Dziewczyna siedziała na kłodzie, grzejąc się
przy rozpalonym ognisku. Płomyki ognia, tańczyły żwawo, posyłając w
ciemniejące niebo iskry. Rzucając migotliwe cienie na jasną skórę i hebanowe włosy.
W drzewie coś zaszumiało, zaburczało, zaskrzypiało, spadło
kilka liści i po chwili na polanie pojawiła się Tinka. - Spadłam. -
Oznajmiła, widząc Al i pozdrawiając ją uśmiechem otrzepała futro z
ziemi. Podeszła do dziewczyny i usiadła obok. - Nieczęsto widuję Cię w
ludzkiej postaci.
Czarnowłosa podniosła rękę i zamachała
wilczycy na powitanie. - Witaj, Tinka. - Uśmiechnęła się kącikiem ust. -
Tak, to prawda, jakoś tak wyszło. Po za tym po przemianie gorzej by się
goiły. - Odparła nieco niejasno, mając na myśli ranę, którą niedawno
odniosła.
Samica przechyliła łeb na bok, marszcząc swoje wilcze brwi. - Co by
się goiło? W jakie krzaki wpadłaś? - Spytała zmartwiona.
- W zabójcze. - Odparła Al, krzywiąc się nieznacznie. - Z
dużymi, ostrymi kolcami. - Podniosła warstwy ubrań, żeby pokazać
wilczycy opatrunki na brzuchu, na których widniały blade plamy
zaschniętej krwi. Po skórze powiał chłodniejszy wiatr, więc szybko się
zakryła. - Coś mnie zaatakowało. Ale nie wiem dokładnie co to było. -
Zmarszczyła brwi. Zastanawiała się nad tym już od kilku dni i nadal nie
potrafiła nic konkretnego wymyślić. - Nie wiem, coś pomiędzy duchem, a
demonem. Tylko, że jedno i drugie zazwyczaj potrafię wyczuć, a od tego stworzenia nic nie wyczułam. I
właściwie nawet nie wiem czego chciało i czemu jeszcze żyję. -
Przyłożyła dłoń do czoła, czując nagły ból głowy. Syknęła cicho. -
Straciłam pamięć, nie mam pojęcia co się działo, po tym jak ta istota
mnie raniła i nie wiem jakim cudem trafiłam do swojej jaskini.
- O, Al. - Mruknęła, trącając ramię dziewczyny nosem. -
Dowiesz się tego. Jeśli będzie trzeba, pomożemy Ci. - Usiadła w taki
sposób, by osłaniać Aldieb przed wiatrem.
***
Skrzydlata wilczyca szła w kierunku polany po
śnieżnym puchu, który skrzypiał pod jej łapami. Mrucząc coś pod nosem
doszła do kresu swej wędrówki. Weszła na polanę i rozglądając się nikogo
nie zauważyła. Udała się dalej i dostrzegła blask ognia, a jego
blade światło padała na... człowieka? Tak, na te istoty, których tak nie
znosiła. Na jej pysku pojawił się grymas obrzydzenia. Po chwili
przypomniało jej się, że sporo członków posiada przemianę. Zaczęła
węszyć. - Al. - Westchnęła i mimo wszystko pojawił się na jej pysku uśmiech. Cóż, ona mogła nie znosić ludzi,
ale jeżeli to była przemiana kogoś z członków nie miała nic do gadania,
bowiem to nie była jej sprawa i również owa przemiana nie była zakazana.
- Ohayo Al. - Usiadła koło niej.
- Salve, Ar. - Dziewczyna przywitała się, podnosząc głowę, wyrwana z
zamyślenia. Uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu. Wyciągnęła ręce
przed siebie, opierając podstawy dłoni o kolana, żeby ogrzać zmarznięte
palce.
- Ludzie. - Spojrzała w głąb ognia. -Jacy oni są słabi. -
Owinęła jej dłonie w ogony by było jej cieplej. Miała nadzieję, że samica
się na nią nie obrazi. Raczej każdy wiedział, że nieznosi tych istot.
Jednak przemiany jej przyjaciół jej nie przeszkadzały, a opinie na
temat innych członków trzymała do siebie. Ujawnienie ich było by
złośliwe, a to nie wypadało. - Mam nadzieje, że nie masz mi za złe to co
powiedziałam. - Spojrzała na przyciaciółke w ludzkiej postaci.
- Nie, wręcz przeciwnie, zgadzam się z Tobą całkowicie. -
Uśmiechnęła się lekko, wyjąła jednak dłonie i zamiast tego położyła je
na miękkim, gładkim futrze. Nie było jej bardzo zimno, po prostu lubiła
czuć przyjemne ciepło ognia na skórze.
***
Tym razem nie przyszedł jako człowiek.
Dlaczego? Bo po prostu nie. Miał wyjątkowo ochotę na rude futerko. I nie
ma kurde gadania, że jak rudy, to przyjaciół nie ma. Machając leniwie
puszystą kitą, wyszedł spomiędzy drzew i rozejrzał się. Uśmiechnął się,
widząc Alutkę i zaraz do niej podszedł, ocierając się lekko o jej bok.
-No cześć. - powiedział, siadając niedaleko niej, by móc się grzać i
przy okazji w miarę wygodnie rozmawiać, bez potrzeby unoszenia
niewygodnie łba.
- Hej, Serek. - Uśmiechnęła się
i pogłaskała lisa po łbie, zanurzając opuszki palców w gęste, miękkie
futro. - Ale Wy się wymieniacie. Najpierw Tin, potem Ar, a teraz Ty. -
Odchyliła się nieco, opierając się na rękach. - Nie dałoby się tak
wszyscy naraz? Mam ochotę, żeby zagrać w HOTN. - Poskarżyła się,
ubolewając nad swoim ciężkim losem.
- Ale moje futerko jest bardziej aksamitne. - Zaśmiała
się Ar, nagle wychodząc z cienia i patrząc na Serka. - Ohayo Serek. - Spojrzała na Al. - A wiesz? Też
bym se zagrała, wieki w to nie grałam.
- O,
tak, tak. Byłoby świetnie. - Oczy dziewczyny wyraźnie się ożywiły. - Tylko
trzeba wykombinować jakiś patyk albo butelkę.
-Cześć, Ar. - przywitał się lis, przeciągając zaraz. -No bo
my tak lubimy się wymieniać, sama rozumiesz... - nieważne, że to nie
miało żadnego sensu. Słysząc Arjunę, zaśmiał się. -Ej, ej. Chciała byś
moje futerko prawie nie śmigane. - pokazał jej koniec języka.
Też wytknęła mu język. - Ale ja jestem samicą, my mamy
lepsze futerko. - Zaśmiała się wesoło. - Patrz Alu. - Wskazała na dorodną
gałązkę koło ogniska, która była idealna do HOTN. - Ta byłaby idealna.
Przypatrzyła się gałązce. Z jednej strony koniec był
grubszy, z drugiej cieńszy i rozgałęziony. - Rzeczywiście. - Uśmiechnęła
się do wilczycy. Wyciągnęła rękę, by ją podnieść, pochyliła się przy
tym lekko, jednak nagle się zatrzymała, czując silne ukłucie bólu.
Syknęła i skrzywiła się nieco. - Za daleeeko. - Wyjęczała jakby była
rozkapryszonym dzieciakiem.
-W sumie nie przepadam za tą grą, bo jestem leniem. -
mruknął Serek, znając życie i tak będzie grał, bo dziewczyny i w ogóle.
Spojrzał na Al trochę zdziwiony, gdy się tak skrzywiła. - Ej... Coś nie
tak? Coś Ci się stało? - spytał zaraz.
Arjuna przybliżyła kijek w ich stronę ogonem. - Alu co się
stało? - Przyjrzała się Al i bez jej zgody dotkneła jej pleców. - O
cholera, jakie napięte. - zmarszczyła na chwile brwi. - Co ostatnio
robiłaś w ludzkiej postaci?
- Ja? Nic. Trochę
umierałam. Potem spałam. Potem było lepiej, mogłam zacząć się ruszać.
Yyy, no więc nie biegałam, starałam się tylko ostrożnie chodzić i
siedzieć bądź leżeć. - Odparła trochę bezsensownie na pytanie, choć z
jej punktu widzenia wszystko było logiczne.
- Co...? - spytał Ser, nie bardzo rozumiejąc, co ona w ogóle
chce im przekazać. -Czyli co konkretnie Ci się stało, bo jakoś nie
zrozumiałem.
Ar też nic nie zrozumiała z tej
paplaniny. - Nie wiem o co ci chodzi, na ludziach się nie znam, oni mają
swoich medyków. - Spojrzała na Al. - Jednak o jednej słyszałam zwała się
grypa, o ile się nie mylę. - Zrobiła zamyśloną minę.
Czarnowłosa ostrożnie sięgnęła po patyk i zaczęła obracać go między
dłońmi. Skrzywiła się nieznacznie, nie lubiła się powtarzać, a
dzisiejszego dnia zdążyła już opowiedzieć tę historię Tince. - Coś mnie
zaatakowało. - Zaczęła po chwili ciszy - Nie wiem dokładnie co to było. I nie wiem też dlaczego
jeszcze żyję, bo straciłam pamięć. Od momentu kiedy mnie zraniło. -
Podniosła na moment ubrania, żeby pokazać partacko zrobione opatrunki na
brzuchu. Rany były głębokie i w ciągu kilka dni nie miały prawa zdążyć
się zagoić. Al powinna leżeć i się nie ruszać, mimo to nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Dlatego
bandaże, mimo że niedawno zmieniane, znów zabarwiły się rdzawymi
plamami.
Lis skrzywił się, czując krew. Nie
lubił tego zapachu, jakoś tak samo... -Poczekaj tu... Te bandaże trzeba
zmienić, Mała. - powiedział i zaraz się podniósł, biegnąc w stronę
jaskini. Tam powinien mieć jakieś bandaże, może jakaś apteczka też się
znajdzie. Skoro czasem sam był łamagą, to miał z miasta.
Al nie zdążyła nic powiedzieć, a ruda kita już zniknęła
pomiędzy zaroślami. Zagryzła wargę. Sama znała podstawy pierwszej
pomocy, uczyła się też kiedyś podstaw zielarstwa, no i była szamanką,
także potrafiła zająć się drobnymi ranami, czy też przygotować wywar z
ziół, który przyspieszyłby gojenie. Jednak rzadko kiedy miała do
czynienia z poważnymi ranami, po za tym co innego było leczyć innych, a
co innego siebie, szczególnie jeżeli było się pół przytomnym i miało się
gorączkę.
Arjuna wysłuchała uważnie jej opowieści. - Trzeba tym czymś się
potem zająć. - Skrzywiła się, patrząc na jej rany. - Mogę się tym zająć i
mam jakieś bandaże, ale skoro Serek już po nie pobiegł to trudno,
poczekamy na jego bandaże. I owszem powinnaś leżeć, może nie znam się
na ludziach, ale na pewno jak i wilk z takimi ranami powinnaś biegać,
każdy głupi to wie. - Podeszła do niej bliżej.
- Ar, co chesz zrobić...? - Spytała,
niepewnie spoglądając na wilczycę. Wiedziała, że samica znała się na
leczeniu, wiedziała też, że jej metody różnią się od tradycyjnych. Nie
potrafiłą rozpoznać istoty, która ją zaatakowała, także miała pewne
obawy, czy rana w zetknięciu z magią leczniczą Arjuny odpowiednio
zareaguje.
Serek wrócił po kilku minutach, już pod
postacią ludzką. I tyle chociaż dobrego, że znalazł tę apteczkę.
Przyklęknął przy Aldieb, rozkładając się ze sprzętem. W sumie kilka gaz,
bandaży, rękawiczki... Kilka plastrów i woda utleniona. Takie serio
najpotrzebniejsze rzeczy tylko miał, ale zawsze. -Ar, mam nadzieję, że
się na tym znasz, bo ja to tak niezbyt... Nie mówiąc już o tym, że jak
pod tą postacią siedzę i czuję jej krew, to robię się głodny. - zaśmiał
się pod nosem, może trochę zażenowany.
Spojrzała to na Serka, to na Ar, nieco zbita z tropu
zamieszaniem, które stworzyło się wokół jej osoby. W gruncie rzeczy nie
była przyzwyczajona, do skupiania na sobie całej uwagi, dlatego poczuła
się dosyć nieswojo, chociaż jednocześnie cieszyła się, że przyjaciele
się o nią martwią. Miała tylko nadzieję, że nie robi im kłopotu.
Ar po chwili odpowiedziała na zadane jej pytanie. - Moje
metody leczenia nie działają na ludzi tak jak powinny. Musze zużyć
znacznie więcej siły, jakbym smoka próbowała leczyć. Więc albo codziennie
po trochu, albo od razu z kiepskim skutkiem dla mnie. - Zaśmiała się. -
To ostanie powiedziała dla żartu. - A teraz na poważnie. Szczerze?
Tylko trochę. Ale wiem do czego służą bandaże i to coś białe miękkie.
Jednak to coś w butelce nie, wole swoje medykamenty do odkażania. -
Skrzywiła się patrząc na buteleczkę, gdzie było napisane "woda utleniona" w nieznanym jej języku.
-Obudziłam się w formie ludzkiej i od tamtej pory się nie
zmieniałam. Mam wrażenie, że mogłoby to źle wpłynąć na gojenie się. -
Wyjaśniła dziewczyna, choć w sumie nikt o to nie pytał, jednak poczuła jakąś
potrzebę usprawiedliwienia się przed Ar. - A to, to, nie gryzie. -
Uśmiechnęła się lekko, widząc minę wilczycy. - No i wolałabym, żebyś się
nie przemęczała. Wystarczy, żebyś spojrzała na ranę i powiedziała co o
tym myślisz, no i pomogła mi w jej oczyszczeniu i założeniu opatrunku.
Ar bez słowa podeszła od tyłu do Al i zdjęła z niej przebite
jej krwią bandaże. Użyła swojej magii by lekko podleczyć jej rany,
niestety jej sił starczyło tylko na tyle by przestały tak mocno
krwawić. Więcej na dziś nie da rady - zdecydowała po tym jak poczuła się
osłabiona. Następnie wyciągnęła z worka, którego dostała na gwiazdkę, pewien liść. Przejechała nim po ranach, w celu odkażenia
ich i założyła opatrunek jakby zakładała go wilkowi. O dziwo udało się.Wyglądało na to, że i ludziom i wilkowi
zakłada się tak samo opatrunek. - Gotowe. - Zamknęła na chwile oczy i
wzięła głęboki wdech i wydech.
- Wygojenie tych
ran Al groziło by mi serio śmiercią. - Spojrzała na nią. - Nie wiem co z
nimi jest nie tak, ale tyle ze mnie wysysają energii jak pijawy. -
Skrzywiła się
- Dziękuję. Od razu mi lepiej. - Powiedziała szarooka, choć chwilę
temu, krzywiła się, zagryzając zęby, kiedy po jej ciele rozbiegło się
nieprzyjemne mrowienie, a rana zaczęła piec. Teraz jednak poczuła
łagodzący chłód leczniczych ziół, które użyła Arjuna. - Też tak mi się
wydawało, że to nie są zwykłe rany. Naprawdę, nie wiem o co w tym
wszystkim chodzi. - Przeczesała włosy ręką w nerwowym geście.
-Noo.. Alutka, na jutro przyniosę Ci zapas bandaży. - Odezwał się Serek -
Może uda się znaleźć coś na gojenie ran, co by Ar się też tak nie
męczyła... O jakieś zioła czy coś też powinienem pytać? - zwrócił się
na koniec do Arjuny, zmieniając się znów w lisa, bo zapach krwi serio
trochę drażnił i nęcił. Ciężkie życie krwiopijcy, choć jego pragnienie
zazwyczaj nie było za wielkie, nie dało się go całkowicie ugasić,
niestety.
- Dzięki, Serek. - Al posłała mu lekki uśmiech. - To jak? Gramy w końcu w tą butelkę, czy nie?
Ar ponownie wzięła duży wdech i wydech. - Jeżeli codziennie
po trochę będziemy cię leczyć, to nie ma się co bać. - Podrapała się za
uchem. - Wszystkie ludzkie rany tak na mnie działają, a ludzkich chorób
nie potrafię wyleczyć, cóż wyraźnie moja magia na ludzi nie działa. -
Westchnęła, poczuła się dziwnie nie mogąc jej pomóc.
