18 listopada 2014

"Wiem jak straszny potrafił być dla innych. Nie dla mnie. Dla mnie nigdy nie był" II

     Muzyka
     
     Młody chłopak siedział skulony w kacie zimnej celi. Celi? Nie... to była klatka. Patrzył cały czas w jedno miejsce. Białe włosy przysłaniały twarz. W pewnym momencie wiatr delikatnie musnął blady polik więźnia. On podciągnął nosem i spojrzał na wilki i ludzi mijających go. Mówili coś, nabijali się chyba. On jednak nie słyszał. Zacisnął zęby, a po poliku spłynęły łzy. Znowu schował twarz. I gdzie Ona jest? Przecież mówiła, że zawsze będzie czekać. Poczuł kolejny powiew wiatru, zupełnie jakby ktoś gładził go po poliku. Podniósł głowę i rozejrzał się po swoim małym więzieniu. Oberwał czymś w twarz. Nie pachniało najlepiej i dość mocno się kleiło. Grupa złożona z członków jego stada stała przy klatce i nadal się nabijali. Spojrzał na nich smutno i obrócił się plecami. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, a teraz tym bardziej.

     Młody chłopak siedział skulony w kącie zimnej klatki. Grzał ręce. Zamknięty był na otwartej przestrzeni, nigdy nie narzekał na zimno, jednak wieczny wiatr targał nieco jego nerwami. W jego stronę od czasu do czasu leciały jakieś obelgi. Zerkał na co którąś osobę wypluwającą swoje myśli przed kratami. Wzdychał i posyłał znudzone spojrzenie. Zaciskał zęby. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, tym bardziej teraz.

Młody chłopak stał w kącie zimnej klatki. Spojrzał na swoje dłonie i pokręcił głową. Tym razem na dworze było dosyć ciepło. Jeden ze strażników rzucił na podłogę ochłapy mięsa i już czekał, aż więzień rzuci się na nie jak dzikie zwierze. Zawsze tak robił, wtedy zbierały się tłumy dookoła i komentowali, mając ubaw w najlepsze. "To coś miałoby być zagrożeniem dla stada?!", "Patrzcie jak dzikus, dobrze, że tam siedzi", "Ale staarszny, na raz bym go rozłożył". Te i inne zdania leciały w jego stronę. Zwykle tak było, ale nie dziś. Ochłapy wylądowały na ziemi, a wielki basior krzyknął - Karmienie! - zaśmiał się, tłum się zebrał, a chłopak stał. Stał w kącie z dłońmi w kieszeni i obserwował zebranych. Nastało milczenie. Chłopak przesuwał po każdym spojrzeniem, nie było już w nim smutku, raczej obojętność. - No żryj! - krzyknął ktoś nagle i skoczył w stronę klatki. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i usiadł do nich plecami. Zamknął oczy. Kawał mięsa poleciał w jego stronę. Dostał w głowę. Otworzył oczy i zagryzł zęby. Uspokoił oddech i ponownie przymknął powieki. Dookoła powstał niezły bałagan. "Bezczelny!", "Ciesz się, że w ogóle dostałeś!". Tego dnia słyszał to, zamiast obelg. Nie otwierał oczu, puki wszyscy nie odeszli. Nie chciał ich widzieć, nigdy nie chciał, a teraz tym bardziej.

Młody chłopak stał w kącie swojej klatki. Prawie cały czas spędzał na medytowaniu i rozwijaniu swoich zdolności. Nie praktykował ich. Ćwiczył kontrolę. - Patrzcie dzieci - usłyszał nagle. Otworzył oczy. - Tutaj siedzi nasza czarna owca, musicie być grzeczni, bo inaczej będziecie tacy jak on - dodał głos. Chłopak miał już zamknąć oczy - Dobrze, że wasza matka nie jest taką szlaufą, jak była jego... - usłyszał dopowiedz, a jego źrenice zwężyły się w sekundę. Jakiś kamień został ciśnięty w jego stronę. Chłopak nagle wstał i złapał go w locie. Zanim usłyszał ciche "wow" znajdował się przy kratach, wyciągnął przez szparę dłoń i pochwycił ojca dzieci za szyję. Na nieszczęście cała rodzina była w formach ludzkich. Dzieciaki krzyknęły, mężczyzna rozszerzył oczy wyraźnie przestraszony. Reszta stada widząca tą scenę zastygła w bezruchu. - Coś ty powiedział? - wysyczał chłopak i przekrzywił specyficznie głowę na bok. Spojrzał na kamień trzymany w drugiej ręce i uśmiechnął się pod nosem. - Chyba pora komuś umyć język... - syknął w stronę przestraszonego i z całych sił wpakował mu kamlot w buzię. Krew trysnęła na wszystkie strony. Szczęka została złamana, a do tego jeszcze zaciśnięta. Wszyscy patrzyli na niego przestraszeni, milczeli, jedyne co dało się słyszeć to jęki mężczyzny, który zaraz po obluzowaniu uścisku padł na kolana i złapał się za szczękę. Chłopak spojrzał na wszystkich zimnym wzrokiem. Spodobało mu się to, ta cisza. Nikt go nie obrażał, nikt się nie nabijał. A do tego wszystkiego zapach krwi. Zrozumiał... Wiedział już kim się musi stać, aby mieć swój spokój. Widać to było w jego zimnych oczach i specyficznym uśmiechu. Nigdy nie chciał ich widzieć, a teraz chciał, chciał widzieć ten strach w ich oczach, chciał pokazać jak bardzo ich nienawidzi.

Młody chłopak już nigdy nie siedział w kącie, chodził śmiało po obrzeżach klatki. Młody chłopak już nie słuchał obelg, teraz ostrzegano wszystkich by nie podchodzili za blisko. Młody chłopak już nigdy niczym nie został rzucony, teraz to on rzucał. Młody chłopak nie jadł już z podłogi, teraz podawano mu jedzenie z niezwykłą ostrożnością. Młody chłopak nie medytował, teraz miał plan, krwisty plan, by się zemścić. Młody chłopak już nie tęsknił, teraz w głowie zbierały się pomysły na ucieczkę. Młody chłopak już nie kochał, teraz tylko nienawidził. Młody chłopak już nie czuł... a przecież to dopiero początek...

     Baru zerwał się obudzony widokiem wielu rozszarpanych ciał. Sen był jak opowieść, miał nawet swojego cichego narratora. Obrazki skakały jak w starym filmie. Przełknął głośno ślinę, był przerażony. Nie snem, nie. Przerażał go fakt, że jego podświadomość sama stara się usprawiedliwić psychopatę, który siedzi w jego ciele. Nie zaśnie, znowu nie zaśnie... Teraz będzie leżał i zastanawiał się co takiego Pasożyt planuje.

2 komentarze:

  1. Baru jesteś mistrzu *O* uwielbiam twe opka. Są takie wciągające i chwytają za serce.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Arjuna jak zwykle nie zawodzi w komentowaniu :D Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że kolejne opowiadania też przypadną do gustu.]

    OdpowiedzUsuń