16 lipca 2015

Reaktywejszyn modyfikejszyn.

PODUSI

Yeah I own this beat 
You can call me the king or the ruler
Felon on bass, getting hoarse at the mic
We're getting 20 percent cooler


Imię: Czikita aka Taboret Poducha
Wiek: Poducha nie zna się na kalendarzu, a swoje urodziny obchodzi codziennie więc trudno stwierdzić jej wiek. Wyglądem i zachowaniem przypomina szczeniaka, ale formalnie nim nie jest. Załóżmy, że świat próbuję się jej pozbyć już od sześciu lat
Płeć: A kiy wie, chyba samica
Gatunek: Nieznany
Rasa: Nieznana
Orientacja: Podusia kocha wszystkich! i wszystko.. na każdy sposób. Panseksualizm. Handluj z tym!



CHARAKTER

Stadium I

Podusia to świruska, wariatka i idiotka której pyszczek nigdy się nie zamyka. Wszędzie jej pełno i wszędzie musi wepchnąć swój wścibski nosek. Straszna przylepa, nie.. nie przylepa. Raczej rasowy wrzód na dupie, jak już sobie upatrzy jakąś "ofiarę" potrafi nigdy się od niej nie odwalić. Często myśli, że cały świat kręci się wokół niej więc zazwyczaj nie traktuje spraw które tego wymagają poważnie. Jest zarówno kłębkiem nieskończonej energii jak i wielkim leniem. W większości przypadków zgłasza się do wszystkiego i wszystko chce robić sama, ale jeśli ktoś od niej wymaga jakiejś konkretniej sprawy to potrafi się uwziąć i za chiny ludowe tego nie zrobić. Po prostu usiądzie i będzie udawać, że nie słyszy, albo mówić, że to nie zadanie dla jej jakże wysokiego poziomu. 
Szaleństwo najwyraźniej nie wytrzymuje uwięzione w jej małym ciałku, więc Podusia przy każdej okazji stara się wyładować. Dla osób, które nie lubią hałasu i nieogaru może stać się irytująca. W końcu już jeden tajemniczy ktoś chciał zaprzestać jej panoszenia się w świecie żywych, ale jak widać niezbyt mu się to udało bowiem Poducha wraca by siać spustoszenieeee!
I jeszcze jedno, osobowość tego stwora w niektórych przypadkach może okazać się zaraźliwa. Jeśli wystąpią objawy poduchowatości należy niezwłocznie udać się do szpitala (najlepiej psychiatrycznego)


Stadium II

Poducha od incydentu z tajemniczą fiolką (wyjaśnienie w historii) cierpi na analgezję - nie odczuwa bólu fizycznego w żadnym stopniu. Niby fajna sprawa, ona też sądzi, że to kul i czasem nawet może wydawać się to przydatne, jednakże mimo wszystko musi być wobec siebie bardzo ostrożna, aby to przypadkiem samej się nie zabić.. Ale nie o tym my to. Aby zrównoważyć obojętność fizyczną Podusia jest za to bardzo wrażliwa.Ta, może trudno w to uwierzyć, ale tego przesadnie wesołego stwora bardzo łatwo jest zranić i rozsmucić, czy nawet przyprawić o wymioty (hihi, o tym później). Oczywiście Poducha chowa to wszystko w sobie, bo przecież gdyby było to po niej od razu widać to już nie byłaby tą ześwirowaną i wariatkowatą Podusią, co nie?Gdy jednakże jest sama wyrzuca to wszystko z siebie poprzez hm.. wymiotowanie! Niektórzy płaczą, a ona rzyga (rzygać teńćzo od razu nabiera nowego znaczenia), ale nie tak zwyczajnie. Pozbywa się z siebie wszystkich kolorów, tęczowa grzywka i ogon stają się szare, ponure i nijakie, a ich właścicielka chodzi przygnębiona i zdesperowana przez kilka kolejnych dni. Jednakże zachowuje pełną świadomość i stara się przez ten czas unikać wszystkiego co żyje. 

Stadium III

Ostatnia i chyba najkrótsza część jej charakteru. Po kilkudniowym użalaniu się nad sobą i nad swoim nędzym życiem Poducha stwierdza, że nie ma co się mazać i trzeba pokazać swą siłę! O tak, groźna Poducha. Czy może być coś piękniejszego od stwora wielkości przerośniętego kota, który prosi się o wpierdziel? No chyba nie. Koloryzacja Podusi z ciemnoszarej przechodzi na czerwoną. W tym stanie Poducha zazwyczaj nie wie co robi i mówi, ale z pewnością dąży do tego by wszystkich pozabijać (nie dosłownie, chociaż..)
Pyskowatość, kąśliwość i narastająca nienawiść z każdą chwilą zazwyczaj przemija już po 1-2 dniach, by znów stać się starą, dobrą i przede wszystkim kolorową PODUCHĄĄ!!



HISTORIA
Coś się dzieje, coś się dzieje! Trzęsienie ziemi? A może coś gorszego! Na wszystkie kluski i makarony przenajświętsze, no ewidentnie coś się dzieje! - No właśnie mniej więcej taka była moja pierwsza myśl przy przychodzeniu na świat. Oczywiście już na samym początku moje grube siorki musiały zapchać wyjście i nie obeszło się bez solidnego kopa w zadek! Kto wie, gdybym wtedy nie wzięła spraw w swoje tylne łapki to pewne do dzisiaj siedziałabym w brzuchu mame. Tak, czy siak. Udało mi się wydostać i od razu tego pożałowałam, zimno jak w psiarni, a ciemno jak u lodowego giganta w nie powiem czym! No mówię wam, tak było. Już chciałam się poddać, ale coś w środku pchało mnie do życia, później się okazało, że to nie w środku, a na zewnątrz. Wieeelki jęzor mojej mame lekko kierował mnie w stronę czegoś dziwnego (całe życie jestem deską, dopiero niedawno dowiedziałam się, że to się nazywa cycki), wepchnęłam się pomiędzy rodzeństwo i badając dokładnie czubkiem noska cóż takiego mam przed sobą to gdy tylko poczułam ten piękny, ciepły zapach pochwyciłam skórę mamusi przez następne kilka minut rozkoszując się napojem młodych bogów - mlekiem. 
I tak właściwie mi się żyło przez następne dni, nawet fajne to życie - myślałam. I chyba pochwaliłam dzień przed zachodem słońca bo znowu zaczęła dziać się dziwna rzecz. Nie potrafię tego opisać, ale w jeden z chwili z otaczającej mnie miłej pani ciemność przebiła się struga oślepiającego mnie niemal światła. No myślałam że zdechnę - tak właśnie wyglądało moje pierwsze otwarcie ślepi.
Potem odkryłam, że te galaretowate łapy w cale nie są takie galaretowate i można nawet na nich ustać, a nie tylko się bezcelowo czołgać. Nawet spodobało mi się chodzenie, a nie chwaląc się nauczyłam się go najszybciej z mojego rodzeństwa. Nigdy nie zapomnę chwil kiedy wystarczyło trącić te wieloryby, a one już się przewracały, ryczały i wymachiwały łapkami leżąc na plecach. 

Dzieciństwo było spoks, nawet kul. Wszystko dostawałam pod nos i niczego mi nie brakowało. Mama była fajoska, taty nie miałam, ale pewnie też byłby fajoski. Ba! Na pewno byłby, przecież inaczej nie stworzyłby czegoś tak pięknego, atrakcyjnego, zabawnego i skromnego stworzenia jak ja, co nie? Moje siorki niestety nie miały tego szczęścia, by odziedziczyć epickość, były głupie. Nie lubiałam ich, nudne takie jakieś.. 
No ale mniejsza o to! Tak mi się właściwie żyło.. wiecie, pierwsze polowania i te sprawy. Właściwie to większości nauczyłam się sama, bo w mojej rodzinie byłam takim na swój sposób geniuszem, hihi. Mame często krzyczała na mnie i mówiła, że jestem niegrzeczna i ciągle powtarzała coś w stylu "tak nie wolno", gdy robiłam to co do mnie należy. Chyba w ten sposób wyrażała swoją dumę z tak mądrego dziecka, nie wiem, bo nie miałam nigdy dzieci i nie matkowałam nikogo, ale raczej tak było.

Kiedy już byłam prawie dorosła to stwierdziłam, że marnuję się na tych terenach, a świat mnie potrzebuję i muszę wyruszyć ku przygodzie. Tak postanowiłam więc tak zrobiłam, pewnego dnia powiedziałam mame że idę, ona się rozpłakała, ale pocieszyłam ją mówiąc, że już mi się znudziło życie tutaj i ogólnie to nudy straszne c'nie no i poszłam już tak na serio.
No i tak sobie chodziłam i zwiedzałam, ogólnie to nudy nadal były straszne, ale jak już się rzekło to się rzekło, wrócić przecież nie mogłam bo wiocha trochę by była i siorki by pewnie beke miały, żem głupa jes. A nie jesem.

No, ale opłacało się tak chodzić bezsensu w kółko, w kwadrat, czy cokolwiek, chemia to nie moja działka więc mniejsza o to.
Była noc i ciemno było, zimno też trochę to musiałam poszukać jakiejś nory coby się przespać w niej. No i jak na zawołanie gdzieś w oddali światełko przyuważyłam, tak migało jakoby też mnie zobaczyło i chciało zawołać do siebie. To poszłam zapytać się o co biega, a gdy już doszłam na miejsce to się okazało, że to żadne światełko magiczne, a zwykła żarówa ludzka co na drucie se wisiała i migała, bo już chyba wyczerpana była. Westchnęłam, ale życ trzeba było dalej i już miałam odejść, ale pod moimi łapkami zamiast błotnistej ziemi poczułam coś zimnego i twardego. Blacha to była, jakaś klapa chyba. W końcu coś ciekawego! Jakiś skarb tam pewnie jest czy coś - pomyślałam więc i wejścia zaczęłam szukać. W końcu się doszukałam takiego chwytaka, to chwytłam, pociągłam i otworzyłam. A tam ciemniej było niż u tego lodowatego giganta, ale raz kozie śmierć. No i wskoczyłam do środka.
I dobrze, że nie stchórzyłam, bo w cale tak ciemno nie było. Jakieś kałuże tu były zielone i tak świeciły, że droge było widać. To poszłam wzdłóż nich, a tam jeszcze więcej świecidełek. Tylko takich zamkniętych. Świecąca woda to chyba była, a może galaretka albo kisiel bo takie trochę gęste było jak tym w łapkach przewracałam. 
Ogólnie to wszystko dookoła takie poniszczone było jakby tu pantheon na ulcie wylądował, ale mało się tym przejmowałam. W końcu miejsce stare i opuszczone to pewnie je czas swoimi zębami trochę pogryzł. Pozwiedzałam tu jeszcze trochę i już miałam jakiego kąta do spania szukać, ale zobaczyłam leżącą pod stołem jeszcze jedną fiolkę, ale nie była to taka zwykła fiolka! Wszystkie inne tutaj miały określony kolor i na taki też kolor się świeciły, a ta miała chyba wszystkie kolory świata w sobie, kiedy ją podniosłam to tak zaczęła walić po paczałach jak słońce jak się w środku dnia obudzi i popatrza prosto na nie. 
Tak odruchowo zbliżyłam tą buteleczkę do nosa i wąchnęłam i ojjj.. nie żałuję tego, oj nie żałuję. Pachniała jak lody truskawkowe, jak żelki malinowe, jak świeżutki arbuzik czekający na tależu aż się go zje! No dokładnie tak pachniało, pamiętam po dzień dzisiaj i chyba nawet jak kopnę w kalendarz to zamiast kwiatki od spodu wąchać to będę ten zapach wspominać i wdychać go ciągle, bo taki przecudowny był.
No, ale ja sobie pomyślałam.. skoro to tak pachnie fajosko to jak smakuje? No i powiedzcie mi tak szczerze, czy wy byście nie spróbowali? Bo ja bym spróbowała, ba! spróbowałam nawet. Pewnie zazdro teraz macie, c'nie? Ale powiem wam tak w sekrecie, że do teraz nie wiem jak to smakowało, bo zaraz po wypiciu taką inbę miałam w łebku, że głowa mała. No i nie wiem co się dalej działo, bo się obudziłam gdzieś na pustkowiu, a kac morderca nie ma serca, bo cała obolała byłam i ledwo ruszyć się z miejsca mogłam. 

No, ale jakoś się doczołgałam do lasu i do jakiegoś jeziorka, musiałam się napić, bo tak w gardle suszyło jakbym wcześniej się ognia nałykałam. No i tak się wychyliłam nad tą wodę i myślałam, że mi oczy z orbit wypierdzieli. Taką grzywę jak Mufasa z króla lwa żem miała, a chyba i jeszcze bardziej bujniejszą! A ogon.. o luju, ogon to był po prostu kosmos. A wszystko to takie kolorowe jakby jednorożeć mnie przetrwaił i wypluł, no mówię wam! Jak to wszystko zauważyłam to od razu mnie męczyć przestało i poszłam dalej podbijać świat. Potwierdzone info.

Po roku czasu znalazłam HOTN i dołączyłam tutaj, bo coś takie ponure było na moje oko. A oko mam dobre nawet jak je ta kilkukilogramowa grzywka przywali. No i nawet fajosko to było, męża znalazłam nawet. Shun się nazywał, ale wypierdzielił w kosmos szybko, to ja za nim c'nie. Ale za miłością się nie goni powiem wam szczerze, jak ucieka to niech już ucieka w to swoje nieznane. Wróciłam tutaj, bo fest nudno gdzie indziej było, siemandero.


Coś więcej
  • Żelki życiem
  • Nutella też
  • Poducha nie śpi
  • A jak już śpi to średnio 24 godziny dziennie
  • Nie potrafi czytać i się nie nauczy bo to nudne
  • Nie zajmuje żadnego miejsca w hierarchii i nie zajmie bo to też nudne
  • Już kiedyś należała do HOTN
  • Nigdy nie zmądrzeje
  • Ani nie dorośnie
  • Zachowuje się jak dzieciak
  • Ma swoich wymyślonych przyjaciół
  • Wygląda na wilka ale jest o wiele mniejsza
  • Jej uszyska są mega długie, a w niektórych miejscach wypalone
  • Kita i grzywa której przyszło jej być właścicielem to najbardziej puszysta rzecz jaka mogła powstać na świecie
  • Są również zaczarowane i mogą zmieniać kolor w zależności od stadium charakteru
  • Wymiotuje tęczą gdy jej smutno
  • Ogon to na swój sposób taka torba z nieskończoną pojemnością, może przechowywać tam różne rzeczy o różniej wielkości (chyba, że są większe od objętości ów ogona)
  • Kiedyś wlewała roztopioną nutellę do rzeki, by stworzyć czekoladową rzekę
  • Nie udało się
  • Za 5 minut zapomni co tu napisała
I'm so dope like ooh la la
So so fly like a helicopter

kontakt: 53168483
na multikonto mam pozwolenie od Baru |D
jako iż ktoś mi zabambuszył hasło do konta "Poducha" to na chacie będę się pojawiać jako "Poduchaa" no i na głównym koncie oczywiście też - czyli na Kendalu :3
Jak ktoś chętny na granie w komentarzach to pisać pisać pisać!! Bo chcę mieć ich miliard pod tą kartą D< enjoy

8 lipca 2015

Prorocze sny....

Młoda wadera biegnie przez ciemny las, a właściwie ucieka nie wiadomo przed kim, bądź przed czym, w cieniu drzew nie widać co takiego ją goni. Wadera ma na sobie liczne krwawiące rany, a zaokrąglony brzuch zdradza oznakę ciąży, mimo tego wszystkiego ucieka co sił w łapach. W ostatniej chwili zatrzymuje się przed przepaścią, po szybkim rozejrzeniu się kontynuuje ucieczkę wzdłuż przepaści, zdołając przebiec zaledwie kilka naście metrów gdy to coś ja dopada i....
Basior zerwał się na równe łapy, głośno dyszał a serce waliło mu jak oszalałe. Znów śnił mu się ten sam koszmar... Uspokajając się po chwili podszedł do niewielkiego strumienia który wypływał z jego groty by się napić a następnie usiadł w wejściu i myślał nad snem który śni mu się od ostatnich dwóch miesięcy.
- znowu ten sam sen...
- co może oznaczać...
- kim jest ta wadera...
- i czym jest to coś co ją goniło...
Wiele pytań bez odpowiedzi krążyło po jego głowie... miał właściwie nadzieję że ów zagadka w najbliższym czasie się rozwiąże. Z zamyślenia wyrwała go jego magia która poinformowała go że w pobliżu znajdują się znajome mu wilki, ale ostatnio nie miał chęci by widzieć się z kimkolwiek, był mocno zamknięty w sobie i raczej chyba nikt by do niego nie dotarł.
W końcu wstał z pozycji siedzącej i mocno przyciskając skrzydła do swych boków, ruszył w głąb lasu, odsunął od siebie myśli o tym śnie by nieco od niego odetchnąć i rozkoszował się promieniami letniego słońca przebijającego się przez wierzchołki drzew. Minęło zaledwie kilka minut a basior znów myślał o tym śnie, w zamyśleniu podążał przed siebie, otoczenie jakoś przestało dla niego istnieć bo nawet nie zauważył tego że wyszedł z lasu... przeszedł przez sporą łąkę i ominął jeszcze kilkadziesiąt innych miejsc, do zmroku dotarł do gór i szedł tak jeszcze przed siebie jeszcze kilka godzin po zapadnięciu nocy. Droga którą szedł biegła ku górze a dookoła niego rozciągała się pusta przestrzeń, w końcu jednak zatrzymał się przy jednym jedynym drzewie które napotkał po drodze. Ogromny dąb dał mu schronienie miedzy swymi korzeniami, a basior czując się tam bezpiecznie po prostu zasnął.
W nocy jednak śnił mu się ten sam koszmar... Znów ta sama wadera którą nie wiadomo co goni, sen znów urywa się w tym samym miejscu a basior zrywa się znów dysząc. Wyczołguje się z pomiędzy korzeni i wtedy dopiero odkrywa że jest nieznanym mu miejscu poza granicami HOTN i mimo tego nie zamierzał wracać. Po rozejrzeniu się po okolicy ruszył w kierunku lasu który porastał jedną część gór, a dotarłszy do niego zatrzymał się na jego granicy przez chwile się rozglądając a kiedy wszedł do lasu który się przed nim rozciągał doznał deja vu miał cholerne uczucie że kiedyś już tutaj był... mimo że sobie tego w ogóle nie przypominął, wszystko było dla niego podejrzanie znajome. Po pokonaniu kolejnych kroków poczuł jakieś wilki, nie było ich wiele bo zdołał wyczuć zaledwie sześć. Nie chcąc być zauważonym podkradł się by tylko zerknąć i wtedy ją zauważył... w śród wilków była wadera z jego snu, miała brązowo białą sierść i leżała u boku czarnego basiora, a pozostałe cztery wilki spędzały czas na zabawie. Seiye postanowił nie podchodzić bliżej, chcąc pomyśleć nieco się oddalił i usiadł.
Wtedy do się stało, poczuł jak złe siły chcą się ponownie z niego wydostać a ciało zaczyna ulegać transformacji, wstał z miejsca chcąc oddalić się jak najdalej ale zdołał przejść tylko kilka metrów kiedy  padł na ziemie, śnieżno biała sierść stopniowo stawała się czarna a ciało większe niż zwykle, skrzydła praktycznie całkowicie zanikły, oczy stały się złote a czarną już sierść zdobiły czerwone runy. Seiye walczył z tym bezskutecznie... nagle doszło do wybuchu wywołanego energią która wydobyła się z ciała Seiye, nie był już wtedy sobą
Na nieszczęście wybrał stadko które znalazł kilka chwil wcześniej, wtargnąwszy na polanę wzbudził strach w znajdujących się tam wilkach, lecz one mimo strachu były gotowe walczyć... nie wiedzieli jednak na kogo trafiły, chwile później Seiye został zaatakowany, lecz mimo znacznej przewagi wilków szybko się z nimi rozprawił, nie oszczędził nawet wadery która była w ciąży. Wadera mimo głębokich ran zdołała uciec, Seiye podażał za nią do samej przepaści gdzie z dużą siłą staranował waderę wrzucając ją w przepaść następnie przeraźliwie wyjąc zniknął w lesie
Nazajutrz rano budząc się z przeraźliwym bólem głowy, podniósł się z ziemi czując ostrą woń krwi gwałtownie sie rozejrzał, widząc wszystko dookoła dotarło do niego że to coś z jego snu co goniło waderę to był on... od był sprawcą tego wszystkiego...
Od tej chwili zaczął się bać, bać samego siebie uciekł z tego miejsca mając łzy w oczach schronił się wśród korzeni dębu, był mordercą... nie chciał wrócić do domu... Bał się tego ze to samo stanie sią w stadzie hotn... siedząc wśród korzeni ciągle powtarzał przerażony, nie mogę tam wrócić... jestem mordercą...

(nie, nie chcę odejść ze stada, żeby nie było :P  )