- To jak ci już lepiej, to możemy zagrać. - Dodała, uśmiechając się.
- Tak, zdecydowanie lepiej, dzięki Tobie. Jeszcze raz dziękuję, Ar. W takim razie kto zaczyna?
-Hę... Mogę nie ja zaczynać? Nie lubię... Nigdy
nie mam pomysłu. - uśmiechnął się Serek, podkładając do ogniska, co by im nie
wygasło.
- No niech będzie. To je zacznę. -
Al trąciła patyk dłonią, żeby zawirował. Charakterystyczna końcówka
zatrzymała się na wilczycy. - Ar, HOTN? - Spytała z lekkim uśmiechem.
Gdy Arjuna usłyszała swe imię spojrzała na Al. - Hmmm będzie
zabawnie, bo nigdy tego nie wybierałam niech będzie H. - Zaśmiała się
głośno, miała dziś bardzo dobry humor.
- Hm. -
Tego się nie spodziewała. Zmarszczyła brwi, w zamyśleniu. - No dobrze, w
takim razie pocałuj się w ucho. - W jej oku błysnęła złośliwa iskierka.
- Nie dam
rady, ale spróbuję. - Śmiejąc się próbowała pocałować się w ucho, co
wyglądało nadmiar komicznie.
Aldieb zaśmiała się,
widząc wysiłki Arjuny. Lekkie kłucie przypomniało jej, że nie powinna
się nadwyrężać, więc postarała się nieco stłumić śmiech, choć nie do
końca jej to wyszło.
- Może być? - Wilczyca sama się śmiała.
- Myślę, że może być. No i to chyba na tyle jeśli chodzi o granie. - Stwierdziła, widząc, że Serek się zbiera.
- Menda sobie poszła. - Spoglądała tam, gdzie Serek zniknął.
- Ano. Bał się, że też mu każemy kogoś całować. - Zaśmiała się lekko.
- Oj tam nie mam wścieklizny. - Udała, że się ślini.
***
Tym razem już nie spadła, lecz zeskoczyła z drzewa. Chyba coś ją
niesamowicie nurtowało w tych gałęziach. W każdym razie zabawnie
wyglądała, dość niezgrabnie lądując w śniegu pomieszanym z błotem.
Otrzepała się i podeszła do obecnych na polanie. - Przepraszam, że
zniknęłam. Al, można Ci jakoś pomóc?
Nic się nie stało, Tin. - Uśmiechnęła się, widząc wilczycę. Wyciągnęła
łapki, by zanurzyć palce w jej gęstym, grubym futrze. - Już nie trzeba.
Arjuna i Serek mi pomogli. Jak im powiedziałam o ranie, to zanim
zdążyłam policzyć do trzech, Serek natychmiast pobiegł po bandaże i inne
środki do odkażania, a Ar od razu zabrała się do leczenia. -
Uśmiechnęła się na to wspomnienie, przyjaciele niesamowicie poprawili
jej humor.
- To dobrze. Dobre wilki. - Uśmiechnęła się i położyła się z łbem na
kolanach Al. Westchnęła głęboko, z przesadą, teatralnie. - Nie mogę ich
znaleźć, ahh. Ehh. - Powiedziała tajemniczo, czekając, aż zostanie
spytana o co chodzi. Taka z niej bestia.
(...)
Autorzy: Aldieb, Tin, Arjuna, Syriusz
Pozwoliłam sobie opublikować część dzisiejszych wydarzeń z Polany. Bo tak. Bo się miło grało. I było przyjemnie. Nic niesamowitego, ale jest.
Resztę opublikuję jutro, jako wstęp do nadchodzącego Eventu.
Mi też się wspaniale grało. Mam nadzieję na więcej takich przyjemnych wieczorów.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam. Było mega sympatycznie, coraz milej się gra-trzeba to przyznać. I aż mnie zaciekawił ten event i jeśli nie będę nic robić w akademiku, to zjawię się na pewno. /Serek
OdpowiedzUsuńByłoby super, jeśli będziesz, Serek. c: Jeszcze dzisiaj wieczorem opublikuję wprowadzenie. Będzie śmiesznie. c:
OdpowiedzUsuńByło zajebiście i fajnie się to czytało :3
OdpowiedzUsuń