24 marca 2017

Death is the life bill



Kto widział cierpienie?
Kto poznał cierpienie?
Kto doznał cierpienia?


Skąpana w bieli, z błękitem się przeplata.
Szarość oczu, przenikliwa jak mróz, który
w duszę twą się wwierca. Widzi każdy twój
grzech, brud pokrywający twoje serce. A
przynajmniej masz takie wrażenie. Miękko stąpa,
bez szelestu, choćby najmniejszego. Nie usłyszysz
jej, bo z wiatrem współgra. Jest jak biała dalia
rozkwitająca powoli i póki się jej nie zerwie,
nie więdnie. Odradza się na nowo, niczym pączek
na wiosnę. Kto ją poznał, wie że serce ma
dobre, a kto śmiały, by zagaić z nią rozmowę,
dowie się, że bywa porywcza.



Żywioł, który do płuc swych wpuszczasz i
uważasz za swojego przyjaciela, ona
traktuje jak brata. Igra w jej włosach
ognistych lub sierści śnieżnej. Szepcze
jej do ucha tajemnice lasu. Mówią, że
wiatr nie ma głosu, lecz to wielkie łgarstwo.
Trzeba się tylko wsłuchać, a powie Ci
wszystko. To straszna papla. Dlatego,
nie powierzaj mu sekretów, bo zdradzi
Cię w ułamku sekundy, każdemu kto zechce słuchać.

Życiodajne powietrze, co wypełnia twe płuca.
Cierpliwa ziemia, ta na której stąpasz.
Litościwa woda, która gasi twe pragnienie.
I ogień, co ciepłem swym Cię ogrzeje.

Podejdź! Bliżej troszkę. Ogrzej się w jej blasku.
Krzywdy Ci nie zrobi, nie zamknie w potrzasku.
Obdarzy Cię uśmiechem ciepłym, niczym pierwsze
promienie słońca. Melodią swego głosu ukoi
zszargane nerwy. Pod skrzydłem skryje
i pozwoli zniknąć. Płomienie ognia
przytrzyma z daleka, lecz odda Ci ich
ciepło, nie pozwoli w mrozie czekać.

Dwie strony medalu przekręcają się powoli
Dwa oblicza pokazują się do woli.
Znasz już na wylot tę stronę dobrą,
Lecz zło mieszka, czekając na porę dogodną.

Serce matki jest kruche, niczym filiżanka
z saskiej porcelany. Jej serce rozbiło się na
miliard kawałków, gdy syn jej
pierworodny zginął na jej oczach. Morze łez
wymyło cały lazur z jej pięknych tęczówek, pozostawiając
szarą, zamgloną toń. W rozpaczy i z tęsknoty za
synem ruszyła, bez słów wyjaśnienia, do samych
piekieł. Droga, choć długa i pełna wyrzeczeń, nie
była dla niej problemem. Pozwoliła uporać się
ze stratą, lecz nie pozwoliła pogodzić się z losem
jaki mógł spotkać Liama. Dotarła na miejsce,
lecz odeszła stamtąd odmieniona.

Kim jesteś?! 
Dalia Seron! Szukam syna!
Dawno już go tu nie ma. 




Dziś powraca taka sama jak kiedyś, lecz 
inna niż ją wszyscy pamiętają.


Partnerka Baru. Matka Hiacynta i Liama.
Z sercem posklejanym niedbale, z ostrymi krawędziami.

12 komentarzy:

  1. | Mała popraweczka, Hiacynta* c: |

    Węszyła. Tak od dłuższego czasu kręciła się po okolicy, czując przyjemnie znany jej zapach. Nie mogła zlokalizować jego źródła, gdyż wiatr, który co chwila wiał jej w pysk z różnych stron mieszał jej w głowie. Prócz tego jednego, słodkiego zapachu młódka wyczuwała jeszcze inne. Warczała, gdy gubiła trop, wyła pod nosem, gdy tylko kolejna fala zapachów dotarła do jej nozdrzy, biegła tak szybko, jak łapy jej pozwalały. Byle tylko odszukać istotę, której tak rozpaczliwie szuka Zziajana wpadła na wzniesienie, które prowadziło na klify. Nie poczuła nawet, jak miękkie łapy ugięły się pod jej ciężarem, więc padła ziemię z wysuniętym jęzorem. Podniosła wzrok, rozglądając się wokół. Tu zapach był intensywniejszy, niż w lesie. Podniosła łeb, by móc spojrzeć przed siebie. Biała sylwetka, oświetlona jasno-pomarańczowym światłem stała przed nią, zwrócona do niej tyłem. Niepewnie stanęła na łapy, z wolna podchodząc do istoty przed nią.
    — Ma... Matko...? — Nie wiedziała nawet, kiedy to powiedziała. Jej głos zabrzmiał dziwnie nieznajomo, jednak młódka musiała wiedzieć. Musiała się dowiedzieć, czy istota przed nią jest jej matką.

    Hiacyncik.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ A ja cię witać nie będę, i tak masz mnie wystarczająco dużo XD Hmmmmmm, to jak, może mały wąteczek tak na rozgrzewkę? ]

    Synek

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jestem za. Szczególnie przy jakimś winku xD]

    Wypaczony, zdeprawowany i niekochany... Yyy znaczy się Synuś

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgubiła się. Nie, żeby szła w jakieś konkretne miejsce, czy zeszła ze ścieżki. Była permamentnie zgubiona. Nie wiedziała gdzie jest, ani co gdzie jest. Udało jej się poznać dopiero jedną osobę, którym było czarne, kudłate bydle. Tristan mówił, że oprócz niego, stado liczy przynajmniej sześciu członków, jednak jakimś cudem nie udało jej się jeszcze na nikogo trafić. Wiedziała, że tu są, bo co jakiś czas natrafiała na świeże tropy, tylko że jakoś ciągle się z nimi.... mijała. Truchtając teraz przez nieznany gąszcz Vena zastanawiała się jaką objąć strategię. Co jeśli biegała w kółko? Może powinna siedzieć w miejs- nie, nie wytrzymałaby nawet pięciu minut, odpada. Na razie szła więc dalej, obierając losowe kierunki. Przeczołgała się pod zwalonym pniem, obeszła krzak kłujących jeżyn i wpakowała się prosto w mrowisko. Zawyła dziko, aż ptaki poderwały się do nieba, kiedy te małe potwory oblazły ją ze wszystkich stron i zaczęły kąsać. Przewróciła się na plecy, próbując się ich pozbyć. Wytarła się o pień i jeszcze jeden i kilka następnych. Szła dalej, co jakiś czas przystając by zatopić zęby w sierści i wyłapać ostatnie sztuki mordrczych insektów. Przedzierała się przez kolejne krzaki, kiedy nagle poczuła, że coś ją chwyta za łape. Z przerażeniem wrzasnęła coś w stylu "Nie dam ci się!!" i poleciała prosto na pysk. - Oooh. - Wyjęczała, zezując na stokrotkę tuż przed jej nosem. Choć zdradziecki korzeń, owszem, targnął się na jej życie, ale ofiarował jej również tajne przejście do rozległej polany, która sądząc po zapachach była miejscem spotkań licznych zwierząt. Innymi słowy: cel osiągnięty!

    Vendela

    OdpowiedzUsuń
  5. Drgnęła uszami na jakiś głos, dobiegający zza listowia, które wciąż zagradzało jej pełen widok. Kobiecy głos. Pozbierała szybko wszystkie cztery kończyny i podniosła cielsko z ziemi. Oblizała czarny nochal, węsząc z niezwykłą ciekawością. Zaczęła podchodzić na ugiętych łapach bliżej, przeciskając się między gałęziami, obrosłymi w dorodne pączki. Wychynęła w końcu z odmętów lasu, głowa wysoko, kuper nadal w krzakach. - O cie kręcę. - Mruknęła zdumiona widokiem, który zastała. Nie było to coś czego mogłaby się spodziewać. Sam fakt człowieka ją nieco zdumiał, ale nie na tyle by wprawić w osłupienie. To co ją naprawdę zszkowało były zjawiskowe, rozłożyste czarne skrzydła, należące do rudowłosej piękności. - Jak upadły anioł... - Bez zastanowienia wypowiedziała na głos myśli, które pojawiły się w jej umyśle. Potrząsnęła głową i podbiegła do nieznajomej, zwalniając metr przed nią i podchodząc już ostrożniej, nie będąc do końca pewną czego się spodziewać. - Są prawdziwe? - Wyrwało jej się, kiedy nadal podziwała smoliste połacie piór.


    Vendela

    OdpowiedzUsuń
  6. Skrzydlata wilczyca przechadzała się po lesie rozmyślając. Rozrastające stado cieszyło jej dusze i serce, ale czuła się trochę nieswojo. Bowiem większość dołączających to powrotny starych członków. Przed jej odejściem kiedy stado jeszcze kwitło, nie miała z nikim mocno zacieśnionych więzi i czuła się tu obco. Jednak postanowiła to zmienić i wyjść z inicjatywą, poznać nowych członków i tych starym. Stać się prawdziwą częścią tej społeczności. Nagle poczuła znany jej zapach, wiec ruszyła w jego kierunku. Źródłem zapachu była Dalia, która zdążyła już poznać wcześniej. - Witaj Dalio z powrotem. - Powiedziała wychodząc z cienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Biała samka przeskakiwała z kamienia na kamień. Co i rusz łapa obślizgiwała się na wiglotnej powierzchni, jednak póki co udało jej się nie wpaść do lodowatej wody. Głośny huk wodospadu wypełniał jej uszy, podczas gdy ślipia wpatrywały się w falującą toń wody, wypatrując ryb i innych żyjątek. Trafiła tu zupełnie przypadkiem, podczas kolejnego dnia, spędzonego na zwiedzaniu terenów Stada Nocy. Rześka bryza, bijąca od szumiącej, pienistej kurtyny rozwiewała jej białą sierść, przyjemnie kojąc zmęczone ciało. Ciekawska młódka nie mogła oczywiście poprzestać na miłym odpoczynku na brzegu wodopoju, toteż teraz przeskakiwała właśnie na kolejny z wystających kamulców. Jedna z łap omsknęła jej się przy tym ruchu, z głośnym piskiem wyciągnęła ją z wody, otrzepując z lodowatej cieczy. Trzepnęła łbem, otrząsając się z wilgoci i szybkimi susami pognała po skalistej dróżce na przeciwległy brzeg. Była niemal cała mokra, mimo że nie wpadła cała do wody, jednak rozbryzg wodospadu zrobił swoje.
    Vela poruszyła nosem. Podniosła łeb, nastawiając uszu, po czym zniżyła pyszczek, węsząc intensywnie. Wyczuła właśnie znajomy zapach. Podążyła z nim, przechodząc pomiędyz rosłymi świerkami i ze zdziwieniem trafiła na drewnianą chatkę. Zaintrygowana podeszła bliżej drzwi wejściowych, zastanawiając się czy ktoś tu mieszka.

    Velka

    OdpowiedzUsuń
  8. Uniosła łepek, spoglądając na rudowłosą piękność. Podbiegła do niej w kilku podskokach, zatrzymując się przed nią z szerokim uśmiechem. - Hej, Dalio! - Rozejrzała się dokoła, chłonąc widok ciekawskimi oczyma. - Mieszkasz tutaj? - Spytała, podcza gdy w jej głowie zaczynała się rodzić pewna myśl. Postanowiła jednak poczekać z pomysłem, chcąc wpierw dowiedzieć się nieco więcej.

    Ven, która nie umiala napisać nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Zrobię z tego lekką darmę :D]

    Baru z powodu ciążących na nim obowiązkach rzadko bywał w domu Dalii. Jeszcze rzadziej spotkać go było można w humanoidalnej odsłonie. Głównie patrolował teren i przesiadywał na polanie z innymi. Wiedział, że stado jest zdeorganizowane, jednak miał zamiar to naprawić, a to potrzebowało czasu. Dodatkowo pochłaniała go misja, którą miał do wypełnienia. Już niedługo opuści na jakiś czas tereny stada... Jednak wróci, tego był pewien.
    Siedział właśnie na półce skalnej, w jaskini o której przypomniała mu Tin. Rozważał kilka rzeczy, potrzebował do tego spokoju, a tutaj było spokojnie. Właśnie kiedy skończył swoje dumanie w jaskini pojawiła się jego ukochana. Uśmiechnął się do niej, mimo smutnego wyrazu twarzy dziewczyny. Westchnął głośno.
    - Stado podnosi się na łapy, jestem teraz głową tych łap i muszę poświęcić czas teraz, aby później mieć go więcej - powiedział z powagą, jednak w miłej tonacji. Zaraz zeskoczył z najwyższej półki ku tym niżej położonym i ostatecznie przybrał postać Jakszy, lądując za plecami Dalii. Kucnął przy niej u objął ją ramionami od tyłu.
    - Musisz być cierpliwa, to nie potrwa aż tak długo. Jeszcze będziesz błagać abym się zamknął i wyszedł gdzieś na samotny spacer - uśmiechnął się do niej zadziornie.

    Baru

    OdpowiedzUsuń
  10. - Ma... Matko... - Wydukała, gdy tylko jej rodzicielka otarła się o jej szyję. Zamknęła błękitne ślepia, postępując tak samo, jak i ona. Schyliła łeb, by móc wtulić się w jej szyję, po czym usiadła, obejmując ją delikatnie łapą. Płakała tak, by nikt nie słyszał. Płakała tak, by Dalia tego nie widziała. To, że na pierwszy rzut oka nie widać, by Hiacynt była wrażliwa, wcale nie oznaczało, że tak jest na prawdę. Nie widziała matki od dawna, zniknęła, gdy młódka miała zaledwie parę miesięcy. Tak bardzo tęskniła za nią. Za jej zapachem, za jej ciepłem, za głosem. Nieświadomie zamknęła je w szaro-błękitnej kuli, gdzie środek wypełniał zapach podobny do kwiatów. - Matko... - powtórzyła, gdy tylko odsunęła się od niej. Nie podnosiła łba, nie chcąc ukazać tego, że płacze. - Przepraszam...

    Hiacynt

    OdpowiedzUsuń
  11. Wilczyca chwile jej się przyglądała. - Owszem dawno. - Po czym podeszła bliżej, jedna z nielicznych z kim miała lepsze kontakty w stadzie przed jej odejściem. - Jak się miewasz? - Nie zdążyła minąć chwila, a znowu zadała pytanie. - Czy coś się stało? - Może chaotycznie trochę, ale odezwał się niej stary nawyk.// Arjuna

    OdpowiedzUsuń
  12. - Jest tu gdzieś niedaleko miasto? - Spytała zaskoczona, strzygąc uszami a następnie stawiając je na sztorc jak zając. Wiadomość ta wzbudziła w niej mieszane uczucia - z jednej strony była podekscytowana i zaciekawiona, z drugiej zaś nieco zaniepokojona. Chciała jednak dowiedzieć się więcej, co wyraźnie odbiło się w jej ślepkach.

    Venka

    OdpowiedzUsuń