16 marca 2015

Daydreamer & Nighthinker.

Od razu mówię, że wydarzenia tutaj zamieszczone są tak jakby sprzed kilku miesięcy. Takie nadrabianie mojej nieobecności i tej jednej niepodpisanej LO.
Z góry sorasy za powtórzenia. :x


~


~

Αsk not the sun why she sets
Why she shrouds her light away
Or why she hides her glowing gaze
When night turns crimson gold to grey

For silent falls the guilty sun
As day to dark does turn
One simple truth she dare not speak:
Her light can only blind and burn

Popiół.
Z kolejnymi podmuchami wiatru przybywało go coraz więcej.
Szary, sypki
Popiół.

Przepełniona żywą zielenią trawa jałowiała z każdą sekundą, by końcu każde źdźbło w zasięgu wzroku straciło swą barwę zastępując ją szarą, brudną pustką, która zdawała się pożerać wszystko, co tylko napotakła na swej drodze.
Wkrótce i kora z drzew zczarniała, jakoby właśnie ustały dręczyć ją krwistoczerwone płomienie. Liście, kiedyś tak pięknie przyozdabiały gałęzie, nadawały bujności i w pewnym stopniu siły swym nosicielom. Teraz zbrązowiały i nie mogąc utrzymać się już na zwęglonym drewnie opadły bezemocjolanie na podłoże, które niemal natychmiastowo przemieniło je w
Popiół.
I chmury opadły na ziemie rozstrzaskując się, uwalniając ze swego wnętrza gęstą, mlecznobiałą mgłę, która zdała się otulić panujące wszechobec zniszczenie.
Kruczoczarna, smolista ciecz oblepiła gwiazdy i pochłoneła księżyć raz po raz kapiąc na suchą i szorstką glebe. Zdawać się można było, ze nie pozostało już nic, kiedy tak trwało się w samym środku.. właściwie czego, czyżby końca? Myślę, że to trafne określenie tego typu zdarzeń.
Tak, z całą pewnością, to prawidłowe określenie. 
A może jednak.. zdmuchniesz świeczkę? 
ŚWIECZKA

Blask, rażące światło wschodzącego słońca bezwstydnie wdarło się do jaskini, gdzie zwykł udawać się na spoczynek Kendal - jeden z tych bardziej "drugoplanowych" osób, jeśli chodzi o angażowanie się w życie Stada Nocy, stada do którego należał.
Promienie dzienne sprawnie obudziły psa jednocześnie wyrywając go z pułapki koszmaru sennego. Mimo to zdawał się być mało zadowolony z tego faktu. Niezgrabnie podniósł wychudzone cielsko i wyprostowawszy długie łapy wyciągnął się próbując przyzwyczaić ślepska do zastałej jasności. Chwile zajęło nim obraz przestał się mrowić i kołysać, a Kendal mógł przejść do swych normalnych czynności.
Wpierw wyjrzał ospale zza próg skalnego mieszkania i tutaj pojawił się kolejny powód do niezadowolenia, wszystko bowiem wskazywało na to, że było dość.. wcześnie. Na oko może szósta, siódma nad ranem. Jednakże nie później, no i też zbytnio nie wcześniej, było w końcu jasno.
Ledwo widoczna mgiełka unosiła się nad trawiastym, mokrym od rosy podłożem, a czyste, zimne powietrze natychmiastowo zderzyło się z pyskiem Kendala. Kichnął.
Wyjątkowo paskudny dzień się zapowiadał - ciepły, a to pewnie skłoni wiele istotek do wyściubienia nosków ze swych grot i nor, a jako iż border był typem samotnika to niezbyt uśmiechało mu się spotykać po drodze nawet potencjalne, kicające jedzenie. Właściwie to minęło już dużo czasu odkąd widział on kogokolwiek żywego, odizolował się, stał się kompletnym samotnikiem, a przecież to wszystko powinno iść w inną stronę. Przecież, przecież.. jako szczeniak był taki towarzyski, chyba.. może trochę? Nie pamiętał. Och, taki młody, a tak się zaniedbał. Już nawet jego umysł wydawał się przybliżać do ciała, ale pies zdawał się w ogóle nie odczuwać swojego stanu.
Jeszcze chwilę stał tak i wpatrywał się w głąb boru, w którym środku przyszło mu się osiedlić i myślał.. i rozmyślał tak, właściwie o niczym istotnym. Potrząsnął łbem i odwrócił się na pięcie, by skierować kroki na koniec jaskini.
Jaskinia ta nie była niczym wyjątkowym, w większości była pusta, jednakże w jednym z rogów znajdowała się sterta futer. Kiedy przyszedł, już tutaj była, a jako iż Kendal lubował się w spaniu na podłodze to postanowił, że w owych futrach ukryje swoje.. coś. Nawet nie wiedział cóż to właściwie było, lecz pewnie ktoś bardziej bogaty w słownictwo nazwałby to dziennikiem, zeszytem, czy nawet na swój sposób pamiętnikiem.
Border przesunął białą łapą po podłożu, a zgromadzone futra jakoby pchnięte przez niewidzialną dłoń uniosły się i z impetem uderzyły o skalną półkę kilka metrów dalej, po czym upadły na ziemie. Odsłoniły tym również ów "zeszyt" nie był on duży, przeciętny. Kendal podchodząc zasiadł zaraz przed nim i kolejnym ruchem łapy otworzył go, strony zmieniały się tak długo aż ukazało się puste miejsce.  Pióro, które również leżało nie opodal podniosło się i poczęło kreślić z początku niewyraźne obrazy, tusz pojawiał się z biegiem czasu, a Kendzio zdążył się już wyłożyć i z zainteresowaniem obserwować to magiczne zdarzenie, którego w końcu był autorem.
Dzienniczek snów, ha! Głupota. Jednakże to jedyne "jakieś" zajęcie, ciekawe i chyba.. rozwijające. Kiedy szary i ponury krajobraz spalonych łąk i lasów skończył się już tworzyć zeszyt zamknął się i wraz z piórem z powrotem powędrował pod futra, które teraz znajdowały się w innej części jaskini.

[...]

Trzask.
Wpierw odgłos łamanej gałązki rozniósł się wokół, a źródło dźwięku najwyraźniej musiało być blisko skoro dosięgło też wnętrza jaskini Kendala. Zaraz potem kolejny hałas, gałąź, tak, z pewnością gdzieś niedaleko upadła gałąź.
Szelest
Drzewo, drzewa. Dwa, nie.. trzy. Może cztery?
Border odwrócił się lustrując spojrzeniem wlot do jaskini, którego próg przekroczyły trzy wierzchołki tutejszych sosen.
Jednak trzy, złamały się trzy drzewa. Tak po prostu? Wątpliwe, choć owszem.. złamane, pod naciskiem. Pod naciskiem?

Zwiastun
Był blisko, majestatyczna, czarna jakoby z samej nocy utkana sylwetka nieznanego stworzenia rozrastała się przy korzeniach trzech powalonych sosen. Wielkie, pierzaste skrzydła jeszcze przez chwile dumnie reprezentowały swą rozpiętość po czym złożyły się przylegając twardo do reszty pierzastego cielska o rogatym łbie, biczowatym ogonie i szponach o wielkości co najmniej dziesięciu centymetrów. Puste oczodoły w których tańczyły dwa, białe ogniki wlepiły swój 'wzrok' w Kendala, który najwyraźniej tego obrotu spraw się nie spodziewał.
Czemu znów się spotykają?
~

~
No mercy for the guilty
Bring down their lying sun
Blood so silver black by night
Upon their faces pale white

Cruel moon, bring the end
The dawn will never rise again

~

- Czego tutaj szukasz, Deidro? - Z sukcesem jednakże ukrywając swe zaniepokojenie zapytał cofając się o krok i przysiadając. Czarny stwór dumnym krokiem wszedł do jaskini, by zaraz zająć miejsce naprzeciwko psa. Wydawać się mogło było, że światło pląsające w miejscu oczu istoty przygasło wraz z przekroczeniem progu groty.

- Zrobiłem coś nie tak? - Dodał delikatnie border, gdy nie doczekał się odpowiedzi na pierwsze zadane pytanie.
- Nie, ale masz coś co dałam ci ja, zabrałam ja, a teraz znów masz to ty. Lecz nie przypominam sobie, bym to oddawała. - Przerwała na chwile, ale nim pies zdążył odpowiedzieć rzekła. - Zagramy w karty. - I to powiedziawszy pomiędzy dwójką rozmówcą pojawiła się talia kart, która zaraz została rozłożona przez swą stwórczynie, miały nieco inny wygląd niż pospolite karty do gry, acz nie różniły się od nich niczym więcej.
- A dokładniej co ci skradłem? - Przechylił nieco pysk, acz zamiast odpowiedzi jedyne co dostał to swoją część kart.
Czarna wyjąwszy ze swojego stosiku króla podsunęła go na środek i wlepiła spojrzenie pustych ślepi w Kendala. Ten jedynie westchnął.

Król.
Joker.

Pies uśmiechnął się pod nosem biorąc swoją jak i wygraną kartę. - Słaby początek to zarówno przegrany koniec.

Walet - walet.
Wojna.
Jeździec - jeździec.
Wojna.
Król.
As.

- As? Gramy tarotami, oszukujesz. - Syknęła czarnoskrzydła. 
- Możliwe. - Zgarnąwszy kolejną wygraną pule zaśmiał się. - Mów czego chcesz, zbyt łatwo się z tobą wygrywa.
Karty zniknęły, na dworze ni z tego ni z owego runęła ulewa, szybko poczęły tworzyć się błotniste kałuże, które zapełniły większość polany na której usadowiona była jaskinia. 
Westchnął, a już myślał, że przesiedzi ten dzień w domu oczekując zmierzchu.
- Dwa dni stąd na północ, kiedy droga się urwie poczniesz zmierzać na zachód, a w trzy dni dojdziesz do celu. Tam znajdziesz osobnika na mój wzór, ale innego pod każdym kątem.
Ma zginąć. Wtedy ja zabiorę to co zostało mi odebrane i zapomnimy o sprawie. 
Poof! I znikło kruczoczarne stworzenie zostawiając po sobie jedynie kłąb szarego, gęstego dymu. Kendalowi przez myśl nie przeszło, by przeciwstawić się słowom skrzydlatej wiedział bowiem dobrze, że sprawić mogła iż jego śmierć jeszcze bardziej nędzna będzie od życia na ziemi. Poza tym ze zwiastunami się nie dyskutuje, a tymi z pustki to już zachowaj boże, by czego złego nie zezwiastowały.
Przemieniwszy się w postać białego jelenia opuścił jaskinie, by skierować się w rozkazanym kierunku. I tak rozpoczęła się podróż daleko poza tereny Herd of The Night.

---

Tak, wiem. Nie umiem pisać, lol. Ale nudzi mi się. I tak.. wszędzie wstawiam tą samą piosenkę, ale co poradzę, że jest taka zajebiaszcza <3

2 komentarze:

  1. [Ciekawe, chociaż akcja tak naglę się zmieniła, że koniec wydaje się za szybko :D Mam nadzieję, że doczekam się kolejnych wydarzeń ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ No bo niby będą dalsze części, jak mnie najdzie xD ]

    / K

    OdpowiedzUsuń