Lisbeth
Na ogół cicha, niewyróżniająca się z tłumu. Niekiedy nieco ekscentryczna. Jest zaradna, sprytna i posiada umiejętność kierowania ludźmi,
wykorzystując między innymi zmysł manipulacji. Nie mówi wszystkiego, co myśli, i nie zawsze
robi to, co mówi. Estetka. Jest bardzo opanowana i nie łatwo ulega wpływom. Swoje
całe życie postępuje tajemniczo, nie ujawniając swoich osobistych
spraw. W stosunku do obranej idei jest lojalna, a władzy wyższej zawsze
podporządkowana.
Uważana za osobę skłonną popełnić samobójstwo. Samotna.
http://sandymanase.deviantart.com/art/The-cat-is-dead-tonight-264339851
Lisbeth dziarsko przedzierała się przez krzaki. Był wieczór. A raczej noc. Godzina siedemnasta była już godziną ciemności, toteż czarne futro kotki idealnie współgrało w otoczeniem.
Zmora.
Na drodze Czarnej pojawiła się kałuża. Jednak nie przeskoczyła nad nią, by nie pomoczyć łapek. Jej ciało na sekundę stało się bezkształtnym dymem, który na powrót zmaterializował się w kocią postać, gdy Lisbeth ominęła wodę.
Kałuża - przeszkoda terenowa o wilgotności 100%, bez znaczenia strategicznego.
Nagle las skończył się. Kotka zmrużyła zielone oczy, spodziewając się księżycowej poświaty. Takowa nie pojawiła się - niebo było ciężkie od snujących się po nim warstwowych chmur.
Polana, na której znalazła się Lisbeth nie przypominała żadnej innej. Idealnie pośrodku znajdowało się miejsce na palenisko. Miejsce było opustoszałe, choć ślady łap i spalone drwa świadczyły, iż niedawno, może dzień temu, ktoś tu był.
"Śmierć nie czyni cię smutnym - czyni cię pustym."
`Jonathan Carroll
Wtem całkiem niedaleko rozległ się szelest. Ktoś tu zmierzał.
Niewiele myśląc, Lisbeth wróciła do zarośli, nie chcąc, by ktokolwiek ją ujrzał. Czemu? Po prostu. Wyuczona reakcja.
"[...] uczucie samotności potężnieje, kiedy próbujemy mu się sprzeciwiać, a słabnie, kiedy najzwyczajniej w świecie je ignorujemy."
`Paulo Coelho
Czarna kotka przeciętnych rozmiarów, może nawet trochę mniejsza. Jest
właścicielką charakterystycznego smukłego ciała, zdolnego do
przyjmowania najdziwniejszych pozycji o wielu, często sprzecznych ze
sobą, kierunkach diagonalnych. Ma jadowicie zielone oczy. Niekiedy w
mroku widać tylko owe dwa jasne punkty odbijające nikłe światło gwiazd,
bądź księżyca. Jako Cień idealnie wtapia się w mrok.
Lisbeth Morgan, w rzeczywistości człowiek - kobieta. Po odkryciu świata magii zdecydowała się zostać kotem. By spełnić swe marzenie poświęciła swą duszę, oddając ją we władanie Cieniom, przez co podstępem stała się ich służką. Zyskała zdolność krótkotrwałej przemiany swego kociego ciałka w smolisty dym. Ponadto potrafi stać się czyimś cieniem, lecz umiejętność ta wymaga od niej ogromnego nakładu energii - po skorzystaniu z tej umiejętności potrafi spać nawet kilka dni.
Liczy sobie dwadzieścia jeden wiosen jako człowiek i trzy lata jako kot.
Dziewczyna posiada rodzinę w postaci matki i młodszej siostry, lecz nie odwiedza ich, stara się zapomnieć o poprzednim życiu na korzyść nowego. Kotka tuła się samotnie po świecie, szukając bratniej duszy.
Gdy jeszcze prowadziła ludzki żywot, kolekcjonowała kamienie półszlachetne. Grała również na gitarze.
Od zawsze fascynowała ją noc i wszelkiego rodzaju magia, toteż chciałaby zająć stanowisko Maga Mroku - póki co startuje na pozycji uczniowskiej.
Po przekroczeniu cienkiej granicy między "chcę" a "mogę" w kwestii bycia zwierzęciem, stała się nie tyle kotem, co Cieniem pod tą postacią. Pragnąc wyrwać swoją duszę ze szponów Ciemności - Najwyższego z Cieni, musi odnaleźć bratnią duszę, która pomoże jej wykonać zadanie - Lis musi zginąć z ręki osoby, która ją pokochała, wtedy odzyska swoje ciało oraz duszę. Niestety, będzie to ludzkie ciało, bez możliwości przemiany.
Młoda kobieta mierząca niecałe 170 cm wzrostu i o zwykłej budowy ciele. Cechują ją dość wyraziste rysy twarzy oraz zielone tęczówki, podobnie jak u kociec postaci. Jej skóra jest blada, mocno kontrastująca z kruczymi włosami i ciemną oprawą oczu.
Często ubiera się na czarno, co dodatkowo podkreśla jej typ urody.
Na karku wytatuowanego ma syntetycznego czarnego kota, siedzącego na sierpie księżyca.
"Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło."
`Oscar Wilde
E-mail: lisuch13@gmail.com GG: 44656378
Witaj Lisbeth *podeszła do owej postaci i w przyjacielskim geście machnęła łbem*
OdpowiedzUsuń*spogląda na nią i kiwa łbem* witaj, Baru jestem *unosi delikatnie kącik pyska*
OdpowiedzUsuń- Czuję na barkach Twoich ciężar tłumów kłębiących się smutków, Lisbeth Morgan, Antropokocia... - Westchnął cicho, przysłuchując się, jak opowiadała o sobie, choć nawet i bez słów z jej gardła, słyszał głos Jej Dusze, która szeptała do niego wszystkie Jej historie.
OdpowiedzUsuń*podeszła wolno do niej i cicho rzuciła* Witaj jestem Kayoko *wilczyca machnęła delikatnie ogonem*
OdpowiedzUsuń- Pogrywa melodia pośmiertna, pieśni i ballady opiewające chwilę, gdy głos z gardła dobyć się już nie może, Lisbeth, Antropokocia. - Oznajmił odpierając. - Choć wiem, do raczę spytać, a u Ciebię?
OdpowiedzUsuń- Pamiętam Cię, Lisbeth. Pamiętam, jak bardzo gniewał mnie Twój język. Kpię z tych, którzy choć ćwiartką zachowują się, jak ja się zachowuję, Lisbeth, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Insze istoty, o których rzeczesz miały dopiero wywieść się z łona za wiele lat, kiedy ja byłem już starcem, Lisbeth, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Nie pojmujesz tego, co ja pojmuję. Nie pojmujesz, jaki ogrom wieków mam w sobie. Jaki ogrom lat wspomnień i cierpienia noszę... - Mówił spokojnie, choć z lekka kpiąc. - Niektórych już nie ma, bo są we mnie. - Warknął. - Zapełniałem głód tymi, którzy liczyli sobie więcej pór, niż Ty potrafisz zsumować, Lisbeth Morgan, Antropokocia...
OdpowiedzUsuń- Kolejny raz każecie mi to wykładać... - Mruknął. - Wszędzie unoszą się wspomnienia, jako kurz w powietrzu, niekiedy uda się komuś wyłapać jedno, ma wtedy uczucie; "Byłem tu"... Ja je widzę, mogę pochłonąć, mając wtedy pamięć przedwieczną... - Potem mówił dalej: - Byłem jak dziecko mordujące starców, wyrywając ich wspomnienia i pozbawiając ich życia, samemu żyjąc dzięki ich Duszom, Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuńNagle wbiła spojrzenie w ślepia czarnej kocicy. Przechyliła na bok ryży pysk i zupełnie odruchowo zastrzygła uchem. Przysiadła na tylnych łapach i zastygła milcząc, na otwartym terenie, jak na dłoni, wpatrując się w zielone oczy łypiące z cienia.
OdpowiedzUsuń- Wmawiawszy sobie, że kiedy zostanę dawcą życia, Dusza moja znów się skompletuje i wróci do życia, miałem nadzieję, że za dziecię będę żywy znowu... Jednak zbyt wiele we mnie Dusz, by tą jedną odbudować. Już zawsze będę nieuśmiertny Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Chciałbym zrozumieć, po co Ci ta wiedza. Chcę bardzo wielu rzeczy, a tej nie spełniłem i nigdy tego nie zrobię, Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Skądże znów. Nic takiegoś nie uczyniła.
OdpowiedzUsuń- Miła mi także rozmowa z Tobą, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- A ja w knieje swego umysłu. Bonus Dies, Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Dałaś mi wiele czasu na namysły. Wrócimy da jakiej ciekawej rozmowy, Lisbeth, Antropokocia? - Skinął, by zawitać do kociej z odległości kilkoro metra od niej, jak widmo znikąd przybywając.
OdpowiedzUsuń- Ponoć intrygą się stałem, którego ważą jako kata nad każdem z Was. - Zaczął. - Przywykłem, iż każde uważa się, za stojące nade mną, kiedy mówi, że to ja się wywyższam. To takie... Bolące, bo jestem obwiniany o czyny nie swoje. - Zdawał się nie zwracać uwagi na burzliwą reakcję wewnątrz kocicy, choć ją odczuł.
OdpowiedzUsuń- Doceniam to, co do mnie rzeczesz, ale to nie zmieni tego, że nie rozumieją. Mimo wszystko, kiedy HOTN wróci na nogi, tedy kogoś okrzykną bohaterem, a mnie tym, który temu wszystkiemu działał na przeciw. Tak musi być. Winny musi zostać ukarany, Lisbeth, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Jeżeli potrzebują winnego, mogę wziąć na siebie brzemię, jakim mnie obrzucili. Nie będę się przed nimi bronił. Sądzą wtedy, że błądzę sam w sobie. Wystarczy mi garstka Was, tych, których zasłaniam przed złymi słowami. Tylko nas Was patrzę, a ich puste głosy odbijają mi się od pleców.
OdpowiedzUsuń- Nie czuj się winna, ani nie walcz o nic sama, bo wszelkie winy spadną na Ciebie, Lisbeth.
OdpowiedzUsuń- Było mi dobrze, kiedy byłem samotny, było mi dobrze, póki nie zaczęto mnie zauważać.
OdpowiedzUsuń- To wina tego, który zabawia się światłem, a mnie oblano tym najciemniejszym.
OdpowiedzUsuń- Czasem trzeba zrobić coś ku innym, nie dla siebie, a potem pokutować za to, że innym nie było na rękę robić, co by było trzeba.
OdpowiedzUsuń- Gdyby nie była to moja idea, nie czyniłbym tak, jak głosi, Lisbeth, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Odpowiedz sobie sama. Moje poczynania są zagadką nawet dla mnie samego.
OdpowiedzUsuń- Wszystkim, co mogę Ci mówić jest to, że co mówiłem było metaforą, Lisbeth. Reszta niech zostanie póki co tajemna dla Ciebie.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, czy wypada, bym to mówił, choć widzę, że jesteś niewiele mową osobą, Lisbeth. Skryta w głębi siebie, jakby ja, jednak inny.
OdpowiedzUsuń- Sama sobie powiedz, czy jest, zważ jednak na to, że możesz wtedy i mnie urazić, Lisbeth. Czyżby moją przywarą było to, że tak często chcę rozmawiać? - Zapytał, pozostając samemu w niewiele ruchu, jedynie tu, to tam drgnął lub łapę położył gdzie indziej.
OdpowiedzUsuń- Wszyscy jesteście odmienną sobie historią, każdy z Was ma coś innego, co może opowiedzieć. - Odpowiedział. - Lisbeth, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń- Czyżby chłód śniegu i wilgoć lodu uprzykrzała Ci życie, Lisbeth? - Zapytał, by jakkolwiek ponowić rozmowę. Uchylił na moment oczy, by obdarzyć kocicę spojrzeniem, co jednak długo nie trwało, zaraz wzrok od Niej odjął i zawiesił gdzieś w dali.
OdpowiedzUsuń- Im co piękniejsze, tym łatwiej zabija. - Odpowiedział. - Prawa natury wywodzą się z logiki, a nie ma w nich obejść. Strzeż się, by nie umrzeć, zatraconym w pięknie.
OdpowiedzUsuń- Tedy szybko Cię dopadnie. - Powiedział jedynie, kiedy to sam westchnął potem, ogon snując w śniegu.
OdpowiedzUsuńJako, że ona milczała, tego i on zachował milczenie. Zamknął ślepia po tym, jak raz kolejny je otworzył, zaciągnął się mrozem nocy i powoli wydalił z siebie powietrze.
OdpowiedzUsuńRozłożył skrzydła w boki i łeb uniósł, kiedy by się kocica nie spodziewała, by ją zlęknąć, tedy gardziel rozdarł i głuchym rykiem wśród ciszy nocy przeszył zimową puszczę.
OdpowiedzUsuń- Igrasz ze mną, bo przybyłem pomówić? - Zapytał, kiedy tej serce jeszcze biło szybko, przestraszone.
OdpowiedzUsuń- Odczułem to, jakbyś mnie odganiała.
OdpowiedzUsuń- Jak mnie pamięć nie myli, to ja ostatni się odezwałem.
OdpowiedzUsuń- Po prostu pomów ze mną, tyle chyba mogę od Ciebie oczekiwać, Lisbeth.
OdpowiedzUsuń- Po prostu pomówić. Macie mylne postrzeżenie, że ze mną można mówić jedynie o wyszukanej kwestii, a błahe kierować do innych.
OdpowiedzUsuń- Niczego godnego... - Wspomniał. - Dowodzisz mym słowom. - Mówił dalej. - Owszem, ładna. Ładne są też deszcze, śniegi, grady, burze, wichury, zawieje, tornada, huragany i mgły. - Zamilkł na chwilę, jakby się namyślając. - Być może nie powodem jest to, że nie chcecie ze mną mówić po błahemu, a może to, że ja tak mówić nie potrafię?
OdpowiedzUsuń- Wykluczyć nie, jednak czasem powinno się wytypować.
OdpowiedzUsuń- Jeżeli nie chcesz lub nie masz co mówić, pożegnaj się, a odejdę. - Upewnił ją, że nie chce być nachalny. - Powiedz, a nie będę wracał.
OdpowiedzUsuńOblizała rdzawą mordkę i wpatrzyła się w kotkę, odcinającą się tak ostrym kontrastem od bieli śniegu. - Słucham, Lisbeth. - Odparła, zerkając w jej ślepia z tą nutą zaufania którą wyrobiła pewnej pochmurnej nocy w jaskini.
OdpowiedzUsuń- Wskaż mi tylko kierunek. - Odpowiedział, unosząc ciało z ziemi.
OdpowiedzUsuńAby obarczyć ją winą, gdzie trafią, poszedł tam, gdzie miała skierowany wzrok, jednak nic nie mówił.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, jaki się urodziłem. - Zaczął. - Nigdy żem jeszcze nie był w pełni jakim stworem. Kiedyś miałem wilcze ciało. Tedy byłem młody, choć młodym tylko mi się zdawało, że byłem. Tak bardzo intryguje mnie Wasza pamięć, bo swojej nigdy nie miałem. Zmieniały się stale me moce i stale zmieniały się formy. Byłem szalony i "młody" - Jak mówił wcześniej. - Wszędzie budziłem gniew i każdy mnie nienawidził, bo każdemu wskroś robiłem. Potrzebowałem spokoju, medytowałem. Dziewięćdziesiąt cztery dni. Poznałem się na nowo, odkryłem, że byłem karmiony Duszami, przez co traciłem pamięć i stale zmieniałem formy i moce, kiedy jaka Dusza chciała przejąć me ciało i stać się sobą. Budziłem się na nowo jako kto inny, jednak zawsze tak samo znienawidzony i budzący wrogość. Dziewięćdziesiąt cztery dni, Dziewięćdziesiąt cztery różne formy, które poznawałem, kształtując się znów takim, jakim byłyby wszystkie te Dusze, które mam w sobie.
OdpowiedzUsuń- Trudno jest nie słyszeć, kiedy mówi tłum. Trudno jest nie czuć, kiedy ma się tłum w sobie. - Odpowiedział. - Jednak potrafiłem być tak zadumany, że nie słyszałem i nie czułem.
OdpowiedzUsuńNo to pięknie. - Bąknęła i pokręciła z dezaprobatą ryżą mordką. - Ja również nie pamiętam. Co teraz? - Jej ton wskazywał na rozbawienie. Przechyliła delikatnie oblicze, zupełnie do granic możliwości zaintrygowana.
OdpowiedzUsuń- Gdybyś białą była, pewno nie spostrzegłbym nawet, że zniknęłaś w śniegu. - Powiedział z przekąsem, choć ten niewiele pasował do sytuacji.
OdpowiedzUsuń- Mów dalej. - Ponaglił ją, kiedy otrząsnęła się, kiedy wstała na równe łapy. Samemu nie odwrócił się jednak nawet, by spojrzeć, czy nic jej nie jest.
OdpowiedzUsuń- Nie czuję w Tobie zła. - Odpowiedział. - Choć jesteś winna jego wyrządzania. - Zatrzymał się na moment, aby ta mogła złapać dech i odwrócił się ku Niej przez ramię, przysłowiowe, bo takowego nie posiadał, by obarczyć ją wzrokiem, pustym jak zawsze.
OdpowiedzUsuń- Daj znać, kiedy będziesz gotowa ruszać dalej.
OdpowiedzUsuńNiedługo musiała czekać, by półsmok znalazł się obok niej, jednak z pewnością umknął jej moment, kiedy podchodził, choć był on niebywale krótki.
OdpowiedzUsuńNie tyle dostrzeże, co najpierw poczuła koci zamach trochę przyćmiony przez panujący mróż, w następnej kolejności czarny wilk zaczął wpatrywać się w zbliżającą się czarną postać.
OdpowiedzUsuń- Witaj nieznajoma. - Rzekła spoglądając łagodnie na kotkę. Zaraz po tym położyła się na śniegu by ta nie czuła się przy niej nieswojo. - Również przybyłaś przywitać mnie tak miło, jak i reszta stada uczyniła?
Uśmiechnęła się do kotki widząc jej zielone, błyszczące ślepka i poczuła się jakby patrzyła w lustro wody. Spojrzała na dłuższą chwilę na wilka, a po krótkiej chwili ten odbiegł w zarośla.
OdpowiedzUsuń- Mów mi Flo, Lisbeth. - Przedstawiła się jej osobiście. - Więc...jaką masz do mnie sprawę? - spytała wciąż przyglądając się jej oczętom.
Póki biegła, ten szedł ze spokojem jej śladem, lecz kiedy się zatrzyma; na pewno będzie obok niej.
OdpowiedzUsuń- Zdawało mi się po prostu, że wtrąciłaś coś o intrydze. - Rzuciła przelotnie lecz z zamiarem rychłej odpowiedzi. - Cóż, jeżeli tak Ci łatwiej, nie mogę zabraniać. Może kiedyś, gdy będzie mogła poczuć się kimś mi bliższym zechcesz zwracać się do mnie mniej oficjalnie, prawda? - Właściwie nie oczekiwała od niej by przystała na jej propozycję, po prostu żywiła takie nadzieje.
OdpowiedzUsuń- Jak taka mała kotka radzi sobie wśród wielkoludów? - Spytała uprzejmie nie chcąc jej urazić.
- Spodziewasz się kogo? - Zapytał, choć tam, gdzie patrzyła go nie było, a był tam, gdzie nie przypuszczałaby, że może się znajdować. Nie z przodu, nie z tyłu, a u Jej boku.
OdpowiedzUsuń- Może odpoczniesz, nim zaczniesz ganiać za mną? - Jakby zażartował, a co za tym idzie, pewno by się także uśmiechnął, lecz pysk jego jak ze skały i nie zmienił wyrazu.
OdpowiedzUsuń- Dlatego właśnie pytam, czy zamierzasz do mnie dobiegać, jeśli zaczęłaś uciekać przede mną. - Odpowiedział. - Jednak masz rację, że nie zdołasz ze mną zrównać kroku, a nie ma w tym ni kropli samolubstwa. Jednak niech Twoja wola się dzieje, Antropokocia.
OdpowiedzUsuńCzuła czyjąś obecność. Właściwie to na okrągło ktoś ją obserwował. Widząc zbliżającą się kotkę uniosła łeb. - Salam Lisbeth. Dalia. - przedstawiła się krótko. Nie lubiła strzępić niepotrzebnie języka.
OdpowiedzUsuń- Hm.. - zastanowiła się. - Cóż... tak jak już mówiłam przypadkiem. Po dokonaniu mojej zemsty włóczyłam się różnymi terenami różnych stad ale ostatecznie Stado Nocy okazało się dla mnie doskonałym miejscem by się zaszyć. - delikatny uśmiech ozdobił pysk wadery.
OdpowiedzUsuń- Być może winienem być nieco bardziej, jak to ująć, rozrywkowy... - Powiedział. Być może wysili się na uśmiech...? Nie, raczej nie. - Potrzebujesz chwili na oddech, czy też może idziemy dalej? - Przerwał na moment. - Lub polecimy? - Poruszył znacząco skrzydłami, jednakowoż wzrok miał nadal pusty, jakby bez ambicji. Niemniej; pytał poważnie.
OdpowiedzUsuń- Pod niebem, gdzie mroźna, nad ziemią, gdzie tłoczno. - Mówił. - Gdziekolwiek, gdzie komu przyjdzie ochota. - Rozłożone na boki skrzydła ułożył na ziemi, jak kot okalający biały puch.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, że nie możesz. Pragnąłem, by po drodze upuścić Cię i spoglądać, jak Twoje kocie ciałko rozbija się o skały. - Zażartował, jednak nie można było tego wywnioskować po jego tonie, czy minie. Po prostu wiadomym było, że nie krzywdzi swoich.
OdpowiedzUsuńZniżył się, by ta mogła na niego wejść, ślepiami błądząc gdzieś po horyzoncie, aby nie czuła się naciskana wzrokiem. Po prostu czekał, a ta niech kalkuluje jak długo chce, czy jest bezpieczna, czy nie.
OdpowiedzUsuńJak na rozkaz, od razu skrzydła uniósł, ciało wygiął i wybił się ku górze, że by i pewnie, gdyby nieostrożnym był, kocica spadła, jednak nie miał tu na tyle miejsca, by wygodnie dla niej się unieść, więc przez pierwsze sekund kilka gwałtownie zginał wszelką kończynę ciała, a i same ciało.
OdpowiedzUsuńUniosła błękitne ślepia na widok czarnej kocicy. Skinąwszy łbem na powitanie uniosła kąciki pyska - Witaj, Lisbeth. Miałyśmy okazję się minąć, lecz nie poznać. Destroy, bądź Suey, jak Ci wygodniej. Znajomi mówią do mnie Des - Obchodząc samicę dookoła wydała z gardła przyjemny pomruk. Po chwili patrząc przed siebie rzuciła - Może zechciałabyś potowarzyszyć i lepiej się poznać, hm?
OdpowiedzUsuń*słysząc szybki ruch zastrzygł uchem i spojrzał w stronę kryjówki kotki, przysiadł i uśmiechnął się lekko w tamtą stroną* aż tak strasznie wyglądam? *racja był spory, a ślepia nie dodawały mu uprzejmego wyglądu, widać było jednak, że ta sytuacja nieco go rozbawiła*
OdpowiedzUsuńNiewiele później, jak po chwili leciał już tak gładko, że gdyby oczy zamknąć, pewno straciło by się poczucie, że jest się w powietrzu. - Dokąd goni nas wiatr nieba? - Zapytał kocicy jakby mówił "dokąd zmierzamy?".
OdpowiedzUsuń- Jest pewne miejsce, gdzie mnie dawno nie było, a kiedyś na grzebie zaniosłem tam Naphill Naomi. - Zaczął po chwili mówić. - Jakkolwiek, zlot tam tedy skończył się złamanym mi skrzydłem. - Mówił. W gestii uczciwości, skrzydła, których używa są stworzoną namacalną iluzją, bo sam w sobie skrzydeł nie posiada. Jednakowoż dają one poczucie realności lotu tym, którzy lecą mu na grzbiecie.
OdpowiedzUsuń- Jeżeli tak bardzo intrygują Cię moje owłosienie, to śmiało, baw się nim. - Stwierdził. - Gdzieś, gdzie myślę, że lecę jest wielka rozpadlina, do której wlot jest wąski, a na dnie rosną drzewa w niebywałych kształtach, a ich liście seledynowe jakoby iluminowały. - Powiedział.
OdpowiedzUsuń- Zależy, czy lot jest dla Ciebie przyjemnością, czy Cię męczy, Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuń*uśmiecha się delikatnie* no to dobrze, już myślałem, że będę musiał zmienić image *ponownie się zaśmiał* może się pokażesz w całej okazałości?
OdpowiedzUsuń- Spróbuj nie spaść, kiedy zlot do rozpadliny będzie najcięższy. - Ostrzegł ją. - Najpewniej podejmę gwałtowny spadek i desperacki upadek. - Skłamał, lecz chciał, żeby była gotowa mimo wszystko, bo zejście do zaplanowanego miejsca uprzednio kosztowało go trochę bólu.
OdpowiedzUsuń-Lisbeth, zgadza się? - spojrzała na kotkę -Nie jestem pewna czy miałyśmy już okazje się poznać.
OdpowiedzUsuńJesteś głodna? *sam nie wiedział skąd wpadło mu to do głowy ale zapytał*
OdpowiedzUsuń-Nie jest nas dużo, a tym bardziej kotowatych jest mało. - zauważyła - Po za tym wiem sporo o stadzie, nawet jeśli stado mało wie o mnie - uśmiechnęła się - Tak czy inaczej, zwą mnie Tiffany - oddała lekki ukłon. - Miło mi Cię poznać.
OdpowiedzUsuńZłożył skrzydła w locie, by teraz wolno w dół opadać, przyspieszać i mknąć jak rzucony kamień, jednak, by nie lękać kocicy, kończyny znów rozciągnął ku boki i ledwo jak pasując we wnękę w ziemi zniknął między ich czeluściami z kocicą na plecach.
OdpowiedzUsuńLekko zasmucila ja uwaga kotki. Nie dala jednak po sobie tego poznac. Ulozyla leb na przednich lapach szeleszczac przy tym cicho skrzydlami.
OdpowiedzUsuńZwykle dom czy po prostu miasto? *podnosi się patrząc na nią* jak chcesz to Cię zaprowadzę do jedzenia, wracam z polowania, zostało tam trochę mięsa jeszcze *uśmiecha się* chyba, że jadasz kocie chrupki.
OdpowiedzUsuńNie wiem *zaśmiał się* nigdy nie jadłem nawet psich *uśmiechnął się i zaprowadził kotkę za pobliskie krzaki, tam leżały szczątki młodej sarny* a więc smacznego *skinął jej głową*
OdpowiedzUsuńJeżeli by teraz otwarła ślepia, zobaczyłaby, że już nie są w powietrzu. Wprawiony już w lot od dawna gładko osunął się na ziemię, że nawet tego nie odczuła. Odezwał się po chwili. - Drzewa karłe, wykręcone jak w tańcu. Ciemność groty swym jasnym liściem rozjaśniają.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się. Ostatnie czego pragnęła to samotność. - Twój wybór. - odparła. Nie chciała zmuszać kotki do niczego.
OdpowiedzUsuń- Zatem mów dalej, Lisbeth Antropokocia. - Ponaglił ją.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się. - Mi nie łatwo zaszkodzić. - spojrzała na Samiczke lazurowymi ślepiami i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
OdpowiedzUsuń- Hm.. - mruknęła. - Error miała mnie oprowadzić ale chyba zapomniała. - nadal się uśmiechała.
OdpowiedzUsuńWyszczerzyła pociesznie komplet perłowych kłów. - Oczywiście. Ciekawa... - szukała przez chwilę odpowiedniego słowa. - Przygoda ? - brzmiało to jak pytanie.
OdpowiedzUsuń-Jak ci się podoba w HOTN? - zilustrowała ją niebieskimi oczami.
OdpowiedzUsuń*przyglądał się jak je z lekkim uśmiechem* smakuje chociaż? *zaśmiał się lekko* widzę, że dobrze sobie radzisz.
OdpowiedzUsuń*zaśmiał się* z jedzeniem, chodziło mi o jedzenie Lisbeth *uśmiecha się* co do życia to ciężko by było mi się wypowiedzieć.
OdpowiedzUsuń- Wytłumacz się, proszę. - Powiedział jedynie.
OdpowiedzUsuńZależy który początek masz na myśli, po przebudzeniu owszem, a co do przeszłości to nie mam pojęcia *posyła jej delikatny uśmiech*
OdpowiedzUsuń- To miejsce jest przepełnione wieloma dziwnymi wspomnieniami. Dość... tajemniczymi. Jednak nie ma wiele wspólnego, jak mniemam, z Zakonem. - Odpowiedział. - Jest tu, bo tutaj właśnie chciałem się z Tobą udać, Lisbeth Morgan, Antropokocia.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się. - Mam takowe. Są to Wodospady i niebo. - spojrzała na kotkę z zagadkowym błyskiem w oku.
OdpowiedzUsuń-Oj nie - przeciągnęła się i zastanowiła chwile, po czym odezwała przerywając cisze - Pamiętam jak dawno temu, było nas tak dużo, że trudno było znaleźć potężniejsze, żywsze i bardziej zgrane stado. Następnie z niewyjaśnionych okoliczności zostaliśmy rozdzieleni i tylko niewielka część odnalazła się po raz kolejny... Od tego czasu wiele osób odeszło, a także niektórzy przybyli pod bramę. - zamilkła po raz kolejny, wpatrując się w nicość.
OdpowiedzUsuń