Poczuła czyjąś obecność. Oraz ciepło. Przyjemne, kojące ciepło rozlewające się po cały ciele, niczym leczniczy napój. Czując na karku nieznaczny ciężar smukłego pyszczka odruchowo wtuliła się bardziej w drobne ciało lisicy. Poza ciepłem czuła gorzko-kwaśny posmak czegoś co zawsze towarzyszyło jej w pobliżu przyjaciółki. Nie potrafiła zdefiniować co to było. Gorycz? Żal? Smutek.... a jednocześnie troska, miłość i podziw. Zbyt wiele sprzecznych elementów, by mogła jasno to określić.
W ciągu tych kilku spokojnych chwil, wypełnionych biciem ich serc i oddechami do jej serca wlał się spokój, którego nie czuła już od bardzo dawna. Jakby wszystko wróciło na miejsce. Choć może nie do końca, ale w tych okolicznościach to i tak było niewyobrażalnie dużo.
Była pewna, że w tym pradawnym, pełnym magii lesie zgasły już wszystkie ogniki. Czy może jednak się myliła? Może nawet na skraju wyczerpania i zapomnienia, a u co poniektórych nawet szaleństwa, może wciąż gdzieś tam tliła się nadzieja? Może jednak nie była skazana na śmierć w zatopionym, opuszczonym wraku na dnie morza?
Kiedy leżały tak w absolutnej ciszy, niezagłuszanej już nawet przez podmuchy wiatru, poczuła zagubione gdzieś pośród tych lasów uczucie. Znów wstąpiła w nią nadzieja.
Nadzieja i coś jeszcze. Coś, z czego powodu nie potrafiła na dobre opuścić Stada Nocy. Nieważne jak usilnie by próbowała.
I jakby powracające echo, na granicy swojego umysłu usłyszała cicho wyszeptane słowo. Rodzina.
~***~
Kendziu
przywlekł się tutaj szurając mordą po ziemi i czołgając brudząc białą sierśc.
Wkurzała go, nie wyglądał już tak jak kiedyś i.. właściwie to czuł się dziwnie,
ale już nie ma wyjścia. W okolicy nie było innych borderów to wziął to co mu w
łapy pierwej w padło, no dobrze. Nieważne. Jak on to dawno na HOTN nie był,
haha.. powtarza to sobie w myślach zawsze, gdy zjawi sie tu po dłuższej
przerwie. Ogon, który zdążył wyposażyc się już w parę patyków, liści i
prawdopodbnie jeszcze parę innych rzeczy wlekł się bezwładnie za psem aż pod łapy marznącej najwyraźniej
Aldieb. - Cześć.
Kotka
wystawiła łeb ponad poszarzałą trawę i miauknęła donośnie, żeby oznajmić
wszystkim swoją jakże szokującą obecność.
A po tym wszystkim czeka aż wszyscy zaczną ją kochać.
Smosia
jakoś nie miał okazji do wybywania z terenów stada. Większość czasu marnował
śpiąc lub nic nie robiąc. Aż w końcu ruszył dupę na polanę. Ziewnął szeroko,
wesoło machając ogonem, jak zadowolony pies. Zatrzymał się, wyzierając zza
krzaków żeby ogarnąć kto gdzie jest. I ż go przytkało. Lusia, Alusia, koniec
świata. Ale i tak posadził dupę gdzieś na uboczu, przy takich sławach..
Ciemnobrązowa samica postawiła
uszy na sztorc, gdy tylko usłyszała zbliżające się szuranie. Obserwowała spod
przymrużonych powiek zbliżającego się osobnika. Wyglądał dość osobliwie. Jak
wielka futrzasta gąsienica. I nie była pewna czy go zna. Niby zapach z czymś
jej się kojarzył, ale wciąż jej się to wymykało. Kiedy osobnik przypełzł prosto
przed jej mordę, otworzyła oczy, wlepiając złote ślepia w przybysza.
Kotka poczuła sie zignorowana, ponieważ nikt nie zaczął jej kochać. Strzeliła
kociego focha.
Salve. - Wymruczała nieco oszołomiona. Przez kilka długich chwil wpatrywała się
w czarno-biały pysk, tuż przed swymi oczami. W międzyczasie
zaczynało do niej docierać, że gdzieś na granicy świadomości dosłyszała
donośne, żądające natychmiastowej i absolutnej miłości, znajome miauknięcie.
Przy czym do jej nozdrzy wdarł się nieprzyjemny, drażniący zapach benzyny.
Zaczynała podejrzewać, że doznaje halucynacji. Druga teoria, to koniec świata.
Nigdy nic nie wiadomo.
Pierdzielić to, zimno mu. Czy raczej udawał, że mu zimno, żeby zwiać od sław.
Burknął ciche "Dzień doberek" i susami przedostał się na najdalszy
kawałek polany. Posadził dupę w trawie i gapił się dalej na resztę. Wszystko
zaczynało być jak po staremu.
Aldieb powoli
zaczynała otrząsać się z szoku. Poderwała się do pozycji siedzącej, rzucając
niedowierzające spojrzenie najpierw na kotkę, a potem na Asmosię.
Kocica podczas swojego kociego focha ułożyła się na ziemi
krzywiąc się czując mokrą trawę pod sobą.
Samica przekrzywiła
łeb, znów wracając spojrzeniem do białej kotki. - Lusia. - Stwierdziła
inteligentnie, przeskoczyła nad pełzającym-nieznajomym-znajomym-ktorego-imienia-nie-pamietała
i wylądowała tuż przed przyjaciółką, kładąc się na brzuchu, żeby zniżyć pysk do
jej poziomu. - Salve. - Uśmiechnęła się, odsłaniając białe kły w uśmiechu.
Jeszcze przez chwilę udawała bardzo obrażoną, poprzez odwracanie
głowy w inną stronę, jednak później nie wytrzymała, wstała i otarła się
pyszczkiem o jej policzek i bezczelnie od razu wpakowała się na jej grzbiet, bo
trawa, bo mokra.
Przewrócił
sie na plecy gapiac w czarne niebo, gdy nagle przeleciala przed jego oczyma
wadera. Huhnal. Wyszukiwal spadajacych gwiazd, by zamarzyc sobie, zeby Error
wróciła. Smuteczeg.
W
pierwszym odruchu chciała ją z siebie zrzucić, jednak się powstrzymała.
Odwróciła głowę, patrząc na kotkę z uśmiechem.
Pomiędzy łopatkami momentalnie utworzyła się ściśle zwinięta,
biała, mrucząca kulka.
Kendal zerknal katem oka na dwójkę. Świetnie, wszyscy dobrze sie bawia,
a on sobie umiera. Nawet Dali nie ma, po prostu wspaniale. Nikogo kogo mógłby
sobie tulnac, a Dilexi ? Jak zwykle, naobiecywała i zniknela, az mu sie spac od
tego wszystkiego zachciało.
~***~
- Wiesz, że Cię kocham? - Wyszeptała, nie otwierając nawet oczu. Zepsuła ich idealną ciszę. Jednak nie potrafiła się powstrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz