Noc zapadła niecałą godzinę temu. Temperatura obniżyła się, a na trawie osiadła rosa, sprawiając, iż cienkie źdźbła ugięły się pod ciężarem wody. Firmament śmiało chwalił się gwiezdnym arsenałem, nie zasłanianym przez najmniejszą choćby chmurkę. Powietrze - rześkie i przepełnione charakterystyczną wonią wilgotnej ściółki - bez najmniejszego oporu odbywało wędrówkę do moich płuc; i z powrotem. Pozostawiało po sobie przyjemną lekkość. Zdawało się mieć w sobie coś magicznego; coś, co skłaniało do refleksji nad otaczającym mnie światem. A w szczególności nad tym, jak ów świat wpływa na mnie.
Zrobiłam coś, czego nie powinnam - zdaniem innych. Coś, za co mogłam zapłacić słoną cenę.
Stałam pośrodku głównej ulicy ludzkiego miasta, gdzieś na północy. Dookoła mnie panowała cisza. Lecz nie był to ten rodzaj milczenia świata, który sprawia, że w uszach dzwoni nieprzyjemny pisk. Ta cisza była względna - nie słyszałam żadnych odgłosów, które sugerowałyby, iż w najbliższym otoczeniu istnieje jakiekolwiek życie; ale moje uszy rejestrowały inne dźwięki: krople niedawnego deszczu ściekające z dachów i uderzające o bruk; szum okolicznych drzew i głuchy stukot ich nagich gałęzi. Zdawało mi się, iż słyszę szept gwiazd, które wyrażały chęć podzielenia się ze mną tajemnicami Wszechświata.
Przyzwyczaiłam się do mokrych łap. Lecz dopiero teraz poczułam, że zaczynają się wychładzać. Bandaże ubrudzone były błotem. Już dawni wymagały wymiany, jednak nie miałam przy sobie nikogo, kto mógłby to zrobić. Podróż okazała się być dłuższa, niż sądziłam; podobnie jak ludzie, których tu zastałam. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję na odnalezienie magicznej szajki, przy której mogłabym czuć się swobodniej, niż w otoczeniu zwykłych śmiertelników. Przeliczyłam się. Od blisko trzech dni kluczyłam wąskimi i szerokimi uliczkami, poszukując kogokolwiek, kto byłby zdolny udzielić mi pomocy.
O ile moje ciało było w dobrej kondycji - nie licząc wizualnego wyglądu, który pozostawiał wiele do życzenia; mokre i brudne futro nie prezentowało się najlepiej - to moja psychika niemal wołała o ratunek.
Musiałam jakoś skontaktować się ze stadem. Nie miałam tylko pojęcia - jak? Dzieliły mnie setki kilometrów od Stada Nocy. Nie znałam nikogo, kto udzieliłby mi wsparcia. Miałam ochotę usiąść i wyć. Wiedziałam jednak, że to na nic. Jedynie mógł ktoś wyjść z domu i pogonić mnie widłami.
Szukaj, a znajdziesz, mówią. Do odważnych świat należy. Bez ryzyka nie ma zabawy.
Poczułam, jak resztka sił mnie opuszcza. Usiadłam, tak, jak stałam, pośrodku ulicy, nie wiedząc, co ze sobą począć. Dotychczas spędzałam noce w piwnicy pewnego sklepu, teraz jednak jej drzwi były zamknięte. Tyle smutku, tyle żałości.
Kiedyś było łatwiej. Zamknięta na świat kryształowa kula, wewnątrz której znajdowało się istnienie. Istnienie, którego tak naprawdę nikt nie mógł poznać, ani dokładnie obejrzeć - kryształ załamywał światło tak, że obraz stawał się niewyraźny. Można było rozpoznać kolor obiektu, mniej więcej określić jego objętość - ale konkretne właściwości pozostawały nieodgadnione.
W pewnym momencie ten kryształ zaczął topnieć, niby lód pod wpływem ciepła. Wszyscy mogli poznać, czym jest istota wewnątrz szklanej zbroi.Byt ów stał się podatny na wszystkie zewnętrzne czynniki. Stał się... słaby. Kruchy. Zaczął rozpadać się i znikać, przestał być potrzebny.
Momentalnie podniosłam zad z zimnego bruku i ruszyłam dziarskim krokiem przed siebie. "Ni chuja" - pomyślałam sobie. Musiałam znaleźć sprzymierzeńca.
____________________________________________________
Mogłabym teraz przepraszać.
Obiecać poprawę.
Ale nie czuję takiej potrzeby.
W każdym razie - już jestem.
[ Miło, że jesteś. Jeszcze milej, że w taki sposób to ogłosiłaś. Opowiadanie wciąga, podoba mi się. Nadaje się na stworzenie kilku następnych części. ]
OdpowiedzUsuń[Tak bardzo lubię opisy, że chętnie bym Cię uściskała za tak ładne ubranie słów. Wciągnęłam cały tekst, nie zatrzymał mnie niemal żaden zgrzyt, czuła, widziałam i słyszałam - brawo. Kolejna świetnie pisząca osoba na tym blogu, której tekstem mogę się cieszyć. Masz dobrze wyrobiony styl, przyjemny w odbiorze, lekki, nawet dość trudne porównania ubierasz w takie słowa, iż czytelnik może sobie wszystko doskonale wyobrazić. Nawet nie mam co się czepiać interpunkcji, bo wszystko jest na swoim miejscu. Ale (no, cóż, zawsze się jakieś pojawić musi) jedno zdanie, a właściwie równoważnik, mocno zakuło mnie w oczy - "Samotność taka przytłaczająca." Czytam sobie taki przyjemny, klimatyczny opis i tu takie łup - jakby mi ktoś młotkiem między oczy przywalił. Nie, nie, nie, za dużo internetów. Do wyrzucenia, chyba że wstawisz tam jakiś czasownik - przynajmniej to zwykłe "była". Ech, pomijając to, bardzo mi się podobało i chętnie przeczytam jeszcze inne Twoje teksty.]
OdpowiedzUsuń