Młoda wadera biegnie przez ciemny las, a właściwie ucieka nie wiadomo przed kim, bądź przed czym, w cieniu drzew nie widać co takiego ją goni. Wadera ma na sobie liczne krwawiące rany, a zaokrąglony brzuch zdradza oznakę ciąży, mimo tego wszystkiego ucieka co sił w łapach. W ostatniej chwili zatrzymuje się przed przepaścią, po szybkim rozejrzeniu się kontynuuje ucieczkę wzdłuż przepaści, zdołając przebiec zaledwie kilka naście metrów gdy to coś ja dopada i....
Basior zerwał się na równe łapy, głośno dyszał a serce waliło mu jak oszalałe. Znów śnił mu się ten sam koszmar... Uspokajając się po chwili podszedł do niewielkiego strumienia który wypływał z jego groty by się napić a następnie usiadł w wejściu i myślał nad snem który śni mu się od ostatnich dwóch miesięcy.
- znowu ten sam sen...
- co może oznaczać...
- kim jest ta wadera...
- i czym jest to coś co ją goniło...
Wiele pytań bez odpowiedzi krążyło po jego głowie... miał właściwie nadzieję że ów zagadka w najbliższym czasie się rozwiąże. Z zamyślenia wyrwała go jego magia która poinformowała go że w pobliżu znajdują się znajome mu wilki, ale ostatnio nie miał chęci by widzieć się z kimkolwiek, był mocno zamknięty w sobie i raczej chyba nikt by do niego nie dotarł.
W końcu wstał z pozycji siedzącej i mocno przyciskając skrzydła do swych boków, ruszył w głąb lasu, odsunął od siebie myśli o tym śnie by nieco od niego odetchnąć i rozkoszował się promieniami letniego słońca przebijającego się przez wierzchołki drzew. Minęło zaledwie kilka minut a basior znów myślał o tym śnie, w zamyśleniu podążał przed siebie, otoczenie jakoś przestało dla niego istnieć bo nawet nie zauważył tego że wyszedł z lasu... przeszedł przez sporą łąkę i ominął jeszcze kilkadziesiąt innych miejsc, do zmroku dotarł do gór i szedł tak jeszcze przed siebie jeszcze kilka godzin po zapadnięciu nocy. Droga którą szedł biegła ku górze a dookoła niego rozciągała się pusta przestrzeń, w końcu jednak zatrzymał się przy jednym jedynym drzewie które napotkał po drodze. Ogromny dąb dał mu schronienie miedzy swymi korzeniami, a basior czując się tam bezpiecznie po prostu zasnął.
W nocy jednak śnił mu się ten sam koszmar... Znów ta sama wadera którą nie wiadomo co goni, sen znów urywa się w tym samym miejscu a basior zrywa się znów dysząc. Wyczołguje się z pomiędzy korzeni i wtedy dopiero odkrywa że jest nieznanym mu miejscu poza granicami HOTN i mimo tego nie zamierzał wracać. Po rozejrzeniu się po okolicy ruszył w kierunku lasu który porastał jedną część gór, a dotarłszy do niego zatrzymał się na jego granicy przez chwile się rozglądając a kiedy wszedł do lasu który się przed nim rozciągał doznał deja vu miał cholerne uczucie że kiedyś już tutaj był... mimo że sobie tego w ogóle nie przypominął, wszystko było dla niego podejrzanie znajome. Po pokonaniu kolejnych kroków poczuł jakieś wilki, nie było ich wiele bo zdołał wyczuć zaledwie sześć. Nie chcąc być zauważonym podkradł się by tylko zerknąć i wtedy ją zauważył... w śród wilków była wadera z jego snu, miała brązowo białą sierść i leżała u boku czarnego basiora, a pozostałe cztery wilki spędzały czas na zabawie. Seiye postanowił nie podchodzić bliżej, chcąc pomyśleć nieco się oddalił i usiadł.
Wtedy do się stało, poczuł jak złe siły chcą się ponownie z niego wydostać a ciało zaczyna ulegać transformacji, wstał z miejsca chcąc oddalić się jak najdalej ale zdołał przejść tylko kilka metrów kiedy padł na ziemie, śnieżno biała sierść stopniowo stawała się czarna a ciało większe niż zwykle, skrzydła praktycznie całkowicie zanikły, oczy stały się złote a czarną już sierść zdobiły czerwone runy. Seiye walczył z tym bezskutecznie... nagle doszło do wybuchu wywołanego energią która wydobyła się z ciała Seiye, nie był już wtedy sobą
Na nieszczęście wybrał stadko które znalazł kilka chwil wcześniej, wtargnąwszy na polanę wzbudził strach w znajdujących się tam wilkach, lecz one mimo strachu były gotowe walczyć... nie wiedzieli jednak na kogo trafiły, chwile później Seiye został zaatakowany, lecz mimo znacznej przewagi wilków szybko się z nimi rozprawił, nie oszczędził nawet wadery która była w ciąży. Wadera mimo głębokich ran zdołała uciec, Seiye podażał za nią do samej przepaści gdzie z dużą siłą staranował waderę wrzucając ją w przepaść następnie przeraźliwie wyjąc zniknął w lesie
Nazajutrz rano budząc się z przeraźliwym bólem głowy, podniósł się z ziemi czując ostrą woń krwi gwałtownie sie rozejrzał, widząc wszystko dookoła dotarło do niego że to coś z jego snu co goniło waderę to był on... od był sprawcą tego wszystkiego...
Od tej chwili zaczął się bać, bać samego siebie uciekł z tego miejsca mając łzy w oczach schronił się wśród korzeni dębu, był mordercą... nie chciał wrócić do domu... Bał się tego ze to samo stanie sią w stadzie hotn... siedząc wśród korzeni ciągle powtarzał przerażony, nie mogę tam wrócić... jestem mordercą...
(nie, nie chcę odejść ze stada, żeby nie było :P )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz