Wiatr delikatnie wygrywał swą melodię,
porywając do tańca zielone liście i niosąc ze sobą muzykę lasu. Ptaki świergotały w koronach drzew, a
zwierzęta przechadzały się po zielonych łąkach i sobie tylko znanych
ścieżkach. Ogromny, mieniący się w
blasku słońca las, szumiał nieśmiało, jakby chcąc dołączyć się do melodii
wygrywanej przez wiatr. Gdzieś w jego głębi płynął bystry potok, śpiewając swą
własną piosenkę i dając ukojenie dwóm podróżnym.
Mrok powoli ogarniał świat, kiedy słońce powoli zachodziło by ustąpić miejsca księżycowi. Białe rumaki potrząsnęły łbami, jakby
słysząc coś niepokojącego, mimo iż las wokół nich był spokojny i cichy, a
zwierzęta już z rzadka pokazywały się podróżnym.
Akallabeth rozejrzała się, czując wokół dziwne
napięcie, wydawało jej się, że przyroda zamarła, czekając na bardzo ważne
wydarzenie. Spojrzała na chłopaka, który również rozglądał się wokół, nie
wiedząc dokładnie co się dzieje.
-
Czujesz to? – zapytała drżącym głosem, jakby udzieliła jej się atmosfera
oczekiwania.
- Nie, nic nie czu… - Więcej nie usłyszała, bo wtem po ich prawej stronie
coś zaszeleściło, a z korony wysokiego drzewa dobyło się ciche warknięcie.
Dziewczyna z bijącym sercem odwróciła głowę i
dojrzała jarzące się zielono ślepia ogromnego kota. Jego czarna sylwetka
częściowo wydawała się rozmazywać pośród mroków wieczora, ale równocześnie wydawała się nad
zwyczaj potężna, a białe kły lśniły złowieszczo. Między czarną panterą schowaną
w gałęziach drzew a nieruchomą sylwetką białowłosej nie było żadnej przeszkody,
kot z łatwością mógłby ją zabić. Akallabeth z fascynacją przyglądała się
smukłej sylwetce i tym niezwykłym oczom, które zdawały się rozumieć wszystkie
jej myśli, bardziej ludzkie niźli zwierzęce. Wtem, w chwili gdy napięcie już
sięgało punktu krytycznego, gdy miało się rozstrzygnąć, co zrobi wielki kot, ten zniknął. Rozpłynął się w mroku. Ogromne zwierze
zniknęło pomiędzy drzewami, pozostawiając po sobie tylko uczucie niedawnej
grozy. Alcarin spojrzał na nieruchomą dziewczynę, nie mając pojęcia co spowodowało jej nagłe zatrzymanie. Białowłosa sama nie wiedziała co się stało, jednak niemal z
żalem spoglądała w miejsce zniknięcia kota, jakby nagle utraciła coś bardzo
cennego, jakąś ogromną szansę poznania czegoś nowego.
- Wszystko w porządku? – Łagodny głos chłopaka wyrwał ją z tego
otępienia i znów jej myśli powróciły na dawny tor. Spojrzała na niego z lekkim,
przepraszającym uśmiechem.
- Tak, po prostu trochę się zamyśliłam – skłamała gładko, odwracając
zaraz wzrok i ruszając dalej zacienioną już nieco drogą.
Alcarin odetchnął z ulgą, ponieważ jej dziwne zachowanie
nieco go zaniepokoiło.
- Za chwilę powinniśmy być na miejscu –
powiedział, jeszcze raz zerkając na zamyśloną twarz towarzyszki.
***
Świat powoli pogrążał się w mrokach
wieczora, mimo że słońce ciągle dzielnie trzymało się nieboskłonu, niestety
znikając już za linią horyzontu. Nocne zwierzęta budziły się do życia, przemykając
między cieniami, czujnie przyglądając się dwóm postaciom na koniach. Powoli zmierzali
wytyczoną im ścieżką, coraz bardziej zbliżając się do celu. W końcu spomiędzy gęstych drzew wyszli na
rozległą polanę rozciągającą się przed nimi, zalaną jeszcze ostatnimi
promieniami zachodzącego słońca. Z ich prawej strony dobiegał tak znajomy dla
ucha szum bystrego strumyka, który okrążał w tym miejscu dolinę i znikał w zachodniej
ścianie lasu, daleko na wprost nich. Sześć niewielkich, drewnianych domków stało
na lewym brzegu doliny, zataczając niewielki łuk, na którego końcu stał większy,
również drewniany dom. W środku tego półkola można było dostrzec krąg ułożony z
kamieni, w którym pewnie zwykle płonął ogień, a wokół niego ułożone ławy i
stoły, jakby było to miejsce spotkań i zabaw. Przed nimi rozciągał się plac
ćwiczeń.
Akallabeth widok ten zaparł dech w piersi.
Wreszcie czuła, że jest dokładnie tam, gdzie być powinna, gdzie od zawsze
należała. Ostatnie, ciepłe promienie słońca spoczęły na jej bladej twarzy, gdy
ciszę przerwał głos chłopaka.
- Chodź, pokarzę ci gdzie możesz spać, a jutro
trochę się rozejrzymy – powiedział ciepło, spoglądając na dziewczynę z
uśmiechem, który odwzajemniła i pozwoliła się poprowadzić do jednego z
drewnianych domków.
***
Jasne promyki, które zdołały przebić
się przez cienką zasłonkę, wdarły się do wnętrza i pod powieki śpiącej
białowłosej. Powoli przetarła oczy, rozglądając się po przytulnym wnętrzu,
które tak przypominało jej dom Brethil, że niemal by uwierzyła, iż poprzedniego
dnia wcale nie było. Podniosła się powoli, słysząc piękny śpiew ptaków i
melodię lasu wygrywaną przez wiatr, który znów pewnie porwał do tańca wszystkie
liście. Wstała i ubierając się uprzednio, wyszła na zalaną słońcem dolinę.
Musiała zmrużyć oczy, czekając aż przyzwyczai się do jasności panującej na
zewnątrz domku. Rozejrzała się powoli, dostrzegając kilka osób siedzących przy
strumyku i paru znikających w północnej ścianie lasu naprzeciw niej. Wreszcie
jej wzrok padł na dwie osoby siedzące na jednej z ław, jedną z nich rozpoznała.
Alcarin rozmawiał z nieznaną jej rudowłosą dziewczyną, jednak gdy tylko
zorientował się, że jest obserwowany, obrócił się i z uśmiechem zamachał do
Akallabeth, zachęcając by do nich podeszła. Niepewnie zbliżyła się do owej
dwójki, mimo wcześniejsze radości na myśl spotkania z innymi magami, teraz
napadły ją wątpliwości.
- No w końcu – odezwał się chłopak wesoło, zwracając się do białowłosej
i wstając by ją powitać. – Spałaś prawie do południa.
Rzeczywiście słońce było już wysoko
na nieboskłonie, w pełni oświetlając zieleniącą się polanę. Dopiero teraz
dziewczyna mogła dostrzec piękno doliny, błyszczącą się srebrzyście nić
strumyka i ciemną ścianę lasu.
- Chciałbym, żebyś kogoś poznała – dodał po chwili i znów jej wzrok padł
na nieznajomą, przyjaźnie uśmiechająca się rudowłosą dziewczynę.
-
Jestem Lithia, cieszę się, że w końcu zawitał do nas ktoś posługujący się tym samym
co ja żywiołem.
- Akallabeth... Twoim żywiołem jest ogień, tak? – Po raz kolejny radość i
ciekawość wypełniła białowłosą, kiedy spoglądała na ledwie poznaną płomienną. Wreszcie znalazł się ktoś, kto mógłby ją nauczyć co nie co o jej własnym żywiole.
- Tak, raczej nie trudno zauważyć. – Lithia uśmiechnęła się, a w jej
brązowych oczach pojawiły się wesołe iskierki. Wyciągnęła przed siebie dłoń, na
której zatańczył płomyk zupełnie jak żywy.
Akallabeth mimo wszystko poczuła
zawód, chociaż wiedziała, że jej własny płomień był nienaturalny, miała nikłą
nadzieję, że jednak inni magowie ognia też tak mają. Nie okazała jednak tego i
uśmiechnęła się szeroko. Już chciała zadać pytanie, kiedy uprzedził ją zupełnie
inny głos, który wywołał ciarki na jej plecach.
- A więc w końcu ją przyprowadziłeś? – Obrócili się, a dziewczyna
ujrzała wysoką, smukłą kobietę. Jej brązowe włosy spływały falami na ramionami,
a oczy przeszywały duszę na wskroś, jakby czytając w najgłębszych zakamarkach
umysłu. Nawet nie dała dojść chłopakowi do słowa, tylko zwróciła się do
białowłosej.
- Dobrze, chodź za mną, musisz poznać panujące tu zasady. – Odeszła w
stronę większego, pomalowanego na biało domu, a Akallabeth razem ze złotowłosym
podążyła za nią, wypełniona przez zupełnie sprzeczne odczucia i niepokojące
myśli. Ta kobieta wzbudzała w niej respekt, ale równocześnie było w niej coś
strasznego, czego jeszcze nie potrafiła określić.
CDN.
[Kolejna, na pewno nie ostatnia część. Odpowiadając na pytanie Lisbeth - tak, jest to jeden ze szczepów Stowarzyszenia Nocy, ponieważ, jak napisałaś, ich główna baza znajduje się w Górach Szarych. Mam nadzieję, że nie ingeruję zbytnio w fabułę, jeśli coś nie pasuje to pisz, zaraz to poprawię.]
[♥ Brałbym ♥]
OdpowiedzUsuń[ Taa.. szarpał jak Reksio szynkę. Robi się coraz ciekawiej, czekam na dalsze części. ]
OdpowiedzUsuń