sępy. Po drugiej stronie stał odseparowany od zbiorowiska długą ladą barman. Lustrował niemo wszystko, co działo się wokół. Widocznie należało to do jego rutyny. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, szybko wrócił do polerowania pokalu burawą szmatką, której definitywnie przydałoby się porządne pranie. Liam w końcu skupił uwagę z powrotem na przeciwniku. Średniego wzrostu mężczyźnie, o korpulentnej sylwetce skrytej pod zwałem tłuszczu. Miał na sobie szary, przepocony tu i ówdzie bezrękawnik, jakby afiszował wielkie, pokryte witrażem kolorowych tatuaży ręce.
- Spróbuj. - Odparł wyzywająco, z zawadiackim wyrazem twarzy. Zachęcony rozgrzewającą i chłodną, cierpką i gorzkawą zarazem whisky szacował swoje szanse bardzo optymistycznie. Był wyższy, lecz znacznie smuklejszy. Przez moment przed oczami zamajaczyła mu wizja tych kobylastych łapsk przekładających mu żebra jednym, zamaszystym pchnięciem. Zniesmaczony splunął w bok. Widział, jak pod wpływem tego gestu bulwiasta twarz rywala tężeje i zmienia kolor na ciemnopąsowy, a krzaczaste brwi niemal spotykają się nad łukiem szerokiego nosa. "Pożałujesz, żeś się urodził, gówniarzu" wycedził przez zaciśnięte zęby. Zaszarżował w jego kierunku niczym burza. Był, jak też blondyn się spodziewał, dość powolny - fizycznie i psychicznie. Facet uniósł pięść przymierzając się do ciosu, jednak Liam zgrabnie go uniknął, uskakując. Kopnął napastnika w goleń. Ten runął na podłogę z impetem lawiny, nim zdążył choćby poskromić pęd, z jakim na niego ruszył. Krzyki podekscytowanych ludzi uniosły się nagle jak krakanie spłoszonego stada wron. Wykorzystując chwilę, w której oponent zbierał się z cynobrowych desek, chłopak przeczesał spojrzeniem bywalców lokalu. Uśmiechnął się pod nosem. Była tam. Obserwowała go z zaciekawieniem siedząc przy jednym ze stołów. Miała na sobie kobaltową sukienkę z głębokim wcięciem w dekolcie i drugim na plecach, sięgającym niemal pośladków. Długie, czarne włosy opadały jej na ramię. Bawiła się słomką, z której sączyła - sądząc po szklance - martini. Wyłapawszy jego spojrzenie, uśmiechnęła się kokieteryjnie. Odsunęła szklankę i pochyliła się nad stołem, w jego kierunku, prezentując swoje krągłości. Posłała mu całusa. Patrzył na nią lekko skonfundowany. Pochłaniał ją łapczywie wzrokiem, czując, jak krew z głowy zaczyna odpływać mu coraz niżej...

Poczuł silny ucisk na gardle, odcinający mu niespodziewanie dopływ powietrza. Przeklął się w duchu za ten moment rozproszenia. Zacisnął palce na ręce, która go podduszała, jednak bez skutku. Uścisk był twardy niczym stal. Liam spróbował rozeznać się gorączkowo w sytuacji. Było źle. Bardzo źle. Szarpnął się gwałtownie, kiedy gardło aż zapiekło go z bólu pod wpływem uciskających krtań mięśni. - I co, wymiękasz? - W gardłowym śmiechu mężczyzny było coś, co przyprawiło go o mdłości. Paskudny typ. Niewiele myśląc, wygiął dziwacznie ciało, po czym zamaszystym ruchem wbił łokieć mniej więcej na wysokości splotu tamtego. Taką przynajmniej miał nadzieję. Uśmiechnął się triumfalnie, słysząc przy uchu świst gwałtownie wypuszczanego powietrza. Uścisk poluzował się na tyle, by blondyn mógł się z niego wyswobodzić. Odsunął się raptownie, unikając niezdarnego sierpowego wciąż łykającego haustami powietrze oblecha. Roztarł dłonią emanującą pulsującym bólem szyję. Tym razem był skupiony. I wściekły. Posłał mężczyźnie prowokujące spojrzenie, "Tylko na tyle cię stać?". Ten nie potrzebował wiele czasu, żeby wznowić atak. Tym razem chciał wybić go z równowagi, nacierając barkiem. Liam zareagował trochę zbyt późno. Niemal otarł się o niego, wymijając go. Kątem oka dostrzegł, jak jego oponent wpada na stół, powalając go razem z krzesłami. Na jego ramionach pojawiły się pierwsze cienie siniaków. Ryknął z wściekłości i podrywając się na równe nogi jednym susem znalazł się przy młokosie. Ten jednak był szybszy. Chwycił go za wolną dłoń, którą odchylił, by zachować równowagę podczas wykonywania kompletnie nieskalibrowanego ciosu. Pociągnął ją za plecy oprycha, wyginając jego rękę w nienaturalny sposób. Kopnął go jeszcze w wewnętrzną stronę kolana tak, by upadł na klęczki, jednocześnie przyciskając dłoń do przestrzeni między jego łopatkami. Mężczyzna zawył z bólu. "Dość!" Chrapał, kiedy ten wyginał jego kończynę do granic wytrzymałości. Nagle powietrze przeszył donośny chrzęst. Blondyn puścił przeciwnika, który zaczął zwijać się z bólu na podłodze. Zdyszany, przeszył go tryumfalnym spojrzeniem. Kiedy odchodził, słyszał szelest odliczanych banknotów okrzyki zarówno pełne podziwu, jak i zażenowania przegranym zakładem. Cóż, mogło być gorzej. Nogi zabrały go w kierunku wyjścia, choć wcale z nimi o tym nie dyskutował. Był zmęczony. Po drodze chwycił pierwszą lepszą szklankę i wypił do dna jej zawartość. Kątem oka odszukał w tłumie Czarnowłosą. Kobieta rozmawiała ożywienie z jakimś kolesiem w flanelowej, rozpiętej częściowo koszuli. Poczuł, jak wzbiera w nim zazdrość, jednak nie mógł znaleźć w sobie siły, by zawrócić. Wiedział, że jeśli nie wyjdzie sam, wkrótce zrobią to ludzie mężczyzny, z którym tej nocy zadarł. Taki po prostu był. Zawsze dziwnym trafem znajdował się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.

W jego twarz uderzyła fala przyjemnego, nocnego chłodu. Za drzwiami oczekiwała go tylko ciemność bezgwiezdnej nocy. Wąska ulica do której przylegał lokal była nietypowo pusta. Musiało być naprawdę późno. Zatrzymał się za rogiem, wydobywając z kieszeni paczkę papierosów. Rozejrzał się jeszcze pobieżnie po okolicy, po czym wsunął filtr między wargi, pstrykając w palce. Ponad jego kciukiem zamigotał wątły, soczyście pomarańczowy płomień. Podsunął go do końcówki papierosa, zaciągając się głęboko. Wypuścił powietrze z dymem, czując, jak jego ciało powoli się odpręża. Chłopak stał tam, dopóki nie skończył palić. Końcówkę upuścił na kocie łby i przygasił butem. Jego uwagę przykuło kuśtykające nieopodal, kulawe psisko. Niosło coś w pysku, nie był pewien, co dokładnie. Pies przeszedł obok niego, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Nagle do uszu Liama dotarł dźwięk obcasów stukających rytmicznie na bruku. Nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, kto to. - Agnes. - Wymruczał sam do siebie, a na jego twarzy zamajaczył uśmiech. - Zmarzniesz. - Dodał, wpatrzony w czerń przed sobą. Pozwolił jej zajść się od tyłu i opleść rękami. "Tęskniłam." Szepnęła. Liam chwycił delikatnie jej dłonie, uwalniając się z jej czułego uścisku. Obrócił się i chwycił dziewczynę w talii, przyciągając do siebie. Pocałował ją, po czym objął ramionami. Oparła głowę o wgłębienie jego obojczyka. - Nie żartuję, już jesteś zimna jak sopel lodu.
- Więc mnie rozgrzej. - Odparła pewnie. Wyczuł w jej słowach niezbyt starannie zaszyfrowaną sugestię. Poczuł, że ona również się uśmiecha.
- Tu? Teraz? - Zaśmiał się pod nosem. Bawiła go jej.. frywolność. Odsunęła się nieco, by na niego spojrzeć. W jej ciemnych oczach lśniły iskierki rozbawienia.
- Wymiękasz? - Uniosła wyzywająco wąską brew. - A może mam być bardziej przekonująca?
- Zawsze możemy iść do ciebie.. - Wymamrotał półszeptem, składając pocałunek na jej skroni.

- Pewnie. Myślę, że będziemy się świetnie bawić. - Oboje obrócili się w stronę, z której dobiegał obcy głos. Liam odruchowo przycisnął dziewczynę bliżej siebie. Zmierzył ciemną sylwetkę wzrokiem, mrużąc oczy. Nie dostrzegł jednak zbyt wiele. Zmarszczył brwi.
- Czego chcesz?
- Rewanżu.
- Co, kurw...
Nie dokończył, czując, jak ktoś zachodzi go od tyłu i szarpie za ręce. Do jego uszu dotarł krzyk szarpiącej się bezsilnie Agnes. Krew zawrzała mu pod skórą. Wkrótce obraz zniknął pod szorstkim, nieprzyjemnym materiałem. Przełknął nerwowo ślinę, czując, jak nagle zasycha mu w gardle.
- Ją potraktuję jako coś w rodzaju.. trofeum. - Kolejne krzyki. Szarpnął się, lecz coś krępowało jego ruchy. - Ale najpierw skończę z tobą. Zabrać go!

1 komentarz: