Zawsze palił za sobą mosty. Za szybko wszystko stracił, by nauczyć się cokolwiek mieć. Wychowany jako więzień własnego stada, zamknięty przez ojca, który obawiał się związanej z synem przepowiedni. Wyśmiewany i znieważany na każdym kroku... Jedynie matka zapewniła mu ciepłe wspomnienia z dzieciństwa, ale ona była też powodem tych najgorszych wydarzeń. Zamordowana w czasie wczesnej młodości wilka, oddała życie by chronić jedynego syna. Ten, gdy podrósł i odkrył prawdę dotyczącą jej śmierci, z ofiary stał się postrachem. Nawet grube kraty dzielące go od reszty stada nie były w stanie zapewnić wszystkim bezpieczeństwa. Uciekł, przysięgając zemstę, żył zemstą, stoczył się dla zemsty i to zemsta go pochłonęła... Nawet gdy wybił rodzinne stado do cna, nie mógł zejść z drogi, którą obrał. Nie pomogła przyjaźń, nie pomogła miłość, odpychał wszystko i wszystkich, do czasu...
Gdy na świecie pojawił się jego syn, wszystko inne przestało być istotne. Obiecał sobie, że nigdy nie popełni błędów ojca. Niestety, los chciał inaczej. Basior padł ofiarą intrygi i potomek został mu odebrany, nie mógł nawet dotknąć szczeniaka. Oszalał, znowu zbłądził, jednak tym razem dla kogoś, miał cel - uratować tego, któremu dał życie. To również skończyło się fiaskiem. Membu, zagłębiając tajniki czarnej magii zniszczył doszczętnie swoje własne ciało... Szukając nowego "pojemnika" trafił na młodego, solidnie wyglądającego wilka. Obrał go na cel, jednak i tu coś poszło nie tak, przez co samiec wszczepił się resztką swojej duszy w ciało nieznajomego. Żyli w niechcianej fuzji długi czas, jednak czas ten okazał się terapią dla popsutego samca. Może to śmieszne, ale dzięki swoim błędom zdobył, nie przyjaciela, a brata. Członka rodziny, który pomógł mu zrozumieć siebie samego, który wskazał cel i po prostu dał nadzieję. Właśnie dzięki temu Membu pokazał, że zdolny jest do poświęceń i mimo duchowej śmierci, wrócił do żywych w swojej pierwotnej postaci. Tej nie dotkniętej czarną magią, nadal mocno poranionej, ale z nadzieją w sercu.
Gdy na świecie pojawił się jego syn, wszystko inne przestało być istotne. Obiecał sobie, że nigdy nie popełni błędów ojca. Niestety, los chciał inaczej. Basior padł ofiarą intrygi i potomek został mu odebrany, nie mógł nawet dotknąć szczeniaka. Oszalał, znowu zbłądził, jednak tym razem dla kogoś, miał cel - uratować tego, któremu dał życie. To również skończyło się fiaskiem. Membu, zagłębiając tajniki czarnej magii zniszczył doszczętnie swoje własne ciało... Szukając nowego "pojemnika" trafił na młodego, solidnie wyglądającego wilka. Obrał go na cel, jednak i tu coś poszło nie tak, przez co samiec wszczepił się resztką swojej duszy w ciało nieznajomego. Żyli w niechcianej fuzji długi czas, jednak czas ten okazał się terapią dla popsutego samca. Może to śmieszne, ale dzięki swoim błędom zdobył, nie przyjaciela, a brata. Członka rodziny, który pomógł mu zrozumieć siebie samego, który wskazał cel i po prostu dał nadzieję. Właśnie dzięki temu Membu pokazał, że zdolny jest do poświęceń i mimo duchowej śmierci, wrócił do żywych w swojej pierwotnej postaci. Tej nie dotkniętej czarną magią, nadal mocno poranionej, ale z nadzieją w sercu.
- Hej, dupku. - Z uśmiechem, którego nauczyła się od niego, obserwowała jak Membu wchodzi na polanę. Martwiła się, że ten już nie wróci, jednak nie chciała tego po sobie pokazywać. - Dobrze, że jesteś, bo chciałam o czymś z Tobą porozmawiać. Masz chwilę? - Spytała, starając się aby jej głos nie drżał zbytnio. Podniosła się ze skały i ruszyła w stronę jeziora, rękawem swetra wycierając krew, która właśnie zaczęła skapywać z nosa.
OdpowiedzUsuńSkrzydlata wilczyca podeszła do wilka. Był jej znany z imienia i jakiś tam wspominek Baru, ale z widzenia to od niedawna i sama nie wie czemu, ale nie czuję się z byt swobodnie w jego obecności, ale przywitać by się wypadało, choć to trochę dziwne w tym przypadku - My się już znamy. Wiem, że jesteś tu już od dawna i pewnie znasz mnie lepiej niż ja ciebie, ale witam cie teraz oficjalnie powiedzmy wśród żywych. - Ucichła starając się utrzymywać dystans.
OdpowiedzUsuńStarła część mokrej, czerwonej plamy z rękawa o śnieg leżący na kamieniu, na którym usiadła i chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. - Posłuchaj... - zaczęła. Nie uśmiechała się już, była zamyślona i widać było, że szuka odpowiednich słów. - Prawdopodobnie... Możliwe, że niedługo mnie tu nie będzie. - Nie chciała brzmieć poważnie ani smutno, po prostu stwierdzała fakt. Wsunęła dłoń w sierść samca i mówiła dalej. - I chcę, żebyś mi coś obiecał. Tristan jest już dojrzały i sam potrafi o siebie zadbać. Nie mogę go też nakłonić do zaakceptowania Cię. Ale nie zostawiaj go. Myślę, że... - wzięła głęboki oddech w przerwie między słowami. - Że będziecie się nawzajem potrzebować. - Dokończyła i kątem oka obserwowała reakcję Membu na jej prośbę. Wiedziała, że i tak nie opuściłby syna, ale musiała to powiedzieć.
OdpowiedzUsuń- We mnie? Nadzieja? Niby jaka - Spojrzała na niego zaciekawiona jego słowami. - Cóż stracić to na czym ci zależy jest strasznym uczuciem, może masz racje i mu to pomoże. - Spojrzała w ścianę lasu. - Baru będzie dobrym Alphą.
OdpowiedzUsuń- Membu... - Wypowiedziała jego imię dokładnie akcentując każdą jego literę, tak że brzmiało jak zaklęcie. Pozwoliła mu na wykrzyczenie tego, co miał do powiedzenia. Przez cały ten czas wpatrywała się w niego smutnymi, orzechowymi oczami. - Myślałam, że już się domyśliłeś. - Słowa nasiąkły żalem i bezradnością. To, co musiała mu powiedzieć okazało się jeszcze trudniejsze, niż się spodziewała, gdyż basior najwyraźniej nie zorientował się w sytuacji, za co nie mogła go winić. - Membu. - Przełknęła głośno ślinę, jednak nie odwróciła wzroku. - Myślę, że niedługo umrę.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, czując promienie słońca padające na twarz i przypominające, że czas wstawać. W przeciwieństwie do Membu mogłaby spać do południa, a nawet i dłużej. Właśnie, Membu! Szybko otworzyła oczy, by przekonać się, że nie ma go już przy niej. Chwilową panikę przerwał dźwięk lejącej się wody i kroków. Uspokojona opadła z powrotem na poduszkę i odetchnęła głęboko, naciągając kołdrę na głowę. Była w znakomitym humorze, uśmiechała się sama do siebie, zerkając w stronę kuchni. - Mam nadzieję, że patrzyła. - Rzuciła w stronę narzeczonego na tyle głośno, by mógł ją usłyszeć. Dopiero po chwili zorientowała się, co tak naprawdę znaczyły jej słowa, jednak uśmiech nie zniknął z ust. Wzrok zasnuła jedynie mgiełka zamyślenia. Powoli i niechętnie Tin wygramoliła się z łóżka, ciągnąc za sobą pościel i opatulona nią jak w kokonie ruszyła do kuchni. Podeszła do Membu i przytuliła go od tyłu, oplatając jego brzuch ramionami. - Ranny ptaszek. - Mruknęła, zerkając na zegarek, który wskazywał zaledwie szóstą. Wciąż pamiętała o swojej wczorajszej obietnicy, którą miała, oczywiście, zamiar dotrzymać. - Kocham Cię. - Dodała, przytulając policzek do jego pleców. Wydarzenia wczorajszej nocy wydawały się teraz tak odległe.
