Schylona nisko nad ziemią, na ugiętych łapach, powoli poruszała się między drzewami. Niestety musiała iść dołem, zamiast, tak jak lubiła najbardziej, skakać po gałęziach, a to dlatego, że nie chciała zostać zbyt szybko zauważona. Jej fiołkowo-zielone oczy sondowały teren w poszukiwaniu jakiś znaków, które mogłyby świadczyć o obecności kogoś oprócz niej. Kierowana dziwnym odczuciem spojrzała w górę, by zaraz przed sobą, na jednym z drzew, ujrzeć poszukiwanego przez nią czarnego lamparta. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, gdyż ukryta w gęstwinie krzewów była niewidoczna dla leżącego na gałęzi samca. Przesunęła wzrokiem po całym drzewie, na którym się znajdował i wypatrzyła dogodne miejsce. Cieszyła się teraz w duchu, iż był odwrócony do niej tyłem, mogła spokojnie pojawić się na gałęzi umiejscowionej tuż za nim. Skupiła się na owym miejscu i poczuła jak powoli jej ciało zaczyna rozpływać się w cieniach, by po chwili zmaterializować się za plecami niczego niedomyślającego się lamparta. Nie miała pojęcia, że wyczuł ją, kiedy tylko się tam pojawiła, dlatego jego słowa były dla niej niemałym szokiem.
- W końcu raczyłaś się pojawić, Raksho - powiedział, zwracając na nią swe błękitne ślepia. Po raz kolejny zaskoczył ją kolor tych oczu i pewność, że wie kim on jest, że skądś go zna.
Otrząsnęła się już z początkowego zszokowania i zmrużyła swoje ślepia, wpatrując się w samca.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? Niczym się nie zdradziłam, co więcej, na pewno mnie nie zauważyłeś - rzekła, nieco chłodniej niż chciała i po nie w czasie zdała sobie sprawę, iż zabrzmiało to jakby była nieco zbyt pewna siebie, czego nie miała w zamiarze. Stwierdziła tylko oczywisty dla niej fakt.
Lapmart podniósł się i spojrzał na nią z tym swoim tajemniczym półuśmiechem.
- Wyczułem twoją aurę i to, że użyłaś mroku, by się tu dostać - odpowiedział, wyglądając na niemal zadowolonego z faktu, iż udało mu się ją czymś zaskoczyć.
Pantera przekrzywiła pysk, zastanawiając się nad jego słowami. Zaciekawiła ją aura, o której wspomniał, czyżby miał umiejętność widzenia ich? Na to wyglądało. Spojrzała na niego z kiepsko ukrywanym zainteresowaniem wymalowanym w ślepiach, ale samiec zdążył ją uprzedzić z odpowiedzią.
- Zanim zdążysz zapytać, tak, widzę aury innych, ale twoja jest inna, dlatego potrafiłem wyczuć ją z większej odległości nawet cię nie widząc - wyjaśnił, obserwując jakie wrażenie wywrą na niej nowe informacje.
- Inna? Pod jakim względem? - zapytała, teraz już wcale nie próbując zamaskować zainteresowania, ale także niewielkiego zdziwienia.
Tym razem to on przekrzywił pysk, spoglądając na nią w nieco inny sposób niż wcześniej, jakby ze... smutkiem? Nie, musiało jej się wydawać. Cokolwiek pojawiło się przez tą chwilę w jego ślepiach, zniknęło zbyt szybko, by mogła jednoznacznie stwierdzić.
- Jest podobna do mojej - odpowiedział. Po raz kolejny zbił ją z pantałyku tak, że nie wiedziała co powiedzieć, jednak nawet gdyby chciała, nie zdążyłaby. - Widzę, że ciągle nie pamiętasz. - Westchnął i odwrócił się, jakby chcąc odejść. - Wróć, kiedy dowiesz się wszystkiego - dodał i już chciał zniknąć jak poprzednio, jednak słowa Rakshy zatrzymały go w półkroku.
- Nie wiem nawet jak się nazywasz...
Spojrzał na nią tymi swoimi błękitnymi ślepiami i uśmiechnął się lekko.
- Dowiesz się wkrótce Raksho, lub jak kiedyś zwykłem do ciebie mówić, Akallabeth - powiedział i rozpłynął się w mroku, pozostawiając panterę w jeszcze większym szoku.
***
Białowłosa weszła do białego budynku tuż za nieznaną jej szatynką, która nie wydawała się być zbyt przyjaźnie nastawiona. Wnętrze nie różniło się zbytnio od domku, który został jej przydzielony. Przy ścianach stały drewniane meble, w dużych oknach wisiały bladożółte zasłony, a podłoga wyłożona była jasnym drewnem. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że znajduje się w hallu i właśnie kierowali się do jednego z pomieszczeń umiejscowionych na jego końcu. Weszli do pokoju urządzonego w równie ciepłych barwach, jednak tutaj można było dostrzec więcej brązu z akcentami zieleni. Po środku stało duże, dębowe biurko, a za nim skórzany fotel, w którym to zasiadła owa tajemnicza kobieta. Pomieszczenie to pewnie było gabinetem, o czymś świadczyły, właśnie biurko i rzędy półek pełnych rozmaitych książek, ustawione przy dwóch równoległych do siebie ścianach. Akallabeth nie zdołała dobrze przyjrzeć się pomieszczeniu, gdyż jej obserwację przerwał chłodny, kobiecy głos.
- Jestem Aldamir, przewodzę tutejszym magom - zaczęła, po raz kolejny swoim spojrzeniem niemal przeszywając duszę dziewczyny na wskroś. - Rozumiem, że chcesz tu zostać by rozwijać swoje umiejętności? - zapytała, chociaż znała już odpowiedź.
Białowłosa spojrzała w oczy przywódczyni i dopiero teraz zrozumiała, dlaczego jej spojrzenie wydawało się tak niezwykłe. Nie sposób było określi jakiego koloru były jej oczy, raz wydawały się stalowo szare, raz jasno zielone, a po chwili brązowe. Akallabeth zebrała się w sobie i odpowiedziała.
- Tak, zawsze też chciałam poznać innych podobnych do mnie.
Aldamir uśmiechnęła się lekko, przez co nie wydawała się już tak straszna jak jeszcze przed chwilą, mimo to dziewczyna nie wyzbyła się tego dziwnego zaniepokojenia, jakby coś było nie tak z tą kobietą.
- W takim razie myślę, że Alcarin i Lithia z chęcią przedstawią ci innych, prawda? - spojrzała na pozostałą dwójkę, która dotychczas milczała.
- Oczywiście - odpowiedział chłopak, uśmiechając się lekko do białowłosej.
- A ja z chęcią nauczę ją co nieco o naszym żywiole - dodała entuzjastycznie rudowłosa, puszczając Akallabeth perskie oko.
- No dobrze, w takim razie nie zatrzymuję was dłużej, gdybyś miała jakieś pytania, możesz zawsze do mnie przyjść - powiedziała na koniec Aldamir, uśmiechając się do nieco zakłopotanej dziewczyny, która jednak teraz uśmiechnęła się lekko.
Cała trójka wyszła z gabinetu i wszyscy zgodnie odetchnęli, po czym sami nie wiedząc dlaczego, zaczęli się śmiać. Mimo iż niepokój ciągle dręczył umysł posiadaczki białego płomienia, w końcu poczuła, że jest właśnie tam, gdzie być powinna i gdzie zawsze należała.
***
Akallabeth siedziała właśnie na polanie przed domkami, przyglądając się Alcarinowi, który pokazywał młodszemu magowi, jak powinien łapać promienie słońca, oświetlające ich teraz swoim złotym blaskiem. Spędziła tu już dwa tygodnie, ucząc się coraz to nowych rzeczy o swoim żywiole i żywiołach innych, ale ciągle nie mogła wyzbyć się uczucia niepokoju, które zawsze nawiedzało ją, gdy Aldamir obserwowała jej ćwiczenia. Zwłaszcza, gdy inni magowie po raz pierwszy widzieli jej biały płomień, nie mogąc się temu nadziwić, prosili ją o pokazywanie go raz za razem, aż w końcu jakoś się do tego przyzwyczaili. Teraz już nikt nie reagował tak na jej ogień, jednak wiedziała, że ta tajemnicza kobieta coś wiedziała na ten temat. Szczególną uwagę zwracając zawsze na jej włosy. Tylko co było w nich takiego niezwykłego? Prawda, były białe z czerwonym pasmem, ale także odzwierciedlały jej żywioł, więc nie wiedziała, dlaczego tak bardzo wszyscy się nimi zachwycali. Zauważyła już, że większość miała wygląd w jakimś stopniu wskazujący na ich żywioł. Lithia miała rude włosy, jak ogień, Alcarin złote, wskazujące na światło, użytkownicy ziemi brązowe, często także posiadali zielone oczy. Żywioł wody charakteryzował się niebieskimi oczami, a wiatru - szarymi. Tu także wyjaśniła się tajemnica oczu Aldamir. Od Alcarina dowiedziała się, iż jest ona pobłogosławiona nie tylko ziemią, ale także i wiatrem. Rzadko, kiedy spotykany był mag, posługujący się dwoma żywiołami, dlatego wzbudzała ona powszechny szacunek i wszyscy zdawali się ją podziwiać i lubić. Więc dlaczego białowłosa ciągle czuła niepokój, gdy tylko ją widziała? Nie potrafiła tego stwierdzić, widocznie miało to pozostać tajemnicą jeszcze przez jakiś czas.
Jej rozmyślania zostały przerwane przez szmer dobiegający od strony domków. Zwróciła tam swoje spojrzenie i zobaczyła, iż kilku innych magów wyszło na polanę i rozmawiało ze sobą przyciszonymi głosami, równocześnie spoglądając na ścieżkę przecinającą ścianę lasu. Akallabeth wstała, marszcząc brwi i już chciała zwrócić się z pytaniem do Alcarina, jednak ten zdołał ją uprzedzić.
- Czekają na przybycie jakiegoś nowego maga - powiedział, spoglądając na dziewczynę i ich oczy spotkały się.
Dotarły do nich pogłoski, iż zmierzał do nich ktoś posługujący się cieniem, jednak nikt tego nie potwierdził, ani temu nie zaprzeczył. Białowłosa zagryzła wargę i odgarnęła czerwone pasmo z oczu, zakładając je na powrót za ucho. Spojrzała na wyjście ścieżki z lasu. Dziwne uczucie zakiełkowało w jej sercu, jakby napięcie pomieszane z oczekiwaniem, zupełnie jak wtedy, kiedy zmierzali w to miejsce. Jednak tym razem uczucie było jeszcze silniejsze, podświadomie czuła, że to wydarzenie będzie miało niebanalne znaczenie dla jej przyszłości.
- Chodź, podejdziemy bliżej - dodał.
Skierowali swe kroki do grupki innych magów, jednak nawet nie zdążyli tam dojść, kiedy z lasu wyłonił się czarny, jak noc jeździec. Wjechał na polanę lekkim kłusem, zatrzymując się tuż przed nimi i spoglądając na nich z końskiego grzbietu. Czarna sierść rumaka lśniła w blasku słońca, a długa grzywa poruszana była lekkimi podmuchami wiatru. Jeździec również cały odziany był w czerń, a na jego plecach można było dostrzec przymocowany długi, obusieczny miecz. Zeskoczył lekko na ziemię i odwrócił się do zebranych na polanie magów, zatrzymując swój wzrok na białowłosej. Długie do ramion włosy były rozwichrzone przez wiatr i niemal zasłaniały połowę jego twarzy, przykrywając całkowicie jedno oko. Akallabeth podniosła swój wzrok, ich spojrzenia skrzyżowały się i poczuła, jak przez jej ciało przeszedł dreszcz. Wstrzymała oddech. Tak błękitnych tęczówek nie widziała nawet u magów wody. Zastanawiało ją tylko dlaczego zasłaniał drugie oko, skoro były tak pięknego koloru.
- Witaj, czekaliśmy na ciebie. Jestem Aldamir, przewodniczka tego klanu. - Jakby znikąd pojawiła się brązowowłosa, po raz kolejny wzbudzając dziwny niepokój w sercu białowłosej. Uśmiechała się, w jej mniemaniu pewnie bardzo uroczo, witając nowo przybyłego. - Może zechciałbyś pójść ze mną?
Nieznajomy zwrócił swój wzrok na mówiącą, jednak jej słowa i nawet uśmiech, zdawały się nie sprawiać na nim większego wrażenia. Pogładził delikatnie szyję swojego wierzchowca i skinął, zgadzając się pójść za nią. Aldamir uśmiechnęła się i odwróciła, idąc w stronę głównego budynku.
Gdy czarnowłosy mijał milczących magów, jego spojrzenie jeszcze raz napotkało fiołkowe tęczówki, a białowłosa po raz kolejny poczuła, jak jej ciało przeszywa dreszcz. Wiedziała, że właśnie jej przeznaczenie powoli zaczynało się formować.
***
[Uff, w końcu. Strasznie długie mi to wyszło, więc jeśli komuś chciało się to przeczytać i dotrwał do końca, gratuluję. Jak zwykle chciałam zamieścić zbyt wiele informacji w jednej notce. Myślę, że będę jeszcze może ze dwie notki tej serii, a potem zacznę kolejną, już w większości dziejącą się w czasie obecnym. Miło by mi było, gdyby jednak ktoś to przeczytał. Jeśli ktoś zastanawiał się, kim był samiec z poprzedniej notki "Jedyny Słuszny Pan", którą pisałam, to mam nadzieję, że właśnie się dowiedział. No, koniec ogłoszeń.]
[ No i moje tradycyjne pytanie. I CO BYŁO DALEJ ??? Tak przeczytałam całość. Jeżdziec był ów osobnikiem z ,Jedyny Słuszny Pan' jak mniemam. Ciekawe. Ale najbardziej zastanawiam się czy to są wspomnienia, sen czy coś innego. To napisane tą wyróżniającą czcionką. No to czekam na ciąg dalszy. ]
OdpowiedzUsuń[ Przeczytałaś wcześniej notki z tej serii? Pod jedną z nich wyjaśniłam o czym jest to opowiadanie. Mogę tylko powiedzieć, że są to wspomnienia, ale jakie - to już będzie wyjaśnione w następnych dwóch notkach. Cieszę się, że ktoś przeczytał.]
Usuń[ U hu hu, a ja się domyślam jakie to wspomnienia, czuje się fajna xD Tak czy siak, uwielbiam te Twoje opowiadania, oby tak dalej. ]
OdpowiedzUsuń[ U hu hu, no to czuj się fajna xD Nawet nie wiesz, jak me serce rozradowało się, gdy to przeczytałam, dziękuję.]
Usuń