11 maja 2017

Gdzie jesteś biedronko?

Forever isn't for everyone
Is forever for you
It sounds like settling down or giving up
But it don't sound much like you girl


     Puszyste białe obłoki zasnuwały kobaltową połać nieba, sunąc wśród przestworzy, gnane figlarnymi podmuchami wiatru. Ciepłe promienie słoneczne wyzierały zza pierzastych baranów, zsyłając na świat życiodajny blask, budząc przyrodę z długiej zimowej stagnacji. Czując pierwotny zew wiosny, z norek, dziupli i kryjówek leśnych wymykały się zwierzęta wszelkich maści i wielkości. Ptaki rozpoczynały swe dźwięczne trele, a wiewiórki ganiały się po drzewach, przeskakując z gałęzi na gałąź, z których już zaczynały wyrastać młode pączki, zapowiadające pachnące kwiatami majowe dni.
     Oddech wiekowej puszczy zionął wilgocią i chłodem, zatęchłym powietrzem, które znało czasy mitów i legend. Chłonąc dźwięki, promienie, chronił i koił, dając zmysłom ulgę, pozwalając na samotne wyprawy. Wśród cieni i listowia na chudych kończynach, przemierzała nieznane ścieżki mała istotka. Sierść choć biała, cała była umorusana błotem; uszy duże, nietoperze, odcinające się czernią, skakały w takt jej żywych kroków, kiedy błądząc wśród nieznanego, lawirowała między drzewami. Nos przy ziemi, czujnie chłonąc zewsząd wonie, prowadził właścicielkę serpentynami - za krzakiem, ku pieczarze, to znów prosto w ptaków chmarę.
     Vela wybiegła z lasu, goniona odgłosem trzepoczących skrzydeł. Niemal straciła równowagę na zdradziecko śliskim kamieniu. Utrzymała się jednak na nogach i niczym zając przebiegła przez łąkę, wyskakując wysoko w powietrze, by widzieć coś nad wysokimi trawami. Jej uszy latały przy tym jak ptasie skrzydła, a jasne tęczówki skryły się pod rozszerzonymi źrenicami, które wypatrywały dalszej ścieżki. Nagle niebem wstrząsnął grzmot. Samka struchlała i skuliła się przy ziemi, a z Lasu, który właśnie opuściła zerwało się duże stado ptaków. Ciemna chmura przefrunęła nad jej głową, wydając z siebie mroczne krakanie, zwiastując nadciągającą burzę. Zaraz potem na odległym horyzoncie dostrzegła jasną smugę błyskawicy.
     Nie czekając dłużej pobiegła dalej przez łąkę, wydostała się z trawiastego muru i ruszyła w losowo obranym kierunku. Musiała znaleźć kryjówkę, nim dopadnie ją deszcz. Nie miała jednak pojęcia gdzie zmierza - postanowiła zdać się na los. Powietrze zdawało się zamarłe, cisza zaległa w dolinie, ostatnie sylwetki ptaki frunęły nisko na niebie, szukając sobie schronienia. Tymczasem chuderlawe ciało samicy wspinało się na wysokie wzgórze. Zastanawiała się czy może natrafi na jakąś jaskinię, jednak zawiodła się, docierając na szczyt. Nic tu nie było. Jedynie kilka drzew i krzewów. Podeszła bliżej skarpy, gdzie ziemia nagle się zapadała, tworząc stromy klif. Ze zdziwieniem rozejrzała się wokół. Nie spodziewała się, że mogła w tak krótkim czasie wspiąć się tak wysoko. Rozciągający się przed nią widok zapierał dech w piersi. Po raz pierwszy widziała tereny Stada Nocy z tej perspektywy. Miała pod sobą polanę oraz przylegające do niej jezioro. Za nimi szerokie połacie Lasu Śmierci, w którym serpentami wiła się połyskująca w świetle rzeka. Jeszcze dalej we mgle majaczyły szczyty gór.
     Biała samka opadła ciężko na ziemię, wbijając kurz w powietrze. Trawa miękko się pod nią ugięła, tworząc przyjemne leże. Trafiła tu niedawno, zdążyło się jednak wiele wydarzyć. Poznała Kudłacza, piękną Dalię, Skrzydlatą, tajemniczą samicę, która nazwała ją Skaczącą oraz wielu wielu innych. Przybywając tu, nie spodziewała się tylu przygód. Zastanawiała się jednak co dalej? Czy powinna tu zostać? Czy ruszać dalej? Miała odnaleźć szczęście, przyjaciół. Ale czy było to właściwe miejsce? Nie wiedziała.
     Westchnęła cicho i podniosła się z ziemi. W tym momencie uderzył w nią silny podmuch wiatru, przynosząc ze sobą orzeźwiającą woń burzy oraz chłodne powietrze. Światem znów wstrząsnął grzmot, goniony światłem błyskawicy. Niebo już dawno zasnuła stalowoszara połać chmur. Biała poczuła na pysku i grzbiecie drobne uderzenia kropel deszczu. Najpierw kilka pojedynczych, delikatnych, zaraz jednak dołączyły do nich inne, a ich liczba zwiększała się z każdą chwilą. Skoczyła z miejsca i szybko pobiegła w dół wzgórza. Chude łapy szybko przemierzały las, aż w końcu natrafiła na jaskinie. Szczęściem było, że udało jej się do nich trafić, bowiem wciąż nie spamiętała wszystkich ścieżek. Wskoczyła do pierwszego otworu i zaszyła się pod jedną z półek skalnych, zwijając się w mały kłębek. Przymknęła ślepia, wsłuchując się w monotonny szum deszczu. Wkrótce jej oddech się wyrównał, a samka odpłynęła w płytki, spokojny sen.
_________________________________
Tytuł dla zmyłki. <3 Takie o niczym, bo zaczęłam pisać w kwietniu z pomysłem, a teraz wróciłam do tego już bez pomysłu.