4 listopada 2014

"Wiem jak straszny potrafił być dla innych. Nie dla mnie. Dla mnie nigdy nie był."

[Tak, ten czas szybko leci, wyobraźcie sobie, że wczoraj były kolejne urodziny Baru. Mija drugi rok mojej obecności tutaj i mam gdzieś, że jesteście strasznie zamulonym "społeczeństwem". Tak czy siak dodam opowiadanie z tejże okazji. Taki plan miałam już od wczoraj, ale warto wspomnieć, że natchnęła mnie Tin, znaczy jej autorka i gra z nią. Tytuł opowiadania to właśnie jej słowa (Tin). Tak, tak z góry dziękuję wszystkim za życzenia. Pierwszy raz dodaję muzykę, będzie za długa, ale mówię otwarcie: można płakać.]


- No dalej, otwórz ślepka - przyjemny głos dotarł do wilczego uszka. - Mama na ciebie czeka - szept był tak kojący, że maleństwo zapomniało zupełnie o zimnie, poruszył się lekko i mlasnął. Z jego pyszczka wydobył się cichy pisk i otworzył oczy. - Jesteś śliczny - wyszeptała wilcza mama i otuliła syna, aby nie marzł. Na jego łepek spadła pojedyncza łza.

- No dalej, chodź do mnie - na pysku wilczycy malował się uśmiech, wyglądała jakby miała zaraz się popłakać. Wzruszenie? Nie wiadomo. - Mama na ciebie czeka - na jej pysku namalował się szerszy uśmiech. Szczeniak podniósł się na chudych łapkach i w zabawny sposób pokuśtykał do mamy. W końcu się udało, przeszedł całą trasę bez upadku, jedynie potknął się kilka razy. Wtulił się w sierść wilczycy, która otuliła go zaraz. - Dzielny chłopak - miała mokre oczy, szczenie spojrzało na nią wzrokiem pełnym miłości i zamerdało ogonem.

- No dalej, uda ci się, ten motyl będzie twój - spojrzała dumnie na syna, wyraźnie urósł, jednak nadal był dość pokraczną kulką. - Zad w górę i skradaj się cichutko, mama tu poczeka - obserwowała dokładnie jego ruchy. Szczenie skradało się jak prawdziwy łowca, szybko się uczył. Trzy kolorowa sierść ułatwiała zadanie, zlewał się z tutejszym otoczeniem idealnie. Cel był coraz bliżej, szczenie napięło mięśnie i... hop! Tak!
- Udało się! - krzyknął uradowany i z dość nietypową zdobyczą ruszył zadowolony do matki.
- Pewnie, że się udało, przecież jesteś tu najlepszym łowcą - uśmiechnęła się szeroko, jednak w jej oczach panował smutek.
- Skąd to wiesz? - zapytał maluch wyraźnie podkreślając "ą" w słowie - Przecież nikt się ze mną nie bawi, więc nie wiadomo jak im idzie polowanie - stwierdził, nadal mówiąc w ten specyficzny sposób. Wilczyca spojrzała na niego czule i przyciągnęła do siebie łapą.
- Mamy po prostu wiedzą takie rzeczy - odpowiedziała i spojrzała daleko, w stronę ich stada. Samiec Alfa przyglądał się im z pogardliwym spojrzeniem. Fuknął i wrócił do swojej grupy.

- No dalej, jeszcze raz, to nie takie trudne - kobieta przykucała przy szczeniaku, znowu urósł, jednak nadal wlepiał w nią swoje oczy, jedno różniło się od drugiego, ale i tak pełne były miłości. Ślepka zamknęły się i zaraz, w miejscu szczeniaka pojawił się chłopiec. Miał potargane białe włosy i sięgał mamie już do pasa. Zaśmiał się.
- Jeju, ale to dziwne - spojrzał na swoje dłonie i zrobił krok do przodu. Znowu się zaśmiał i pobiegł przed siebie. Kobieta spojrzała za nim z szerokim uśmiechem, pokręciła głową i zaczęła gonić syna.
- Złapię cię! - krzyknęła, chłopiec uciekał roześmiany. W końcu matka jednak nie miała już siły ścigać małego urwisa i ciężko oddychając usiadł pod drzewem. - Dobra, wygrałeś, a teraz chodź tu do mnie - zawołała malucha, który posłusznie ruszył w jej stronę. Na buzi chłopca malował się zadziorny uśmiech. Niezwykle był dumny ze swojego zwycięstwa. Kobieta chwyciła go w tali i posadziła na swoich kolanach.
- Mamoo, jestem już duży, umiem siedzieć sam - skomentował to maluch i spojrzał na matkę proszącym wzrokiem.
- Wiem, ale chcę, żebyś coś wiedział... - pogładziła jego policzek i poczochrała mu włosy - Membu, pamiętaj, że mama zawsze czeka i że zawsze jest przy tobie - uśmiechnęła się do niego czule.
- Dobrze, dobrze - odparł chłopiec, nie do końca rozumiejąc co mama ma na myśli.

- No dalej! Zabierzcie go ode mnie! - wrzasnął samiec Alfa, potężny doberman, ojciec. Młody samiec teraz wyglądał na zdecydowanie starszego.
- Coś ty powiedział!?! - wykrzyczał trój barwny i warknął rzucając się w stronę dobermana.
- Twoja matka nie żyje! Ogłuchłeś?! - warknął ten bardzo oschle. - Zamknąć go! - dodał jeszcze. Dwa wilki ruszyły na młodzika, jednak ten wyminął ich zgrabnie, emocje buzowały, skoczył na Alfe i przygniótł go do ziemi. Szczerząc kły spojrzał prosto w oczy. Chciał, aby cofnął te kłamstwa, bardzo chciał. Jednak wtedy zobaczył obraz.
- Szkolisz go, jest zagrożeniem - usłyszał słowa wypowiedziane przez Alfę do jego matki, zaraz potem wszystko było jasne. Zobaczył to, zobaczył jak leżący pod jego łapami potwór zabija mu matkę. Baru też to zobaczył, ten obraz pełen krwi i nie okazanie ani odrobiny litości. Zobaczył też szał, szał na pysku Pasożyta i to jak zaciągają go w czterech do wielkiej klatki...

Obudził się z krzykiem. Cały był spocony. Leżał w swojej jamie, a jego serce waliło jak oszalałe.
- Matko boska... - wyszeptał i zaczął układać myśli w głowie. Po poliku spłynęła łza, samotna łza, otarł ją szybko i spojrzał na gwiaździste niebo.
- Co oni tobie zrobili? - zapytał, niby sam siebie, jednak wiedział do kogo kieruje pytanie. Pierwszy raz w życiu poczuł, że to On - Baru jest za ostry dla swojego Pasożyta.

[Będę kontynuować to opowiadanie, uznajcie je za wprowadzenie do kolejnej historii.]




2 komentarze: