31 marca 2017

You're evil as the demons that haunt you

Sad night, the weeper of starwind sky
Take me where the shimmering lights are fading out
Through the shadows of hate and through the fires of grace
I followed the voice in the night, beautiful as black sky,
But nothing I found

My thoughts are captured by the magical chants
Of the spirits, but I cannot see them with these dead eyes
Lost I am in these dismal streams
Lost I am forever in my life

✦✦✦

Zszargana, rozerwana, splątane nici istnienia. Kotłujące się Cienie, chaos i niewiedza. Wypluła ją Głębia, otchłań piekielna, czy może raczej Nie-Świat, poza czasem, poza życiem, tam gdzie niczyja stopa się pałęta, a dusza nie ostanie. Nie miała imienia więc własne przybrała, siedem nazw na każdą myśl potwora - Zjawa, Ogień, Wiatr, Trucizna, Cień, Śmierć i nadzieją Dusza. Nie miała ciała, więc własne stworzyła, utkała z mroku i powietrza to, co z przed życia znała. Poprzednie wcielenie jak zza mgły pamiętała, jak historia, legenda, dawno temu przekazana. Na egzystencję skazana, bez uczuć, bez serca, a jednak nie sama - z towarzyszką zesłana; ze zdrajcą, mordercą.

✦✦✦

- Przepowiedziano to - że stado na tych terenach będzie trwać wieki, póki Ogień co jasno płonie nie wygaśnie. I stało się. Nawet gdy wszyscy zwątpili, starczyła jedna iskra w duszy, by ocalić to co pozostało. - Mówiłam, plotąc słowa z prawd, które na zawsze we mnie osiadły, przesiąkły jak woda glebę przenika, stojąc na skarpie, na wzgórzu, skąd rozpościerały się widoki na rozległe połacie lasów i łąk, na góry i rzeki, na to co kiedyś zwałam Domem.
- I rzecze to ta, która jako pierwsza zwątpiła. - Uszu dobiegł ochrypły głos, pierwej on, nim koścista sylwetka zmory z nicości się wyłoniła. Zbliżała się na wychudłych kończynach, czarnymi sztyletami pazurów mierzwiąc trawę i glebę. Nie dane mi było ukryć się przed jej osobą, związane byłyśmy po koniec czasu, obarczone nienawiści kajdanami. Ujrzałam jak paszczę wygina, szydercze echo śmiechu. - "Powstanie z martwych, na Stada czele w nieśmiertelności królować będzie na zawsze!" - Zaintonowała, z pogardą wypluwając słowa pieśni, która innej tyczyła się postaci, a teraz z ust Demona - obraza w moją stronę wymierzona.
- Bluźnisz. Zamilknij już. - Warknęłam zimno, ostrzegawczo błyskając żółcią kłów, łypiąc ognistymi ślepiami. - Po co się zjawiasz, jeśli Cię nie przyzwano? 
- Wracasz i czaisz się jak intruz, jak obcy. I po tym wszystkim co Cię spotkało! - Nie zważała, nie słuchała, kontynuowała nie bacząc na znaki, protesty. - I lądujesz tu, jak kundel na smyczy, wracając, jak inni, jakby Was wszystkich łańcuchem przykuto! - Smagała bezlitośnie nienawiści słowami. Co ta suka wyprawiała, myślałam. Czego chce, co tym razem zdruzgotać próbuje. Co innego natomiast wypowiedziałam.
- Nic Ci do tego gdzie zmierzam, gdzie chodzę. - Wstałam, jeżąc się cała, smoliste smugi oplatały ciało, drgały, gotowe do pracy, mordu, ataku.
- Ale tak... Tęsknisz za tym, prawda? - Wycharczała, wydając przy tym śmiech obrzydliwej poczwary. - Jak Cię traktowali. Byłaś szanowana, respektowana, każdy liczył się z Twoim zdaniem. Ale teraz? Nie jesteś już tam potrzebna. Za kogo oni Cię tam uważają? Za zdrajczynię, która opuściła stado, rodzinę. Jesteś tam nikim. - Śliski głos Demona wwiercał się siłą w moje uszy, raniąc dotkliwie zszargane cienie uczuć jakie jeszcze we mnie tkwiły, ukryte głęboko w mym jestestwie. - Porzuciłaś córkę, przyjaciół. Poddałaś się, jak zwykły śmieć! Och tak, w tym jesteś doskonała, w uciekaniu przed problemami, uciekaniu przed życiem. - Tyrada nie ustawała, wylewając kolejne jadowite słowa, podjudzając mój ból i gniew. Nie dałam Jej już dłużej cieszyć się chwilą. Z moich trzewi wydobył się ryk, potoczył się przez głuszę z mocą huraganu. Nie byłam już tym słabym stworzeniem, wątłą wilczycą, która dawała sobą pomiatać. Potężna łapa spadła na ciało Demonicy, z łatwością powalając jej kościstą sylwetkę, przygwożdżając do ziemi z siłą tonowych gór. Obniżyłam paszczę łypiąc płomiennymi ślepiami prosto w czarne odmęty demonicznego spojrzenia. Nie wiele różniłam się teraz od niej, sama będąc istnieniem utkanym z Wiatru i Cieni.
- Nic nie wiesz. - Syknęłam, filtrując zmrużonymi oczyma Samicę, nie zważając na rozwarty w karykaturalnym uśmiechu pysk, pełen czarnych, ociekających lepką śliną kłów. - Myślisz, że o to dbam? - Zaśmiałam się zimno, wyginając paszczękę w pogardliwym grymasie. - Mów dalej, Potworo, na nic Ci się to zda. Jesteś niczym więcej niż kulą u nogi, milcz więc jak Ci przykazano.
Wygięła się, wymknęła, w jednej sekundzie zniknęła spod mych łap, tylko smuga się ostała, gdy piekielna zmora w Międzyświat uciekła. Nie byłam dłużna, skoczyłam za nią, czerń za bielą, goniąc niby za śmiercią. Nie było nikogo kto by nadążył za nami oczami, poza świat realny, w inne wymiary, gdy błądząc między znanym i nieznanym gryzły nasze szczęki, pazury rozszarpywały. Nie pierwsza, nie ostatnia była to rozgrywka. Nienawiść i oddanie w naszym związku się przeplatały, wpierw zabić, potem pomóc i tak przemiennie, nigdy nie dając wytchnienia. Tak nasze życie przebiegało, a może raczej klątwa, kara, anatema?

✦✦✦

Nie czekałam, nie patrzyłam jak zwierzyną zapełni się polana. Wiedziałam, że ogień płonie wysoko, nowi goście się pojawiają, wiedziałam że Puszcza ożywa, wraz z wiosną w kolejny etap wkraczając. Daleko mi jednak do nich. Czym byłam? Koszmarą, zjawą, zaledwie duchem, wspomnieniem. Po dawnym życiu nic nie zostało, nic więcej niż cichy zew nostalgii. Kroczyłam bezwiednie, jak niegdyś Szara - projekcja astralna,  bez ciała, przemierzała puste tereny z zamkniętymi ślepiami, przez kanion szeroki dzielący niczyje i Nasze, a teraz Wasze. Sunąc leniwie, cienistymi smugami oplatana, zniżałam się dalej, między pionowe ściany. Ku skalnej wyrwie, tunelu tajemnym, zapomnianym i nieodwiedzanym wyjściu podziemnym. Niezauważona, jakby mnie nie było. Nic się nie zmieniło. Nie wiedzą - nie ma. Wniosek? Brak istnienia.
✦✦✦
__________________________________________________________________
Zamieszczam; jestem, czuwam, choć mnie nie ma.
Rozważam. Myślę. Wrócić? Nie?
Głupie pytanie.
Cokolwiek dobrego z tego wyniknie? Pewnie nie.
Chwila słabości. Nostalgia, wspomnienia.

29 marca 2017

Trudne sprawy Vol. 3 - czyli o zakupach słów kilka~

Dawno, dawno temu...
Za górami, za lasami...
Na szczycie Szklanej Wieży z drewna..
Mieszkała Nie-Śpiąca Królewna z orszakiem siedmiu czwórasów...
Królewna ta była jednak napiętnowana klątwą...
Wobec której najwięksi mędrcy chwytali się za głowy...
A nawet najsilniejsza magia nie była w stanie jej naruszyć...
Znana była wówczas jako entuzjasmus maximus -
Jako, że historia lubi się powtarzać, znajduje ona swoje odzwierciedlenie również dzisiaj.


- LIAAAAAM!!! - Wysoki pisk przeszył powietrze niczym grot strzały, dudniąc w uszach najbliższych przechodniów jeszcze na długo po tym, kiedy umilkł. Rudowłosa kobieta przeskakiwała energicznie z nogi na nogę, poklaskując niczym małe dziecko na widok... sukienki. Kobieta wskazała entuzjastycznie kreację, przyciskając twarz do okna wystawowego. - Patrz, patrz, patrz, patrz..! - Zawołała, nie odrywając się od szyby. Młody, stojący nieopodal chłopak spróbował zamaskować swoją konsternację pod naciągniętym nisko kapturem. A nuż, nikt nie powiąże faktów i nie pomyśli, że przyszli razem. - Zachowujesz się, jak małpa w fabryce bananów. - Wywrócił ostentacyjnie oczami, pytając się w duchu Boga jak udało się jej przekonać go do tej pasjonującej wyprawy, w której mieli się wcielić w łowców promocji. Dalia zignorowała kąśliwą uwagę syna i nie zważając na niego natarła bezlitośnie na frontowe drzwi sklepu. Chłopak westchnął, widząc tylko kosmyki ognistych włosów znikające tuż za futryną. Nie widząc odwrotu, ruszył za nią, powłócząc nogami. Znalazłszy się w środku, zlustrował wnętrze zrezygnowanym spojrzeniem, w końcu lokując je na drobnej postaci, nurkującej w kalejdoskopie kolorowych materiałów. Jak ryba w wodzie, pomyślał ironicznie. Zastanowił się przy tym głęboko, wręcz zatrzymując się wpół kroku, gdzie w takich chwilach znikał Baru? Tak, to było wyśmienite pytanie. Z kontemplacji wyrwał go kolejny pisk. - O Boże, Liamciu! Popatrz jakie śliczne ubranka! - Dalia w międzyczasie zdążyła zrewidować sporą część asortymentu, zatrzymując się w dziale dla dzieci. Liam posłusznie powlókł się w jej stronie, rzucając wokół szybkie spojrzenia - asekuracyjnie, by mieć pewność, że nikt znajomy nie zastanie go w tak kompromitującej sytuacji. Kiedy zwrócił wzrok z powrotem ku rodzicielce zorientował się, że widok przysłania mu dziecięcych rozmiarów kubraczek. - Szkoda, że nie ma z nami Hiacynt... - Zawodziła sobie a muzom.
- Chyba ciężarówki. - Rzucił z przekąsem, afiszując ciążące mu od dłuższego czasu na przedramionach toboły, których jedynie przybywało. Dalia złapała się pod boki, patrząc na niego oskarżycielsko. - Bądź mężczyzną, a nie babą! 
- Właśnie! Nie mogę być silnym, niezależnym mężczyzną i tragarzem jednocześnie - Żachnął się teatralnie, choć uśmiechnął się cierpko. Zacięła usta w wyrazie niemego poirytowania i przyszpilając syna wzrokiem do przeciwległej ściany zarządziła apodyktycznym tonem: - Marsz do kasy gówniarzu.
- Zmuś mnie.
- Jeszcze chwila a wygrasz bilet w jedną stronę do krainy wiecznej zabawy z młodszą siostrzyczką. - Odparła z uśmiechem pełnym diabelskiej pasji, wręcz karmiąc się jego bezsilnością. - A tak w ogóle, to powinieneś mi mówić mamo! 


Ps. - Tak, to jest Liam jeszcze przed przemianą. 
Ps.2 - To kto następny na zakupy z Dalią? xD 

27 marca 2017

Atma


Widział kto większe dziwadło?
Chyba na mózg jej padło!
Chciała się bawić z innymi dziećmi,
lecz się jej boją, krzyczą "Lećmy!". 

Nigdy nie wiedziała, dlaczego budzi we wszystkich taki strach. Przecież była jak inni, prawda? Zwyczajna, niczym się nie wyróżniała. 

Ongiś, dawno temu, krążyła legenda o duchu, który z pozoru zwyczajny atakował wszystko i wszystkich. Nikt nie potrafił nad nim zapanować, ani go uwiązać. Nie imała się go woda święcona, ani codzienne modlitwy. Był jak kara Boska, za wszystkie grzechy. Nie znał litości, a błagania o nią zdawały się obijać od niego, niczym grochem o ścianę. Straszono nim wszystkie dzieci, oprócz jednego. 
Atma zaznała w życiu wiele nienawiści ze strony rodziny, lecz nie było jej winą to kim się stała. Znała swe zdolności, jednak panowanie nad nimi było niemożliwe. Kiedy przychodziła pełnia, stawała się białą zjawą wilka, szczerzącego kły na każdego, kto miał odwagę spojrzeć jej w oczy. Nie zjadała ludzi. O nie! To byłoby zbyt łatwe. Wysysała z nich energię życiową i mało kto miał tyle szczęścia by to przeżyć. Wciągu jednej nocy potrafiła zabić 6 osób, a na drugi dzień niczego nie pamiętać. 
Nikt nie mógł jednak winić za to jej, ponieważ ten los zgotowała jej własna matka. Będą w ciąży bawiła się czarną magią. Coś poszło nie tak podczas rzucania klątwy i zamiast na laleczkę voodoo, zaklęcie wniknęło w dopiero się rozwijające ciało Atmy. Nie wiadomo do dziś, dlaczego klątwa, która miała tylko zmieniać potencjalnego nosiciela w wilkołaka, w rzeczywistości miała takie skutki uboczne.
Była już nastoletnią dziewczyną, gdy matka wciągnęła ją w swoje szemrane interesy. Atma studiowała zaklęcia i uczyła się, jak je rzucać. Wertując karty starych ksiąg, natrafiła na swego rodzaju rytuał, pomagający stworzyć amulet do przywoływania swojej postaci eterycznej. Ukradła księgę z biblioteczki matki i przygotowywała cały miesiąc składniki do stworzenia magicznego przedmiotu. W nocy, gdy na niebie miał pojawić się uwalniający klątwę księżyc, w ostatnich promieniach słońca wypowiedziała zaklęcie, zmieniając jednak jego słowa tak, by zamiast jej eterycznej postaci, uwięzić w naszyjniku demona, którym miała się stać. Czekała kilka godzin, aż wzejdzie księżyc, a gdy to się stało, pojęła, że zamiast samemu zmienić się w bestie, ta bestia stała przed nią. Nie atakowała, nie szczerzyła nawet kłów. Obserwowała dziewczynę bacznymi, błękitnymi ślepiami, a gdy nastał nowy dzień, rozmyła się, tak jak robią to wszystkie zjawy. 
Atma uciekła z domu, zabierając ze sobą wszystkie księgi. 

Kim ty jesteś? Dziewczyną czy wilkiem? 
Nie zgubiłaś swej drogi czasem?
Może spadłaś z nieba z wielkim hukiem?
Lub rzuciłaś o ziemię kompasem?

Opowiedziana wyżej historia jest tylko maleńkim fragmentem zawiłej całości. Jest tego znacznie więcej, lecz Atma nie lubi o tym mówić. Zmiana w demona nie jest jej jedyną zdolnością. Panuje jeszcze nad ogniem, lecz nie byle jakim.
Ma on barwę błękitu, prawie tak samo intensywnego jak jej oczy. Z pozoru wydaje się zimny i faktycznie, nie można liczyć na ciepło z jego strony. Jednak, jeśli się go dotknie, można poczuć dotkliwy ból, jak przy poparzeniu zwykłym ogniem. Władzy nad tym dziwnym tworem magicznym nauczył ją demon, zamknięty za dnia w amulecie. 
Wyglądem nie różni się od pospolitego, szarego wilka lub zwyczajnej, ludzkiej dziewczyny. 
Szare futro z błękitnymi oczami, osadzonymi symetrycznie po obu stronach nosa. Dumna postawa, silne łapy i puszysta kita, zamiatająca ziemię. 
Czarne włosy, blada cera i oczy, wodzące ciekawsko po otaczającym ją świecie, Około 168 cm wzrostu i pełna niespożytkowanej energii. 

25 marca 2017

Goniąc dwa króliki, nie złapiesz żadnego.

What's been happening in your world?
What have you been up to?
I heard that you fell in love
Or near enough
I gotta tell you the truth

Bam!
- Mam cię! - Krzyknęła podekscytowana. Jęzor wywalony, ślepia ożywione, ogon wysoko w górze. - O, cholera, jednak nie. - Zapatrzyła się na własne łapy i pustą ziemię pod nimi. Usłyszała trzepot skrzydeł. Poderwała łeb, by zdążyć jeszcze zobaczyć długi ogon odlatującej sroki.
- Nosz kurka wodna. - Warknęła, przewracając się na grzbiet z głuchym łupnięciem. Wielkie uszy leżały po dwóch stronach czaszki, upodobniając ją do nietoperza. Kłapnęła szczękami na przelatującego koło jej nosa motyla. Aż dziw, że jakiś się pojawił tak wczesną porą. Spojrzała w niebo.
Jedna chmura. Druga chmura. Trzecia chmura... Czwarta chmura.... O! Ta wygląda jak lody. Zjadłabym lody... Pistacjowe z posypką i czekoladową polewą.... Mhrrr...
- A! Co to było?! - Zerwała się gwałtownie na równe nogi, robiąc przy tym efektowny piruet. Jakimś cudem udało jej się przy tym nie zabić.
Podbiegła do najbliższego kamienia, wskoczyła na niego i wyprężyła grzbiet, podnosząc wysoko głowę.. Jasne ślepka przeczesywały teren, Była pewna, że coś zobaczyła. Coś małego, co się ruszało. I można było gonić. A Vela była głodna. I w dodatku potwornie znudzona.
Aaargh! Zawyła bezgłośnie w myślach. Nic nie było widać. Zeskoczyła z kamulca i przytknęła nos do ziemi. Zaczęła węszyć. Krążyła dookoła, wdychając zapach ściółki. Napotykała na przeróżne wonie, jednak w gruncie rzeczy, nie wiedziała nawet czego szuka. Jak igła w stogu siana.
Posadziła cielsko na glebie. Ogon z frustracją szurał po ziemi. Myślała. Tak, zdarzało jej się to czasem, chociaż rzadko kiedy prowadziło do czegoś dobrego. W tej chwili, na szczęście nie udało jej się wpaść na nic ryzykownego.
Wróciła do poprzedniego miejsca i z premedytacją znów zaległa na grzbiecie. Chmury nadal wyglądały smakowicie. Tym razem jedna z nich wyglądała jak biały puszysty królik, który wystawał zza korony drzew, zupełnie jakby wyskakiwał właśnie z krzaków jeżyny.
- Aa! - Znów się poderwała. - To był królik! - Oznajmiła w przestrzeń z satysfakcją i w tym momencie znów dostrzegła kątem oka jakiś ruch. Rzuciła się w tamtym kierunku, przeskakując przez zarośla i prawie zaliczając glebę przez zdradziecki korzeń, który ją zaatakował. Z trudem pozbierała chude kończyny i pełnym biegiem ruszyła w pogoń za... Chwila, chwila, gdzie jest ten parszywiec? Zahamowała raptownie, ryjąc pazurami w ściółce. Znów go zgubiła. Rozglądała się gwałtownie, nie wiedząc co robić. Nie zamierzała się jeszcze poddawać, to pewne. Poszła dalej, zagłębiając się w nieznany las.

***
Po kilkunastu minutach wędrówki nagle coś przykuło jej uwagę. Zwolniła, stawiając uszy na sztorc. Podniosła lewą łapkę, węsząc w powietrzu. Odwróciła się powoli i oblizała pysk. Nadal węsząc, ruszyła za tropem, lawirując pomiędzy drzewami.
- O. - Zatrzymała się gwałtownie, kiedy jej nos odbił się od czegoś sprężystego. Odsunęła się nieznacznie i przysiadła na ogonie, spoglądając na zjawisko zaintrygowana. Przechyliła łeb na bok, najwyraźniej przeprowadzając jakieś intensywne procesy myślowe. Grzyb rzeczywiście wyglądał nietypowo. Wyrastał tuż przy podstawie drzewa, a fakturą i wielkością przypominał coś w rodzaju mózgu. Bardzo powoli Vena zaczęła obniżać pysk, wciąż intensywnie wpatrując się w dziwoląga. Zmarszczyła nos, nadal nie będąc w stanie się obeznać z nietypowym zapachem. Wysunęła przez kły różowy język, na początku z lekkim wahaniem. Musiała jeszcze minąć chwilka, no, może z dziesięć sekund, nim Vel w końcu się w sobie zebrała i liznęła grzyba.
- Bleeeh. - Parsknęła z obrzydzeniem i zaczęła mlaskać ozorem, próbując pozbyć gorzkiego posmaku. Poczuła pod łapkami drżenie ziemi. Obróciła się, a świat wokół zawirował. W oddali widziała szarżującą sylwetkę smoczego potwora. Oh niee... A co jeśli to paskudztwo było trujące? Umrę! Nie chcę umierać. Jestem za młoda by umierać. Czy to już naprawdę koniec? Ratu- Potok myśli przerwał nagły napływ olśnienia. Oh. Przestała kręcić się w kółko i z wciąż wystającym z pyszczka językiem spojrzała wielkimi jak spodki oczyma w stronę nieustająco powiększającej się plamy. W jej kierunku żwawym kłusem zmierzał rosłych rozmiarów odyniec. Małe czarne paciorki oczu łypały wściekle na wszystkie strony. Ciało pokrywała gęsta ciemna szczecina, a z ryja wystawały potężne, ostro zakończone szable. Dostrzegając sylwetkę psowatej przyspieszył niespodziewanie, najwyraźniej czymś rozwścieczony. Vela nie czekała dłużej. Zerwała się z miejsca i uskoczyła w bok. Przebiegła zwinnie pod kłodą i dalej, niczym dorodna sarna, przemykając pomiędzy krzewinami. Nadal słyszała głuchy tętent racic i głośny trzask gałęzi, przez które dzik przedzierał się niczym taran. Nie miała czasu by się oglądać. Biegła ile sił w chudych łapkach, serce biło jej jak szalone, a oddech znacząco się pogłębił. Gdy myślała, że już dłużej nie da rady, nagle wypadła z zarośli na otwartą przestrzeń, tracąc grunt pod nogami. Przez ułamek sekundy życie stanęło jej przed oczami, nim z całym rozpędem wpadła prosto w rzeczne odmęty. Czuła jak lodowata woda wdziera jej się przemocą do płuc. Zacisnęła powieki i zaczęła wiosłować kończynami, pracować całym ciałem, byle tylko wypłynąć na powierzchnie. Biały pysk wynurzył się z czarnej toni i samka zaczerpnęła gwałtownie powietrza, jednocześnie krztusząc się pozostałością cieczy w płucach. Całe szczęście rzeka nie miała rwącego nurtu, więc kiedy udało jej się uspokoić oddech, zdołała już spokojnie dopłynąć do przeciwległego brzegu. Wygramoliła się na suchy ląd i gwałtownie się otrzepała, posyłając dokoła girlandy jasnych kropel. Oblizała nerwowo pysk, spoglądając za siebie. Po napastniku nie było już żadnego śladu. Zażegnawszy niebezpieczeństwo postanowiła ruszyć dalej.

***
Słońce już zachodziło, rzucając na świat długie głębokie cienie. Łapy samicy człapały jedna za drugą w monotonnym rytmie. Zaczynało zmierzchać. Vena nuciła pod nosem słowa piosenki, które niegdyś utkwiły jej w głowie. All your lonely sons and daughters, stepping to the raging waters. Let them swallow you forever, silencing your beating heart... Nim się zorientowała zrobiło się kompletnie ciemno. Nie, żeby się tym jakoś specjalnie przejęła. Choć z początku noce poza miastem ją przerażały, w czasie wędrówki szybko do nich przywykła. Ziewnęła z cichym mlaskiem. Oczy jej się kleiły, robiła się senna. Dawno już zapomniała jaki był cel jej małej wyprawy.
Nagle poczuła jak grunt umyka jej spod łap. Natychmiast się rozbudziła, otwierając szeroko ślepia.
- O nienienienie - W panice próbowała jeszcze przebierać kończynami, jednak na próżno. Zleciała łeb na szyję. Biała kupka sierści przeleciała przez krzaki, lądując po środku niewielkiej polanki. Zmęczona i poobijana nie dała już dłużej rady, ujrzała jeszcze gwiazdy wirujące nad jej głową, nim straciła przytomność.

***
Niewielka, zacieniona polanka okalana była wieńcem z bujnych koron drzew. Pomiędzy konarami przemykały świetliste promienie życia. Małe stworzonka bytujące wśród plątaniny gałęzi i bluszczu. Jasnożółty ptaszek, zerwał się z miejsca i trzepocząc szaleńczo skrzydełkami przefrunął na sąsiedni pień. W sercu zielonego okręgu, na miękkim dywanie z mchu, leżała mała, potłuczona istotka. Wyglądała jak konający rozbitek, wyrzucony na brzeg przystani ocalenia. Sierść brudna i posklejana błotem. Na łapach i pysku widoczne liczne zadrapania i otarcia. Poszarpana chusta na szyi przesunęła się, odsłaniając wiszący pod nią srebrny łańcuszek. Zakończony był metalową blaszką, na której niewprawną ręką wyryte było czyjeś imię. Czarny nos drgnął, kiedy milimetry od niego zamachał skrzydełkami motyl. Odfrunął zaraz, by w swym wirującym tańcu, przemierzać znany sobie świat od jednego kwietnego kielicha ku następnemu. Samka uchyliła niemrawo ślepię. Jej jasno spiżowa tęczówka zetknęła się oko w oko z czyimś mlecznobiałym, marszczącym się co chwila, noskiem. Podniosła łeb, spoglądając sennie na otoczenie. Zarówno po niej, jak i wszędzie wokoło, wesoło kicały śnieżyste króliki. Ich mięciutkie, aksamitne futerka łaskotały ją w poduszki łap, kiedy przemieszczały się w podskokach by skubać soczyście zieloną trawę. Vendela spoglądała na to wszystko nieprzytomnym wzrokiem. Powiodła ślipiami ku siedzącego na jej łopatce osobnika.
- Panie króliku - jej głos był nieco bełkotliwy, jakby wciąż mówiła przez sen - jest panów za dużo. Nie mamy na stanie wystarczającej ilości Alicji. Muszą panowie ustawić się w kolejce. Zamawiam: Alicja z Krainy Czarów - raz.... - Ostatnie urywane słowa wymamrotała już ledwosłyszalnie. Jej głowa opadła na porośniętą bujną zielenią glebę i znów odpłynęła w niebyt.

***
Vena została rozbudzona przez cichy szelest. Trzepnęła łbem by pozbyć się sennych macek i rozejrzała się w poszukiwaniu hałasu.
- Ha! Tu jesteś skurczybyku! - Zawołała i skoczyła żwawo za szarakiem, który jak tylko usłyszał głośny odgłos, natychmiast czmychnął ku leśnym zaroślom. Samka bez namysłu pognała za nim, znikając w odmętach głuszy.

_______________________________________________________
Jeden dzień z życia pierdoły. Takie nic nie wnoszące opowiadanko na rozgrzewkę.~
Wspomniana polana odnosi się do Polany Kwiatów, opisanej w zakładce "Tereny".
Cytaty pochodzą z: Arctic Monkeys - Snap Out of it oraz The American Spirit - Sons & Daughters

24 marca 2017

Coming home

Imię: Acebir
Wiek: Ponad osiem lat 
Urodzony w stadzie, HOTN jest dla niego prawdziwym domem, wychowywał się tutaj otoczony przez cudowne osoby, miał dużo ciotek i wujków, którzy potem stali się jego przyjaciółmi. Syn Stanleja i Tequili, matkę bardzo kochał, ojca właściwie nie poznał, odszedł ze stada za nim Acebir był w stanie z nim porozmawiać o życiu. Stanlej prawdopodobnie nie był jego prawdziwym ojcem, Tequila miała powiązania z wilkołakami. Jej ukochanym był Kalahi, syn Ibry. Ibra nawiedzała Acebira, jej stado i ona sama są bezwzględni w swoich działaniach. Ibrze urodziła się córka, Holiday. Holiday ugodziła Acebira kolcem przekazując mu chorobę powodującą nieustanną chęć picia świeżej krwi. Ciotka-Lalaita winiła matkę Acebira za wszystko co złe przytrafiło się w jej życiu. Pomimo niektórych epizodów z życia, był szczęśliwy. W stadzie odnalazł wszystko. Ukochaną, którą kochał ponad życie, adoptowanego syna. Popsuł to wszystko w jednej chwili i nie czuł potrzeby zostawania w stadzie dalej, nie potrafił zachować dawnej radości, nie odnalazł też ukojenia wśród przyjaciół. Jednak noc cały czas go przywoływała. Nie mógł mijać stada bez zatrzymania się chociaż na polanie. Bez przejrzenia co dzieje się w jego prawdziwym domu. Częste wizyty na polanie, zamieniły się w codzienność, zaczął spotykać Asha, dawnego przyjaciela matki, obydwoje potrzebowali tego stada. Niesamowitą radość sprawiła mu wiadomość,że stado powraca do życia. Krótko i na temat. 

Death is the life bill



Kto widział cierpienie?
Kto poznał cierpienie?
Kto doznał cierpienia?


Skąpana w bieli, z błękitem się przeplata.
Szarość oczu, przenikliwa jak mróz, który
w duszę twą się wwierca. Widzi każdy twój
grzech, brud pokrywający twoje serce. A
przynajmniej masz takie wrażenie. Miękko stąpa,
bez szelestu, choćby najmniejszego. Nie usłyszysz
jej, bo z wiatrem współgra. Jest jak biała dalia
rozkwitająca powoli i póki się jej nie zerwie,
nie więdnie. Odradza się na nowo, niczym pączek
na wiosnę. Kto ją poznał, wie że serce ma
dobre, a kto śmiały, by zagaić z nią rozmowę,
dowie się, że bywa porywcza.



Żywioł, który do płuc swych wpuszczasz i
uważasz za swojego przyjaciela, ona
traktuje jak brata. Igra w jej włosach
ognistych lub sierści śnieżnej. Szepcze
jej do ucha tajemnice lasu. Mówią, że
wiatr nie ma głosu, lecz to wielkie łgarstwo.
Trzeba się tylko wsłuchać, a powie Ci
wszystko. To straszna papla. Dlatego,
nie powierzaj mu sekretów, bo zdradzi
Cię w ułamku sekundy, każdemu kto zechce słuchać.

Życiodajne powietrze, co wypełnia twe płuca.
Cierpliwa ziemia, ta na której stąpasz.
Litościwa woda, która gasi twe pragnienie.
I ogień, co ciepłem swym Cię ogrzeje.

Podejdź! Bliżej troszkę. Ogrzej się w jej blasku.
Krzywdy Ci nie zrobi, nie zamknie w potrzasku.
Obdarzy Cię uśmiechem ciepłym, niczym pierwsze
promienie słońca. Melodią swego głosu ukoi
zszargane nerwy. Pod skrzydłem skryje
i pozwoli zniknąć. Płomienie ognia
przytrzyma z daleka, lecz odda Ci ich
ciepło, nie pozwoli w mrozie czekać.

Dwie strony medalu przekręcają się powoli
Dwa oblicza pokazują się do woli.
Znasz już na wylot tę stronę dobrą,
Lecz zło mieszka, czekając na porę dogodną.

Serce matki jest kruche, niczym filiżanka
z saskiej porcelany. Jej serce rozbiło się na
miliard kawałków, gdy syn jej
pierworodny zginął na jej oczach. Morze łez
wymyło cały lazur z jej pięknych tęczówek, pozostawiając
szarą, zamgloną toń. W rozpaczy i z tęsknoty za
synem ruszyła, bez słów wyjaśnienia, do samych
piekieł. Droga, choć długa i pełna wyrzeczeń, nie
była dla niej problemem. Pozwoliła uporać się
ze stratą, lecz nie pozwoliła pogodzić się z losem
jaki mógł spotkać Liama. Dotarła na miejsce,
lecz odeszła stamtąd odmieniona.

Kim jesteś?! 
Dalia Seron! Szukam syna!
Dawno już go tu nie ma. 




Dziś powraca taka sama jak kiedyś, lecz 
inna niż ją wszyscy pamiętają.


Partnerka Baru. Matka Hiacynta i Liama.
Z sercem posklejanym niedbale, z ostrymi krawędziami.

21 marca 2017

What's the matter with your head

KlakKlak
Kogo przygnało?
Zdziczały pies, mieszaniec kundla z wilkiem.
Biała sierść, czarne uszy, żółte oczy.
Nosi zieloną, poszarpaną chustkę.
Chłopczyca. Ponoć kobieta. 21 lat.
Najpierw robi, potem myśli. Ciągle pakuje się w kłopoty.
Nie może usiedzieć w miejscu.
Żądna przygód i nowych doświadczeń.
Ciekawska, wścibska, bezmyślna.
Niedoświadczona, głupia, smarkula. 
Miliony pomysłów. Jeden głupszy od drugiego.
Śmieje się tym głośniej im bardziej cierpi.

Vendela
Vendelka Vela Venka
Vel
Skacząca Niezdara Kaleka

GUWEIZ
Skąd przywiało?
Parszywe miasto z patologiczną rodzinką.
Zmuszona do ukrywania odmienności i wiecznej walki o skrawki.
Zamiennie człowiek i zwierzę - zależnie, co akurat bardziej się opłacało.
Nieakceptowana przez matkę, wyzywana przez brata.
Uciekła. Razem z dziewczyną.
Wpakowały się w tarapaty.
Na tereny HOTN przywędrowała sama.


Czy porąbało?
Łapy się plątały. Nie chciały iść w szyku, tak jak powinny, jedna za drugą. Zamiast tego robiły dziwne uniki i zygzaki. Kolejny raz wylądowała na ziemi, potykając się o własne kończyny. Zawyła z wściekłości, aż ptak zerwał się z gałęzi. Nadal leżała. Po chwili przeturlała się na grzbiet, wymachując łapami w powietrzu. Tak byłoby o wiele łatwiej chodzić. Pomyślała, wpatrując się w prześwitujące przez korony drzew chmury. Po co komu cholerna grawitacja. Odchyliła łepetynę do tyłu, by spojrzeć na wywrócony do góry nogami świat. O. Wyszczerzyła kły w uśmiechu, gwałtownym zrywem wracając do pionu. A przynajmniej taki był zamysł. Znowu się zaplątała i straciła równowagę. Och, nie-e. Poleciała. A konkretniej mówiąc, sturlała się ze wzgórza, hamując dopiero na jednym z wysokich pni. Podniosła się. Trzepnęła łbem. Zamrugała ślepiami. Jeszcze raz. Drugi. Znowu potrząsnęła głową. O, lepiej. No to... Wyjrzała zza chropowatej kory, przez moment nadal zamroczona. W końcu dostrzegła starannie ułożone palenisko. Umorusany pysk rozjaśnił uśmiech zwycięstwa. Gdzieś jestem!

trenchmaker
Opowiadania
Goniąc dwa króliki, nie złapiesz żadnego.
Gdzie jesteś biedronko?
___
Witam Wszystkich!

(W tytule fragment z Redbone - Come And Get Your Love)

18 marca 2017


- Though I was striped of wings, death is the gift I bring


Liam | ♂ | ???
Nocny Wędrowiec | Dziwadło | Wendigo
Ten, który oszukał samą Śmierć


(...) A w końcu dzień ustąpił miejsca swojej oblubienicy, nocy, która spowiła ziemię gęstym, smolistym całunem, spozierając z góry oczyma gwiazd - cicha i tajemnicza jak zawsze. Cienie wydłużyły się znacząco, zlewając się i rozpraszając gasnące światło, a dotkliwy chłód przeczesał gęstwinę drzew, siejąc pustki. Ciszę pogrążonego w nocnym letargu lasu przerywało jedynie zawodzenie wiatru. Coś jednak zakłóciło pozbawiony życia spokój. Para świateł. Lodowatobłękitne punkty przecięły mrok i zniknęły w jego odmętach tak nagle, jak się pojawiły. Puste i chłodne, niczym u ślepca, a jednak emanujące światłem jak blada tarcza księżyca. W jego chłodnej poświacie zamajaczyła nienaturalnie wysmuklona sylwetka. Długie, szponiaste łąpy, ogon niczym wijący się za nimi, czarny wąż, sterczące jak dwa oberwane skrzydła łopatki i wydłużony pysk osadzony na chudej szyi. Przybysz ten nie przypominał żadnego z mieszkańców Lasu. Już nie. Zmrużył oczy i wypełnił zepsute płuca rześkim powietrzem, drżąc przy tym lekko, jakby nie robił tego od dawna. Podróż z Zaświatów kosztowała go wiele poświęceń. A nade wszystko, ciągnęła za sobą konsekwencje...




- I hate what I've become, the nightmare's just begun. I must confess that I feel like a monster



< GENERALIA >

< APARYCJA >

< CHARAKTER >

< ZDOLNOŚCI >

< STANOWISKA >

< EKWIPUNEK >




- I walk amongst the shadows and call them my own. With every silent stride, I claim my domain.



Chętny na wszelkie wątki i powiązania. Ostatnia aktualizacja notki 19.03.2017

17 marca 2017

Notka Organizacyjna #1

   
 
   
   Zacznę od przeprosin za zwłokę, jednak muszę przyznać, że uczelnia nieco mnie zaskoczyła natłokiem obowiązków przez ostatnie dwa tygodnie.

    Prawdę mówiąc mamy dwie sprawy do załatwienia, zacznę od tej szybszej. Lista obecności!
Czas na wpisanie się to dwa tygodnie (31.03.2017r.)

Obecni:

Baru Saya
Membu
Tin
Asmodeusz
Tristan
Arjuna
Hiacynt 
Vendela
Usprawiedliwieni:
-



    Druga sprawa dotyczy naszych chatzowych spotkań. Niestety mamy problem z "złapaniem się", dlatego postanawiam przywrócić ogniska. Proszę, aby przy wpisywaniu się na listę obecności określić również dzień, który najbardziej Wam pasuje na nasze spotkania. Aby nie było niejasności, zdaję sobie sprawę, że, prawdopodobnie, ustalony termin nie będzie pasował wszystkim zawsze i wszędzie, jednak zostanie on wybrany w sposób demokratyczny. Osobiście głosuję za piątkiem.

Niech magia będzie z Wami ^^

Baru Saya

12 marca 2017

Mówię ci z całą mocą, że bez miłości świat byłby szczęśliwszy.

TRISTAN

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/17/0f/45/170f45a2030472d0c56bcb167ad5d156.jpg
Trzy i pół roku

Niechciany - według siebie - syn Tinkerbell oraz Membu
Młody wilk, wychowany bez Ojca. W późniejszym czasie bez Matki - z własnego wyboru

Wędrowiec, przemierzył niezliczone lasy, pola i góry w poszukiwaniu swojego miejsca
Wrócił do rodzinnych stron kierowany przeczuciem i podświadomością - ma je silnie rozwinięte w wyniku życia z samym sobą, ufa im bardziej niż sobie


Odziedziczył po Ojcu kolor jednego z oczu - jest ono żółte, drugie orzechowe
Wysoki, masywny wilk z ciałem wyrzeźbionym kilkuletnią tułaczką po świecie

Reaguje agresją na obecność Ojca - szczerze go nienawidzi i uznaje za całe zło świata
Nie wierzy w coś takiego jak miłość, nie lgnie do niej ani jej nie szuka
Spokojny, zrównoważony - agresywny w obronie Rodzicielki
Mocno rozwinięte zmysły, a także umiejętności polowania oraz tropienia
Posiada moc przekształcania rzeczywistości i otaczającego go świata, jest ona połączeniem zdolności obojgu rodziców, nie jest dobrze rozwinięta, odkrył ją niedawno
Uczeń Strażników z ambicjami na wyższe stanowisko


____________

Z całą pewnością zdjęcie zmieni się na art jeśli go skończę. Karta pisana odrobinę na szybciaka bo miało być do niedzieli. Pewnie będzie aktualizowana w miarę upływu czasu. c:

Dobry tym co nie znają Tristana 

W tytule Feliks W. Kres, Król bezmiarów, cytat znaleziony na Wikicytatach


11 marca 2017

Podblogi - aktualizacje

Chciałam Was poinformować o zmianach, które zostały przeprowadzone na WoHOTN oraz Pamiętniku. Oprócz nowej grafiki, blogi zostały uzupełnione o nowe informacje i funkcje. Prace nie są jeszcze skończone, jednak zajmuję się tym sama, kiedy znajdę czas, także idzie to dosyć powoli.

  1. W zakładce "O Stadzie" zostały dodane informacje o Mentoracie oraz linki do testów wiedzy o HOTN i SŚ. Zaktualizowano informacje o liczbie alph oraz daty w historii.
  2. Powstały również nowe podstrony, gdzie można obejrzeć nagłówki HOTN oraz screeny bloga i chatów.
  3. Powstała nowa zakładka "Karty Postaci", gdzie można znaleźć informacje o byłych oraz obecnych członkach stada. Znajduje się tam także podstrona dotycząca korelacji między członkami. 
  4. Zamieściłam też na blogu fotoreportaż, znaleziony na starym podblogu "Gazetka HOTN".


  1. Zamieściłam kilka starych opowiadań z 2009 i 2010 roku, które udało mi się znaleźć we własnych archiwach.
  2. Powstała nowa możliwość - wyszukiwania postów po autorach. Myślę, że będzie to przydatne dla osób, którzy mają ulubionych pisarzy i lubią wracać do ich twórczości, a także dla tych, którzy chcą spojrzeć na własne dzieła.
  3. Po za tym staram się zamieszczać posty w Pamiętniku, pod rzeczywistą datą - by łatwiej można było je wyszukać w archiwum. Ta część niestety idzie mi bardzo mozolnie, także nie jestem jeszcze nawet w połowie procesu.
  4. Pojawiła się playlista. (Muzyka: The Elder Scrolls IV - Oblivion Soundtrack)


Jeśli macie jakieś uwagi, zażalenia, czy też pomysły co jeszcze można byłoby zmienić lub dodać, chętnie Was wysłucham.

Jeżeli jesteście w posiadaniu jakiś starych screenów, opowiadań, wierszy, logów z chata, rozmów, karty postaci, itd., które chcielibyście zamieścić na którymś z podblogów, zgłoście się pod tym postem.


Pozdrawiam,
niegdyś Aldieb.

4 marca 2017

Just pretend.


Hiacynt
Urodzona 22 grudnia 2015 roku w HOTN jako córka Dalii Seron i Baru Sayi, tym samym stając się młodszą siostrą Liama. Członkini młodszej rady stada, matka dwóch córek - Tallulah i Mahet, żona Tristana. Ośmioletni mieszaniec posługujący się żywiołem powietrza, który traktuje jak zabawkę oraz magią, na którą nie ma logicznego wytłumaczenia.
Hiacynt, lub jak to woli - Kwiatek, na przestrzeni lat ewoluowała pod względem charakteru. Niegdyś, za szczeniących lat, emanowała radością i czystym optymizmem, obdarowując każdego serdecznym uśmiechem i dobrym słowem. Była małym-wielki, promyczkiem radości, który nie potrafił usiedzieć w miejscu, gdy wiecznie czujący różne zapachy, czarny nos, swoją ciekawością zaprowadzał ją w najróżniejsze zakamarki terenów stada.

Po tym, jak tylko urodziła, stała się wiecznie niezadowoloną marudą, w której mimo wszystko tlą się nadal szczenięce zachowania. Ponadto, gdy tylko może, perfidnie wykorzystuje swoją umiejętność zachowania poważnej twarzy, zdradzając się jedynie chytrym uśmieszkiem, który często widnieje na jej pysku. Lekkoduch, ot co - jednym uchem wpuści, zatrzyma za pewien okres czasu, by następnie drugim uchem wypuścić. Dlatego też jest dobrym słuchaczem - gorszym mówcą motywacyjnym i... ogólnie mówcą. Dawniej jej jadaczka się nie zamykała - mówiła o wszystkim, co jej ślina na język przyniesie, jednak teraz stara się dobrze dobierać słowa, by albo kogoś nie urazić, albo nie powiedzieć czegoś, co może źle zabrzmieć, jednak w większości przypadków się zapomina. Wychodzi z założenia, że przez swój wiek nie musi przejmować się rzeczami, które robi, skoro i tak wszystko to będzie kiedyś przeszłością, z której będzie mogła się kiedyś śmiać do rozpuku.

Jasne umaszczenie odziedziczyła po matce wraz z umiejętnością panowania nad powietrzem, jednako po ojcu ma postawę - jest wyższa i masywniejsza od zwykłego wilka. Niegdyś cyjanowe ślepia, które teraz straciły na swym młodzieńczym blasku, są teraz blado-niebieskie, jednak nadal biją z nich nieodgadnione emocje, którymi spogląda na większość spod pół przymkniętych powiek, a długa bujna kita, przy której przywiązany jest cienki, czarny rzemyk z przymocowanymi do nich szklanymi kulkami, zbierającymi w sobie powietrze, ciągle zamiata ziemię. Bije od niej chłód, jednak tylko przez to, że od małego otula się zimnym powietrzem, a zapach, który już od dawna pozostaje przy niej w wilczej formie, przywodzi na myśl winogrona. Warto również wspomnieć o tym, że jej sierść w niektórych partiach ciała jest wybrakowana, a na jednym udzie (a raczej jego połowie) widnieje sporych rozmiarów blizna, po dość niemiłym incydencie z Nitroglyzerin, 7 stycznia 2019 roku. W ludzkiej formie jej blado-niebieski odcień ślepi zastąpiła szarość, choć czasem nadal zdarzają się świecić cyjanowym blaskiem. Włosy długie, równie białe, co sierść, jednak nie tak długie, jak kiedyś - teraz sięgają zaledwie do pasa przez pewien incydent zza młodu, gdzie była zmuszona je ściąć. Nieodgadniony, delikatny uśmiech na twarzy, spokojnie spojrzenie. Metr sześćdziesiąt wzrostu. Po ciąży zostało jej parę kilogramów, przez co nie jest już tak chorobliwie chuda. Blada. O całkowicie innym zapachu, niźli wilk - w tej postaci często można wyczuć od niej palone drzewo, zmieszane z czymś słodkim, acz niemdlącym.

Paleta kolorów
Podstawowe informacje o Kwiatku
17.09.2023 - edycja kp