21 września 2013

Frosty Night III lub dwie alternatywne rzeczywistości, przebiegające w tym samym czasie i wymiarze.




          Poczuła czyjąś obecność. Oraz ciepło. Przyjemne, kojące ciepło rozlewające się po cały ciele, niczym leczniczy napój. Czując na karku nieznaczny ciężar smukłego pyszczka odruchowo wtuliła się bardziej w drobne ciało lisicy. Poza ciepłem czuła gorzko-kwaśny posmak czegoś co zawsze towarzyszyło jej w pobliżu przyjaciółki. Nie potrafiła zdefiniować  co to było. Gorycz? Żal? Smutek.... a jednocześnie troska, miłość i podziw. Zbyt wiele sprzecznych elementów, by mogła jasno to określić. 

          W ciągu tych kilku spokojnych chwil, wypełnionych biciem ich serc i oddechami do jej serca wlał się spokój, którego nie czuła już od bardzo dawna. Jakby wszystko wróciło na miejsce. Choć może nie do końca, ale w tych okolicznościach to i tak było niewyobrażalnie dużo. 

          Była pewna, że w tym pradawnym, pełnym magii lesie zgasły już wszystkie ogniki. Czy może jednak się myliła? Może nawet na skraju wyczerpania i zapomnienia, a u co poniektórych nawet szaleństwa, może wciąż gdzieś tam tliła się nadzieja? Może jednak nie była skazana na śmierć w zatopionym, opuszczonym wraku na dnie morza?

           Kiedy leżały tak w absolutnej ciszy, niezagłuszanej już nawet przez podmuchy wiatru, poczuła zagubione gdzieś pośród tych lasów uczucie. Znów wstąpiła w nią nadzieja. 

          Nadzieja i coś jeszcze. Coś, z czego powodu nie potrafiła na dobre opuścić Stada Nocy. Nieważne jak usilnie by próbowała.

          I jakby powracające echo, na granicy swojego umysłu usłyszała cicho wyszeptane słowo. Rodzina.


 ~***~



         Kendziu przywlekł się tutaj szurając mordą po ziemi i czołgając brudząc białą sierśc. Wkurzała go, nie wyglądał już tak jak kiedyś i.. właściwie to czuł się dziwnie, ale już nie ma wyjścia. W okolicy nie było innych borderów to wziął to co mu w łapy pierwej w padło, no dobrze. Nieważne. Jak on to dawno na HOTN nie był, haha.. powtarza to sobie w myślach zawsze, gdy zjawi sie tu po dłuższej przerwie. Ogon, który zdążył wyposażyc się już w parę patyków, liści i prawdopodbnie jeszcze parę innych rzeczy wlekł się bezwładnie za psem aż pod łapy marznącej najwyraźniej Aldieb. - Cześć.


         Kotka wystawiła łeb ponad poszarzałą trawę i miauknęła donośnie, żeby oznajmić wszystkim swoją jakże szokującą obecność.
         A po tym wszystkim czeka aż wszyscy zaczną ją kochać.  

         Smosia jakoś nie miał okazji do wybywania z terenów stada. Większość czasu marnował śpiąc lub nic nie robiąc. Aż w końcu ruszył dupę na polanę. Ziewnął szeroko, wesoło machając ogonem, jak zadowolony pies. Zatrzymał się, wyzierając zza krzaków żeby ogarnąć kto gdzie jest. I ż go przytkało. Lusia, Alusia, koniec świata. Ale i tak posadził dupę gdzieś na uboczu, przy takich sławach..


         Ciemnobrązowa samica postawiła uszy na sztorc, gdy tylko usłyszała zbliżające się szuranie. Obserwowała spod przymrużonych powiek zbliżającego się osobnika. Wyglądał dość osobliwie. Jak wielka futrzasta gąsienica. I nie była pewna czy go zna. Niby zapach z czymś jej się kojarzył, ale wciąż jej się to wymykało. Kiedy osobnik przypełzł prosto przed jej mordę, otworzyła oczy, wlepiając złote ślepia w przybysza.

         Kotka poczuła sie zignorowana, ponieważ nikt nie zaczął jej kochać. Strzeliła kociego focha.


         Salve. - Wymruczała nieco oszołomiona. Przez kilka długich chwil wpatrywała się w czarno-biały pysk, tuż przed swymi oczami. W międzyczasie zaczynało do niej docierać, że gdzieś na granicy świadomości dosłyszała donośne, żądające natychmiastowej i absolutnej miłości, znajome miauknięcie. Przy czym do jej nozdrzy wdarł się nieprzyjemny, drażniący zapach benzyny. Zaczynała podejrzewać, że doznaje halucynacji. Druga teoria, to koniec świata. Nigdy nic nie wiadomo.

         Pierdzielić to, zimno mu. Czy raczej udawał, że mu zimno, żeby zwiać od sław. Burknął ciche "Dzień doberek" i susami przedostał się na najdalszy kawałek polany. Posadził dupę w trawie i gapił się dalej na resztę. Wszystko zaczynało być jak po staremu.

         Aldieb powoli zaczynała otrząsać się z szoku. Poderwała się do pozycji siedzącej, rzucając niedowierzające spojrzenie najpierw na kotkę, a potem na Asmosię.

         Kocica podczas swojego kociego focha ułożyła się na ziemi krzywiąc się czując mokrą trawę pod sobą.

         Samica przekrzywiła łeb, znów wracając spojrzeniem do białej kotki. - Lusia. - Stwierdziła inteligentnie, przeskoczyła nad pełzającym-nieznajomym-znajomym-ktorego-imienia-nie-pamietała i wylądowała tuż przed przyjaciółką, kładąc się na brzuchu, żeby zniżyć pysk do jej poziomu. - Salve. - Uśmiechnęła się, odsłaniając białe kły w uśmiechu.

         Jeszcze przez chwilę udawała bardzo obrażoną, poprzez odwracanie głowy w inną stronę, jednak później nie wytrzymała, wstała i otarła się pyszczkiem o jej policzek i bezczelnie od razu wpakowała się na jej grzbiet, bo trawa, bo mokra.

         Przewrócił sie na plecy gapiac w czarne niebo, gdy nagle przeleciala przed jego oczyma wadera. Huhnal. Wyszukiwal spadajacych gwiazd, by zamarzyc sobie, zeby Error wróciła. Smuteczeg.
 
         W pierwszym odruchu chciała ją z siebie zrzucić, jednak się powstrzymała. Odwróciła głowę, patrząc na kotkę z uśmiechem.

          Pomiędzy łopatkami momentalnie utworzyła się ściśle zwinięta, biała, mrucząca kulka.

         Kendal zerknal katem oka na dwójkę. Świetnie, wszyscy dobrze sie bawia, a on sobie umiera. Nawet Dali nie ma, po prostu wspaniale. Nikogo kogo mógłby sobie tulnac, a Dilexi ? Jak zwykle, naobiecywała i zniknela, az mu sie spac od tego wszystkiego zachciało.


  ~***~


           - Wiesz, że Cię kocham? - Wyszeptała, nie otwierając nawet oczu. Zepsuła ich idealną ciszę. Jednak nie potrafiła się powstrzymać.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz