9 maja 2013

Czy to aby sen? - Konkurs

Dosyć wcześnie wyszedłem dziś z jaskini, nie mogłem spać, czułem jakiś taki wewnętrzny niepokój. Jak zwykle, w kwestii uczuć byłem słabo obeznany, a raczej praktycznie wcale, więc myśli zajęło mi tworzenie nazw dla mojego obecnego stanu. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak dużo czasu minęło, ale z zamyślenia wyrwał mnie przebiegający z ogromną prędkością osobnik, którego zapachu nie mogłem ani poznać, ani wyłapać. Zupełnie jakby się go pozbył. Jednak nie to mnie najbardziej zdziwiło, byłem w szoku, że nie usłyszałem tak rozpędzonej istoty. Do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł - że to intruz. Prawdopodobnie z jakimiś maskującymi zdolnościami, więc aby nie zgubić tropu, ruszyłem pędem za nim. Ogarnął mnie lekki niepokój, kiedy ten po prostu zniknął mi z oczu. Nagle usłyszałem znajomy głos, zastrzygłem uchem i ruszyłem szybko w jego stronę, chciałem ostrzec panterę w razie czego. Kiedy ją zobaczyłem, rozmawiała z kimś, tylko że nikogo tam nie było. Odwróciła łeb w moją stronę.
- Rany, Baru, chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam z naszego spotkania – powiedziała Raksha, wypuszczając ze świstem powietrze i uśmiechając się lekko do mnie. 
- W takim razie miło mi  – odpowiedziałem z uśmiechem, zaciekawiony rozejrzałem się i spojrzałem za rozmówczynię. – Możesz mi powiedzieć, z kim rozmawiałaś? – zapytałem, przenosząc na kocicę niepewny wzrok. Zmarszczyła zabawnie pysk, spoglądając na mnie podejrzliwe. 
- Z Kay, przecież siedzi… - Odwróciła się, wskazując puste miejsce - … tam – dokończyła, patrząc z niedowierzaniem na polanę. 
- Może miałaś na myśli siedziała? – zapytałem dla pewności, pokręciła pyskiem.
- Nie, przecież nie mogła zniknąć w kilka sekund i to nie zostawiając nawet wgięcia na trawie – mruknęła. Polana pozostała całkowicie nienaruszona, nie licząc lekkich śladów po łapach pantery.
- Jesteś pewna, że ją widziałaś? – wiem, że mogła odebrać to pytanie źle, ale chyba dobrze zrozumiała moje intencje, chciałem pomóc i zupełnie zapomniałem w jakim celu do niej przyszedłem.
- Tak – odparła poważnie, spoglądając na mnie. W jej wzroku wyczułem niepewność, chyba nie wiedziała czy biorę ją serio. – Spotkaj się potem ze mną w jaskini – poprosiła, patrząc na mnie błagalnie.
- Pewnie, skoro nalegasz. – posłałem panterze ciepły uśmiech.
Skinęła pyskiem w podzięce i już widziałem, że chce odchodzić, ale odwróciła się nagle.
- Baru. – usłyszałem i spojrzałem na nią. – Uważaj na siebie, mam wrażenie, że dzieje się tu coś dziwnego – dodała, skinąłem łbem, racja działo się coś dziwnego, nie zdążyłem jednak potwierdzić jej słów, gdyż ruszyła przed siebie. Westchnąłem lekko, teraz zacząłem się głowić co miało znaczyć jej ,,potem,, ale ten problem szybko został zastąpiony innym. Zza krzaków wyłonił się wilk, większy niż przeciętny, ale nie tak duży jak ja. 
- Baru, Baru, Baru Saya - powiedział to tak płynnie, w jego ,,ustach,, nie brzmiało to nawet jak imię. Stałem wryty jak kołek, wcale nie dlatego, że znał moje imię. To mój pasożyt... To on śnił mi się co noc, to jego wspomnienia siedziały w mojej głowie i to on przebiegł mi dzisiaj drogę.
- Jak? - nadal w szoku patrzyłem na niego, wyglądał jak żywy. Zaśmiał się, dobrze znałem ten śmiech, zawsze rozbrzmiewał w mojej głowie gdy traciłem cierpliwość, zawsze był powodem wybuchu mojej agresji. 
- Baru Saya... A może Hilarem? - przekręcał łeb na boki, zupełnie tak samo jak w humanoidalnej postaci, jedno oko miał zakryte grzywką, drugie, błękitne, wpatrzone we mnie.
- Chyba ja powinienem o to zapytać - znowu to uczucie, ta narastająca złość.
- O tak bracie, chodź do mnie, zbliż się do mnie, poczuj to, spraw to. - jego słowa, głos... Jak one irytowały, zacisnąłem zęby, nie dam mu się, przecież tego właśnie chce, chce mojej złości.
- Zamknij się. Niczego nie sprawie, nic dla ciebie nie zrobię, a tym bardziej się nie zbliżę i nie mów do mnie bracie - nie warczałem, nie szczerzyłem kłów, mówiłem spokojnie.
- Mówisz? - znów ten śmiech - W takim razie mam dla ciebie niespodziankę - na jego pysku namalował się taki uśmiech, że aż ciarki mnie przeszły - Skarbie, możesz? - zawołał, jednak nadal patrzył na mnie. Zza krzaków wyłoniła się śnieżnobiała wilczyca i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Dalia? - ruszyłem w jej stronę, ale drogę zastawił mi On. - Dalia słyszysz mnie?! - spojrzałem za niego, wilczyca miała nieprzytomny wzrok.
- Słyszy - odpowiedział za nią i uśmiechnął się szyderczo. Warknąłem.
- Stada w to nie angażuj! To sprawa między nami!
- Stado, ah no tak... Kwiatuszki wy moje... - wilk zarzucił grzywkę bardziej na bok, odsłaniając drugie oko. Zostałem jakby sparaliżowany, oko było żółte, nie miało źrenicy, tylko białko i żółta tęczówka.
- Co jest?! - rozejrzałem się, ale nie mogłem ruszyć z miejsca. Z prawej strony wyłoniła się Raksha.
- Wiej! Raksha spadaj stąd, powiadom wszystkich! Serio coś się dzieje! - krzyknąłem w jej stronę, pantera obróciła się.
- Baru? - zaniepokojona spojrzała na mnie - Co tu się dzieje?!
- Baru? - usłyszałem kolejny głos, tym razem po lewej, odwróciłem łeb w jego stronę.
- Kay? - teraz już nic nie rozumiałem.
- Hej Baru - posłała mi smutny uśmiech - chciałam z tobą porozmawiać, ale widzę, że już masz swoje rozmówczynie.
- Co? Hej... Kay.. czekaj! Halo! Co wy? Serio go nie widzicie?! 
Śmiech...
Znowu śmiech...
Cały czas ten śmiech.
Aż można bólu głowy dostać.
- Ale kogo Baru? 
- Baru wszystko dobrze?
- Głupie z nas robisz czy jak?
Baru... Baru... Baru...
- Baru Saya - usłyszałem jego głos i wybuchłem, nagle mogłem się już ruszać, rzuciłem się prosto na niego szczerząc kły, przydusiłem do ziemi, już miałem wykonać zamach kiedy...
poczułem zapach...
- Odbiło Ci?! Chcesz mnie zabić?! - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem oczy i potrząsłem łbem, przygniatałem do ziemi Asmo. Z początku zesztywniałem. - Idę sobie spokojnie, idę a tu proszę, narwaniec normalnie! - cały Asmo, nie miał zamiaru skrywać emocji. Zszedłem z niego i rozejrzałem się dookoła, nikogo oprócz nas nie było. Zgłupiałem.
- Przepraszam - powiedziałem szybko nadal się rozglądając.
- To wszystko co masz do powiedzenia? - Kiwnąłem łbem i ruszyłem przed siebie.
- Spotkajmy się potem pod jaskinią! - krzyknąłem.
- Coś proponujesz?
- Asmo... - zatrzymałem się i odwróciłem do niego - Uważaj na siebie, dzieje się tu coś dziwnego - rzuciłem i ruszyłem dalej, chciałem konieczne znaleźć Rakshe i dziewczyny, zobaczyć czy nic im nie jest. 

Znalazłem wszystkie trzy, całe i zdrowe. Nie wiedząc co się dzieje ruszyłem w stronę jaskini.
__________
Sory jak komuś się nie spodobały ich wypowiedzi.

4 komentarze:

  1. [No ładnie, ładnie, powiem szczerze, że spodziewałam się tego "pasożyta", chociaż i tak ujęłaś to naprawdę zgrabnie i czytało mi się bardzo przyjemnie. Znalazłam jeden błąd, literóweczkę:
    "Wiej! Raksha spadaj skąd, powiadom wszystkich! Serio coś się dzieje!"
    Spadaj "stąd" jak już ;)
    Teraz tylko czekać na następne części...]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Powiem Wam, że podoba mi się bardzo ten ciąg i myślę, że już poza konkursem i ja napiszę część, by pociągnąć to dalej o ile nie zakończą uczestnicy. Asmodeuszu, masz czas do 16 maja.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Literówkę się zaraz poprawi. Pasożyt to w końcu część mojej postaci więc nie dziwie się, że obstawiałaś tu jego obecność heh. A co do Error, myślę, że pociągniecie tego dalej może wyjść całkiem ciekawie. Tak przy okazji Er, można by w końcu ten link do czatu zmienić. A i Raksha mówiła, że też dostałam adma ale wczoraj jak sprawdzałam to go nie mam o.O Więc chciałam poinformować. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Hoho.... Trzyma w napięciu... Tylko jedno mnie zastanawia... O co chodziło z Dalią ? No wiesz cieszę się że została uwzględniona ale nie do końca pojmuję jaką rolę odgrywa w tym wszystkim. ]

    OdpowiedzUsuń