OdpowiedzUsuń- Miałam zamiar opowiadać i bez łapówki, ale skoro sam ją proponujesz... - Uniosła kąciki ust w uśmiechu i usiadła na blacie, odkładając wcześniej kołdrę w kąt. Naciągnęła ciepłe, wełniane skarpety, by ogrzewały jak największą część nóg, po czym oparła dłonie o chłodny kamień, z którego zrobiony był kuchenny blat. - Wczoraj wszystko odwróciło się o 180 stopni. - Zaczęła mówić uznając, że sprawiedliwie będzie, jeśli zacznie opowieść, podczas gdy on będzie gotował. - Jeleń podarował mi poroże, kiedy spałam snem, jakiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej, a który dla wilków jest dość nienaturalny. Za dużo zastanawiałam się nad samym prezentem, a za mało nad powodem, dla którego zamieniłam się w niedźwiedzia zimą. - Jej głos był spokojny, mimowolnie przybrała jednak ton podróżnego bajarza, chcącego zachwycić swą historią dzieciaki z wioski. - Okazało się, że Kali dopadła mnie o wiele wcześniej i nic o tym nie wiedziałam. Powoli wdzierała mi się do głowy, rozprzestrzeniając się jak choroba. Sama jeszcze do końca tego nie rozumiem, ale wiem już, że ból, który jak sądziłam sprawiało poroże, swoje źródło tak naprawdę miał w niej. - Na chwilę przestała patrzeć na swoje stopy i zwróciła wzrok ku Membu. - Wczoraj to poczułam. Tę nienawiść i obsesję. Była strasznie wściekła, że nawet po tym, co zrobiła, Ty i tak wróciłeś do mnie. - Tin zamyśliła się na krótką chwilę. - Za nim przejdę dalej, Twoja kolej. Nigdy tak naprawdę mi o niej nie wspominałeś. Znam jej uczucia, ale historia jest mi obca. - Powiedziała, mierząc chłopaka spojrzeniem. - Czy Wy... No wiesz. Byliście kiedyś razem?
OdpowiedzUsuńNa wspomnienie o oddaniu życia wzdrygnęła się lekko. Słuchała wszystkiego w głębokim zamyśleniu, nie odpowiedziała nawet na oko, które puścił jej chłopak. - Właściwie, to nie pomogłeś, wszystko wydaje się jeszcze dziwniejsze. Po co miałaby to robić? Znaczy... Nie wydaje się, jakby była królową zła. - Odpowiedziała, ostrożnie ważąc słowa. - No, ale może to jeszcze wyjdzie z czasem. Poza tym, ludzie się zmieniają. - Mówiąc to, posłała mu wymowne spojrzenie. - Ale kontynuując. Sens tego poroża poznałam dopiero po śmierci. Bo wczoraj, nad jeziorem, umarłam. A ten leśny prezent był antidotum, lekarstwem. Ten jeleń wiedział, co się działo, przewidział, co się stanie i pokazał mi to, tylko wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. I mam wrażenie, że to ktoś więcej niż zwykłe zwierzę. - Dokończyła wywód tajemniczo. - No cóż, pozostaje jeszcze kwestia Twojej starej znajomej. Ona coś knuje. Zabicie mnie miało być tylko początkiem. - Kręciła głową, wyraźnie głowiąc się nad czymś. - Tym razem to będzie moja walka, Wilku. Musisz mnie trochę podszkolić. - Z jej twarzy zniknęła zamyślona mina, dziewczyna uśmiechnęła się i zeskoczyła z blatu. Co za ironia. Kali chciała ich rozbić, a dawała tylko więcej powodów do bycia razem. Tin miała nadzieję, że Membu nie domyśli się, że myślała właśnie o nim bez koszulki, z jakimś mieczem u boku, uczącym ją walki, chociaż jej mina zdradzała wszystko.
OdpowiedzUsuńWyjaśnienia Membu wydawały się logiczne. W końcu tak właśnie mogła myśleć Kali, jednak Tin nie mogła pozbyć się przeczucia, że chodziło o coś więcej, że to nie był koniec tej historii. Nie zdążyła jednak poinformować o tym chłopaka, bo kiedy tylko ten przyciągnął ją do siebie, poprzednie myśli rozwiały się gdzieś i na chwilę nie były już tak istotne. Zadrżała lekko, czując jego oddech przy swoim uchu, gdy ten szeptał. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Odpowiedziała głosem niewiniątka, chociaż gest, jakim oplotła ramionami jego szyję nie pasował zupełnie do przybranego tonu. Przylgnęła do niego, czuła się teraz taka żywa. Nie mogła znieść myśli, że ktoś chciał jej to odebrać, że mogło jej tu teraz nie być. W tej chwili nie liczyło się dla niej nic poza nimi, do tego stopnia, że żadne zdawało się nie zauważać dźwięku, jaki wydawała przypalana na patelni jajecznica.
OdpowiedzUsuń- Niee, będziesz mi musiał pokazać. - Zdążyła jeszcze wyszeptać, zanim Membu odsunął się, zostawiając ją oczekującą pocałunku. Otworzyła przymknięte wcześniej oczy i zamrugała kilka razy, wpatrując się w niego zdezorientowana. Szybko jednak jej wzrok przybrał wyraz zatytułowany "Chcesz wojny? To ją dostaniesz." Stojąc na środku kuchni zdjęła z siebie jego koszulkę, która służyła jej za piżamę i ostentacyjnie rzuciła ją na podłogę. Spojrzała chłopakowi prosto w oczy, uśmiechając się słodko. - Pozmywaj gary, kochanie. Ja idę pod prysznic. - Ruszyła w stronę łazienki, ocierając się o niego po drodze. Weszła do środka i posłała mu jeszcze jeden uśmiech, a chwilę później zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Chciał się podrażnić? Miał to jak w banku. Tin zdecydowanie nie była już tą samą nieśmiałą dziewczyną, co kiedyś. Po domu rozszedł się dźwięk lejącej się wody, a ona z uśmiechem zaczęła myśleć o planowaniu ślubu i wesela.
OdpowiedzUsuńNa dźwięk pukania jej brwi uniosły się nieco. Spodziewała się raczej, że Membu wyłamie drzwi z zawiasów, uśmiechnęła się jednak i przez chwilę zastanawiała, czy nie podrażnić go jeszcze trochę. Powoli wyszła spod prysznica, nie zakręcając wody, i równie mozolnie podeszła do drzwi, zostawiając ślady mokrych stóp na podłodze. Wreszcie przekręciła zamek i po chwili chłopak mógł zobaczyć ją stojącą w przejściu, odgarniającą mokre włosy na plecy.
OdpowiedzUsuń- Tak szybko pozmywałeś? - Spytała, udając zdziwienie.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, znalazła się już pod wodą i nie protestując, wsunęła dłonie w mokre włosy Membu. Odwzajemniła pocałunek, i tak jak on nie miał zamiaru jej puszczać, tak ona nie planowała pozwolić mu się odsunąć. Wolną ręką objęła go mocno. Czuła chłód kafelków, do których przylegała plecami, jednak nie przeszkadzał jej on. - Przegrałeś w końcu. - Wyszeptała w krótkiej przerwie między pocałunkami, z trudem łapiąc oddech.
OdpowiedzUsuńZ początku nie spodobało jej się, że chłopak się odsunął, jednak jego słowa i sposób w jaki ją pocałował zmienił jej podejście do sprawy. W końcu od sytuacji zagrożenia jej życia minęła zaledwie jedna noc. Jeszcze przez chwilę oddawała się jego ustom, po czym zaczęła mówić.
OdpowiedzUsuń- Membu... - Jej ton był spokojny, harmonijnie układał się ze sposobem, w jaki dziewczyna gładziła twarz narzeczonego dłońmi. - Kiedy odszedłeś, zanim dowiedziałam się, że jesteś z Baru, był moment, kiedy myślałam, że już nigdy Cię nie zobaczę. Że zginąłeś. - Wypowiedziawszy te słowa zacisnęła zęby i powieki, musiała wziąć głębszy oddech.
- Domyślam się, co wczoraj przeżywałeś. Ale jestem tu. I Ty tu jesteś. Żadne z nas nigdzie się nie wybiera. - Opuściła jedną dłoń i chwyciła nią rękę chłopaka, splatając ich palce. - Też Cię kocham.
Musiała stanąć na palcach, by raz jeszcze dosięgnąć ust ukochanego, po czym osunęła się i posłała mu uśmiech. Uśmiech pozbawiony ironii i cwaniactwa, za to przepełniony szczerością i miłością, jaką go darzyła.
Wiedział, że dobrym sposobem na wygranie jest wykorzystywanie słabości przeciwnika przeciwko niemu. Dlatego też teraz znajdował się w wodzie, podpierając rękami. Uniósł się na nich i spojrzał z dołu na Ojca z miną wyrażającą i odrazę i wściekłość.
OdpowiedzUsuńDrżał, słuchając Membu, a z każdym jego słowem miał coraz większą ochotę na rzucenie się na niego. Ale nawet w takiej chwili miał na tyle jasny umysł żeby ułożyć sobie plan. Co prawda na szybko i nie do końca idealny ale lepsze to niż nic. Od dawna już miał ochotę pokazać mu, że nie jest małym szczeniakiem którym można pomiatać. A na pewno nie będzie robił tego taki śmieć.
Nim Ojciec skończył mówić, zacisnął dłoń na mokrym piasku który zaraz rzucił w stronę Membu. Jego reakcje teraz podyktowane były instynktem i podświadomością. Piach w czasie tego krótkiego lotu przybrał postać kilku krótkich, szklanych sopli które miały za zadanie odwrócić uwagę wyrodnego ojca.
Młody błyskawicznie zmienił postać na zwierzęcą i z wyszczerzonymi wściekle zębami, rzucił się na Membu. Nie miał zamiaru być zbyt blisko jego twarzy czy rąk więc po prostu z całym impetem, barkiem uderzył go w nogi chcąc wytrącić z równowagi by upadł albo chociaż się zachwiał.
I dobrze, że teraz siebie nie widział. Bo pewnie zabiłby się gdyby zobaczył, że w jego oczach znajduje się takie same odbicie emocji które teraz szarpały Membu.
Tristan.
Stał nad nim, szczerząc zęby i jeżąc sierść. Tak, był wściekły. I nie potrafił nad tym panować. TEN rodzaj wściekłości ogarniał go tylko w obecności Ojca, więc nie dał rady nauczyć się nad tym panować.
OdpowiedzUsuńBył roztrzęsiony, rozbity, nie chciał pokazywać swoich prawdziwych emocji. Żalu, smutku, chęci życia w szczęśliwej rodzinie. To ostatnie umarło w nim już dawno temu. I dzięki temu nauczył się, że jakiekolwiek szczęście czy miłość to zwykła ułuda, kłamstwo.
Kłapnął zębami tuż przy twarzy Membu, pokazując mu, że lepiej żeby jednak nie próbował wstawać. Widać po nim teraz było, że jest rozdarty, nie miał zielonego pojęcia co zrobić. A słowa Membu jedynie pogarszały całą sprawę. Bo zamiast próbować się opanować, dusił w sobie wiele słów, nie pozwalając im zabrzmieć.
Warknął po raz kolejny gdy usłyszał ostatnie zdanie wypowiadane przez mężczyznę. I to przeważyło szalę. Z kolejnym, głuchym warkotem rzucił się na jego wyciągniętą rękę, wbijając w nią głęboko kły. Wbił je w przedramię i zacisnął mocno szczęki, nie mając zamiaru puścić, poprawiając jeszcze szarpnięciem łba. Ot, taka jego osobista, mała zemsta za to jak wyrodny Ojciec potraktował jego matkę. I za to, że ich zostawił.
Tristan
Spojrzała na wilka chwile w zamyśleniu. - Nie wiem, w czym ci Dalia przeszkadza, jak dla mnie jest spoko. - Wzruszyła barkami . Po chwili jednak na jej pysku pojawił się uśmiech. - Czyżbyś tęsknił?. - Jakoś nie pasowało jej to uczucie do Membu. - Spokojnie, nie długo "nacieszysz" się ciszą. - Zaśmiała się lekko.
OdpowiedzUsuńP.s (Nowy watek czy kończymy ten stary?)
UsuńNie spodziewał się, że jego Ojciec jest chory na głowę. Ale cóż, w sumie to było widać od dawna, ale osobiście jakby tego nie zauważał. Może chciał jednak mieć jakąś nadzieję na normalność?
OdpowiedzUsuńZaparł się łapami, próbując cofnąć nieznacznie gdy poczuł na pysku dłoń Membu. Warknął przez zaciśnięte zęby, wciąż tak samo wściekle, wpatrując się w Ojca.
Położył po sobie uszy gdy ten zaczął mówić, tak jakby nie chciał go w ogóle słyszeć. A gdy jego pysk został uwolniony z warkotem cofnął się, pozwalając by krew spłynęła z jego pyska. Potrząsnął łbem i wypluł jej resztki, dopiero teraz oblizując pysk.
- Wiem wystarczająco tyle by Cię nienawidzić. - Zawarczał w jego stronę, jeżąc się znów.
Tristuś
Wilczyca uważnie słuchała co ma do powiedzenia wilk i po usłyszeniu jego zdania na temat jej życia uczuciowego zniesmaczył ją. - Dalej nie wiem, co masz do niej, ale to twoja sprawa. Ta wytykasz mi mój związek, o którym nic nie wiesz, a sam należałeś do lepszych. - Położyła delikatnie uszy po sobie i prychnęła. Po czym szybko się rozpogodziła. - Ale nie powiesz mi, że nie tęskniłeś jednak w jakimś stopniu za stadem jak prawie padło. - Przyjrzała mu się uważnie. - Akurat wścibstwa nikt nie lubi. - Jej mózg dalej zatrzymał się na słowie rodzina, rozmyślała nad swoim należeniem do niej.
OdpowiedzUsuń- Nienawidzę Cię! - Powtórzył jeszcze głośno, co brzmiało prawie jak krzyk. Kłapnął zębami za Ojcem i usiadł, drżąc pod wpływem emocji.
OdpowiedzUsuńTak na prawdę.. Chciał powiedzieć mu inne rzeczy, jednak nienawiść i przekonaniu o złych intencjach Ojca w każdym ruchu było jednak silniejsze. Położył po sobie uszy, kuląc się.
Nienawidził go. Nie powinien mieć teraz w głowie myśli takich jakie miał. One byłyby zarezerwowane dla kogoś kto na nie zasługiwał, a nie dla kogoś takiego!
Gdy Membu wszedł do lasu, Tristan wciąż siedział, wciąż ogarnięty emocjami. W pewnej chwili poderwał łeb i zawył długo, przeciągle, a w tym wyciu, które bardziej przypominało dzikiego wilka znajdowały się emocje które nim targały. Nienawiść przeplatająca się z bólem oraz smutkiem.
Mimo wszystko, psychicznie, w pewnych momentach ujawniało się w nim dziecko. Tak jak teraz.
Trist.
-OK, OK. Nie moja sprawa. - I tym zakończyła wątek Dalii. Faktycznie nie była to jej sprawa. Jednak kolejne słowa Membu ją dobiły. Czyżby tak kiepsko ukrywała swe emocje? Iw takich momentach, gdy ktoś ją rozszyfrował czuła się zagrożona, wiec odpowiedziała, tylko - No widzisz. - By nie dać po sobie poznać jaką to poruszyło. Szybko i chętnie zmieniła na kolejny temat. - Stado to nasi bliscy. Jeśli czujesz i, tylko oni są dla ciebie stadem to mażesz się do tego przyznać. - Po czym westchnęła.
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się usłyszeć takich słów od Ojca. Zwiesił nisko łeb, wpatrując się bezmyślnie w glebę. Czuł się rozdarty, bo z jednej strony nienawidził go za to, że zrobił krzywdę Matce, że ich tak zostawił ale z drugiej.. Mimo wszystko brakowało mu Ojca.
OdpowiedzUsuńResztę nocy spędził tam gdzie widział go Membu.
~~**~~
Młody zajęty był zawziętym kopaniem w ziemi. Czuł gdzieś wydobywający się zapach który intensywnie drażnił jego nos. Był już praktycznie cały w piachu. Pysk, łapy, brzuch, a pod jego ciałem uzbierała się już pokaźnych rozmiarów kupka ziemi. W dole mieścił się już łeb wilka do połowy szyi ale kopał dalej. Na chwilę przestał, węsząc intensywnie wśród rozkopanej ziemi. Zastrzygł uszami i poderwał głowę, rozglądając się uważnie po trawie. Znieruchomiał w jednej chwili, a w kolejnej już, po udanym skoku, łapami przygniatał kreta. Wyszczerzył zębiska w uśmiechu sam z siebie dumny, że udało mu się upolować coś tak małego. Zamachał wesoło ogonem, zabijając zwierzątko. I zaraz sam się powalił w dole gdyż przez te "polowanie" i świecące słońce zmęczył się i zgrzał. Wywalił jęzor, dysząc. W sumie może to nie przez to tylko przez te wcześniejsze ganianie po lesie do utraty tchu. Ułożył łeb na poduszce z ziemi i przeciągnął się mocno, zaraz zaczynając w niej tarzać.
Teraz przypominał trochę dziecko, cieszące się z czegoś, z czego dorosły by się nie cieszył.
Synek Trist.