12 lutego 2013

"Who will tell the story of your life?" Cz.2


 Wiatr delikatnie wygrywał swą melodię, porywając do tańca zielone liście i niosąc ze sobą muzykę lasu.  Ptaki świergotały w koronach drzew, a zwierzęta przechadzały się po zielonych łąkach i sobie tylko znanych ścieżkach.  Ogromny, mieniący się w blasku słońca las, szumiał nieśmiało, jakby chcąc dołączyć się do melodii wygrywanej przez wiatr. Gdzieś w jego głębi płynął bystry potok, śpiewając swą własną piosenkę i dając ukojenie dwóm podróżnym.
 Mrok powoli ogarniał świat, kiedy słońce powoli zachodziło by ustąpić miejsca księżycowi. Białe rumaki potrząsnęły łbami, jakby słysząc coś niepokojącego, mimo iż las wokół nich był spokojny i cichy, a zwierzęta już z rzadka pokazywały się podróżnym.
 Akallabeth rozejrzała się, czując wokół dziwne napięcie, wydawało jej się, że przyroda zamarła, czekając na bardzo ważne wydarzenie. Spojrzała na chłopaka, który również rozglądał się wokół, nie wiedząc dokładnie co się dzieje.
  - Czujesz to? – zapytała drżącym głosem, jakby udzieliła jej się atmosfera oczekiwania.
  - Nie, nic nie czu… - Więcej nie usłyszała, bo wtem po ich prawej stronie coś zaszeleściło, a z korony wysokiego drzewa dobyło się ciche warknięcie.
 Dziewczyna z bijącym sercem odwróciła głowę i dojrzała jarzące się zielono ślepia ogromnego kota. Jego czarna sylwetka częściowo wydawała się rozmazywać pośród mroków wieczora, ale równocześnie wydawała się nad zwyczaj potężna, a białe kły lśniły złowieszczo. Między czarną panterą schowaną w gałęziach drzew a nieruchomą sylwetką białowłosej nie było żadnej przeszkody, kot z łatwością mógłby ją zabić. Akallabeth z fascynacją przyglądała się smukłej sylwetce i tym niezwykłym oczom, które zdawały się rozumieć wszystkie jej myśli, bardziej ludzkie niźli zwierzęce. Wtem, w chwili gdy napięcie już sięgało punktu krytycznego, gdy miało się rozstrzygnąć, co zrobi wielki kot, ten zniknął. Rozpłynął się w mroku. Ogromne zwierze zniknęło pomiędzy drzewami, pozostawiając po sobie tylko uczucie niedawnej grozy. Alcarin spojrzał na nieruchomą dziewczynę, nie mając pojęcia co spowodowało jej nagłe zatrzymanie. Białowłosa sama nie wiedziała co się stało, jednak niemal z żalem spoglądała w miejsce zniknięcia kota, jakby nagle utraciła coś bardzo cennego, jakąś ogromną szansę poznania czegoś nowego.
  - Wszystko w porządku? – Łagodny głos chłopaka wyrwał ją z tego otępienia i znów jej myśli powróciły na dawny tor. Spojrzała na niego z lekkim, przepraszającym uśmiechem.
  - Tak, po prostu trochę się zamyśliłam – skłamała gładko, odwracając zaraz wzrok i ruszając dalej zacienioną już nieco drogą.
 Alcarin odetchnął z ulgą, ponieważ jej dziwne zachowanie nieco go zaniepokoiło.
 - Za chwilę powinniśmy być na miejscu – powiedział, jeszcze raz zerkając na zamyśloną twarz towarzyszki.

 ***

 Świat powoli pogrążał się w mrokach wieczora, mimo że słońce ciągle dzielnie trzymało się nieboskłonu, niestety znikając już za linią horyzontu. Nocne zwierzęta budziły się do życia, przemykając między cieniami, czujnie przyglądając się dwóm postaciom na koniach. Powoli zmierzali wytyczoną im ścieżką, coraz bardziej zbliżając się do celu.  W końcu spomiędzy gęstych drzew wyszli na rozległą polanę rozciągającą się przed nimi, zalaną jeszcze ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Z ich prawej strony dobiegał tak znajomy dla ucha szum bystrego strumyka, który okrążał w tym miejscu dolinę i znikał w zachodniej ścianie lasu, daleko na wprost nich. Sześć niewielkich, drewnianych domków stało na lewym brzegu doliny, zataczając niewielki łuk, na którego końcu stał większy, również drewniany dom. W środku tego półkola można było dostrzec krąg ułożony z kamieni, w którym pewnie zwykle płonął ogień, a wokół niego ułożone ławy i stoły, jakby było to miejsce spotkań i zabaw. Przed nimi rozciągał się plac ćwiczeń.
 Akallabeth widok ten zaparł dech w piersi. Wreszcie czuła, że jest dokładnie tam, gdzie być powinna, gdzie od zawsze należała. Ostatnie, ciepłe promienie słońca spoczęły na jej bladej twarzy, gdy ciszę przerwał głos chłopaka.
 - Chodź, pokarzę ci gdzie możesz spać, a jutro trochę się rozejrzymy – powiedział ciepło, spoglądając na dziewczynę z uśmiechem, który odwzajemniła i pozwoliła się poprowadzić do jednego z drewnianych domków. 

***

 Jasne promyki, które zdołały przebić się przez cienką zasłonkę, wdarły się do wnętrza i pod powieki śpiącej białowłosej. Powoli przetarła oczy, rozglądając się po przytulnym wnętrzu, które tak przypominało jej dom Brethil, że niemal by uwierzyła, iż poprzedniego dnia wcale nie było. Podniosła się powoli, słysząc piękny śpiew ptaków i melodię lasu wygrywaną przez wiatr, który znów pewnie porwał do tańca wszystkie liście. Wstała i ubierając się uprzednio, wyszła na zalaną słońcem dolinę. Musiała zmrużyć oczy, czekając aż przyzwyczai się do jasności panującej na zewnątrz domku. Rozejrzała się powoli, dostrzegając kilka osób siedzących przy strumyku i paru znikających w północnej ścianie lasu naprzeciw niej. Wreszcie jej wzrok padł na dwie osoby siedzące na jednej z ław, jedną z nich rozpoznała. Alcarin rozmawiał z nieznaną jej rudowłosą dziewczyną, jednak gdy tylko zorientował się, że jest obserwowany, obrócił się i z uśmiechem zamachał do Akallabeth, zachęcając by do nich podeszła. Niepewnie zbliżyła się do owej dwójki, mimo wcześniejsze radości na myśl spotkania z innymi magami, teraz napadły ją wątpliwości.
  - No w końcu – odezwał się chłopak wesoło, zwracając się do białowłosej i wstając by ją powitać. – Spałaś prawie do południa.
Rzeczywiście słońce było już wysoko na nieboskłonie, w pełni oświetlając zieleniącą się polanę. Dopiero teraz dziewczyna mogła dostrzec piękno doliny, błyszczącą się srebrzyście nić strumyka i ciemną ścianę lasu.
  - Chciałbym, żebyś kogoś poznała – dodał po chwili i znów jej wzrok padł na nieznajomą, przyjaźnie uśmiechająca się rudowłosą dziewczynę.
  - Jestem Lithia, cieszę się, że w końcu zawitał do nas ktoś posługujący się tym samym co ja żywiołem.
  - Akallabeth... Twoim żywiołem jest ogień, tak? – Po raz kolejny radość i ciekawość wypełniła białowłosą, kiedy spoglądała na ledwie poznaną płomienną. Wreszcie znalazł się ktoś, kto mógłby ją nauczyć co nie co o  jej własnym żywiole.
  - Tak, raczej nie trudno zauważyć. – Lithia uśmiechnęła się, a w jej brązowych oczach pojawiły się wesołe iskierki. Wyciągnęła przed siebie dłoń, na której zatańczył płomyk zupełnie jak żywy.
 Akallabeth mimo wszystko poczuła zawód, chociaż wiedziała, że jej własny płomień był nienaturalny, miała nikłą nadzieję, że jednak inni magowie ognia też tak mają. Nie okazała jednak tego i uśmiechnęła się szeroko. Już chciała zadać pytanie, kiedy uprzedził ją zupełnie inny głos, który wywołał ciarki na jej plecach.
  - A więc w końcu ją przyprowadziłeś? – Obrócili się, a dziewczyna ujrzała wysoką, smukłą kobietę. Jej brązowe włosy spływały falami na ramionami, a oczy przeszywały duszę na wskroś, jakby czytając w najgłębszych zakamarkach umysłu. Nawet nie dała dojść chłopakowi do słowa, tylko zwróciła się do białowłosej.
  - Dobrze, chodź za mną, musisz poznać panujące tu zasady. – Odeszła w stronę większego, pomalowanego na biało domu, a Akallabeth razem ze złotowłosym podążyła za nią, wypełniona przez zupełnie sprzeczne odczucia i niepokojące myśli. Ta kobieta wzbudzała w niej respekt, ale równocześnie było w niej coś strasznego, czego jeszcze nie potrafiła określić.

CDN.

[Kolejna, na pewno nie ostatnia część. Odpowiadając na pytanie Lisbeth - tak, jest to jeden ze szczepów Stowarzyszenia Nocy, ponieważ, jak napisałaś, ich główna baza znajduje się w Górach Szarych. Mam nadzieję, że nie ingeruję zbytnio w fabułę, jeśli coś nie pasuje to pisz, zaraz to poprawię.]

2 komentarze: