Młody chłopak siedział skulony w kacie zimnej celi. Celi? Nie... to była klatka. Patrzył cały czas w jedno miejsce. Białe włosy przysłaniały twarz. W pewnym momencie wiatr delikatnie musnął blady polik więźnia. On podciągnął nosem i spojrzał na wilki i ludzi mijających go. Mówili coś, nabijali się chyba. On jednak nie słyszał. Zacisnął zęby, a po poliku spłynęły łzy. Znowu schował twarz. I gdzie Ona jest? Przecież mówiła, że zawsze będzie czekać. Poczuł kolejny powiew wiatru, zupełnie jakby ktoś gładził go po poliku. Podniósł głowę i rozejrzał się po swoim małym więzieniu. Oberwał czymś w twarz. Nie pachniało najlepiej i dość mocno się kleiło. Grupa złożona z członków jego stada stała przy klatce i nadal się nabijali. Spojrzał na nich smutno i obrócił się plecami. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, a teraz tym bardziej.
Młody chłopak siedział skulony w kącie zimnej klatki. Grzał ręce. Zamknięty był na otwartej przestrzeni, nigdy nie narzekał na zimno, jednak wieczny wiatr targał nieco jego nerwami. W jego stronę od czasu do czasu leciały jakieś obelgi. Zerkał na co którąś osobę wypluwającą swoje myśli przed kratami. Wzdychał i posyłał znudzone spojrzenie. Zaciskał zęby. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, tym bardziej teraz.
Młody chłopak stał w kącie zimnej klatki. Spojrzał na swoje dłonie i pokręcił głową. Tym razem na dworze było dosyć ciepło. Jeden ze strażników rzucił na podłogę ochłapy mięsa i już czekał, aż więzień rzuci się na nie jak dzikie zwierze. Zawsze tak robił, wtedy zbierały się tłumy dookoła i komentowali, mając ubaw w najlepsze. "To coś miałoby być zagrożeniem dla stada?!", "Patrzcie jak dzikus, dobrze, że tam siedzi", "Ale staarszny, na raz bym go rozłożył". Te i inne zdania leciały w jego stronę. Zwykle tak było, ale nie dziś. Ochłapy wylądowały na ziemi, a wielki basior krzyknął - Karmienie! - zaśmiał się, tłum się zebrał, a chłopak stał. Stał w kącie z dłońmi w kieszeni i obserwował zebranych. Nastało milczenie. Chłopak przesuwał po każdym spojrzeniem, nie było już w nim smutku, raczej obojętność. - No żryj! - krzyknął ktoś nagle i skoczył w stronę klatki. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i usiadł do nich plecami. Zamknął oczy. Kawał mięsa poleciał w jego stronę. Dostał w głowę. Otworzył oczy i zagryzł zęby. Uspokoił oddech i ponownie przymknął powieki. Dookoła powstał niezły bałagan. "Bezczelny!", "Ciesz się, że w ogóle dostałeś!". Tego dnia słyszał to, zamiast obelg. Nie otwierał oczu, puki wszyscy nie odeszli. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, a teraz tym bardziej.
Młody chłopak stał w kącie swojej klatki. Prawie cały czas spędzał na medytowaniu i rozwijaniu swoich zdolności. Nie praktykował ich. Ćwiczył kontrolę. - Patrzcie dzieci - usłyszał nagle. Otworzył oczy. - Tutaj siedzi nasza czarna owca, musicie być grzeczni, bo inaczej będziecie tacy jak on - dodał głos. Chłopak miał już zamknąć oczy - Dobrze, że wasza matka nie jest taką szlaufą, jak była jego... - usłyszał dopowiedz, a jego źrenice zwężyły się w sekundę. Jakiś kamień został ciśnięty w jego stronę. Chłopak nagle wstał i złapał go w locie. Zanim usłyszał ciche "wow" znajdował się przy kratach, wyciągnął przez szparę dłoń i pochwycił ojca dzieci za szyję. Na nieszczęście cała rodzina była w formach ludzkich. Dzieciaki krzyknęły, mężczyzna rozszerzył oczy wyraźnie przestraszony. Reszta stada widząca tą scenę zastygła w bezruchu. - Coś ty powiedział? - wysyczał chłopak i przekrzywił specyficznie głowę na bok. Spojrzał na kamień trzymany w drugiej ręce i uśmiechnął się pod nosem. - Chyba pora komuś umyć język... - syknął w stronę przestraszonego i z całych sił wpakował mu kamlot w buzię. Krew trysnęła na wszystkie strony. Szczęka została złamana, a do tego jeszcze zaciśnięta. Wszyscy patrzyli na niego przestraszeni, milczeli, jedyne co dało się słyszeć to jęki mężczyzny, który zaraz po obluzowaniu uścisku padł na kolana i złapał się za szczękę. Chłopak spojrzał na wszystkich zimnym wzrokiem. Spodobało mu się to, ta cisza. Nikt go nie obrażał, nikt się nie nabijał. A do tego wszystkiego zapach krwi. Zrozumiał... Wiedział już kim się musi stać, aby mieć swój spokój. Widać to było w jego zimnych oczach i specyficznym uśmiechu. Nigdy nie chciał ich widzieć, a teraz chciał, chciał widzieć ten strach w ich oczach, chciał pokazać jak bardzo ich nienawidzi.
Młody chłopak siedział skulony w kącie zimnej klatki. Grzał ręce. Zamknięty był na otwartej przestrzeni, nigdy nie narzekał na zimno, jednak wieczny wiatr targał nieco jego nerwami. W jego stronę od czasu do czasu leciały jakieś obelgi. Zerkał na co którąś osobę wypluwającą swoje myśli przed kratami. Wzdychał i posyłał znudzone spojrzenie. Zaciskał zęby. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, tym bardziej teraz.
Młody chłopak stał w kącie zimnej klatki. Spojrzał na swoje dłonie i pokręcił głową. Tym razem na dworze było dosyć ciepło. Jeden ze strażników rzucił na podłogę ochłapy mięsa i już czekał, aż więzień rzuci się na nie jak dzikie zwierze. Zawsze tak robił, wtedy zbierały się tłumy dookoła i komentowali, mając ubaw w najlepsze. "To coś miałoby być zagrożeniem dla stada?!", "Patrzcie jak dzikus, dobrze, że tam siedzi", "Ale staarszny, na raz bym go rozłożył". Te i inne zdania leciały w jego stronę. Zwykle tak było, ale nie dziś. Ochłapy wylądowały na ziemi, a wielki basior krzyknął - Karmienie! - zaśmiał się, tłum się zebrał, a chłopak stał. Stał w kącie z dłońmi w kieszeni i obserwował zebranych. Nastało milczenie. Chłopak przesuwał po każdym spojrzeniem, nie było już w nim smutku, raczej obojętność. - No żryj! - krzyknął ktoś nagle i skoczył w stronę klatki. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i usiadł do nich plecami. Zamknął oczy. Kawał mięsa poleciał w jego stronę. Dostał w głowę. Otworzył oczy i zagryzł zęby. Uspokoił oddech i ponownie przymknął powieki. Dookoła powstał niezły bałagan. "Bezczelny!", "Ciesz się, że w ogóle dostałeś!". Tego dnia słyszał to, zamiast obelg. Nie otwierał oczu, puki wszyscy nie odeszli. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, a teraz tym bardziej.
Młody chłopak stał w kącie swojej klatki. Prawie cały czas spędzał na medytowaniu i rozwijaniu swoich zdolności. Nie praktykował ich. Ćwiczył kontrolę. - Patrzcie dzieci - usłyszał nagle. Otworzył oczy. - Tutaj siedzi nasza czarna owca, musicie być grzeczni, bo inaczej będziecie tacy jak on - dodał głos. Chłopak miał już zamknąć oczy - Dobrze, że wasza matka nie jest taką szlaufą, jak była jego... - usłyszał dopowiedz, a jego źrenice zwężyły się w sekundę. Jakiś kamień został ciśnięty w jego stronę. Chłopak nagle wstał i złapał go w locie. Zanim usłyszał ciche "wow" znajdował się przy kratach, wyciągnął przez szparę dłoń i pochwycił ojca dzieci za szyję. Na nieszczęście cała rodzina była w formach ludzkich. Dzieciaki krzyknęły, mężczyzna rozszerzył oczy wyraźnie przestraszony. Reszta stada widząca tą scenę zastygła w bezruchu. - Coś ty powiedział? - wysyczał chłopak i przekrzywił specyficznie głowę na bok. Spojrzał na kamień trzymany w drugiej ręce i uśmiechnął się pod nosem. - Chyba pora komuś umyć język... - syknął w stronę przestraszonego i z całych sił wpakował mu kamlot w buzię. Krew trysnęła na wszystkie strony. Szczęka została złamana, a do tego jeszcze zaciśnięta. Wszyscy patrzyli na niego przestraszeni, milczeli, jedyne co dało się słyszeć to jęki mężczyzny, który zaraz po obluzowaniu uścisku padł na kolana i złapał się za szczękę. Chłopak spojrzał na wszystkich zimnym wzrokiem. Spodobało mu się to, ta cisza. Nikt go nie obrażał, nikt się nie nabijał. A do tego wszystkiego zapach krwi. Zrozumiał... Wiedział już kim się musi stać, aby mieć swój spokój. Widać to było w jego zimnych oczach i specyficznym uśmiechu. Nigdy nie chciał ich widzieć, a teraz chciał, chciał widzieć ten strach w ich oczach, chciał pokazać jak bardzo ich nienawidzi.
Baru zerwał się obudzony widokiem wielu rozszarpanych ciał. Sen był jak opowieść, miał nawet swojego cichego narratora. Obrazki skakały jak w starym filmie. Przełknął głośno ślinę, był przerażony. Nie snem, nie. Przerażał go fakt, że jego podświadomość sama stara się usprawiedliwić psychopatę, który siedzi w jego ciele. Nie zaśnie, znowu nie zaśnie... Teraz będzie leżał i zastanawiał się co takiego Pasożyt planuje.
Baru jesteś mistrzu *O* uwielbiam twe opka. Są takie wciągające i chwytają za serce.
OdpowiedzUsuń[Arjuna jak zwykle nie zawodzi w komentowaniu :D Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że kolejne opowiadania też przypadną do gustu.]
OdpowiedzUsuń